
Czytelnicy mnie podpytywali co robiłam w kwietniu, bo tylko jeden artykuł się pojawił na witrynie. Otóż zajęta byłam!
Sporo mojej uwagi pochłania w tej chwili ogródek. A ogródek przydomowy (choćby niewielki) to niezmiernie ważna sprawa – wiadomo ile potrafią kosztować ekologiczne warzywa i owoce.
Dlatego na blogu pojawiła się nowa zakładka tematyczna „Ogród bez chemii”. Ci co już uprawiają na pewno się z takiej zakładki ucieszą, a tych, co jeszcze nic nie uprawiają mam nadzieję, że zachęcę aby się do tego zabrali.
Za każdym razem gdy mówię o korzyściach wynikających ze spożywania dużych ilości warzyw i owoców (czyli silnego oparcia na nich naszej diety) zawsze znajdzie się jakaś osoba, która rzuci uwagę w stylu „ale dzisiejsze warzywa i owoce są naładowane chemią i pestycydami, lepiej ich nie jeść„.
Dla takich malkontentów mam trzy dobre wiadomości.
Pierwsza jest taka, że wszelkie badania naukowe wykazujące znaczące korzyści zdrowotne ze spożywania warzyw i owoców robione były zawsze na osobach i populacjach jedzących normalne, „sklepowe” warzywa i owoce, a nie ekologiczne i organiczne.
Nie dobierano jednym słowem uczestników badań specjalnie pod kątem ekologiczności jedzonych przez nich warzyw.
To byli „przeciętni Kowalscy”, tacy jak ja czy ty. Swoje owoce i warzywa kupowali w warzywniaku lub markecie.
Druga wiadomość jest taka, że osobiście doświadczyłam poprawy zdrowia właśnie jedząc konwencjonalne warzywa i owoce, ponieważ do ekologicznie uprawianych nie miałam jeszcze wtedy dostępu.
Od tego czasu wszelka propaganda dotycząca rzekomej szkodliwości spożywania sklepowych warzyw i owoców nie robi na mnie wrażenia.
Pozostałości ewentualnych środków ochrony roślin usuwałam domowym, tanim sposobem, opisałam go tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/jak-szybko-i-tanio-usunac-pestycydy-z-warzyw-i-owocow/
Trzecia dobra wiadomość jest taka, że z dostępnymi na polskim rynku warzywami i owocami wcale nie jest tak źle jak głosi miejska legenda.
Wiele osób nie zwróciło uwagi, że szeroko rozpowszechniana na forach i blogach w internecie „parszywa dwunastka najbardziej zanieczyszczonych pestycydami warzyw i owoców” (wywołująca panikę u wielu Polaków), tyczy się badań wykonanych na produktach dostępnych w sprzedaży w USA, ale to nie dotyczy Polski.
A jak jest u nas?
Sytuacja w Polsce jest dużo lepsza pod tym względem: w zasadzie jest duża szansa, że robiąc zakupy w markecie czy warzywniaku trafimy na produkt w którym nie znajdują się żadne mierzalne pozostałości środków ochrony roślin.
Pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/dlaczego-warto-jesc-warzywa-nawet-z-marketu-zamiast-zadnych/
A jeśli chcemy mieć gwarancję całkowicie pozbawionych środków ochrony roślin warzyw i owoców, uprawianych na ziemi bogatej w mikroelementy? I nie ufamy organicznym warzywom z marketu? I nie mamy babci na wsi?
Wtedy… no cóż, trzeba zakasać rękawy i samemu wziąć się do roboty! 🙂
W tym momencie część osób stwierdzi zapewne, że po pierwsze nie mają ogródka, a poza tym uprawianie warzyw to mordęga, za dużo roboty, schylania się, doglądania czy nie zjedzą ślimaki itd. Nawet jak mają miejsce na warzywnik, to nie będą uprawiać bo szkoda zachodu.
Taka nasza mentalność.
Zwróciłam uwagę, że większość domów w Polsce ma wokół najczęściej jedynie ozdobne rabatki z kwiatkami (nawet jeśli znalazłoby się nieco miejsca pod uprawę warzyw to jest tam częstokroć tylko trawnik), podczas gdy domy brytyjskie czy amerykańskie zazwyczaj mają oprócz ozdobnych rabat również przydomowe warzywniki – właśnie na podwyższonych grządkach ułatwiających uprawę nawet nowicjuszom.
W sumie do uprawy warzyw wystarczy nawet balkon, a ilość roboty włożona w uprawę warzyw jest tak naprawdę niewspółmiernie mała w stosunku do frajdy, jaką daje radość z własnych płodów rolnych.
Moja droga od spożywania tylko i wyłącznie sklepowych warzyw i owoców do posiadania ogródka i uprawiania swoich była długa: na początku miałam do dyspozycji tylko parapet, balkon i kilka doniczek kupionych w sieciówce.
Takie były początki mojej przygody z ogrodnictwem kilka lat temu. 🙂
Potem pojawiły się plastikowe wiaderka i wyłożone folią składane koszyki:
W nich rosły ogórki (na zdjęciu poniżej), papryka, pomidory, truskawki, rzodkiewki, sałata, różne zioła.
Nie było przy moim mikro-ogródku jakoś zbyt wiele dużo pracy: sadzonki w większości zakupiłam gotowe od ogrodników, w ciągu sezonu podlewałam, chwastów za dużo nie było, wszystko rosło zgodnie z Bożym planem, a najsłodszy był zawsze moment zbiorów.
Bardzo mnie przy okazji cieszyło też i to, że moje dziecko mogło się przekonać naocznie jak powstaje jedzenie.
Większość nowoczesnych dzieci jest przekonanych, że pieniądze biorą się z bankomatu, a jedzenie ze sklepu. 😉
Potem przeprowadziłam się wraz z rodziną w inne miejsce, gdzie było nieco więcej miejsca na nasz mini-ogródek.
Zamiast uprawiać bezpośrednio w ziemi postawiłam na pojemniki, ponieważ ta forma uprawy bardzo mi się spodobała. Małżonek zbudował wtedy z palet drewnianą podwyższoną skrzynkę, a wyglądało to krok po kroku tak:
Oczywiście część roślin nadal był uprawiana w pojemnikach, ale te większe jak papryka czy pomidory powędrowały do widocznej powyżej podwyższonej grządki zbudowanej z palet.
Jakie są zalety podwyższonej grządki?
Jest ich sporo:
- mamy większą kontrolę nad uprawą
- oszczędzamy kręgosłup i kolana
- zmniejszamy ryzyko zaatakowania upraw przez ślimaki, psy, koty itd. (utrudniony dostęp)
- przygruntowe przymrozki nie uszkodzą naszych upraw, które są nad ziemią
- ziemia lepiej się nagrzewa, przez co ciepłolubne rośliny rosną lepiej
- w każdym pojemniku można dopasować warunki uprawy (ziemię, nawóz itd.) do danej rośliny.
Wadą tego sposobu uprawy są koszty: ziemię po prostu mamy i w niej sobie uprawiamy, a podwyższone grządki czy nawet pojemniki albo wiaderka trzeba sobie zorganizować, najczęściej po prostu kupić.
Ale lecę dalej z moją ogrodową sagą! 😉 Potem czekała mnie i rodzinę kolejna przeprowadzka (w międzyczasie nasze zasoby wzbogaciły się o wysokie skrzynki zbite z desek) i potem kolejna.
Na nowym miejscu część upraw zorganizowaliśmy we wspomnianych skrzynkach z desek, a część na zagonku, tradycyjnie, bezpośrednio w ziemi.
I wtedy właśnie po kilku latach wygodnych upraw w skrzynkach i pojemnikach miałam okazję przez jeden sezon przekonać się po raz pierwszy z czym wiąże się uprawa bezpośrednio w ziemi.
W porównaniu z podwyższonymi grządkami i pojemnikami wspominam to jako koszmar.
Do komfortu jednak się człowiek przyzwyczaja! 😉
Dlatego w tym roku postanowiliśmy postawić w miejscu zagonka skrzynki: wyliczyliśmy, że potrzebujemy ich kilkanaście sztuk. To spory wydatek, a sprawa była konieczna do rozwiązania „na już” – zbliżał się sezon siania i sadzenia.
Jak zatem tanim kosztem mieć w ogródku podwyższone grządki? Jest pewien fajny sposób i dzisiaj chcę się nim z czytelnikami podzielić.
Rozwiązaniem tanim i wygodnym są nadstawki paletowe. Koszt używanej to 20-35 zł za sztukę. A wygląda to cudo tak:
Kupić je można w firmach zajmujących się obrotem palet albo nawet i na Allegro. Niczego nie musimy zbijać i samemu budować.
Jedyne co musimy zrobić to złożyć je razem (włożyć jedna w drugą) niczym klocki Lego (u mnie to dwie sztuki, ale jak ktoś woli mieć wyższą skrzynkę to i trzy) i ustawić na przykrytej agrowłókniną ziemi.
Można nasze skrzynki pomalować od zewnątrz drewnochronem aby nadać im jakiś estetyczny kolor, po czym wypełnić je należy ziemią (najlepiej gdyby to było czyste i odchwaszczone podłoże do warzyw zakupione w ogrodniczym, ewentualnie możemy użyć ziemię z zagonka lub innej części ogrodu).
Aby utrudnić ślimakom życie (szczególnie tym bez skorupki, wyjątkowo ich nie lubię bo dobrały się swego czasu do mojego jarmużu, kapusty i pekinki) dobrze jest wysypać przestrzenie pomiędzy skrzynkami żwirkiem. Ja dodatkowo ułożyłam płyty chodnikowe (miałam je z odzysku, z innej części ogrodu).
I tak właśnie wygląda mój wymarzony warzywnik – od plastikowych wiader do pięknego warzywnika moja droga była długa, ale warto: to jest inwestycja na lata, zapewniająca komfortową uprawę własnych (czyli 100% ekologicznych) warzyw.
Oczywiście od razu wsadziłam do ziemi sadzonki bobu (zielonego w trzech odmianach i czerwonego karmazyna), które już na przełomie lutego i marca zasiałam do rolek po papierze toaletowym (cały rok zbieram te rolki, nie wyrzucam ich).
Ten sposób na sadzonki sprawdził mi się w zeszłym roku: papierowe rolki rozkładają się potem w ziemi tworząc dodatkowy nawóz, a ja oszczędzam na zakupie plastikowych pojemników (np. wielodoniczek).
Jako podstawek pod moje sadzonki używam opakowań po warzywach zakupionych w markecie (szczególnie wygodne, bo głębokie i wykonane z dosyć twardego tworzywa, są opakowania po pieczarkach).
A bób uwielbiam i mogę zajadać kilogramami, (jeśli pamiętacie jest to roślina strączkowa namiętnie jadana przez długowiecznych Sardyńczyków), można go skubać na surowo, ugotować ziarenka na parze lub w zupie, zrobić pastę do pieczywa, zamrozić, ususzyć jak fasolę na zimę itd.
Więc u mnie bobu dużo w tym sezonie będzie rosło.
Oczywiście nie wszystko jestem w stanie uprawiać, część warzyw i owoców wciąż muszę niestety dokupić. Początkująca jeszcze wciąż ze mnie ogrodniczka, choć sporo się uczę. Radość z własnych zbiorów jest jednak niesamowita, a smak… co tu dużo mówić! 🙂
Ponadto prace w ogródku są pożyteczne jeszcze z innych względów: zapewniają nieco ruchu i aktywności tak dla mięśni jak i dla szarych komórek. Kontakt z ziemią wycisza i ma na człowieka dobroczynny wpływ (o „witaminie Z” oraz uziemianiu pisałam tutaj, zachęcam do lektury: [klik].
Kontakt z ziemią wzbogaca też naszą mikroflorę jelitową, o czym pisała dr R. Chutkan w swojej książce „Dobre bakterie”.
Przy okazji pragnę rozwiać mit jakoby ekologiczne warzywa i owoce poznać po tym, że są powykrzywiane, malutkie, z robakiem, plamkami, parchate itd., a jak są coś podejrzanie ładne i duże, to nie mogą być ekologiczne.
A jak jest naprawdę?
Jeśli takie liche warzywa i owoce spotkacie na rynku, to wiedzcie, że od marnego gospodarza je kupujecie. Z moich osobistych doświadczeń wynika, że ekologiczne warzywa i owoce z własnych upraw są zdrowe i dorodne (choć czasem faktycznie mogą być nieco mniejsze od kupnych, ale nie zawsze).
Jeśli więc ktoś chce wam sprzedać małe, robaczywe i parchate zachwalając je jako ekologiczne, to znaczyć może, że te dorodne zatrzymał dla swojej rodziny, a te marne chce komuś sprzedać pod płaszczykiem „ekologiczności”.
Prawda jest jednak taka, że na zdrowej i zadbanej ziemi rosną zdrowe i dorodne płody, a jak przylezie robal to ty, gospodarzu, jesteś od tego aby go jak najszybciej stwierdzić i sposobami naturalnymi się pozbyć.
Jeśli zatem ktoś ma mizerne, robaczywe plony, to i lichy gospodarz z niego.
Nie dajmy się nigdy nabierać na ten pokutujący w społeczeństwie mit „zdrowych robaczywych warzyw i owoców ekologicznych”.
To jest zwyczajnie nieprawda. 🙂
Na koniec zachęcam czytelników z całego serca aby uprawiali coś swojego.
Na parapecie, balkonie, tarasie, w ogródku. W donicy, skrzynce, wiaderku – każde miejsce jest dobre!
A teraz akurat jest najwyższa pora na rozpoczęcie produkcji, sianie nasion i wysadzanie do gruntu sadzonek.
Niech nikt nie ma wątpliwości, że korzyści z uprawiania własnych (choćby najskromniejszych) plonów i kontaktu z naturą sięgają dalej nawet niż korzyści płynące z ich spożywania! 🙂

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, edukatorka, niestrudzona promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Od 2012 r. prowadzi poczytny blog Akademia Witalności, poświęcony tematyce profilaktyki zdrowotnej. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Gosia napisał(a):
Bardzo sie cieszę na takie artykuły o ogrodnictwie- uwielbiam:) od 4 lat tez hoduje swoje warzywka i juz nawet pozyskuje swoje nasionka i tak z roku na rok tylko czekam aż zacznie sie sezon na sadzenie 🙂 pozdrawia wierna czytelniczka 🙂
Marlena napisał(a):
To podobnie jak u mnie, też nasionka mam już częściowo swoje. Pozdrawiam wiosennie wzajemnie! 🙂
Agata napisał(a):
Również jestem początkującym ogrodnikiem, czekam z niecierpliwością na kolejne artykuły. Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Będę się dzielić swoimi (skromnymi póki co) doświadczeniami na pewno! 🙂
Barbara napisał(a):
Piękne konstrukcje! 🙂 Na parchy, robaki i itp. oraz jako wspaniałe odżywki dla gleby polecam gorąco bioemy – szczególnie przydatne będą w takich skrzyniach, gdzie ziemia ma małe możliwości wymiany mam sprawdzoną firmę, ale nie wiem, czy tu wolno reklamować, choć bardzo się powinno :). Jest jeszcze świetny humusowy preparat (ja uznaję tylko taki w czarnym proszku), który też pomaga w regeneracji gleby. Ja z piaszczystego ugoru „odzyskałam” kawałek ziemi pod warzywniak i już jesienią jakość gleby była zupełnie inna i pięknie zatrzymywała wodę. Dobrą zabawą jest tzw. uprawa współrzędna – całą zimę bawię się w układanie planów, co z czym siać 🙂 A na ślimaki, a także jako świetną ekoodżywkę dla roślin polecam siarczan magnezu, zaś na choroby grzybowe – opryski z roztworu sody oczyszczonej. A dodatkowo (nawet przy małym ogródku) warto stosować kalendarz biodynamiczny Przybylaków (wyd. Gaj). Pozdrawiam i życzę wielkich plonów! 🙂
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Barbaro!
Teraz ogródek nareszcie wygląda tak jak sobie wymarzyłam. 🙂
Bioemy stosowałam bodaj w drugim roku moich prób ogrodniczych, potem zapomniałam o nich.
Janka napisał(a):
Barbara a jak Ty robisz te roztwory ??
Eliza napisał(a):
Bardzo fajny pomysł
Karo napisał(a):
Co przypomina mi, ze czas juz zajac sie moim „ogrodkiem” na balkonie:)
Renata napisał(a):
„Bioemy” możemy sobie sami wyhodować robiąc gnojówki z ziół (pokrzywy, mniszka, skrzypu, wrotycza, piołunu, żywokostu i innych). Gnojówki działają prozdrowotnie, zawierają dostępne mikroelementy, wzbogacają życie biologiczne gleby.
Marlena napisał(a):
A gnojówki to robię z ziół jak najbardziej, stary i sprawdzony sposób przy uprawach ekologicznych.
Natka napisał(a):
Marlenko! Mnie w tym roku też naszło, aby w ramach eksperymentu na razie uprawiać warzywa na podwyższonych grządkach, zobaczymy, co z tego wyjdzie. Miałaś rewelacyjny pomysł na wykorzystanie tych nadstawek! Czekam na kolejne wpisy że zdjęciami plonów. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Dzięki, Natka. Mam nadzieję, że komuś się ten pomysł przyda! 🙂
Pozdrawiam cieplutko wzajemnie <3
Helena napisał(a):
Uwielbiam bób pod każdą postacią. Słyszałam jednak, że surowy jest lekko trujący. A taki jest najsmaczniejszy. Czy to prawda? U mnie bób siany w odstępie dwóch tygodni zajmie dużą część ogródka. Obok niego zawsze zielony groszek. Potem całe godziny spędzam na jego pożeraniu. Uwielbiam.
Marlena napisał(a):
Heleno, bób może szkodzić osobom które mają genetyczny niedobór pewnego enzymu (dehydrogenaza glukozo-6-fosforanowa, G6PD). Stan ten nazywany jest w medycynie „fawizm”, nazwa pochodzi od łacińskiej nazwy bobu (Vicia faba). Jako ciekawostkę dodam, że takim osobom szkodzić będą też dożylne aplikacje z witaminy C, dlatego przed zabiegami dożylnymi z witaminą C powinno zawsze zbadać się pacjenta pod kątem G6PD, aczkolwiek w Polsce na ten defekt genetyczny cierpi tylko 0,1% populacji, a na całym świecie tylko 200 mln osób.
A zielony groszek też uwielbiam i mogę jeść tonami! 🙂
Dorota napisał(a):
Świetny pomysł na podwyższoną skrzynkę! Jakby ją jeszcze zaimpregnować jakim kolorem? Pomyślę 🙂 A co ślimaków, piszesz Marleno, że dobrze jest wysypać żwirek. Nie wiem, czy wiesz, że barierę nie do przejścia dla tych stworzeń stanowią trociny? Stale korzystam z Twojej strony, od dwóch miesięcy jestem na diecie nutritariańskiej, piekę chleb z Twojego przepisu i… kwitnę! Dziękuję za tę moc przydatnych informacji, serdecznie pozdrawiam 🙂
Dorota napisał(a):
Miało być „co do ślimaków” oczywiście 🙂
Marlena napisał(a):
Doroto, bardzo się cieszę, rozkwitaj i raduj się życiem! 🙂
Pozdrawiam cieplutko wzajemnie <3
Justyna napisał(a):
Witam wszystkich,
dla tych, którzy mają działkę i chcieliby na większą skalę zastosować uprawę w podwyższonych grządkach przesyłam link z efektami takiej uprawy:
https://treborok.wordpress.com/zadziwiajacy-ogrod-igora-ladowa/
A odnośnie gnojówki. Gnojówkę robi się najczęściej z pokrzywy aby zasilić pomidory. Jest też inny „bezwonny” sposób. Kiedy robię dołki aby wkopać pomidory to na dno każdego dołka wrzucam posiekaną pokrzywę. Pomidor rośnie i cały czas pobiera potrzebne składniki z rozkładającej się pokrzywy.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Justyno, świetny ogród ma ten pan. Dzięki za pomysł z pokrzywami, wypróbuję! 🙂
Anielka napisał(a):
Fajny pomysł. Spróbuję w tym roku, ale „gnojówka” z pokrzywy i tak będzie, bo podlewanie nią świetnie odstrasza wszelkie szkodniki. 🙂 A mój sposób na tanie użyźnianie ziemi , to zasilanie wszelkimi fusami. Kawa, herbata, zioła sprawiły że z piachu zrobiła się fajna , czarna ziemia i kwiaty koło domu okazują wdzięczność .
Marlena napisał(a):
Nawóz jest też świetny ze skórek banana: wrzucamy je do blendera razem z fusami kawy, skorupkami od jajek i 1/4 łyżeczki soli Epsom. Blendujemy z wodą, przez co mamy nawóz bogaty m.in. w potas, magnez, wapń, siarkę itd. – takie błotko albo od razu dajemy pod osłabioną roślinę albo rozcieńczamy z wodą i podlewamy.
Krzysztof napisał(a):
Koleiny fajny artykuł😊 a to podobny sposób z paletami. https://m.facebook.com/story.php?story_fbid=424140754632849&id=100011107833663
Krystyna napisał(a):
Moja siostra miała na wsi ekologiczny ogródek.
Jeszcze wtedy mało się o tym mówiło, ale ona była wegetarianką.
Jej warzywa były ogromne i bardzo smaczne ,
tak smaczne ,że do tej pory wspominam ich smak i nie mogę go odnaleźć.
Obecnie w innym miejscu zrobiła ogródek ekologiczny, ale też trwało to lata,
bo ziemia lubi jak ją się dogląda we właściwy sposób.
Masz rację ekologiczne to nie znaczy małe i parchate.
Są po prostu chore z niedożywienia tak jak my ludzie.
Łukasz napisał(a):
Podobno szkodniki i choroby atakują rośliny wtedy, gdy są one słabe i niedożywione (jak u ludzi) z powodu wyjałowionej gleby. Podobno świetnym sposobem na przywrócenie dobrej jakości gleby jest jej ściółkowanie i nie przekopywanie. Świetnie pokazuje to i tłumaczy w tym filmie ten pan: https://www.youtube.com/watch?v=6rPPUmStKQ4
basia napisał(a):
Brawo, pięknie przygotowałaś się do sezonu ! 🙂 Będę cierpliwie czekać na zdjęcia „zapełnionych” grządek :).
Super pomysł z tymi nadstawkami – zapisuję na liście „must have”.
U mnie na działce ( na razie w sposób tradycyjny tj. wprost do ziemi) wysiałam już z dziećmi rzodkiewkę, buraki, marchew i pietruszkę …dziś dokupiłam nasionka : sałaty, groszku, fasoli szparagowej i buraka liściowego.
Ja ułatwiam sobie hodowanie warzywek wykładając pomiędzy rządkami agrotkaninę ( taką grubą , plecioną plastikową) dzięki temu rozwiązania „wyciągamy” chwasty tylko spomiędzy zasadzonych roślinek 🙂
A truskaweczki które zasadziłam w zeszłym roku ( tez na agrotkaninie) już zaczynają kwitnąć 🙂
Bardzo to cieszy oczy i serce !
gajowy napisał(a):
Polecam kulturę wodną dla warzyw lubiących dużą wilgotność. Sprawdza się przy hodowaniu Pak-Choi i Rukwi Wodnej. Zaletą jest brak konieczności stosowania (i wymiany) substratu, brak potrzeby podlewania i czystość instalacji – dobre na balkon. Do uprawy wykorzystujemy dużą mocną skrzynkę wypełnioną wodą. Na ściance skrzynki wieszamy tzw. kaskadę – mały filtr akwarystyczny – chodzący non stop (potrzebny prąd). Rośliny rosną w małych ażurowych donicznkach (z odrobiną substratu) umieszczonych w wywierconych dziurach płyty styropianowej. Płyta ta docięta do wymiarów skrzynki pływa sobie na wodzie. Mimo niezbyt tradycyjnej technologii można stosować pełne nawożenie organiczne – ja stosuję Biosevia plus odrobinę krzemianu potasu – bo filtr akwarystyczny pamału, siłą bakterii, mineralizuje organikę. Oprócz tego filtr miesza i napowietrza wodę (konieczne w kulturze wodnej) Prowadzenie tego ustrojstwa przypomina trochę prowadzenie akwarium (tyle że wymaga mniej zabiegów). Dlatego polecam to przede wszystkim ludziom, którzy mieli trochę do czynienia z akwarystyką.
Micha napisał(a):
Takie pytanie mi się nasuwa – czy w podwyższonych grządkach trzeba co jakiś czas wymieniać ziemię?
Marlena napisał(a):
Nie ma takiej konieczności.
Iga napisał(a):
Ja rękawy zakasałam 7 lat temu bo po to przeprowadziliśmy się z miasta na wieś aby mieć własne warzywa. Uprawiamy ekologicznie tylko, dużą działkę i jest to faktycznie „mordęga”
i ogrom pacy! Ale kochamy to a szczególnie wspaniałe zdrowe warzywa i satysfakcję że mamy je i potrafimy to zrobić i możemy jeść ekologicznie.
Robimy też własny kompost, gnojówki więc u nas nic się nie marnuje. Ciągle się też dalej uczymy.
Zauważylismy u siebie poprawę kondycji i samopoczucia. Po prostu czujemyy się i wyglądamy
młodziej a i zdrowie poprawiło się diametralnie na tej żywności.
Swietnie, że pani o tym pisze!!!
Agnieszka Adameczek napisał(a):
Fajnie obserwowac Twoj ogrod Marleno! Uprawiam warzywa i ziola w podwyzszonych grzadkach od kilku lat, od roku dodatkowo mam dzialke. I uwielbiam bycie mikro-rolnikiem, chociaz walcze codziennie ze slimakami i szkocka pogoda:-) Weszlam na bloga bo wlasnie sluchalam wywiadow z Food Revolution Summit i myslalam o Tobie i o tym jak cudownie szerzysz wiedze o zdrowiu w polskim internecie. Twoja ksiazke z przepisami tez bardzo sobie cenie. Dziekuje, pozdrawiam i zycze obfitych zbiorow w tym roku
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Agnieszko, też uczestniczyłam w Food Revolution Summit, znakomici goście zostali zaproszeni i świetne wywiady.
Pozdrowienia i życzenia obfitych plonów przesyłam wzajemnie! 🙂
Magda napisał(a):
Witaj Marleno.
Herbata nie działa na czarne mszyce, wczoraj spryskałam, a dzisiaj mają się dobrze, siedzą na pąkach kwiatowych kaliny.
Marlena napisał(a):
Na mszyce stosowaliśmy skutecznie swego czasu oprysk z dodatkiem płynu do naczyń i octu. Potem należy je zmyć strumieniem czystej wody.
Olek napisał(a):
Jedzenie przed posiłkiem warto błogosławić. Odmówienie modlitwy przed posiłkiem powoduje że jedzenie nie będzie szkodzić. Dotyczy to oczywiście tego na co nie mamy wpływu np. chemia w jedzeniu. Jeśli zaś na coś mamy wpływ np. ilość jedzenia – obżarstwo to mamy wolną wolę. Proponuje poczytać o katolickiej modlitwie przed jedzeniem.
Marlena napisał(a):
Zgadza się, nasze intencje mają wielką potęgę. O błogosławieniu pożywienia przed jedzeniem pisałam nawet tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/potega-naszych-intencji-czyli-eksperyment-z-ryzem/
Praktyka błogosławienia pokarmu nie jest specyficzna dla tradycji jedynie katolickiej, lecz jest obecna we wszystkich kulturach na naszej planecie.
szejna napisał(a):
Baruch ata Adonaj Elochejnu Melech haolam aszer kidszanu bemicwotaw weciwanu al lechem minhaarec, bore prihagafen amen amen amen.Wypowiadac ta modlitwe hebrajska po umyciu raczek wymawiajac na zakonczeniu „al nitilat jadajim „.Mazel Tow !
Marlena napisał(a):
Każda kultura ma swoje modlitwy dziękczynne i błogosławiące jeśli chodzi o pożywienie. Hebrajska brzmi bardzo ładnie, choć z całości rozumiem jedynie „Mazel Tow”. 😉
Monika napisał(a):
Dzień dobry Marleno, przepraszam, że piszę pod tym postem, bo chciałabym poruszyć inny temat, ale myślę, że nie będziesz miała mi za złe 🙂 chciałam zapytać, co sądzisz o śniadaniach białkowo-tluszczowych i suplementacji L-glutamina?
Marlena napisał(a):
Nie ma żadnych dowodów że białkowo-tłuszczowe śniadanie jest lepsze niż jakieś inne. Pani Charlotte Gerson dobiegnie zaraz setki, a na śniadanie wcina codziennie owsiankę z owocami i soczek pomarańczowy. Każdemu daj Boże. 😉
L-glutamina ma wpływ na naprawę wyściółki jelit, jeśli komuś pomaga to niech bierze. Naturalnym źródłem tego aminokwasu jest sok z kapusty – ma naukowo udowodnione działanie naprawiające jelita. Tanio i skutecznie! 🙂
Jaga napisał(a):
Proszę o informację w jaki sposób robi się gnojówkę? Jestem początkującym ogrodnikiem.
Marlena napisał(a):
Bardzo prosto: tniemy pokrzywę i zalewamy w jakimś plastikowym wiaderku wodą (stosunek ok. 1 do 10, czyli kilo pokrzywy i 10 litrów wody), po czym nakrywamy ściereczką i zostawiamy na tydzień-dwa do fermentacji (zapach jest nieciekawy, więc raczej z dala od domu). Jak zniknie pianka i płyn się zrobi brązowy to znaczy że gotowe. Taką gnojówkę rozcieńczamy wodą (stosunek znowu 1 do 10) i podlewamy grządki.
robertr napisał(a):
Gnojówkę z pokrzywy robię trochę inaczej – woda, pokrzywa i dużo cukru – pożywka dla rosnących bakterii (można stosować melasę, lecz ryzyko duże – chemia, opryski). Najlepiej napowietrzać, mieszając lub jakąś akwaryjną pompką. Trzy dni gotowe – nazwijmy to herbatką z pokrzywy – ma przyjemny kwaśny zapach i smak. Dokładnie trzy dni nie dłużej nie krócej jest gotowa. Wszyscy producenci EM-ów tak namnażają (z grubsza) swoje wyroby.
Marlena napisał(a):
Dobrze wiedzieć, wypróbuję, dzięki! 🙂
Małgorzata napisał(a):
Pani Marleno, zupełnie na inny temat, ale chciałabym zapytać, co sądzi Pani na temat wyciskarki do soków z warzyw i owoców.
Mam od bardzo dawna sokowirówkę, używam jej i jestem zadowolona. Ale mówi się ostatnio sporo o wyciskarkach, że zachowują o wiele więcej witamin z wyciskanych warzyw i owoców.
Czy uważa Pani, że warto zainwestować w wyciskarkę?
A czy Pani używa wyciskarkę czy sokowirówkę?
Dziękuję.
Marlena napisał(a):
Małgorzato, soki z sokowirówki będą zawsze lepsze niż żadne, a te z wyciskarki będą lepsze i smaczniejsze od tych z sokowirówki. Ja mam wyciskarkę, a teraz w ostatnich latach już ceny tych urządzeń bardzo się obniżyły, można dostać wyciskarkę w całkiem przyzwoitej jakości za ok. 300 zł (ostatnio były w Biedronce, bratu kupiłam w prezencie, okazała się całkiem niezła, również w Lidlu ostatnio były, są też w wielu elektromarketach), a jeszcze niedawno (4-5 lat temu) były dostępne tylko takie wyciskarki za 2-3 tysiące zł. Więc „idzie nowe” i idzie ku lepszemu w tej kwestii. 🙂
Kasz napisał(a):
Marleno, pełen podziw z mojej strony! Ja dotychczas użytkowałam mini zagonek koło domu, ale już np. takie pomidorki czy truskawki rosły sobie w doniczkach, żeby oszczędzić miejsce. Niezmiennie jednak widzę, że idę (nie tylko ja 😉 ) w kierunku, który mój ojciec określa: i tak skończymy na głębokiej wsi, samowystarczalni 😉 Żeby nie było, on to mówi z rozmarzeniem :))
Serdecznie Cię pozdrawiam!
Tomek:) napisał(a):
Wiem, że nie jesteś lekarzem, ale chciałem się spytać co mogłabyś polecić dla starszej schorowanej osoby, która ma wrzody żołądka i częste bóle po spożyciu leków czy nieodpowiednich pokarmów.
Marlena napisał(a):
Przestać sobie robić to wszystko co jest dla nas szkodliwe – to pierwsza sprawa. Druga – można spróbować codziennego soku z kapusty.
Grzesiek napisał(a):
Marleno
Czy z sezonu na sezon przekopujesz te podwyższone grządki? Na jesień siejesz jakiś zielony kompost? Ściółkujesz czymś w czasie uprawy i na zimę?
Pozdrowienia
Marlena napisał(a):
Tak, ziemia musi być wzruszona by odzyskać pulchność po zimie. Natomiast nie siałam póki co niczego, tylko zasilałam na wiosnę nawozem (gotowym kompostem + trochę obornika). Upraw nie ściółkowałam jeszcze, ale noszę się z zamiarem wypróbowania sposobu pokazanego w filmie „Back to Eden” (ściółkowanie zrębkami drzewnymi) https://www.youtube.com/watch?v=6rPPUmStKQ4
POWER napisał(a):
Z tego co pamiętam kiedyś pisałaś, że kwasy omega 3 lepiej przyjmować z produktów roślinnych. Co prawda, może i znajduję się ich więcej w np. oleju lnianym, ale konwersja ALA do DHA i EPA jest słaba.
https://analitykadietetyczna.wordpress.com/2016/12/16/roslinne-a-zwierzece-zrodla-kwasow-omega-3/
Marlena napisał(a):
Tak, ja znam oficjalne stanowisko akademickich dietetyków w tej sprawie (jedzcie ryby i mięso bo bez nich umrzecie), natomiast bardziej skłaniam się ku poglądom praktyków, a nie teoretyków. Na przykład przeczytaj dla równowagi co ma do powiedzenia na temat Omega-3 (ryb, lnu itd.) dr C. Esselstyn z Cleveland Clinic, który dietą leczy ludzi: https://www.dresselstyn.com/site/faq/
Przy diecie roślinnej opartej na naturalnych produktach całościowych (żywienie bezolejowe) ta konwersja jest wystarczająca. W zalinkowanym badaniu natomiast gdzie wyszło, że tylko parę procent konwersji – nie wiemy jaki rodzaj diety mieli uczestnicy, a od tego zależy nasza konwersja: im bardziej dieta jest „tradycyjna” (przetworzona, uboga odżywczo, zawalona smażeninami, kwasami Omega-6 i transami), tym bardziej traci się zdolność do konwersji ALA w długołańcuchowe kwasy. Gospodarka tłuszczowa u zdrowego człowieka powinna pracować jak w zegarku, ale w tym celu musimy się żywić w sposób naturalny, bez zbytniego przetwarzania, smażenia itd. – to nam bowiem rozwala nasze enzymy i powoduje niedobór wielu innych kofaktorów niezbędnych do przemian biochemicznych.
POWER napisał(a):
Piszesz, że wystarczający. Ok, ale czy poziom DHA i EPA jest na tyle odpowiedni, że działa profilaktycznie(bo przecież o to chodzi). Tak samo można postawić pytanie czy dla osoby, która odżywia się ”śmieciowo” lepsze będzie pobieranie DHA I EPA z ryb czy z pokarmów roślinnych.
Dr Ewa Dąbrowska w swoim wykładzie też wspominała(o ile dobrze pamiętam) o słabej konwersji ALA do DHA i EPA z siemienia lnianego.
Marlena napisał(a):
Nie wiem, ale mogę powiedzieć tylko tyle: pacjenci Esselstyna którzy mieli umrzeć na choroby układu krążenia ponad 20 lat temu nadal żyją (na diecie wegańskiej bezolejowej) i przez cały ten czas nie pożarli ani pikograma ryby ani nie wzięli suplementów DHA czy EPA. Jedzą zgodnie z zaleceniami dra Esselstyna siemię i nasiona chia – tak jak robią to ludzie z plemienia Tarahumara https://pl.wikipedia.org/wiki/Tarahumara
POWER napisał(a):
Czy według Ciebie połączenie kurkumy z pieprzem może być niezdrowe? Co na ten temat mówią oficjalne badania?
Marlena napisał(a):
To już musisz zapytać się autora tego tekstu czy ma na to jakieś badania. Mnie nic na ten temat nie wiadomo. Tekst wygląda jak reklama określonej marki preparatu z kurkuminą moim zdaniem. 😉
Postrzeganie składników żywności w taki redukcjonistyczny sposób jest moim zdaniem bezsensowne. Warto bowiem zdać sobie sprawę, że ludzkość od zarania dziejów spożywała żywność, a nie wyizolowane suplementy. W żywności składniki działają na zasadzie synergii, a w suplementach niekoniecznie. W wielu kulturach używało się i nadal się używa mieszanek przypraw gdzie kurkuma występuje z innymi, a nie samodzielnie. Chcemy być koniecznie mądrzejsi od natury i samego Pana Boga, tymczasem tak naprawdę wystarczy jeść prawdziwe jedzenie, a nie drogie wymyślne suplementy, których konieczność spożywania (i rzekomą wyższość nad naturalnym pożywieniem) chcą nam wmówić ich producenci.
Dróg i mechanizmów neutralizowania i wydalania toksyn Bozia na szczęście dała nam sporo, więc może być i tak, że mimo wszystko w przypadku połączenia kurkumy z pieprzem mamy wciąż przewagę korzyści nad ewentualnymi „szkodami” wynikającymi ze spowolnienia glukuronidacji przez piperynę.
POWER napisał(a):
Też nie ufam suplementom. Póki co nic nie biorę, ludzie skorzystaliby dużo bardziej gdyby jedli owoce, warzywa i inne zdrowe pożywienie zamiast łykać tabsy.
Tylko większość z nich nawet nie wie, że ze zdrowej żywności można pozyskać np. magnez i wolą kupić coś co jest reklamowane w TV.
A na stawy możesz polecić coś konkretnego(znaczne cieplejsze prawe kolano)? Lekarz mówił, żeby maścią posmarować 😉 ale szkoda kasy i zdrowia bo póki co nic nie boli.
Z innej beczki :
Jestem bardzo wrażliwy na jedzenie, jeśli odżywiam się zdrowo czuje się dobrze, jeśli spożyje tak jak ostatnio kawałek(dosłownie) kaszanki, kiełbasy od razu czuje pogorszenie samopoczucia.
Też tak masz?
Jestem też ciekaw czy można jakoś wyjaśnić niemal eforyczny stan(znaczna poprawa samopoczucia oraz możliwości intelektualnych) po spożyciu takich przypraw jak Imbir i kurkuma.
Co ciekawe ten stan wystąpił kilka razy, teraz już go nie obserwuje a samopoczucie i funkcje poznawcze ustabilizowały się na lepszym poziomie.
Jasne to wszystko jest subiektywne, ale staram się podchodzić do tego jak najbardziej obiektywnie:)
Marlena napisał(a):
Jeśli ktoś ma głębokie niedobory lub już choruje na coś i jego zapotrzebowanie na składniki odżywcze się gwałtownie zwiększa to suplementacja jest jak najbardziej wskazana. Natomiast bezzasadne łykanie pewnych suplementów (w szczególności aminokwasów, żelaza i kilku innych mikroelementów, długołańcuchowych kwasów tłuszczowych Omega-3 i paru innych rzeczy, których nadmiar w ustroju nie jest wskazany) długoterminowo nie jest konieczne ani celowe u człowieka zdrowego.
Jeśli kolano jest ciepłe to wskazuje na stan zapalny, bowiem tam gdzie jest stan zapalny mamy do czynienia z pięcioma symptomami (nie wszystkie muszą wystąpić jednocześnie): zaczerwienienie (rubor), ból (dolor), podwyższona temperatura (calor), obrzęk (tumor), zaburzenie funkcji tkanki (functio laesa).
Tak więc dieta musi być antyzapalna, mocno osadzona roślinnie, jakieś przetworzone czerwone mięsa sobie daruj – nie ma w nich nic antyzapalnego, wręcz przeciwnie – takie żarcie działa prozapalnie, to wylęgarnia wolnych rodników.
Spróbuj brać witaminę C do nasycenia. Pij codziennie świeżo wyciskane soki warzywno-owocowe. Sprawdź poziom witaminy D w ustroju. Używaj dużo przypraw o wysokim ORAC (moc antyoksydacyjna) jak cynamon, goździki, kurkuma, imbir, cayenne itd. – to jest jedzenie a nie lek, nie zaszkodzi, a pomóc może. Na kolano wypróbuj ciepłe okłady z oleju rycynowego (bawełnianą flanelkę zwilż olejkiem, owiń kolano, na to kawałek folii by się nie poplamić, na to jakiś ręczniczek i na to poduszka elektryczna lub termofor by ogrzewać). Flanelki nie musisz brać codziennie nowej, pomiędzy kolejnymi aplikacjami przechowuj ją w woreczku foliowym – weź taką flanelkę, którą można spisać na straty, bo nie będzie nadawać się już do prania, po zakończeniu kuracji nadaje się tylko do wyrzucenia, ponieważ rycynowy olej jest praktycznie nie do odeprania. Przy każdej aplikacji sprawdź czy nie trzeba nałożyć dodatkowego olejku, tkanina musi być wyraźnie naolejowana zanim nałożysz ją na ciało. Taki okład trzyma się ok. godziny, można zostawiać nawet na noc. Olej rycynowy pomaga pozbyć się stanów zapalnych, pomocny jest przy torbielach, urazach itp.
Przy stawach rewelacyjnie działa dieta raw food: jemy tylko owoce i warzywa na surowo, w dowolnej formie (sałatka, koktajl, lody itp.) – szczególną moc oczyszczającą mają soczyste owoce, nieco mniejszą warzywa. Zresztą dieta raw food działa rewelacyjnie w ogóle na wszystko, nie tylko na stawy! 🙂
szejna napisał(a):
dobrze czynisz czlowiek , ze ZWLOK nie chcesz juz wiecej spozywac. W zwlokach zamordowanych zwierzat jest krew a krew to zycie pozatym stress zwierzat dzis mordowanych nawet po wykoszerowaniu w uboju lub sola przechodzi na zjadacza. Dlatego tak zjadacze zwlok palaja do siebie miloscia i mamy coraz wiecej POKOJU na swiecie. Widac to w katolickiej naszej Polsce na codzien. Nie chcemy pomoc obcym dajac im schronienie przez wojne w ktoraej mamy swoj udzial , tlumaczac to sfabrykowanym przez nasza europejska wierchuszke teroryzmem , a poza tym nie mozemy DOGADAC sie jak krajan z krajanem w swoim kraju a co dopiero obcych pod strzeche sprowadzac. „Wymagajcie od siebie nawet gdyby inni nie wymagali” – JP II . Jak bedziecie robili to co robia wszyscy , bedziecie mieli to co maja wszyscy!Nie tylko nie jedzcie mies roznych ale i przechodzcie przez ciasna Brame -jak stoi napisane juz przez chrzescijan w brit hadasza czyli NT.Konczyc z alkoholami, papierosami, innymi swinstwami i z miesem. Po miesie przyjdzie kolej na CUKIER kupiony. Wszystko co kupione szkodzi na potege a lekarstwa przepisane i brane latami szkodza jeszcze bardziej. Wielu ludzi madrzeje z wiekiem ,tylko najczesciej jest to wieko od trumny!
Agnieszka napisał(a):
Pani Marleno. Staram się jadać warzywa i owoce eco. Ale do nie wszystkich mam dostęp. Usuwam więc z tych nie eko pescytydy tak, jak Pani zaleca (nawet pakowane sałaty-a może te w szczególności). Ale woda nie jest ani żółta, ani zawiesista. Stężenie kwasku i sody stosuję takie, jak Pani podaje. Z czym to jest związane? Życzę wspaniałych zbiorów w Pani ogródku :-).
Marlena napisał(a):
Związane jest to z tym, że nie wszystkie konwencjonalne warzywa i owoce (wbrew temu co głosi miejska legenda) są jakoś strasznie zanieczyszczone tymi środkami ochrony roślin – pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/dlaczego-warto-jesc-warzywa-nawet-z-marketu-zamiast-zadnych/
Oti napisał(a):
Pani Marleno,
Blagam o rzetelne informacje na temat kwasu galusowego. Jestem przerazona najnowszymi doniesieniami na temat szkodliwosci np. malin dla dzieci…. zewszad sprzeczne informacje…..
Marlena napisał(a):
Najrzetelniejsze informacje na temat kwasu galusowego są moim zdaniem u doktora Różańskiego: https://rozanski.li/1235/acidum-gallicum-kwas-galusowy-jako-lek-w-dawnej-medycynie/
Jedzcie maliny na zdrowie tak jak nasi przodkowie czynili to od wieków i nie przejmujcie się wszystkimi głupotami wyczytanymi w internecie! 😉
Janka napisał(a):
MARLENO proszę Cię o pomoc..moja córka ma nawracające zapalenia cewki moczowej..co może być tego powodem..może gdzieś już pisałaś na ten temat..podeślij proszę ..u mnie na grządkach sporo już wzeszło 🙂 ale bardzo się cieszę z nowej zakładki o ogrodzie
Marlena napisał(a):
Powodem jest obniżona odporność. Zdrowy człowiek nie zapada na nawracające schorzenia, z którymi układ odpornościowy rozprawia się sam (bo od tego on właśnie jest: aby nas bronić przed patogenami). Na temat odporności i jak o nią dbać wszelkie informacje na blogu znajdują się pod tym tagiem: https://akademiawitalnosci.pl/tag/odpornosc-organizmu/.
Przeanalizuj takie czynniki jak prawidłowa flora bakteryjna jelit, dieta (w tym unikanie cukru i używek oraz spożycie świeżych warzyw i owoców), poziom witaminy D we krwi, aktywność fizyczna, reakcja na stres, wysypianie się, nawodnienie i inne czynniki mające wpływ na odporność.
Monika napisał(a):
Dzień dobry Marleno, czy Twoim zdaniem owoce faktycznie powodują candide?
Marlena napisał(a):
W żadnym wypadku. Wręcz przeciwnie. Owoce są darem Boga, które candidę leczą – wielu ludzi doświadczyło uzdrowienia po odstawieniu tłuszczu. Candidę powoduje jak się okazuje jedzenie żarcia tłustego, a nie słodkiego. Najgorszą zaś rzeczą jest żarcie tłusto-słodkie (np. ciasta, słodycze, a nawet tradycyjna biała bułeczka z masełkiem).
Tu artykuł na ten temat, wyjaśniający dlaczego tak jest (po ang.): https://www.fredericpatenaude.com/articles/candida.html
A tu trochę po polsku: https://weganizator.pl/2013/12/19/candida-fakty-i-mity-majac-kandydoze-powinienes-jesc-cukry/
Parę tygodni na diecie warzywno-owocowej (bez udziału pokarmów tłustych jak oleje, awokado, nasiona, orzechy, oliwki i kokos – oraz oczywiście bez pokarmów odzwierzęcych) leczy przerost drożdżaków skutecznie ponieważ rozwiązuje przyczynę tego przerostu (za wysoki poziom tłuszczu w płynach ustrojowych, uniemożliwiający prawidłowy transport cukrów, w związku z czym poziom cukrów rośnie karmiąc candidę, ale przyczyną pierwotną jest tłuszcz, a nie cukry).
Monika napisał(a):
Uzupełnienie powyższego posta. – A jeżeli ją u siebie podejrzewam, to czy mogę jeść owoce?
Marlena napisał(a):
To wtedy powinnaś jeść tylko owoce i warzywa przez parę tygodni, ale ani kropli tłuszczu (czy to w formie płynnej czy to jako orzechy, nasiona, awokado, kokos itd). Candida nażre się cukru i zdechnie – taka jej rola.
gajowy napisał(a):
Popieram Marlenę odnośnie suplementów. Suplementy mimo że wyglądają jak leki (tabletki, kapsulki, proszki) to nimi nie są. Leki są groźne bo są to KSENOBIOTYKI – substacje obce, Zaprojektowane dopiero co w laboratorium więc natura nie naczyła się ich bezpiecznie przetwarzać. Suplementy – przynajmniej witaminy , minerały – choć czasami produkowane chemicznie nie są substancjami obcymi, są substancjami występującymi w naturzy, substancjami o ogólnie znanych właściwościach . Są na tyle bezpieczne że można metodą prób i błędów przekonać się co nam służy. Oczywiście nie kazdy suplement będzie nam służyć. Na suplementach jest ostrzeżenie, by nie stosować ich ZAMIAST sensownej i zróżnicowanej diety. I to jest jedyne znaczące ostrzeżenie odnośnie supli.
Beata napisał(a):
Dzień dobry, Jestem w trakcie robienia podwyższonych grządek. Zastanawiam się nad ziemią, jaki rodzaj zastosować i gdzie najlepiej kupić takie duże ilości. Wiem, że zmienia to podstawa i gwarantuje dobre plony. Czy można liczyć na podpowiedź?….
Marlena napisał(a):
Ziemia ma być żyzna i pulchna, najlepiej odchwaszczona. Ja użyłam część ziemi z ogrodu, część dokupiłam (odchwaszczona, już zmieszana z kompostem).
Argumental napisał(a):
Gdyby ktoś miał problem z większą ilością ziemi do drewnianych skrzyń, można je na przykład zapełnić w jednym roku kompostem (resztkami jedzenia), mieszając z ziemią, co znacznie obniży koszty. Na spód należałoby jednak dać warstwę przepuszczalną, choćby rozdrobnione gałązki. Na koniec sezonu można dorzucać do skrzyń opadłe liście i wszelkie, ogrodowe odpady. Poziom biomasy w skrzynkach będzie przez jakiś czas szybko opadać, ale potem zwolni. Na pewno przez cały rok nie zabraknie materiału do uzupełniania. Nic się wtedy nie marnuje. 🙂
Justyna napisał(a):
Witam wszystkich,
znalazłam niedawno taki oto zbiór ciekawych porad:
NATURALNE SPOSOBY NA OPRYSKI I NAWOZY
Nawóz i oprysk z pokrzywy .
Pokrzywę najlepiej majową ważne żeby nie miała kwiatów można pokroić na części i zalać wodą przykryć i zostawić na 10- 14 dni . Rozcieńczać w stosunku 1 ;10 i podlewać warzywa .
Preparat z pokrzywy wzmacnia i przyspiesza wzrost roślin,jest stosowany przeciwko przędziorkom i mszycom, można też używać do oprysku chorych warzyw. Rośliny podlewane tym nawozem wspaniale rosną a ogórki nie chorują .
Na oprysk przed mszycą można stosować pokrzywę jednodniówkę ( namoczoną poprzedniego dnia ). Preparatem możemy także polewać pryzmę kompostową.
Nawóz ze skrzypu
Jeżeli chcesz wzbogacić glebę w krzem , by zakwasić ziemię przygotuj naturalny nawóz :
Zerwany skrzyp zalej wodą i pozostaw na 10 – 14 dni pod przykryciem , następnie rozcieńcz wodą w stosunku 1 : 10 i podlej ogródek .
Preparaty ze skrzypu stosowane są przeciwko chorobom grzybowym( mączniakowi, zgniliźnie, rdzy, parchowi, kędzierzawości liści na brzoskwini, zarazie ziemniaków i pomidorów)
Nadziemną część rośliny suszoną lub świeżą zalać wrzącą wodą, po wystudzeniu opryskiwać zapobiegawczo rośliny kilkakrotnie w ciągu lata
Nawóz z popiołu
Popiół po drewnie liściastym spalonym w kominku dostarczy roślinom potasu i fosforu .
Rozsyp popiół po ogrodzie , jest wskazany dla rzodkiewki . Nie należy nawozić ziemniaków i pomidorów , może powodować choroby. Nie używaj popiołu , gdy palisz drewnem impregnowanym chemicznie lub orzechem włoskim .
Truskawki lubią trociny , które zwiększają kwaskowatość gleby i powstrzymują ślimaki .
Każda roślinę podnosząc liście ( uwaga nie można zasypać środka rośliny ) należy odsypać
warstwą trocin . Nie można używać trocin z orzecha włoskiego , cedru lub drzewa impregnowanego chemicznie , ponieważ zawierają toksyny .
Jeżeli używasz słomy do okrycia truskawek przed mrozem , wczesną wiosną zbierz ją
ponieważ gnijąc może powodować choroby grzybicze .
Insektycyd czosnkowy
– pomoże Ci pozbyć się mszycy , mączlików i innych owadów z roślin w ogrodzie . suche łupinki z czosnku zbierane przez całą zimę przechowuję w pojemniku lub słoju , Wiosną gdy rośliny mogą być atakowane przez mszycy, zalewam wodą łupiny (jeśli mało możemy dodać kilka zmiksowanych ząbków czosnku z łupiną ). Pozostawiam na 10 dni . po tym czasie rozcieńczam płyn w stosunku 1:10 przelewam do spryskiwacza ,przed użyciem można dodać 1 łyżeczkę oleju roślinnego i 1 łyżeczkę płynu do mycia naczyń .
Oprysk z drożdży od zarazy ziemniaczanej na ziemniaki i pomidory :
Rozpuść drożdże piekarskie 5 dag w 8 litrach wody i opryskaj , właściwie polewaj rośliny od wierzchołka . Tą czynność powtarzaj kilkakrotnie w czasie wegetacji rośliny. Pomidory po tej miksturze ładnie rosną i nie chorują na zarazę, ani choroby bakteryjne i grzybowe .
Drożdże są doskonałym bodźcem dla rozwoju roślin,są bogate w składniki odżywcze, poprawiają mikroflorę gleby, hamują rozwój szkodliwych mikroorganizmów. Dokarmiane w ten sposób rośliny rosną jak „na drożdżach”.
100 g świeżych drożdży i 50 g cukru rozpuścić w 3 litrach ciepłej wody. Zostawić na tydzień. Do podlewania używać 1 szklankę roztworu na 10 l wody.”
Preparat z piołunu
Surowcem jest rozeta liści zebrana w okresie kwitnienia. Preparat przeciwko gąsienicom motyli Odwar: Ćwierć wiadra drobno posiekanych, świeżych roślin lub ok.400 g suszu nastawić w 5 l wody, a następnie gotować przez 30 minut. Przed użyciem do opryskiwania rozcieńczyć wodą w proporcji 1 : 1 i dodać szarego mydła. Opryskiwać liście i łodygi zaatakowanych roślin
W podobny sposób przygotowujemy preparat z ostróżki, rozmarynu lub szałwi.
Nawóz o opóźnionym działaniu dostarczający potasu i innych mikroelementów
Wzmocni pomidory . W dołki przed posadzeniem pomidora włóż 3-4 bananowe skórki, następnie kawałki pokrzywy przysyp ziemię i dopiero sadzonkę . Skąd wziąć tyle skórek ?
Bananowe skórki można zbierać wcześniej i zamrażać .
Soda
75 g sody rozpuść w 10 l wody. Zastosowanie : winorośl i wszystkie owocowe – przeciw szarej pleśni. Czarna porzeczka – – 1 stołowa łyżka sody+ 1 tabletka aspiryny + 1 łyżeczka mydła + 1 łyżka oleju w 4,5 l ciepłej wody, oprysk.
Pozdrawiam wszystkich pozytywnie zakręconych działkowiczów !
Anka z jakzdrowojesc.pl napisał(a):
Świetny pomysł z tymi rolkami po papierze toaletowym. Zastanawiam się tylko, czy to nie gnije.
Mój warzywniak w tym roku rozrósł się tak bardzo, że połowy jeszcze nie zdążyłam nawet przekopać 😀 dlatego Twój sposób ze skrzynkami wydaje mi się idealny na teraz, bo wystarczy jedynie ziemię wsypać 🙂 Wielkie dzięki
Marlena napisał(a):
Oczywiście papier z rolki rozkłada się, ale dzięki temu zasila glebę – staje się nawozem.
Niewegetarianin napisał(a):
No to sobie poczytajcie co może glifosat, tak ochoczo stosowany przez rolnikó, działkowiczów itd.
Autyzm objaśniony – Synergiczne, toksyczne działanie glifosatu i aluminium – Dr Stephanie Seneff
https://www.klubinteligencjipolskiej.pl/2017/06/autyzm-objasniony-synergiczne-toksyczne-dzialanie-glifosatu-i-aluminium-dr-stephanie-seneff/
Marlena napisał(a):
Najgorsze jest to, że oni leją ten glifosat na co tylko się da, w tym na uprawy tych bardzo popularnych roślin będących w szerokim użyciu przez miliony ludzi (oraz zwierzęta) każdego dnia: bawełna, len, rzepak, kukurydza, łubin (pasza), kawa, zboża wszelkiego typu (pszenica, żyto, proso, jęczmień, gryka), ziemniaki, cebula i wiele innych.
Ludzie codziennie jedzą produkty polane glifosatem tuż przed zbiorem, smażą na „zdrowym” oleju rzepakowym, jedzą też ciała i organy zwierząt pasionych karmą polaną glifosatem, dzieci noszą bawełniane ubranka, a kobiety wkładają sobie do środka tampony z polanej glifosatem bawełny. Wszyscy zaś zaczynają dzień od roundupowanej kawusi kupionej w pobliskim markecie! Tymczasem choroby autoimmunologiczne szaleją, a ludzie walczą z zagrzybieniem organizmu i dziurawymi jelitami.
Iga napisał(a):
Marleno jaki bób najlepiej zamrażać gotowany czy surowy?
Jaki cukier używać do zrobienia konfitur, bo ja go wcale nie używam i nie mam pojęcia czym go zastąpić aby konitury przetrwały, Dziękuje!
Marlena napisał(a):
Ja zamrażam surowy, łuskany. Potem gdy chcę coś niego robić, to albo dodaję bezpośrednio np. do zupy, albo daję na chwilę do parowaru i gotowe.
Konfitury robiłam na ksylitolu i również na erytrytolu, wyszły super, nie musiałam pasteryzować nawet.
Alka napisał(a):
Może ktoś wie czym można wypłoszyć bobra, który jest pod ochroną. Działkę mam od 35 lat, położona nad niewielkim strumyczkiem. Mieszkam na Warmii. Dwa lata temu nie wiadomo skąd pojawił się bóbr i pustoszy po kolei działki. PZD wypłaca podobno odszkodowanie, ale to nie rozwiązuje sprawy.