Czy wiecie co się takiego w organizmie dzieje gdy na przykład zatniemy się w palec, mamy zgagę, boli nas ząb albo złapiemy katar? W ustroju pojawia się na jakiś czas ostry stan zapalny.
A co on takiego robi?
Otóż głównym jego zadaniem jest przywrócić równowagę czyli… uzdrawiać, przywrócić stan homeostazy, chociaż na pierwszy rzut oka to co się dzieje nie sprawia takiego wrażenia i odbieramy to jako raczej coś negatywnego, a już najmniej jako uzdrawianie.
Stan zapalny nie jest przez nas mile widziany bowiem kojarzymy go z bólem, zaczerwienieniem, obrzękiem tkanek, podwyższoną temperaturą i czasem utratą funkcjonalności narządu, którego dotyczy (np. nosa przy katarze) – taka jest reakcja organizmu na obecność patogenów lub uszkodzeń tkanek.
Zapalenie w każdym razie to rzecz niemiła lecz konieczna – gdybyśmy nie mieli wbudowanych mechanizmów stanu zapalnego leczącego uszkodzenia, umarlibyśmy przy najmniejszym narażeniu tkanek na atak z zewnątrz. Zatem ostre zapalenie jest dla nas zbawienne: ten wielostopniowy proces obronno-naprawczy uzdrawia i ratuje nam życie.
Obraz zmienia się jednak gdy zapalenie przybiera stan chroniczny – ukryty i przewlekły. Wtedy oznacza przyspieszoną śmierć – najczęściej w otoczeniu wianuszka mało sympatycznych i drogich w utrzymaniu chorób zwyrodnieniowych, z którymi musimy się męczyć nieraz całe dekady zanim będzie nam dane zejść z tego świata.
W stanie ostrego zapalenia ciało „płonie” i to jest dobrze, zaś gdy przechodzi w stan przewlekły – „tli się” i to już jest nie za bardzo dobrze, bo często o tym nie wiemy.
Gdy zapalenie przechodzi w stan chroniczny staje się stanem utajonym i rozwijającym się podstępnie – nie mamy z reguły przez długi czas pojęcia, że coś złego się dzieje – do czasu wizyty u lekarza, kiedy to usłyszymy niemiłą diagnozę, której nazwa w języku łacińskim kończy się zwykle na -itis (czasami inflammatio lub phlegmasia), np. gastritis (zapalenie żołądka), gingivitis (zapalenie dziąseł czy też sinusitis (zapalenie zatok przynosowych).
Ale nie tylko – jak się okazuje lista chorób, o których wywoływanie podejrzewa się przewlekły stan zapalny o niskim nasileniu jest dużo dłuższa:
- choroby neurodegeneracyjne (Parkinsona, Alzheimera, stwardnienie rozsiane oraz zanikowe boczne, pląsawica Huntingtona itd.),
- choroby zwyrodnieniowe określane mianem cywilizacyjnych (nowotwory, cukrzyca, choroby serca i układu krążenia, choroby stawów),
- inne stany w których wystąpić może przewlekły stan zapalny (astma, depresja, starzenie się, wylewy, zawały, fibromialgia, nowotwory, choroby autoimmunologiczne, alergie).
Ale jest też dobra wiadomość: każda z tych chorób wywołanych przewlekłym stanem zapalnym jest jak najbardziej możliwa do uniknięcia, a w sprzyjających warunkach nawet do cofnięcia. Pod warunkiem, że masz choćby blade pojęcie o tym, co się w twoich organizmie dzieje i skąd się bierze twoje cierpienie, a uszkodzenia tkanek nie zaszły zbyt daleko stając się nieodwracalnymi.
Co może mieć związek z uszkodzeniami komórek? Jeden lub więcej czynników z listy poniżej (praktycznie wszystko co robimy może nam zdrowie budować lub nam je powoli odbierać):
– urazy i infekcje
– leki i szczepionki
– starzenie się
– przedłużający się stres
– zanieczyszczone środowisko
– nietolerancje pokarmowe IgG zależne (nie mylić z alergiami)
– używki (tytoń, alkohol, narkotyki itp.)
– prozapalna dieta: bogata w wolne rodniki, uboga w antyutleniacze (tłusta, słodka, obfita, przetworzona)
Na pewne rzeczy oczywiście nie mamy wpływu: uraz czy infekcja (wirusowa, bakteryjna, pasożytnicza, grzybicza) może przytrafić się niechcący każdemu, zanieczyszczone środowisko jest jakie jest, starzenie się choć można znacznie opóźnić – nie sposób go całkowicie uniknąć.
Jednak są pewne rzeczy z powyższej listy, na które zdecydowanie mamy wpływ my sami we własnej osobie. Stosowanie leków na przykład to kwestia naszej dobrej woli – nikt nam na siłę ich do ust nie wsadzi, a często sięgamy po nie bezmyślnie i odruchowo. Stresem można (a nawet trzeba) nauczyć się zarządzać i dawać sobie z nim radę. Używek można (a nawet trzeba) się pozbyć – do niczego są nieprzydatne i nie przynoszą żadnych zdrowotnych korzyści.
No i w końcu jedzenie: nikt nie jest w stanie za kogoś się najeść, musimy zrobić to osobiście (podobnie jak jedynie osobiście możemy iść potem do toalety) i w związku z tym my sami ponosimy osobistą odpowiedzialność za to co wkładamy sobie do buzi.
Dieta prozapalna (słodka, tłusta, obfita i przetworzona) jeśli trwa latami nie pozostawi ci żadnej szansy na bycie przewlekle zdrowym i dożycie późnej starość w fizycznym zdrowiu i jasności umysłu.
Bez wdawania się zbytnio w szczegóły: standardowa dieta pełna cukru, oczyszczonych węglowodanów (biała mąka, biały ryż), słodyczy, ciastek, przetworzonych produktów odzwierzęcych, smażonych, rafinowanych, wędzonych itd. – to tak jak wspomniałam kopalnia wolnych rodników.
Za dużo zaś wolnych rodników jest nam potrzebne jak dziura w moście: sam metabolizm fizjologicznie produkuje ich wystarczająco już dużo (dlatego się starzejemy), to po co jeszcze tych wolnych rodników sobie dokładać?
Spójrz na świeżo wyciśnięty sok jabłkowy: po krótkiej chwili chwyci go „rdza” i zacznie on ciemnieć, jego kolor zmieni się na brunatny – tak właśnie wygląda proces utleniania (oksydacji), to samo dzieje się w miarę upływu czasu w naszym organizmie – utleniamy się i „rdzewiejemy” od środka, niektórzy bardzo szybko, a niektórzy dużo wolniej.
O co chodzi i dlaczego tak się dzieje, skoro sprawiedliwość wymagałaby, aby wszyscy starzeli się i chorowali tak samo?
Dodaj teraz do soku nieco witaminy C, która jest antyutleniaczem i zobacz co się dzieje: sok stracił „rdzę” (redukcja) i znowu jest apetyczny – tak jak ten świeżo wyciśnięty.
Ty też możesz zrobić to samo dla swojego ciała, cofnąć tę wyhodowaną latami rdzę, która zżera cię od środka, ponieważ procesy życiowe polegają na ciągłych przemianach utleniania i redukcji. Inaczej nazywane jest to reakcją redoks (co jest zbitką wyrazową słów redukcja i oksydacja).
Antyutleniacze (antyoksydanty) mają wolny elektron i mogą neutralizować wolne rodniki. Gdy antyutleniaczy nie dostarczamy w wystarczającej ilości – pojawia się tzw. stres oksydacyjny, który może dotyczyć różnych tkanek, różnych narządów w których dochodzi w związku z tym do uszkodzeń, co inicjuje jakże dobrze wszystkim znane procesy zwyrodnieniowe – plagę współczesnych społeczeństw.
Jakich narządów i jakich tkanek procesy te będą dotyczyć, to zależy również między innymi od posiadanych przez danego osobnika skłonności zapisanych w jego genach – stąd mówi się, że pewne choroby „chodzą w rodzinie”, podczas gdy zapominamy, że oprócz genów wynosimy z rodziny przede wszystkim prozapalny styl życia, który nie tylko sami pieczołowicie kultywujemy i bronimy „świętych tradycji” pazurami, ale jeszcze w dodatku dalej przekazujemy chorobotwórcze nawyki na kolejne pokolenia (i koło się zamyka – przychodnie, szpitale i hospicja nigdy w ten sposób nie opustoszeją).
Jakie narządy mogą ucierpieć wskutek stresu oksydacyjnego i związanych z tym procesów zwyrodnieniowych wywołanych ukrytym, przewlekle tlącym się całymi latami zapaleniem?
Wszystko, cokolwiek sobie zażyczysz:
– oczy (zwyrodnienie plamki żółtej i/lub siatkówki, katarakta itd.)
– skóra (zmarszczki, cellulitis, łuszczyca, rozmaite dermatozy, nadwrażliwość na słońce i wywołane nim oparzenia słoneczne itd.)
– serce (nadciśnienie, włóknienie, stenoza zastawki, zawał itd.)
– nerki (przewlekłe choroby nerek, niewydolność itd.)
– stawy i ścięgna (rozmaite choroby degeneracyjne stawów, osteoartroza, łuszczycowe zapalenie stawów itd.)
– płuca (astma, alergie, obturacyjna choroba płuc, niewydolność oddechowa, nowotwór)
– mózg (Parkinson, Alzheimer, autyzm, migreny, wylewy, nadpobudliwość, nerwica natręctw itd.)
– układ odpornościowy (przewlekłe zapalenia np. zatok, toczeń, nieswoiste zapalenia jelit, zespół jelita drażliwego, zaburzenia autoimmunologiczne, nowotwory)
– naczynia krwionośne (nadciśnienie, miażdżyca itd.)
– cały system (cukrzyca, syndrom przewlekłego zmęczenia, przedwczesne starzenie się itd.).
Jak widać niemal każda popularna obecnie choroba (każdy z nas przecież ma albo miał w rodzinie lub wśród znajomych kogoś cierpiącego na wyżej wymienione przypadłości) może mieć związek ze stresem oksydacyjnym i nadmiarem w organizmie wolnych rodników.
Dochodzi w takich warunkach nieuchronnie do wspomnianego już przewlekłego zapalenia o niskim nasileniu (ang. chronic low-grade inflammation) często nazywanym „cichym/ukrytym zapaleniem” (ang. silent inflammation).
Ciało „tli się”, co na początku jest dla nas mało (czasem nawet wcale) zauważalne. Jest to – nie ma co ukrywać- stan rozwijający się podstępnie, podczas gdy my w tym czasie nadal beztrosko kontynuujemy nasz prozapalny styl życia.
Jeśli zrozumiemy ten mechanizm i przestaniemy codziennie robić sobie krzywdę własnymi rękoma i na własne życzenie – mamy w ręku klucz do zdrowienia.
Jakie masz szanse? Mogą być naprawdę spore. Spójrz jak odnawia się ludzkie ciało:
– skóra co 28 dni
– krew co 120 dni
– kości co ok. rok
– wątroba co ok. 6 tygodni
– wyściółka żołądka co ok. 5 dni
– wyściółka przewodu pokarmowego co 1 dzień.
Można powiedzieć, że w twoim obecnym ciele nie ma ani jednej molekuły, która była „tobą” 5, 6 czy 7 lat temu. Każdego dnia ciało odnawia około 1.000.000.000 (słownie: jednego miliarda) komórek!
Pytanie: skąd bierze ono surowce do odbudowy, do wymiany starego na nowe? Ano głównie z tego co wkładasz do środka otworem gębowym. Jesteś i stajesz się każdego dnia dokładnie tym co jesz i pijesz.
Jak mówiła dr E. Dąbrowska na wykładzie – jesz zwyrodniałe jedzenie to będziesz mieć zwyrodniałe ciało. Nie inaczej.
Glukotoksyczność, lipotoksyczność i AGEs
Tłuszcz i cukier – dwa bratanki: i do wywołania stanu zapalnego i do doprowadzenia nas do chorób cywilizacyjnych. Oczywiście mówimy tutaj o nadmiarze, żeby była jasność. Nie o czy kropelce miodu czy oliwy tu i ówdzie, lecz o ciągnącym się latami, bezustannym atakowaniu własnego organizmu pokarmami zawierającymi nadmiar oczyszczonych węglowodanów i tłuszczu (niestety, również tego „zdrowego”).
Żeby bowiem zrozumieć procesy jakie mają wpływ na istnienie podstępnego przewlekłego zapalenia trzeba jeszcze ponadto przyswoić sobie dwa terminy: glukotoksyczność (długotrwałe podwyższenie stężenia glukozy w osoczu) i lipotoksyczność (długotrwałe podwyższenie stężenia lipidów w osoczu prowadzące do odkładania się ich w miejscach, w których nie powinno ich być, np. w mięśniach, wątrobie itd).
Jednym słowem w równym stopniu szkodzi pracy całego naszego systemu zarówno dieta za słodka jak i za tłusta. To są bowiem dwa procesy, które przez badaczy łączone są z występowaniem przewlekłego zapalenia, ponieważ nasilają zwiększenie poziomu substacji prozapalnych (TNF-α oraz interleukiny IL-1, IL-6, IL-8, IL-15, IL-17, IL-18, IL-23).
Oprócz tego obydwa zjawiska (choć nieco innymi drogami) prowadzą do insulinooporności (glukoza nie może dostać się do wnętrza komórek, ponieważ stają się one niewrażliwe na insulinę transportującą glukozę do wnętrza komórek, przez co trzustka jest coraz bardziej obciążona, ponieważ musi produkować coraz więcej insuliny).
Z kolei insulinooporność jest powiązana z wieloma różnymi nieprzyjemnościami jak choroby serca i układu krążenia, cukrzyca typu drugiego i inne nabyte choroby metaboliczne, zespół policystycznych jajników, stłuszczenie narządów wewnętrznych itd.
Chroniczne zapalenie charakteryzuje się ponadto wytwarzaniem tak zwanych białek ostrej fazy produkowanych przez wątrobę oraz przez (tu niestety niedobra wiadomość dla wszystkich mających nadwagę) tkankę tłuszczową.
Największe znaczenie kliniczne ma oznaczanie poziomu CRP czyli białka C-reaktywnego, które jest markerem stanu zapalnego (z wyjątkiem infekcji wirusowych). Jego stężenie koreluje z odczynem Biernackiego czyli OB. Jeśli więc lekarz będzie się chciał dowiedzieć czy przypadkiem w twoim organizmie nie drzemie stan zapalny, to z pewnością te dwa badania zleci.
Z glukotoksycznością mamy do czynienia gdy notorycznie dostarczamy swojemu ustrojowi produktów powodujących intensywny wzrost poziomu glukozy we krwi czyli bezmyślnie spożywamy posiłek po posiłku cukier, słodycze, słodzone napoje oraz inne produkty zawierające węglowodany proste (biała mąka, białe pieczywo i makarony, biały ryż).
To są złe węglowodany, chorobotwórcze na dłuższą metę (aczkolwiek pojedyncze czy nawet krótkotrwałe spożycie nie łączy się żadnym widocznym gołym okiem efektem, co nas zwodzi na pokuszenie) ponieważ tego typu węglowodany nie występują nigdy w naturze samodzielnie, w oderwaniu od swojego źródła (ziemia nie rodzi cukru, tylko trzcinę w której on sobie razem z innymi substancjami towarzyszącymi przebywa , nie rodzi też oczyszczonego ziarna na mąkę, lecz całe itd.).
Nie należy w związku z tym mylić i wrzucać do jednego wora „złych” węglowodanów prostych (wyizolowanych, oderwanych od Źródła, przetworzonych ludzką ręką) z dobrymi węglowodanami (prostymi i złożonymi) pochodzącymi z pokarmów będących dziełem natury: z warzyw, owoców, kasz czy fasoli!
Te drugie mają błonnik, witaminy i minerały oraz całą resztę na swoim miejscu, dlatego chorobotwórcze nie są, wręcz przeciwnie – są siedzibą wielu dobroczynnych substancji zwalczających stan zapalny.
Ponieważ węglowodanowe produkty rafinowane zostały oczyszczone ze wszystkiego co dla dobre, m.in. z błonnika – mają wysoki indeks glikemiczny, przez co nasza trzustka musi wyprodukować bardzo dużą ilość insuliny – hormonu niezbędnego w tym przypadku do obniżenia poziomu stężenia glukozy we krwi po ich zjedzeniu (zbyt wysokie mogłoby nas bowiem uszkodzić, a nawet zabić).
To niby dobrze, prawda? Okazuje się, że nie.
Sęk bowiem w tym, że insulina jest jednocześnie aktywatorem pewnych enzymów odpowiedzialnych za przekształcanie się kwasu linolowego (LA, linoleic acid, niezbędny nienasycony kwas tłuszczowy z rodziny Omega-6 zawarty m.in. w oleju słonecznikowym, lnianym, krokoszowym) w kwas arachidonowy (AA – arachidonic acid), który oprócz tego, że jest nam również bardzo potrzebny do pewnych procesów biologicznych, to ma drugą, niezbyt miłą twarz: potrafi w pewnych warunkach (jak niedobór konkurencyjnych kwasów Omega-3) pokazać kto tu rządzi i nasilać procesy zapalne, generując wtedy potężne prozapalne substancje (prostaglandyny, prostacykliny, leukotrieny, tromboksany).
Kwas arachidonowy jest nie tylko wytwarzany w naszym ustroju, ale również w ustroju zwierząt (szczególnie tych karmionych przyspieszającymi tucz współczesnymi paszami). Stąd więc źródłem pokarmowym gotowego już do spożycia kwasu arachidonowego są dla człowieka głównie pokarmy odzwierzęce: mięso, ryby, nabiał i jaja a także orzeszki ziemne i wyrabiane z nich produkty jak np. masło orzechowe czy też tłoczony z tych orzeszków olej arachidowy.
Teraz już można się domyślać dlaczego fenomenalne efekty w zbijaniu chronicznych stanów zapalnych (a co za tym idzie przywracaniu zdrowia) uzyskuje się stosując diety oparte na nieprzetworzonych pokarmach roślinnych (Ornish, Esselstyn, Dąbrowska).
Są one pozbawione dwóch rzeczy naraz: zarówno powodujących intensywny wyrzut insuliny rafinowanych pokarmów wysokoglikemicznych jak i tych dostarczających nieproporcjonalnie dużych ilości Omega-6, a szczególnie kwasu arachidonowego.
Jak się wydaje najgorszą rzeczą jaką można sobie zafundować jest to, co robi sobie dzień w dzień większość ludzi: dieta wypełniona każdego dnia trzy razy dziennie rafinowanymi („pustymi”) węglowodanami o wysokim indeksie glikemicznym (podnoszącym nam poziom glukozy i powodującymi wyrzut insuliny) i jednocześnie obfitująca nadmiernie w tłuszcze z rodziny Omega-6.
Przewlekły i skrycie rozwijający się stan zapalny wybitnie zwiększa wtedy swoje szanse na zaistnienie.
Przy czym różnica pomiędzy rafinowanymi węglowodanami a kwasami tłuszczowymi Omega-6 jest taka, że te drugie bądź co bądź są nam jednak w określonej ilości potrzebne dla zdrowia, a te pierwsze są nędznymi złodziejaszkami zdrowie nam kradnącymi. I to warto sobie zapamiętać – cokolwiek ci nie dolega.
Dodatkowym mechanizmem dzięki któremu spożywanie pustych węglowodanów (ale również wędlin, smażenin, czipsów, kawy itp.) jest zwyczajnie nieopłacalne zdrowotnie (i urodowo, bo przydaje nam zmarszczek) jest proces powstawania zaawansowanych produktów glikacji czyli tak zwanych AGEs (ang. Advanced Glication End products).
Atakują one mózg (problemy z zapamiętywaniem, logicznym myśleniem, otępienie), oczy (zwyrodnienia, osłabiony wzrok), serce (zawały), układ krwionośny (miażdżyca, wylewy), nerki (przewlekłe choroby), stawy (niszczą kolagen i elastynę), skórę (zmarszczki i obwisłe piersi to ich zasługa) i cały ustrój (cukrzyca).
Jednym słowem nic dobrego z tych AGEs – są dla nas toksyczne i oprócz tego zwiększają poziom cukru we krwi.
Skąd one się biorą, te AGEs?
Glikacja jest zjawiskiem podobnym do karmelizacji: obecny w naszej krwi cukier (glukoza) przyłącza się bez udziału enzymów do białek w naszym ustroju, tworząc szkodliwą cząsteczkę czyli AGE (liczba mnoga: AGEs).
Przyłącza się tym chętniej im więcej tego cukru we krwi mamy, a po spożyciu rafinowanych węglowodanów prostych typu cukier lub biała mąka mamy go sporo.
Podobnie zresztą na wzrost cukru we krwi działa przedłużający się stres jak również poposiłkowe stężenie glukozy we krwi rośnie nam fizjologicznie z wiekiem, podwyższając się średnio o 5-14 mg/dl na każdą dekadę życia – to dlatego im jesteśmy starsi musimy coraz baczniejszą uwagę zwracać na to co bierzemy do buzi i jak bardzo wpływa to na nasz poziom glukozy we krwi.
Co młodemu ujdzie płazem, starego może niestety uszkodzić. 🙂
Produkcja cząsteczek AGE jest to zjawisko fizjologiczne, a nasz ustrój posiada mechanizmy do ich usuwania (niestety słabnące wraz z wiekiem), ponieważ są to cząstki dla niego szkodliwe i niepotrzebne, a ciało nasze jest na tyle inteligentne, że stara się zawsze usunąć to, co dla niego jest szkodliwe albo zbędne.
Problem pojawia się wtedy, gdy mamy zbyt dużo AGE w organizmie, ponieważ nie tylko mieliśmy od zawsze głęboko w nosie niski indeks glikemiczny naszych pokarmów ale i dodatkowo jeszcze całe życie folgowaliśmy ile wlezie swoim zmysłom kulinarnym.
Pokarmy bowiem niestety też zawierają AGEs, ich poziom zwiększa się podczas obróbki termicznej (szczególnie smażenia, pieczenia, prażenia, tostowania lub opiekania) – są to wszystkie te posiadające ową niezmiernie kuszącą przyrumienioną powierzchnię (pieczywo, mięso) lub przypieczone (skarmelizowane) gdzieniegdzie cząsteczki (np. grzanki, pizza, smażone ziemniaczki, pieczone i grilowane mięska itd.), a nawet palona kawa czy też prażone pestki i orzechy.
Tu wszędzie pod wpływem ciepła zaszedł proces glikacji pomiędzy aminokwasami a cukrami i stworzyły się zaawansowane produkty glikacji czyli AGE.
A my to potem beztrosko spożywamy i jeszcze mlaskamy, że to takie smaczne (i bardzo uzależniające również, bo chce się tego jeść więcej i więcej, a niesmażone, niepieczone czy nieprażone w ogóle nam już nie smakuje).
Poziom AGE jest wyznacznikiem starzenia (wieku biologicznego organizmu), zatem z biegiem czasu mamy ich fizjologicznie coraz więcej, jednak AGEs pochodzące z diety wpływają na znaczne zwiększenie ilości AGEs występujących ogółem w organizmie.
Nie jedz AGEs!
Na poziom AGEs niekorzystnie wpływają też używki, niedostatek snu, stres, palenie, brak ruchu na świeżym powietrzu. Jednym słowem niehigieniczny tryb życia. Zwiększenie ich ilości wzmaga z kolei występowanie stresu oksydacyjnego, podkręca stan zapalny i tym samym prowadzi do wielu chorób przewlekłych, o przyspieszonym starzeniu się nie wspominając.
Przejdźmy teraz do lipotoksyczności, bo nie sam cukier (i ogólnie te nieszczęsne „puste” węglowodany jak np. białe bułeczki czy makarony) jest winowajcą, tłuszcz jak się okazuje też jest bardzo paskudny, choć nie każdy.
Tak jak węglowodany są złe i dobre tak samo i tłuszcze są złe i dobre. Zły tłuszcz jak się okazuje potrafi przyczynić się do powstawania przewlekłych zapaleń równie skutecznie jak złe węglowodany.
Zacznijmy od tego, że przez wiele lat uważało się tkankę tłuszczową za zwykły magazyn energii. Po dokładnym zbadaniu jednak naukowcom włosy stanęły dęba: okazało się, że nasza tkanka tłuszczowa oprócz tego, że magazynuje nadmiar pochłoniętej przez nas energii, to jeszcze potrafi robić różne dziwne rzeczy (np. produkować hormony i kilkadziesiąt substancji, m.in. takich działających zapalnie), a tak w ogóle to jest… wylęgarnią wolnych rodników!
Pomyślcie przez chwilkę: jeśli widzimy wiekowego zasuszonego stulatka to czy kiedykolwiek jest on otyły? Nigdy! Gdyby cierpiał na otyłość nie miałby szans na długowieczność. Ludzie dożywający „pięknego wieku” są z reguły szczupłej lub normalnej budowy ciała.
Oto jedna z ważnych tajemnic witalności, zdrowia i długiego życia: nie hoduj sobie w brzuchu prozapalnej wylęgarni wolnych rodników!
Szczególnie tłuszcz trzewny jest niebezpieczny (a raczej jego nadmiar, bo w niewielkiej ilości go potrzebujemy, podobnie jak niewielkiej ochronnej warstewki tłuszczu podskórnego). Tłuszcz trzewny to ten zbierający się w okolicach narządów wewnętrznych (serce, wątroba, trzustka, pęcherzyk żółciowy, jelita, żołądek, nerki, narządy płciowe), może on występować również u ludzi szczupłych (z zewnątrz go nie widać).
Tłuszcz ten podobnie jak jego podskórny braciszek uwielbia dwie rzeczy: nieprawidłową dietę (obfitą, przetworzoną, zakwaszającą, tłustą i słodką, pozbawioną błonnika i składników odżywczych) oraz brak choćby umiarkowanej aktywności fizycznej.
W przeciwieństwie bowiem do naszych przodków nie musimy się już uganiać po sawannie w celu zdobycia pożywienia. Nie jemy już tego co uda nam się zdobyć, lecz sięgamy do lodówki po to, co nam smakuje (najlepiej gdy zawiera dużo tłuszczu, cukru lub soli). A jak wybitnie nam smakuje to jemy tego dużo. Dużo za dużo. I ciągle chce się więcej i więcej.
Oprócz tego, że naprawdę nie opłaca się trzymać w sobie nadmiernej ilości tkanki tłuszczowej, ważne jest jest też jaki tłuszcz wkładamy wraz z pożywieniem do swojego drogocennego wnętrza. Już wiemy, że najgorszym i najbardziej szkodliwym dla ludzkich tkanek rodzajem tłuszczu jest tłuszcz trans, innymi słowy tłuszcz roślinny sztucznie utwardzony czyli uwodorniony: margaryny, wyroby cukiernicze, dania gotowe, kostki rosołowe itp.
Tłuszcze trans są możliwe również do wyprodukowania we własnym domu: mogą powstawać także w wyniku ogrzewania lub smażenia olejów w wysokiej temperaturze, dlatego jeśli chcemy być długo młodzi, zdrowi i sprawni, to musimy odzwyczaić się od stosowania na co dzień tego sposobu obróbki termicznej (oprócz tego tworzą się też wtedy nieszczęsne AGEs).
Wykazano ponad wszelką wątpliwość, że tłuszcze trans powodują podniesienie poziom markerów stanu zapalnego w ludzkim organizmie. To nie jest pokarm, który istota ludzka może spożywać bez szkody dla siebie jednym słowem.
Zresztą nawet trudno jest nazwać tłuszcze trans „pokarmem”. Jest to zdegenerowany twór, który jedynie udaje prawdziwy pokarm i jest jego marną karykaturą.
W mięsie zwierząt (głównie przeżuwaczy) oraz ich mleku występują również kwasy tłuszczowe typu trans (np. kwas wakcenowy, sprzężony kwas linolowy), lecz są one naturalnymi kwasami tłuszczowymi trans.
Pomimo wielu badań nie udało się jednak bezspornie dowieść, że owe naturalne kwasy tłuszczowe trans mają u ludzi działanie antyzapalne: suplementacja sprzężonym kwasem linolowym czy wakcenowym w niektórych doniesieniach nie przyniosła oczekiwanego pozytywnego efektu, którego można było oczekiwać sądząc po wynikach badań przeprowadzonych wcześniej na liniach komórkowych oraz na zwierzętach.
Z drugiej strony nie odnotowano działania negatywnego, zatem naturalne tłuszcze trans są mimo wszystko bezpieczniejsze niż te wyprodukowane ludzką ręką. Jak zwykle w takich wypadkach – okazuje się, że warto zaufać bardziej krowie niż chemikowi. 😉
Ale czy warto opychać się masłem tylko dlatego, że jest zdrowsze i bardziej naturalne od margaryny? Okazuje się, że niekoniecznie. A przynajmniej nie w nadmiarze.
Kolejnym bowiem rodzajem tłuszczu, który jest dla nas wcale nie taki świetny jak go co poniektórzy malują jest tłuszcz nasycony. Nie to, żeby był znowu jakiś bardzo zły (tak jak tłuszcze trans są nimi ewidentnie i co do tego nikt wątpliwości już dzisiaj nie ma), ale po prostu nie jest dla nas zbyt dobry. A już na pewno nie w nadmiarze.
Taki werdykt póki co wydała nad tłuszczami nasyconymi nauka: nie tylko nie stanowią niezbędnego składnika diety (nasz ustrój potrafi syntetyzować je samodzielnie w procesie lipogenezy, więc nie musimy wcale dostarczać ich wraz z pożywieniem), ale i w dodatku ich nadmiar (podobnie jak nadmiar kwasu arachidonowego) może owszem wpływać niekorzystnie na nasze zdrowie.
Jak nadmiar wszystkiego zresztą – nawet tlen i woda w nadmiarze potrafią być toksyczne.
Hurraoptymistycznie wypowiadają się na temat rzekomej zdrowotności i niezbędności tłuszczu nasyconego jedynie rozmaitej maści żurnaliści i pisarze kompletnie nieposiadający kwalifikacji medycznych (typu Gary Taubes czy Nina Teicholz, a u nas autorzy Maslanky czy Zięba), lecz jeśli chodzi o świat nauki, to tego super pozytywnego trąbienia o tłuszczach nasyconych już nie usłyszymy: zdania są bardzo podzielone, zaś wyniki badań nie zawsze jednoznaczne.
W aspekcie wywoływania stanu zapalnego tłuszcze nasycone są niestety raczej na cenzurowanym. Dowiedziono między innymi ich prozapalną aktywność: zwiększone stężenie nasyconych kwasów tłuszczowych we krwi (pochodzących z jedzenia lub też u osób otyłych z ich własnej tkanki tłuszczowej) intensyfikuje odpowiedź zapalną monocytów/makrofagów, powoduje wytwarzanie się prozapalnych cytokin i nasila ekspresję genów prozapalnych.
Tłuszcz nasycony zjadany w nadmiarze może ponadto niekorzystnie wpływać na nasz mikrobiom jelitowy (podobne jak czynią to tłuszcze trans i rafinowane węglowodany), przyczyniając się do dysbiozy czyli zmniejszenia ilości, różnorodności i funkcji szczepów bakteryjnych występujących w przewodzie pokarmowym.
Nie dajmy się też nabrać na gadki o tym, jakoby za większość chorób na tej planecie były odpowiedzialne jedynie węglowodany (glukotoksyczność), ale tłuszcz już jest w każdej (niemal) formie cacy i jest nam niezmiernie w dużych ilościach potrzebny (lipotoksyczność zdaniem wielbicieli bekonu i parówek nie powinna więc w ogóle istnieć).
Niestety zjawisko lipotoksyczności istnieje, zostało w nauce zdefiniowane i opisane i ma się dobrze, a w ostatnich latach nawet jakby coraz lepiej (podobnie jak glukotoksyczność).
Ostatnie opinie badaczy skłaniają się nawet do stwierdzenia, że każdy tłuszcz w nadmiarze jest w zasadzie toksyczny dla człowieka (choć mechanizmy tej toksyczności są różne), a na potrzeby tego co wyczyniają współcześni ludzie ukuto jeszcze jedno określenie: glukolipotoksyczność (połączenie glukotoksyczności z lipotoksycznością): przemiany komórkowe ulegają spaczeniu zarówno gdy jemy za dużo, zbyt słodko (ale również zbyt „biało”) i/lub za tłusto, czystym samobójstwem jest połączenie zaś wszystkich trzech (co wielu z lubością codziennie czyni).
Do tego siedzący tryb życia czyli gwóźdź do trumny. Każdy z nas zna takie osoby. Sama kiedyś w ten sposób żyłam, za co musiałam zapłacić cenę zdrowia, nadwagi i przyspieszonego starzenia się.
Nie jest też prawdą jakoby pandemia otyłości była spowodowana tym, że w ostatnich latach rosło jedynie spożycie węglowodanów, a spożycie tłuszczu malało, co było wywołane falą mody na odchudzanie i niskotłuszczowe diety, w związku z czym podobno masowo spożywaliśmy produkty niskotłuszczowe lub wręcz „0% tłuszczu” i dlatego z braku tłuszczu i z nadmiaru węglowodanów na potęgę tyjemy (stąd ukuto chwytliwy slogan: „tłuszcz nie tuczy, to węglowodany tuczą!” wskazując diety wysokotłuszczowe/niskowęglowodanowe jako uniwersalną odpowiedź na bolączki dzisiejszych czasów).
Jaka jest tymczasem prawda? Otóż od czasów rewolucji przemysłowej czyli w ciągu ostatnich około dwustu lat nigdy (powtórzę: nigdy!) nie jadaliśmy ani nawet przez chwilę niskotłuszczowo, a raczej cały czas wręcz wręcz przeciwnie.
Statystyki raczej nie pozostawiają złudzeń: w ciągu ostatnich dwustu lat całkowite spożycie tłuszczu (podobnie jak spożycie cukru, który z salonów trafił pod strzechy) wzrosło imponująco!
Mało tego – jak widać na załączonym obrazku – w stosunku do tego co jadali nasi przodkowie my nie tylko nadal objadamy się głównie tłuszczami nasyconymi (tyle, że jadamy ich dużo więcej), nieco mniej roślinnymi, ale i przy tym niestety kompletnie straciliśmy proporcje: pożeramy coraz więcej Omega-6, a coraz mniej Omega-3 (wzrost spożycia tłuszczu pochodzenia roślinnego zawierającego Omega-6 szacuje się na ok. 400% w ciągu ostatnich 30 lat).
Zaś odkąd zostały wynalezione margaryny opychamy się też jak nienormalni produktami zawierającymi zawierającymi kwasy tłuszczowe trans, których pochłaniamy nawet więcej niż kwasów Omega-6.
To jak my mamy być zdrowi i nie cierpieć masowo na schorzenia wywołane przewlekłym stanem zapalnym w organizmie?
W swojej książce „Nutritarian Handbook” dr J. Fuhrman podaje następujące dane (dotyczące USA), porównując wzrost lub spadek spożycia produktów w roku 1900 i sto lat później czyli w roku 2000: rocznie na 1 osobę spożycie cukru wzrosło z 5 funtów do 170 funtów, spożycie słodkich napojów (gazowanych i nie) od zera do 53 galonów, spożycie olejów z 4 funtów do 74 funtów, spożycie sera z 2 funtów do 30 funtów, spożycie mięsa ze 140 funtów do 200 funtów, spożycie produktów uprawianych lokalnie spadło ze 131 funtów do 11 funtów rocznie na osobę.
Jeden funt ma ok. 0,45 kg, 1 galon USA to ok. 3,8 litra. Spożycie kalorii dziennie wzrosło z 2100 kcal do 2757 kcal średnio na osobę dziennie. Dodajmy: kalorii czerpanych głównie ze spożycia cukru i słodkich napojów, olejów, serów, mięsa (jednym słowem rządzi cukier i tłuszcz), a nie z warzyw i owoców, niestety.
Jeszcze jedno rzuca się w oczy: spożywamy stanowczo zbyt wiele kalorii! I nie tylko pochodzących z samych węglowodanów prostych, lecz ze wszystkich makroskładników (również tłuszczów i białka) korzystając przy tym ze wszystkich grup żywności z wyjątkiem… warzyw.
Stąd na potęgę tyjemy i/lub padamy ofiarą przewlekle tlącego się stanu zapalnego w naszym ustroju, prowadzącego nieuchronnie do zabijających nas przedwcześnie chorób (choroby serca i układu krążenia, nowotwory, cukrzyca, osteoporoza, wylewy, zawały, alergie itd.) lub w najlepszym razie skazujących nas na niezbyt komfortową wegetację podpieraną farmaceutykami przynoszącymi chwilową ulgę (i niestety bardzo często dalsze schorzenia i komplikacje polekowe), zabiegami medycznymi, operacjami itd.
Dane podane przez dra Fuhrmana dotyczą USA, ale w Polsce jest bardzo podobnie – wystarczy uważnie przypatrzeć się przy okazji najbliższej bytności w markecie jakąż to „żywność” ludzie wykładają przy kasie na taśmę, a będziemy mieć obraz tego, z jakich źródeł czerpią większość swoich kalorii. Z bardzo kiepskich i ubogich odżywczo, choć bogatych kalorycznie.
Dlatego są przekarmieni, ale ich ciała są niedożywione.
Co jeść gdy cierpimy na przewlekły stan zapalny o niskim nasileniu?
Na początek powiedzmy sobie czego na pewno NIE jeść: podziękujmy za dalszą współpracę złym węglowodanom i złym tłuszczom. To tak na dobry początek.
1. Szkodliwe „puste” węglowodany proste: cukier, słodycze, napoje gazowane, ciasta, lody, produkty z białej mąki (pieczywo, makarony, ciastka), oczyszczone produkty zbożowe wszelkiego typu (biały ryż, kasza manna), alkohol, słodkie napoje itp. To są złe cukry, złe węglowodany. Wybrakowane, ludzką ręką stworzone i pozbawione składników odżywczych. Węglowodany drugiego gatunku.
Nie tylko nic z siebie nie dają (oprócz kalorii rzecz jasna), ale jeszcze na dodatek kradną nam zdrowie. Owszem, ładnie wyglądają i ładnie smakują, ale – jak to mówią – „ładna miska jeść nie daje”. Twój przewód pokarmowy i narządy wewnętrzne nie mają oczu i ładne jedzenie nie jest im do niczego potrzebne, one pracują prawidłowo jedynie na pełnowartościowym paliwie, niewybrakowanym.
Jakości pierwszego gatunku szukajmy w złożonych węglowodanach nieprzetworzonych: bogactwo świeżych jarzyn i owoców w całej palecie kolorystycznej, rozmaite warzywa strączkowe, jeśli ziarno to niech to będzie pełne ziarno w postaci oryginalnej (grube kasze, płatki owsiane, niełuskany ryż w różnych kolorach – brązowy, czerwony, czarny itd.).
Jeśli ktoś ma przesadne obawy względem zawartego w nasionach, zbożach i strączkach kwasu fitowego – są one nie do końca uzasadnione: jedynie jego nadmiar może być potencjalnie w jakiś sposób niebezpieczny (blokować przyswajanie minerałów), zaś w małych ilościach kwas fitowy ma działanie antyutleniające czyli antyzapalne. Odpowiednia obróbka jest w stanie ponadto zredukować nadmiar kwasu fitowego (najskuteczniej fermentacja, kiełkowanie, w pewnym stopniu również moczenie, gotowanie).
2. Szkodliwe tłuszcze o uszkodzonej strukturze molekularnej: najbardziej prozapalnie i wręcz zabójczo działają tłuszcze trans – utwardzone, przemysłowo przetworzone i wszystko co je zawiera czyli margaryny, masła roślinne, rafinowane oleje, produkty smażone, kostki rosołowe, lody, batony, ciastka, czipsy, płatki śniadaniowe, cukierki (np. mentosy mają w składzie tłuszcz utwardzony), dania gotowe, produkty „w oleju” lub robione na bazie rafinowanego taniego oleju jak np. kupne majonezy – ogólnie żywność przemysłowo przetworzona.
Tłuszcze trans należy wyrzucić z jadłospisu raz na zawsze. Drugie w kolejce są kwasy tłuszczowe z rodziny Omega-6: aczkolwiek potrzebne dla zdrowia – jeśli nie zostaną zrównoważone spożyciem wygaszających procesy zapalne kwasów Omega-3 i będą spożywane samodzielnie w nadmiarze (zarówno te zawarte w pokarmach roślinnych jak i odzwierzęcych), to przyczynić się mogą do wzniecania ukrytych stanów zapalnych.
Niestety problemem współczesnych schorowanych społeczeństw jest przewaga Omega-6 nad Omega-3 w diecie: zamiast tak jak u naszych przodków 4:1 – 5:1 spożywane jest 20:1 -30:1 (aczkolwiek zaznaczyć należy, że nie wszystkie Omega-6 działają zawsze prozapalnie tak jak nie wszystkie Omega-3 działają zawsze antyzapalnie), nie zapominajmy o tym, że obydwa konkurują o te same szlaki metaboliczne.
3. Tłuszcze nasycone. Nad tłuszczami nasyconymi nie wydano ostatecznego werdyktu, nie są to ani „dobre tłuszcze” ani też „złe tłuszcze”, lecz ponieważ istnieją uzasadnione podejrzenia, iż mogą przyczyniać się do przewlekłego zapalenia – najlepszym wyjściem wydaje się być zachowanie daleko idącej ostrożności i nie popadanie w nadkonsumpcję (lub jak kto woli – unikanie ich konsumpcji, skoro ich dostarczanie z zewnątrz nie jest wcale niezbędne, a nasz ustrój potrafi samodzielnie je produkować).
Warto pamiętać też o tym, że dieta obfitująca w tłuszcze powoduje niekorzystne zmiany mikrobiomu jelitowego u człowieka, między innymi zubaża go albo powoduje rozrost mikroorganizmów, których metabolity są toksyczne (to wszystko może niestety przyczyniać się do zwiększenia przepuszczalności barier jelitowych, przez co umożliwione jest przenikanie cząstek pokarmów do krwiobiegu, a to niestety wywołuje ciągłe reakcje zapalne o niskim natężeniu), podczas gdy dieta bogata w złożone węglowodany i uboga w tłuszcz ma działanie odwrotne, tzn. wpływa korzystnie na mikrobiom jelitowy sprzyjając jego rozkwitowi i polepszając jego skład mikrobiologiczny (co z kolei sprzyja posiadaniu szczelniejszych barier jelitowych).
Natura chyba zatem dobrze wiedziała dlaczego produkowane przez siebie nieliczne tłustości przed nami dość skrzętnie chowa. Pomyślmy przez chwilę: gdyby natura chciała abyśmy się żywili niezmiernie tłusto, to by nam naprodukowała mnóstwo tłustego pożywienia, tymczasem w repertuarze mamy raptem orzechy (w tym kokosowe), pestki i nasiona, awokado i oliwki.
Nie jest też łatwo te tłustości zdobyć: orzechy trzeba rozbijać siłą, pestki dłubać z anielską cierpliwością, a po oliwki i awokado należy wspiąć się na drzewo. To wszystko po to, abyśmy się za dużo na raz nie napaśli zawartym w tych pokarmach tłuszczem i nie chorowali potem. Reszta produkowanych dla nas dobroci zdrowotnych ma w składzie głównie węglowodany i zawsze towarzyszące im substancje balastowe.
Ponadto w ani jednym pokarmie stworzonym przez naturę nie występuje połączenie węglowodanów (prostych) i tłuszczu tak jak my je łączymy (np. piekąc ciasta z tłuszczem, cukrem i białą mąką w roli głównej).
W naturze albo pokarm ma dużo węglowodanów (a tłuszczu wtedy symboliczną ilość), albo jeśli zawiera dużo tłuszczu, to ma wtedy dużo mniej węglowodanów.
Nie ma takiego naturalnego pokarmu, który byłby jednocześnie tłusty i słodki!
Są albo tłuste (awokado, oliwki, orzechy itd.), albo słodkie (jabłka, truskawki, jagody, gruszki, banany itd.) – nigdy razem jednocześnie. Wystarczy uważnie obserwować dzieła natury, a odkryjemy jej zamiary względem tego, czym i jak powinniśmy karmić nasze doczesne ciała.
Z tego co można gołym okiem zauważyć dary natury NIE charakteryzują się przewagą tłuszczu (z nielicznymi wyjątkami opisanymi powyżej), pomiędzy poszczególnymi makroskładnikami panują harmonijne proporcje, a cukry (czy to proste czy złożone) są wplecione inteligentnie pośród inne związki, które umożliwiają bezpieczne i korzystne dla zdrowia ich strawienie.
Pod warunkiem, że pokarmy te spożywane są w całości, tak jak je natura stworzyła: bez grzebania, wybierania, oczyszczania i innych działań nakierowanych na dogodzenie tylko jednemu narządowi (kubkom smakowym) z pominięciem interesów i potrzeb pozostałych narządów, o wiele bardziej kluczowych dla naszego przeżycia.
Najzdrowszą formą spożywania wszystkiego, w tym również tłuszczu jest (jak twierdzi dr Fuhrman i w sumie trudno nie przyznać mu racji) spożywanie całych i nieprzetworzonych pokarmów zawierających potrzebne nam do życia kwasy tłuszczowe: orzechów wszelkiego typu lub nasion (np. słonecznika, kukurydzy, sezamu, siemienia lnianego itd.).
Jest to jego zdaniem dużo zdrowsze niż spożywanie płynnych, wyciśniętych z surowca czystych tłuszczów.
Piszę o tym, ponieważ niektórzy obficie leją gdzie popadnie np. oliwę extra virgin uważając, że dzięki takiemu posunięciu „zdrowo się odżywiają” (na zasadzie, że jak to jest takie zdrowe to należy tego lać bez opamiętania, wtedy będziemy zdrowsi, bo przecież „potrzebujemy zdrowego tłuszczu”), albo czasem wręcz piszą do mnie, że „piją olej” taki czy inny, ponoć dla zdrowotności.
Oleju się nie pije i nie do tego on służy!
A oliwa z oliwek owszem, ma wykazane zarówno w badaniach in vitro jak i in vivo własności antyzapalne, lecz w pewnym sensie jest to wszak produkt przetworzony (jest ona podobnie jak każdy olej czystym tłuszczem, wyizolowanym i oderwanym od swojego źródła, dużo bogatszego w związki sprzyjające zdrowiu – stąd oliwa na skali wartości odżywczej ANDI uzyskuje jedynie kilka punktów).
Żaden produkt przetworzony (nawet gdy będzie to „dobry tłuszcz”) nie powinien być zaś nigdy stosowany w nadmiarze (szczególnie wtedy, gdy ma się za dużo własnego tłuszczu w organizmie).
Spożywanie całych oliwek zamiast wyizolowanej z nich oliwy będzie zatem mimo wszystko nieco korzystniejsze (dostaniemy przecież zarówno ten dobry tłuszcz jak i jeszcze masę innych fajnych rzeczy ukrytych w owocu oliwki), podobnie jak spożywanie siemienia lnianego zamiast jedynie wyizolowanego zeń oleju lnianego (oprócz dobrego tłuszczu dostanie się do naszego wnętrza hojne bogactwo związków jak witaminy, związki mineralne i mnóstwo innych dobroci zawartych w siemieniu, zresztą nawet dr Budwig nie stosowała w swojej terapii samego oleju, lecz i to i to jednocześnie!).
Krótko i treściwie rzecz ujmując: całościowe pokarmy mają zawsze pewną przewagę nad wyizolowanym z nich pojedynczym składnikiem (i nie jest żadnym argumentem, iż oliwa używana była przez ludzkość od starożytności: nasi przodkowie o pewnych rzeczach mogli nie wiedzieć – my już mamy ten przywilej).
Dressing sałatkowy bez oliwy lub domowy sos majonezowy wykonany bez oleju weszły już w każdym razie na stałe do mojego menu: w recepturach tych używam produktów całościowych (a nie jedynie wyizolowanych olejów), dzięki czemu mogę cieszyć się z większych wartości odżywczych, a przy okazji pochłaniam też mniej kalorii, ponieważ surowiec wyjściowy będzie zawsze mniej kaloryczny niż wyizolowany z niego czysty tłuszcz).
Inspirujące przepisy kulinarne na bazie produktów całościowych znaleźć można w moim e-booku „99 Przepisów Kuchni Szybkiej i Zdrowej”.
Co jeszcze można zrobić aby pozbyć się fontanny chorób? O tym piszę w kolejnym artykule: https://akademiawitalnosci.pl/jak-pozbyc-sie-przewleklego-stanu-zapalnego-czyli-fontanny-chorob/
Pomocne linki:
1. „Udział składników diety w modulacji procesów zapalnych”, Lucyna Kapka-Skrzypczak, Joanna Niedźwiecka, Maciej Skrzypczak, Marcin Kruszewski, Pediatr. Endocrinol. Diabetes Metab., 2013; 19(1) 39–43
2. Overview of Inflammation https://lpi.oregonstate.edu/mic/micronutrients-health/inflammation
3. Lipotoxicity: How Saturated Fat Raises Blood Sugar https://nutritionfacts.org/video/lipotoxicity-how-saturated-fat-raises-blood-sugar/
4. Inflammation (chronic) https://www.lifeextension.com/Protocols/Health-Concerns/Chronic-Inflammation/Page-01
5. Acute And Chronic Inflammation – John Hopkins Medicine (plik do pobrania): https://www.hopkinsmedicine.org/mcp/Education/300.713%20Lectures/300.713%202013/Beck_08.26.2013.pdf
6. Damaso, A de Piano. Lipotoxicity: effects of dietary saturated and transfatty acids. Mediators Inflamm. 2013; Epub 2013 Jan 31. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/23509418
7. „Saturated Fat: Good Or Bad?” https://bretcontreras.com/saturated-fat-good-or-bad/
8. „Reakcja organizmu na tłuszcz zależy od jego wpływu na mikrobiom?” https://kopalniawiedzy.pl/mikroflora-jelit-tluszcze-nasycone-nienasycone-omega-3-stan-zapalny-Joe-Alcock,16537 (artykuł oparto na pracach których podsumowanie zamieszczono tutaj Alcock J. Lin H.C., Fatty acids from diet and microbiota regulate energy metabolism. F1000 Research. September 2015.
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Jacek napisał(a):
Ja właśnie mam stan zapalny spowodowany ZZSK, stwierdzono u mnie tę chorobe niestety dwa miesiące temu.
Marlena napisał(a):
Spokojnie, to nie jest wyrok 😉 Znany dziennikarz i publicysta Norman Cousins miał ze swoim ZZSK żyć krótko i parszywie (według lekarzy), a tymczasem żył długo i w sprawności fizycznej. Wyleczył się śmiechem (godzinami oglądał komedie braci Marx i ukryte kamery) i końskimi dawkami witaminy C, o czym nie omieszkał napisać książki („Anatomia choroby”), na podstawie książki nakręcono również film: https://en.wikipedia.org/wiki/Norman_Cousins
N. Cousins jest uważany za ojca nauki o leczeniu śmiechem – gelotologii: https://pl.wikipedia.org/wiki/Gelotologia
Lola napisał(a):
No niestety u mnie występuje problem podwyższonego crp, od kilku lat – na poziomie 40. Podejrzewa się u mnie zapalenie jelit, ale możliwe, że to tkanka tłuszczowa- jestem znacznie otyła. Ciekawy artykuł.
AnnaMaria napisał(a):
Czy dodane łyżki oleju z sokiem cytryny jako dressing (nie lubie innych) oraz łyżki oleju kokosowego do kawy, czy płatków kokosowych też wywoła procesy zapalne? Wydawało mi się że te ilości są dozwolone i korzystne.
Marlena napisał(a):
Ja nie dodaję żadnego oleju do kawy (sama myśl o czymś takim wydaje mi się nieco kuriozalna szczerze mówiąc), natomiast jeśli chodzi o dressing to czasem używam taki z dodatkiem oliwy, ale ostatnio bardzo często robię go na bazie innych surowców, z użyciem całościowych produktów.
Anka napisał(a):
Kawa z olejem kokosowym to tzw. kawa kuloodporna 🙂 Ja też ją zaczęłam pić. Super zastępuje mleko, a do tego dodaję jeszcze cynamon (można też gałkę muszkatołową, chilli, kakao). Pomaga w odchudzaniu 🙂
Marlena napisał(a):
Niestety spożywanie izolatów nie sprzyja zdrowiu. Olej nie różni się niczym od cukru pod tym względem. Tak jak cukier jest sztucznie stworzonym ludzką ręką koncentratem węglowodanowym (ma w składzie 100% węglowodanów) tak olej jest koncentratem tłuszczowym (ma w składzie 100% tłuszczu). Nic takiego o takim składzie natura nie tworzy. Takie coś wymyślił sobie człowiek i promuje to jako zdrowe by na ludzkiej naiwności zarobić kasę.
Przed wojną krzyczano „cukier krzepi!”, „matko, nie żałuj dziecku dziecku cukru!”, a lekarze ostrzegali: „ograniczenie cukru w pożywieniu niemowlęcia może pociągnąć za sobą nieobliczalne skutki!” (serio, zobacz tutaj, wycinek z autentycznej gazety z 1928 roku: https://culture.pl/sites/default/files/styles/gallery_embed_thumb/public/images/culture.pl/cukier_krzepi_7.jpg?itok=ar6FNxks).
Potem mieliśmy erę „zdrowych” margaryn. A dzisiaj jest kolej na „zdrowy olej kokosowy” oraz „odchudzającą” kawę „kuloodporną”.
No cóż, ludzie łykną każdą bzdurę gdy im ją przedstawić przez złotoustych ekspertów lub odpowiednio sprać mózgi reklamą. 😉
AnnaMaria napisał(a):
Czy można określić jakoś ile tłuszczu potrzebuje organizm np.według wagi; ja nie jem żadnych mięs ani tłuszczów zwierzecych w moich posiłkach, tylko roślinne.
Nie moge nic znaleść sensownego na ten temat.
Marlena napisał(a):
Oficjalne zalecenia dietetyczne mówią o 20-30% kalorii czerpanych z tłuszczów. Nutritarianizm mówi zaś, że z tłuszczów możemy w zależności od stanu zdrowia, trybu życia i stopnia naszej aktywności czerpać równie dobrze 10% jak i 40 % kalorii, nie ma jednej miarki dobrej dla każdego (np. jeden potrzebuje schudnąć, inny przytyć, jeden jest zdrowy i ćwiczy, inny zaś chory i całe życie spędza w trybie siedzącym itd.), przy czym najbardziej opłacalne zdrowotnie jest czerpać potrzebne nam do życia kwasy tłuszczowe głównie z produktów całościowych (migdały i orzechy – szczególnie poleca się włoskie, nasiona rozmaite i pestki różnego rodzaju, awokado, oliwki), oczywiście to nie znaczy, że mamy w ogóle wyrzucić z domu np. oliwę ale chodzi o to, by nie lać tłuszczu łyżkami na wszystko jak leci uważając iż dzięki temu „zdrowo się odżywiamy”. Najzdrowiej się odżywiamy gdy jemy produkty całościowe tak jak je natura dla nas stworzyła! 😉
Orzechów, pestek i nasion nie opłaca się też traktować jako samodzielnych przekąsek: spełniają najlepiej swoją rolę połączone z innymi daniami zawierającymi owoce i warzywa (sałatki, zupy, owsianka, warzywa duszone lub na parze itd.).
Ania napisał(a):
Ciesze sie, ze po przerwie (niesety) wracasz tak ciekawym artykulem, dzieki 🙂
Zacieakwily mnie wspomniane w koncowce dressing i sos majonezowy – mozna liczyc na przepisy? 🙂
Marlena napisał(a):
Tak, będą te przepisy już wkrótce 🙂
Ewa napisał(a):
Witam Panią serdecznie, mam pytanie-ile i o jakiej porze najlepiej spożywać zakwas buraczany żeby jelita były jak nowe 🙂 ?Pozdrawiam, z góry dziękuję za odpowiedź.
Marlena napisał(a):
Kiszonki to jedzenie a nie lek z apteki, więc możesz spożywać dużo i często, do momentu aż poczujesz się lepiej.
Aldona napisał(a):
Marlenko, ja znowu do Ciebie. Moja sąsiadka choruje od 2 lat na raka szyjki maciciy–miała chemioterapię. Powiedziałam jej o dr Gersonie i dałam wytyczne–czy ta terapia w takich przypadkach jest też pomocna ? A może coś jeszcze mozesz mi podpowiedzieć ? Chciałabym jakoś kobiecie pomóc. Pozdrawiam serdecznie.
Aldona
Marlena napisał(a):
Dostarczenie do ustroju jedzenia i picia zawierającego więcej składników odżywczych będzie ZAWSZE bardziej korzystne niż dostarczenie jedzenia i picia zawierającego ich mniej. Ewentualne nadwyżki ciało wydali, ale niedoborów nie uzupełni sobie z powietrza 😉
tomek napisał(a):
Insulinooporność a nie „insulinoodporność”!!!! Proszę poprawić ten błąd.
Marlena napisał(a):
Poprawiłam, aczkolwiek w języku potocznym spotyka się obydwie formy (poprawna w języku medycznym jest jednak ta podana przez Ciebie). Dziękuję za zwrócenie uwagi.
Iwona napisał(a):
Witam
Uwielbiam Pani artykuły, ale dziś się zmartwiłam , bo oznacza to dla mnie, że robiąc owsiankę nie mogę wlać ani grama oliwy , czy wrzucić orzechy,a wszędzie czytam że węglowodany spalają się w tłuszczach i bądź tu mądry :-)))
Pozdraiam
Iwona
Marlena napisał(a):
Dodaj więcej całościowych źródeł zdrowego tłuszczu (orzechów, pestek i nasion), oliwę możesz sobie odpuścić.
AnnaMaria napisał(a):
A ja bardzo lubie kawe zbożową z przyprawami i łyżką oleju kokosowego na tzw drugie sniadanie, to mój przysmak i wcale nie taki kuriozalny,,, tylko super miam, miam!!! Pewnie dlatego że lubie kokos.
Joka napisał(a):
Hmmm, skoro Norman Cousins wyleczył się śmiechoterapią i mega dawkami witaminy C, to może taka terapia wystarczy? A tak na bardziej serio – mam przewlekłe stany zapalne ulokowane w zatokach i kobiecych narządach, nawracającą depresję i stany lękowe, jestem osłabiona i zmęczona , co ciągnie się bez końca. Próbuję sobie pomóc na różne sposoby, ale jak na razie bez rezultatu. Czytam i staram się stosować do zasad zdrowego żywienia, aczkolwiek panuje w tej chwili taki chaos informacyjny, że często informacje o tym co jest zdrowe, co jak i z czym jeść, ile razy jeść itp. itd. są ze sobą sprzeczne i już nie wiadomo co jest tak naprawdę dobre, a co nie? W zeszłym roku zrobiłam kurację oczyszczającą wg dr Ewy Dąbrowskiej w trakcie której była bardzo osłabiona, miałam straszne problemy z żołądkiem (przypuszczam, że ze względu na przewagę surowego jedzenia – mam reflux żołądka). Zniechęciło mnie to do tej metody i znów stanęłam w miejscu jeśli chodzi o oczyszczenie organizmu.
Bardzo lubię owoce i warzywa i jem ich wg mnie dość dużo, lubię też kasze, rośliny strączkowe (choć od niedawna jem białko roślinne w postaci cieciorki, soczewicy). Jem też mniej mięsa, mniej słodyczy, nie używam cukru w ogóle do słodzenia czegokolwiek, a soli b.mało czego oczywiście prawie nikt nie rozumie, bo jak można takie coś co jeść?!?). Niedawno zachęcona przez znajomą osobę zrobiłam badanie diagnostyczne metodą dr Volla (nie wiem jak się do tej metody ustosunkowujesz?) wykazało ono niedobory witamin i minerałów oraz obecność ognisk zapalnych w organizmie, obecność glisty, pasożytów i bakterii, ogólnie osłabienie organizmu, niski poziom energii i spowolniona praca różnych organów tak w skrócie. Dieta jaką mi zalecono po tym badaniu różni się od tego co propagujesz, akurat zgodna jest w tym, że trzeba jeść dużo warzyw poza tym jakoś nie bardzo mogę uwierzyć w to, że picie jak to niektórzy określają „soczków” z ponoć mega dawkami witamin i minerałów jest w stanie tak diametralnie poprawić wydolność organizmu i stan zdrowia. Odradzono mi też suplementowanie niacyną, witaminą C czy B complex jako szkodliwe, gdyż pożądane działanie na organizm mają tylko preparaty zawierające w sobie cały kompleks witamin i minerałów. Przyznam szczerze, że po tym wszystkim już kompletnie zgłupiałam i nie wiem co z tym fantem zrobić, w którą stronę dalej iść? Myślę, że takich osób, które pogubiły się w tym wariactwie informacyjnym i nie wiedzą co dalej jest dużo,a może nawet bardzo dużo, bo słyszę to od znajomych, sąsiadów, czytam w necie itp. Marleno, możesz coś na to poradzić? Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
Jeśli chodzi o metodę dr Dąbrowskiej, to doczytaj sobie proszę sposób postępowania w przypadku pacjentów z problemami gastrycznymi. Tak to jest jak człowiek się wszystkiego nie dowie tylko się za coś zabiera. :/
Sposób ten pani doktor opisała na str. 132-133 swojej książki „Ciało i ducha ratować żywieniem”.
Jeśli nie możesz „uwierzyć” w dobroczynne działanie świeżych warzywnych soków, to nie musisz wierzyć – po prostu spróbuj. Wtedy nie będziesz musiała przyjmować niczego na wiarę. 😉 Właśnie tam znajdziesz „kompleks witamin i minerałów”, którego szukasz. Jak nie pomoże to na pewno nie zaszkodzi. Polecam mimo wszystko wypróbować. Na tej witrynie jest mnóstwo świadectw użytkowników, którym się udało.
Suplementacja witaminą C czy niacyną gdyby była szkodliwa, to wszyscy opisywani przeze mnie na tej witrynie lekarze medycyny ortomolekularnej siedzieliby w więzieniach. Tymczasem nie tylko nie trafili do więzienia, ale uratowali setki tysięcy istnień ludzkich: skuteczność terapii witaminowych jest bezdyskusyjna. Bezpieczeństwo zaś stosowania nieporównywalnie większe niż to bywa niestety z lekami farmaceutycznymi. Ktoś kto natomiast chce Ci wmówić, że tylko jego super-hiper naturalne i w ogóle jedyne w swoim rodzaju preparaty Ci pomogą, a wszystkie inne są be – może po prostu chciał Ci coś sprzedać? 😉
Na razie sytuacja wygląda tak: próbujesz robić jakieś zmiany, tylko nie ma efektów. Wniosek: nie ma co próbować, tylko trzeba ostro zakasać rękawy i zacząć ROBIĆ te zmiany (a nie „próbować”), bo póki co to jak widać ZBYT MAŁE zmiany poczyniłaś aby zrobiły Twojemu organizmowi jakąś konkretną różnicę (zaufaj mi – dałby Ci w ciągu kilku tygodni znać, że jest mu już sporo lepiej). Im zmiany będą większe tym odczuwalna poprawa samopoczucia i wzrost energii życiowej też będzie większy. Nie ma na co czekać, bo on daje Ci w tej chwili wyraźne sygnały, że przy takim traktowaniu jak obecnie nie jest mu z Tobą dobrze. Nie powiem co robić i jak robić, powiem tylko tyle: rób to, co przynosi z czasem odczuwalne efekty dla Ciebie. Każdy z nas jest inny!
mała napisał(a):
Bardzo współczuję, też miałam takie problemy i doszły z czasem kolejne, dużo by tu pisać, każdy jest inny, też nie mogłam surowego więc stosowałam kuchnię pięciu przemian czyli wszystko gotowane i odpowiednio przyprawione(ok.rok) i może dzięki temu mogłam przejść stopniowo na surowe(może)poprawa znikoma, dopiero po całkowitym wyeliminowaniu GLUTENU, MLEKO już dawno w odstawce(10 lat) mogę powiedzieć że dostałam drugie ŻYCIE, a nawet mogę powiedzieć że nigdy dotąd nie byłam zdrowa, tyle lat zmarnowanych(mam 41) nie było łatwo ale było warto NAPRAWDĘ, no ale każdy jest inny i trzeba szukać do skutku, używałam też olejek z oregano kiszonki pestki dyni-na pasożyty i też bakterie jelitowe(plantarium),kolonoskopia niczego nie wykazała krew ok a ze mną szopki się działy, po dwóch latach cudownego ozdrowienia dostałam kataru i stan podgorączkowy-na własne życzenie, za niekonsekwencje w diecie. Życzę owocnych poszukiwań i szybkich odkryć, trzymam kciuki.
Lena napisał(a):
Piszesz o swoich dolegliwościach Wymieniłaś min. pasożyty. To one najprawdopodobniej są przyczyną twoich dolegliwości Zacznij od uwolnienia organizmu od pasożytów.
Serdecznie pozdrawiam, Lena
Edyta napisał(a):
Dzień dobry Pani Marleno.
Dziękuję za ciekawy artykuł. Kilka lat temu stwierdzono u mnie zwyrodnienie plamki żółtej. Czytałam wówczas o tym, że przyczyną jest stres oksydacyjny, ale dopiero Pani opisała to w sposób bardzo zrozumiały. Czy może Pani wskazać jakieś ciekawe odnośniki dotyczące tej choroby i właściwej diety?
Ostatnio robiłam badania i wskaźnik OB został określony na poziomie 16. Czy może to być związane z tą chorobą, czy też wskazuje na inne źródło zapalne?
Pozdrawiam Edyta
Łukasz napisał(a):
Kolejny bardzo dobry i merytoryczny artykuł.
Ja swego czasu spożywałem dużo orzechów, siemienia, pestek oraz olejów: lniany i kokosowy – bo myślałem, że tak będzie zdrowiej, dopóki nie policzyłem swojej diety na fatsecret .pl – okazało się, że to zdecydowanie za dużo. Teraz tłuszcze czerpię z orzechów, nasion i pestek – i to w rozsądnych ilościach.
ela napisał(a):
Droga Marleno może ty coś doradzisz. Mama mojej koleżanki choruje na neuralgie nerwu trójdzielnego, po obu stronach twarzy z ogromnym nasilaniem. Mama nie odżywia się zbyt dobrze, lekarze uważają ze zmiana diety nic tu nie pomoże, czy ty się z tym zgadzasz? Bardzo chciałabym jej coś doradzić.
Marlena napisał(a):
Jest mnóstwo badań na Pubmedzie świadczących o tym, że można regulować wskaźniki stanu zapalnego poprzez modyfikację diety, zatem logiczny wniosek nasuwa się sam: jedzenie MA owszem znaczenie oraz ma KOLOSALNY wpływ na to jak się czujemy i czy chorujemy.
Nawet w encyklopedii jest podana informacja: https://pl.wikipedia.org/wiki/Neuralgia, cytuję: „Pacjenci cierpiący na neuralgię powinny również wzbogacić swoją w dietę w pokarmy bogate w witaminy z grupy B (terapia witaminowa wspiera proces regeneracji mikrouszkodzeń nerwów).”. Niech zatem mama koleżanki zmieni lekarza na bardziej kumatego, a nie tylko wyuczonego na tandetnego „przepisywacza leków” 😉
Neuralgie łatwo sobie zafundować stosując całymi latami ubogą dietę opartą na przetworzonych produktach (biała mąka, biały ryż, białe makarony itd.), dużo tłuszczu, cukru, używek (kawa, alkohol), leków itd. To są wszystko złodzieje naszych witamin z grupy B. Sama kiedyś cierpiałam na tzw. „korzonki”, wszyscy mówili, że to wina głównie tutejszego wilgotnego żuławskiego klimatu albo że „taka moja uroda”, tymczasem mnie wszystko minęło jak ręką odjął po zmianie diety i stylu życia właśnie.
Paulina napisał(a):
Też jestem bardzo zainteresowana wszelkimi informacjami o naturalnym leczeniu AMD. Zwyrodnienie plamki żółtej staje się teraz chorobą bardzo rozpowszechnioną i to wcale nie tylko u starszych ludzi.
Marlena napisał(a):
Dużo warzyw i owoców – tam właśnie ukryte są substancje antyzapalne. Terapeutycznie jak i zapobiegawczo dobrze jest stosować skoncentrowaną formę „bomb witaminowych” czyli świeżo wyciskane soki warzywno – owocowe (80% warzywa + 20% owoce). Niestety substancji antyzapalnych jest znikoma ilość w tym co ludzie od dzieciństwa sobie do środka wkładają: wyrobach z białej mąki, nabiałach, mięsach, tłuszczach, słodyczach i produktach przetworzonych. Większość z przetworzonych pokarmów to natomiast siedziba wolnych rodników. Jedząc to całymi latami i stosując jednocześnie zbyt małe ilości świeżych warzyw i owoców – sami prosimy się o kłopoty.
basia napisał(a):
Pani Marleno, u mojej znajomej stwierdzono stwardnienie rozsiane. Dziewczyna ma dopiero 23 lata. Juz zaczęto kurację – sterydy itd.
Proszę jakos naprowadzic gdzie szukać pomocy i co robić.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Ponieważ z powodu braku sterydów w organizmie żadna choroba nie powstaje – może warto zacząć od uważnego przeczytania tego artykułu: https://akademiawitalnosci.pl/10-najpotezniejszych-protokolow-witaminowych-cz-4-stwardnienie-rozsiane-dr-frederick-r-klenner/
Ewa napisał(a):
Witam!
Wcześniej zachwalałaś dressing do sałatek, teraz negujesz dodawany do niego olej lniany i oliwę z oliwek…zgłupiałam..
Marlena napisał(a):
Zamiast głupieć przeczytaj proszę jeszcze raz uważnie artykuł. Nigdzie nie neguję niczego, wskazuję jedynie z czego możemy czerpać dla siebie więcej korzyści, a z czego mniej. Nikomu przecież nie sugeruję natychmiast wyrzucić do śmietnika oliwę czy olej lniany – jeśli tak zrozumiałaś to jest to wyłącznie Twoja osobista nadinterpretacja. Nie mówimy o używaniu tych produktów w ogóle ale o ich NADużywaniu. Przeczytaj proszę jeszcze raz artykuł.
Janka napisał(a):
bardzo bardzo proszę o nowe przepisy, które stosujesz na co dzień
Marlena napisał(a):
Janko, już niedługo będzie dostępny obszerny e-book z moimi przepisami. Właśnie nad nim pracuję.
Jacek_2 napisał(a):
Marleno, piszesz:
„Pokarmy bowiem niestety też zawierają AGEs, ich poziom zwiększa się podczas obróbki termicznej (szczególnie smażenia, pieczenia, prażenia, tostowania lub opiekania) –…… a nawet palona kawa.”
Czy oznacza to, że ekologiczne i podobno zdrowe kawy z kasztanów/żołędzi też lepiej omijać z daleka ? Czy szkodliwość tradycyjnej kawy wynika tylko z efektów dzuiałania AGEs ?
Marlena napisał(a):
Wszystko co jest prażone zawiera AGEs: kakao, kawa czarna i zbożowa itd. Zbożowa jest o tyle lepsza, że nie zawiera kofeiny a zawiera błonnik.
olga napisał(a):
Marleno, co zalecasz na candidę? Stosuję wydawałoby się zdrową dietę: bez cukru, białej mąki, mięsa, produktów przetworzonych, codziennie wyciskam soki i piję zielone koktajle a i tak mnie dopadło. Dodam, że jeszcze karmię pięrsią. Jak się leczyć nie szkodząc dziecku?
Marlena napisał(a):
Nie wiem, nie mam problemów z Candidą. Od naprawdę zdrowego naturalnego jedzenia nie powstają problemy z przerostem kolonii tych drożdżaków, więc nie sądzę aby zdrowa dieta była u Ciebie powodem dolegliwości (a tak wynika z Twojej wypowiedzi). Zwróć uwagę na ilość tłuszczu w diecie. Cukier sam w sobie (np. ten pochodzący z owoców) nie jest powodem rozrostu Candidy. Candida pożera sobie te cukry i następnie zdycha, taka jej biologiczna rola, ale gdy JEDNOCZEŚNIE zjadamy za dużo tłuszczu to candida się rozrasta.
Mama napisał(a):
Witam Marlenko!
Ten artykuł to dla mnie, przeczytałam go dwa razy aby dobrze wszystko zrozumieć, bo faktyczne czytając ten internet (ogólnie), można się pogubić. Coś czuję, że do napisania tego artykułu przyczyniłam się i ja, wspominając ci kiedyś, ze zmuszam się do picia oleju lnianego, myśląc że robię cudowną rzecz dla mojego organizmu, na serio połowa blogów w kwestiach urody czy włosów, wręcz huczy o konieczności picia oleju, dziewczyny wręcz zachwycone są skutkami takiego picia przez dłuższy czas, a że szukałam pomocy w związku ze straszną utratą włosów w ostatnich miesiącach, trafiłam na blogi dziewczyn z włosami po pas, które jednogłośnie piszą, że zbawienne jest picie olei i olejowanie włosów, bądź tu mądry.
Ja rozumię co chcesz przekazać i w zupełności się z toba zgadzam, sama teraz liczę co ja robię z moim dzieckiem, podaję mu tran, podaję olej z wiesiołka i czasami jak się da ubłagać wciskam olej lniany i teraz wiem co czujesz jak to czytasz, matka przesadza tyle tłuszczu, a ja myślałam że taka dobra mama jestem, dziękuję ci za to że jesteś, ludzie faktycznie nie mają w ogóle pojęcia co i jak. Powiedź mi przy czym zostać przy tranie (mam w płynie) czy przy oleju z wiesiołka (w kapsułkach) bo nie ma wątpliwości że coś muszę odłożyć, wszystko chciałam podawać mu na uodpornienie po przebytej mononukleozie bo od września mamy 3 antybiotyk. Marlenko mówię ci już nie mam sił, tak mi go żal, katar ma taki bakteryjny zielony ze szok, poszła mu na uszy, płakał w poniedziałek a ja z nim, zamiast do pracy pędem do lekarza bo dziecko popuchnięte i zakatarzone, oczywiście zapalenie ucha, zapalenie zatok i kolejny antybiotyk. Oznajmili mi przy wizycie, ze dziecko kwalifikowane jest do wycięcia migdałka i zgłupiałam od razu ty mi do głowy przyszłaś, na pewno masz jakieś dobre zdanie na ten temat co zrobić, bo chyba mogę się zgodzić bądź nie zgodzić, poradź co będzie lepsze.
Proszę powiedź gdzie w takim razie jest najwięcej tych Omega-3, żeby je jeść i z czym uważać, żeby nie jeść, pić z byt dużo Omega-6, chyba mnie przekonałaś muszę zacisnąć pasa i zacząć kupować te migdały nie ma wyjścia. Ile tych migdałów dziennie trzeba jeść i czy jak jem w jeden dzień migdały to inne orzechy też zjadać w tym samym dniu, czy naprzemiennie.
I jeszcze pytanie, zlikwidowali mi mlekomat zaczęłam dopiero owsiankę zjadać z takim nieprzegotowanym mlekiem z mlekomatu i pech mlekomatu już nie ma, czy teraz jest sens zjadać owsiankę z mlekiem sklepowym UHT czy to bez sensu, gdzie to mleko nie ma żadnych wartości. Wiem ze można robić mleko migdałowe i tak dalej ale z racji ceny wolę te migdały zjeść całe niż robić z nich mleko.
Jeszcze wiele nauki przede mną, teraz wydawałoby się, ze robię ok a wychodzi że w cale nie tak mądrze postępuję, więc czekam z niecierpliwością na twoje kolejne artykuły, no i przepisy też, przyznam się ze dressing też robiłam według twojego przepisu z odrobiną musztardy i oliwy, a teraz się pogubiłam, co ty tam dodajesz.
Jeszcze pytanie odnośnie soków wyciskanych czy jeśli ja dziennie piję szklankę soku to czy 5 letnie dziecko dostając też szklankę soku nie przedawkuje, bo troszkę jest rozwolniony i boję się czy nie za dużo soku mu daję, swoją drogą, podejrzewam też że biegunkę może mieć przez te antybiotyki. Zaczęłam robić sok z buraków czy taki zakwas mogę podawać 5 letniemu dziecku i czy ze swojego doświadczenie masz jakiś sposób jak takiemu dziecku pomóc to wypić, bo póki co wypił dwa łyki zaparł się, że więcej nie przełknie.
Marlenko już kończę i z niecierpliwością czekam na odpowiedź.
Marlena napisał(a):
To nie jest tak, że wystarczy coś tam dodać do diety i liczyć na cuda. Praca nad odpornością jest wielokierunkowa. I niestety NIE polega na podawaniu antybiotyków, które są bronią ciężkiego kalibru. I to taką bronią, która często się mści na naszym zdrowiu – pogarszając stan naszych jelit. Pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/probiotyki-i-prebiotyki-czyli-zycie-karmi-sie-zyciem/
Mleko UHT nie jest naturalnym produktem lecz przetworzonym i ogólnie rzecz biorąc mleko jest dla cielaków, a nie dla ludzi. Mleko roślinne można robić z płatków owsianych, ryżu, kaszy (np. jaglanej), rozmaitych orzechów itd. – przepisy znajdziesz w Google, warto poeksperymentować.
Kwasy Omega-3 znajdują się np. w zielonych liściach i warzywach krzyżowych (szpinak, rzymianka, pekinka, rukola, jarmuż, kapusty, brokuły, brukselka, kalafior, sałaty itd.), siemieniu lnianym, fasolach, mango, melonach, dyni, przyprawach (goździki, majeranek, oregano), nasionach konopnych, orzechach włoskich, nasionkach chia czy też nasionkach gorczycy (w najnowszym e-booku kulinarnym nad którym właśnie pracuję będzie przepis na domowej roboty różnorakie sosy, m.in. musztardę z nasion gorczycy, bogatą w kwasy Omega-3), natomiast długołańcuchowe kwasy Omega-3 dostarczają ryby morskie i niektóre algi (wakame, spirulina).
Mama napisał(a):
Marlenko jeszcze jedno, chciałabym wiedzieć czy robię dobrze czy mogę coś poprawić, bo widzę że wszystko ma znaczenie, co z czym i jak przygotowane. Za twoją radę dla całej rodziny przygotowuję na czczo do wypicia wodę z cytryną tylko że ja dodaję jeszcze łyżeczkę miodu do tego i teraz pytanie czy dobrze robię. I jeszcze kwestia świeżości i właściwości, bo oczywiście zalewam zimną wodą i przygotowuję to wieczorem i dopiero rano po dodaniu ciepłej wody, żeby było letnie pijemy. Jest smaczniejsze niż z samą cytryną co nie znaczy że zdrowsze, czy dobrze robię. Czy cytryna zachowuje swoje właściwości po takim odstaniu.
Czy warto pić sok z aloesu?
Czy robić pasty z twarożku i makreli wędzonej, ostatnio co idę koło rybek w sklepie jakoś te makrele tak uśmiechają się do mnie, kiedyś w ogóle nie kupowałam teraz raz na tydzień jemy makrele. Czy dobrze?
Czy dobrze zrobiłam jeśli kupiłam już mielony ostropest, Kupiłam też w ziarnach ale strasznie grubo mi się zmielił, ciężkie do przełknięcia, czy mogę po prostu łyżkę ostropestu połknąć popijając płynem?
Tyle mam niewiadomych, że zasypałabym cię pytaniami Marlenko.
Pozdrawiam serdecznie.
Marlena napisał(a):
Ja osobiście nie dodaję miodu do wody z cytryną, ryb wędzonych też unikam, twarogów również. Ostropestu całego w ziarnach nie jadam, tylko mielony.
olga napisał(a):
Do diety swojej nie mam zastrzezeń, zastanawiam się tylko dlaczego się zagrzybiłam i jak to zwalczyć. Tłuszczów raczej nie spożywam dużo. Pewnie permanentne zmęczenie/ niewyspanie (jak to matki-polki mają) i zaniedbanie diety w wakacje zrobiły swoje. Tylko jak wróciłam do zdrowej diety nadal nie mogę zwalczyć grzyba, co się wyleczę domowymi sposobami za kilka dni wszystko wraca 🙁
A może coś z hormonami albo pasożyty mam? Może to być powiązane?
Ania napisał(a):
Dziękuję za motywujący do dalszych zmian artykuł!
Mama napisał(a):
Marlenko a czy kupujesz ostropest już mielony czy sama mielisz? Czy piłaś kiedyś sok z aloesu, warto go włączyć? Co dziecku podawać lepiej tran czy olej z wiesiołka? Czy sok dla 5 latka pełna szklanka to nie za dużo. No i pytanie jeszcze o to wycięcie migdałków co byś radziła.
Spotkałam migdały w Lidlu o znacznie niższej cenie ale jakieś solone na wagę, czy warto takie migdały jeść czy unikać.
Będę walczyć o zdrowie dziecka zdaję sobie sprawę, że jest źle, ale też na efekty pewnie trzeba będzie troszkę czekać, nie poprawi mu się z dnia na dzień, ale będę walczyć. Tak pozytywnie Marlenko zazdroszczę ci, że nie masz problemów z dzieciakami i ciągłymi infekcjami. Może za rok za dwa też będę miała spokój, oby.
Marlena napisał(a):
Mielę ostropest w młynku do kawy. Soku z aloesu nie stosowałam nigdy. Dziecku podawałabym to, co sprawia, że czuje się ono lepiej (u mnie witamina C i D głównie z suplementów gdy tylko zauważam początki infekcji), na co dzień nie tyle suplementy mają znaczenie ile właściwa dieta – polecam książkę dra Fuhrmana „Zdrowe dzieciaki. Jak odżywiać dzieci by były odporne na choroby”. Nie kupuję solonych migdałów czy orzechów ani prażonych też nie (wyjątek – fistaszki, które nie są orzechami lecz warzywem strączkowym i nie nadają się do spożycia bez prażenia, dlatego w sprzedaży znajdziemy TYLKO prażone fistaszki). W Lidlu mają aktualnie genialne orzechy włoskie, niezwykle świeże i słodkie, niemieckiej produkcji.
Mama napisał(a):
Marlenko jeszcze odnośnie mleka roślinnego czy ty z jaglanki i ryżu bądź płatków owsianych też robisz mleko w wyciskarce? Wrzucasz jednocześnie do otworu wodę i surowiec? Mam jaglankę, lubię z jabłuszkiem, chętnie robiłabym mleko. Troszkę mam obawy wlać do wyciskarki wodę, nie popsuje się? Dopiero kupiłam wyciskarkę, jestem dumna bo właśnie twój przepis wychodzi pyszniutki, sok z jarmużu, szpinaku, jabłuszka, ogórka i imbiru, cudo i czytam teraz, że za jednym razem spożywam witaminy, minerały i jeszcze ten Omega-3, bo piszesz, że jest w jarmużu i szpinaku, tak się cieszę. Nie mogę się przekonać do koktajli, nigdy jeszcze nie zrobiłam, podałabyś mi jakiś przepis, kupiłam ten blender, żyrafę jak ty mówisz, tylko nie wiem czy tym zrobię koktajl i jaki?
Marlena napisał(a):
Zbożowe mleko robiłam do tej pory w blenderze kielichowym. Wyciskarką robię mleko migdałowe i z nerkowców. Kokosowe z wiórków też wychodzi, ale bardzo tłuści całą maszynę, dlatego nie dodaję do wyciskarki kokosa, wolę wtedy użyć blendera, łatwiej umyć szklany kielich blendera niż plastikowe zatłuszczone zakamarki wyciskarki. Koktajle też robię w blenderze kielichowym (mam Profi Cook 1006, ma on mocny silnik 1200 W i doskonale mi się sprawdza w kuchni już czwarty rok, intensywnie użytkowany). Blenderem Żyrafą też być może na upartego się zrobi koktajl, ale nie wiem czy tak dokładnie rozbije on wszystkie cząstki, nigdy nie próbowałam robić takim blenderem koktajli, zawsze używam w tym celu kielichowego blendera.
Anna napisał(a):
Witam, a ja mam pytanie odnośnie witaminy C. Przeczytałam ostatnio, że witamina C syntetyczna może uzależniać. Pewnie bym puściła mimo uszy takie stwierdzenie, ale ostatnio zauważyłam, że boli mnie głowa gdy nie wypije przynajmniej raz dziennie wit. C:-) Od marca 2014 regularnie pije kwas L-askorbinowy przynajmniej raz dziennie, a szczególnych przypadkach
(przeziębienie, migrena) nawet kilka razy dziennie. Czy to możliwe, że witamina C syntetyczna może uzależniać?
Natomiast, jeśli chodzi o oleje, to nie ma nic lepszego na katar alergiczny niż olej z czarnuszki! Mój mąż odkąd pamiętam zawsze cierpiał na katar alergiczny. Zdaje sobie sprawę, że odpowiednia dieta w takim przypadku to podstawa, jednak to jest szczególnie „oporny przypadek” je co lubi i koniec. Dał się jednak namówić w okresie jesienno-zimowym na łyżkę dziennie oleju z czarnuszki.Już po tygodniu stosowania, były zauważalne efekty, a po miesiącu katar prawie całkowicie ustał. Jednak kiedy zaprzestanie się picia oleju (nie można przecież pić go w nieskończoność) alergia powraca:(
Marlena napisał(a):
Witamina C może „uzależniać” podobnie jak uzależnia jedzenie, tlen czy woda: jak nie zjesz, nie oddychasz i nie pijesz, to boli cię żołądek, głowa i cała reszta 😉 A teraz na poważnie: kiedy przestajesz brać witaminę C to Twoim problemem nie jest witamina C. Jest nim BRAK witaminy C. Wtedy organizm daje Ci znać o tym bólem głowy.
Witamina C nota bene jest doskonała również na alergie. Ktoś kto ma alergie ma problem związany z BRAKIEM antyutleniaczy, witamin, minerałów, probiotyków i prebiotyków itd., a nie z alergią samą w sobie. Alergia jest tylko sygnałem, że coś robimy mocno nie tak: to język ciała, który powinniśmy nauczyć się odczytywać – dla własnego dobra. Czarnuszka owszem pomaga ponieważ stan zapalny i zalew wolnych rodników redukuje dzięki zawartości różnych substancji aktywnych. Ale to tylko połowiczne rozwiązanie i jak słusznie wspomniałaś – chwilowe. Kluczem do długoterminowego sukcesu jest 1. oczyszczenie systemu z uzbieranego latami nadmiaru wolnych rodników i 2. codzienne dostarczanie następnie wystarczającej ilości odpowiedniej jakości surowców, aby organizm mógł dalej funkcjonować szczęśliwy i zdrowy – bez alergii, bez ciągnącego się jak smród za wojskiem chronicznego stanu zapalnego. Jedząc „co się lubi” (a większość z nas została niestety wytresowana by „lubić” rzeczy nie bardzo służące zdrowiu) i jednocześnie stosując półśrodki (np. zamiast syntetycznych farmaceutyków przyjmując jakieś naturalne pojedyncze źródło antyutleniaczy na doczepkę do tego całego syfu jaki spożywamy) – uzyskuje się tylko chwilowe i nietrwałe rezultaty, a stan zapalny dalej hula sobie po naszych tkankach w najlepsze. Natury nie da się niestety na dłuższą metę oszukać 😉
Polecam zapoznać się z metodą dr Ewy Dąbrowskiej, internisty i immunologa: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
gajowy napisał(a):
Cześć Marlena,
jeżeli już mowa jest o antyutleniaczach i stresie oksydacyjnym, to warto może też wspomnieć o wodorze molekularnym (H2), który jest wyjątkowo mobilnym i skutecznym antyutleniaczem. Normalnie jego źródłem jest zdrowa flora bakteryjna jelit trawiąca blonnik pokarmowy. Ale można też dodatkowo pić wodę wzbogaconą wodorem. Jest to tzw. Woda Antyoksydacyjna. Zdaje się, że sama ją pijasz bo w którejś z dyskusji wspomniałaś, że używasz filtra Biocery.
Mama napisał(a):
Marlenko proszę cię podaj mi proszę jaką witaminę D ty stosujesz dla siebie czy dzieci i gdzie to mogę nabyć, na co zwrócić uwagę, jakie dawki podawać. I dlaczego przy stosowaniu wit.D zażywa się też K. Chyba to u ciebie wyczytałam w jednym komentarzu.
Marlena napisał(a):
Używam witaminy D w kroplach dr Jacobs https://sklep.akademiawitalnosci.pl/produkt/d3-witamina-slonca-dr-jacobs-800-j-m-krople-20-ml, a witaminę K2 miałam z naturalnego natto z firmy Now Foods. Na temat witaminy D pisałam obszernie tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/witamina-d-brakujacy-kawalek-twojej-ukladanki-zdrowia/
Paweł napisał(a):
Wejście od czasu do czasu na AW bardzo motywuje do dalszej walki z cukrem i zmiany diety ogólnie 🙂
Nie mogę się doczekać e-booka. Brak przepisów (oraz bliskość cukierni) najbardziej mi doskwiera.
Nina napisał(a):
Mam RZS, biore Methotrexat od ponad 2 lat. Wyniki mam dobre i zaczynam zmniejszac dawke leku az do zera. Chcialabym odzywiac sie prawidlowo zeby nie wracal stan zapalny. Czy masz jakies rady oprocz tego co w artykule o odzywianiu w RZS? Na co najbardziej zwracac uwage i jak to jest z nabialem? Jesc czy nie? Np wg diety dr Budwig. Pozdrawiam serdecznie i koniecznie pisz dalej i wiecej.
Anna Maria napisał(a):
Czy ten Profi Cook 1006, ktorego pani używa zmiksuje pokrojoną surową marchew, surowy burak,seler?
Lubie koktaile z surowych czasami i szukam czegoś sprawdzonego. Dziękuje za odpowiedz!
Marlena napisał(a):
Niestety nie mam pojęcia, bo nie próbowałam. Warzywa twarde wyciskam w wyciskarce (czasem dodaję sok do koktajlu w ramach płynu), a do blendera wkładam rzeczy miękkie (liście, owoce) + płyn + dodatki (superfoods, stewia lub inne słodzidełko, siemię lub chia itd.). Selera naciowego w koktajlu pomidorowym Profi Cook zmiksuje, choć zostawia takie nitki, ale to już urok selera chyba.
Justyna napisał(a):
Witam, Pani Marleno jaka wyciskarke poleciłaby Pani do robienia soków?mam zelmera ale faktycznie pozostawia bardzo duzo odpadu,prosze bardzo o podpowiedź.Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Justyno, swoimi spostrzeżeniami na temat wyciskarek użytkownicy dzielili się w komentarzach tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/jak-kupowac-wyciskarke-do-swiezych-sokow/
Opisywanego dwa lata temu Sapira już nie mam, oddałam córce która wyjechała na studia. Teraz mam Huroma drugiej generacji, pulpa jest sucha, silnik cichy, soki doskonałe. Dużo łatwiej się myje niż maszyny pierwszej generacji (mniej zakamarków itd.).
Ewa napisał(a):
Pani cudowna Marleno!. Od jakiegoś czasu walczę z pięknymi dniami odżywiania przeplatanymi dniami napadów obżarstwa. Ale coraz bardziej uświadamiam sobie swoją pułapkę (także dzięki materiałom od Pani nabytym). Właściwie te przeplatanki żywieniowe mnie czegoś nauczyły-a mianowicie, że ciągle jestem w plecy i nie traktuję poważnie swojego organizmu. Dziś nie mogłam spać, bo robiłam sobie porządek w głowie i spisywałam na kartce wszystkie minusy niewłaściwego zapychania żołądka, a na drugiej plusy właściwego odżywiania. A że kłębiło mi się w głowie od natłoku różnorodnych wad i zalet, to co rusz dopisywałam kolejne punkty, ale warto było, bo jakoś wstałam rano z poczuciem głębokiej świadomości nad pułapką przetworzonego żarcia, a jakie żarcie-takie myśli i podejście do świata. Im prostsze jedzenie, tym życie się wydaje mniej skomplikowane. Moje pytanie dotyczy dwóch produktów: witaminy C lewoskrętnej, ale nie wiem w jakiej postaci i kiedy najlepiej ją zażywać oraz zakwasu buraczanego, o którym też nie wiem, kiedy najlepiej spożywać (na czczo? po posiłku? w trakcie? na noc?). Rano piję wodę z cytryną, w ciągu dnia też popijam (czy można ją przedawkować?:) ) Kiedy spożywać zakwas, bo czuję, że diabeł siedzi w jelitach i jak potraktuję je dłuższy czas tym co trzeba, to moje problemy znikną. Proszę o wsparcie 🙂 Dziękuję, z serca pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Zgadza się – im prościej jemy tym jemy zdrowiej, a im zdrowiej jemy tym mniej jesteśmy zainteresowani pułapkami przetworzonej „żywności”, a nasza intuicja wtedy bezbłędnie wyczuwa, że mamy do czynienia z podróbką, a nie prawdziwym jedzeniem.
Witaminę C najlepiej czerpać z pożywienia, można witaminizować też nią swoje soki (szczególnie zimą to robię). Forma witaminy nie ma znaczenia, bierz taką jaką dobrze tolerujesz (czysty kwas L-askorbinowy, askorbiniany, forma liposomalna), gdy bierzemy ją w małych ale częstych dawkach przyswaja się ona lepiej niż podana w jednej dużej.
Zakwas buraczany można sobie popijać kiedy się chce, można to potraktować np. jako pierwsze danie obiadowe lekko podgrzawszy, można też wypić szklaneczkę takiego barszczyku do śniadania czy do kolacji. Ważne jest też spożywanie żywności prebiotycznej razem z probiotyczną, bo jak już wsadzimy do środka te przyjacielskie bakterie, to potem należy je dokarmiać właściwie – inaczej nam z głodu padną. O przyjaciół trzeba dbać 😉
Wodę z cytryną ja też pijam rano, ale potem też po nią sięgam w ciągu dnia gdy czuję pragnienie. Kieruję się intuicją i wtedy czuję się najlepiej.
Veth napisał(a):
Witaj Marleno.
Artykuł jak zawsze bardzo ciekawy i merytoryczny. Tak trzymać! 🙂
Mam jedno pytanie, może będziesz w stanie pomóc lub skierować do osób z wiedzą na ten temat.
Od jakichś 7 lat mam problemy z zatokami:
– zawsze jedna dziurka jest zatkana, czasem lewa czasem prawa – z badań kropli krwi wyszło mi że mam przerost candidy, ogólną grzybicę organizmu i powiązałem to z zatokami – biały nalot na języku, z nosa cieknie przy zmianie temperatur, głowa boli gdy się schylam. – próbowałem już wielu rzeczy by to zwalczyć – suplementowałem się wodą utlenioną, boraksem (to do dziś), chlorkiem magnezu (do dziś) kwasem kaprylowym, ograniczyłem spożycie cukrów (wiem też że candida rozkłada cukier i umiera), zakraplałem nos wodą utlenioną/jodem/srebrem koloidalnym/boraksem/sodą i solą/oliwą magnezową. Przepłukiwałem także zatoki boraksem. Dietę mam głównie w oparciu o surowe warzywa i owoce, nie jem mięsa, nabiału jak i całej przetworzonej papki. Cała moja walka trwa już mniej więcej rok, dwa.
Pozdrawiam serdecznie!
Marlena napisał(a):
Do tej pory podejmowałeś próby potraktowania swojej dolegliwości alopatycznie (czyli działaniami „anty-„, skierowanymi PRZECIWKO czemuś). Atakowanie jedynie drobnoustrojów (bez względu na to czy użyjesz leku z apteki czy czegoś co wydaje się „bardziej naturalne” jak np. boraks czy woda utleniona) na dłuższą metę nie działa jeśli ktoś ma po prostu kiepsko działający system odpornościowy i do tego tak jak w Twoim przypadku nieodpowiedni skład mikrobiomu jelitowego.
Na Twoim miejscu zamiast stosować półśrodki to raczej może bym się skupiła na dwóch rzeczach:
1. wielokierunkowa praca nad wzmacnianiem systemu odpornościowego i wygaszaniem stanu zapalnego (witaminy, minerały, antyutleniacze, wyłączenie pokarmów nietolerowanych czyli takich, po których ustrój w reakcji opóźnionej produkuje przeciwciała, do tego sen i odpoczynek, odpowiednie nawodnienie itd.) oraz
2. codzienna praca nad poprawą składu flory jelit (domowa żywność probiotyczna jak i prebiotyczna).
Veth napisał(a):
Witam serdecznie.
Dziękuję za rady, postaram się jeszcze bardziej ogólnie traktować sprawę. Sęk w tym, że ta grzybica zatok pogarsza moją ogólną odporność. Codziennie jem warzywa, kasze, minimum raz dziennie siemię lniane. Regularnie się suplementuję witaminą B complex, magnezem, cynkiem, borem, chlorellą, spiruliną itd. Nie spożywam śmieciowego jedzenia, mięsa zresztą też. Sądzę że ogólnie o organizm dbam bardzo dobrze, alkoholu też nie piję. Powoli tracę wiarę że dbaniem ogólnym dam radę to wyrzucić, gdzieś czytałem że do zatok bardzo mało przenika z organizmu, może stąd problem z usuwaniem stamtad grzyba? O jelita też zadbałem, przeprowadziłem post Ewy Dąbrowskiej – około tygodnia. W tym czasie popijałem dużo soku z kiszonej kapusty, ogórków jak i jadłem prebiotyki i probiotyki.
Nie jest dobrze :/.
mysia napisał(a):
Witam mam takie pytanko kiedy pojawią się te obiecane nowe przepisy na smaczne dania -nie zebym popędzała ale już nie mogę się doczekać -czytałam że są w przygotowaniu 🙂
Pozdrawiam Magda
Marlena napisał(a):
Na pewno poszerzony zbiór przepisów ukaże się jeszcze w tym roku, a konkretniej w listopadzie.
Iza napisał(a):
Marleno, w jednym z komentarzy napisałaś, że na pasożyty można zastosować ziemię okrzemkową. Czy wiesz może czy taką ziemię można stosować u niemowlaków oraz u matki karmiącej?
Marlena napisał(a):
Dzieciom do lat 12 nie zaleca się ziemi okrzemkowej. Co do kobiet karmiących to nie mam informacji aby była niezalecana.
Moi napisał(a):
Chcę przebadać kompleksowo swój organizm czy nic się nie dzieje. Ogólne badania krwi są ok. Czytam właśnie o różnych metodach: Volla, żywej kropli krwi, vega teście etc. Co doradzasz? Co warto wybrać? Pytam zarówno o wspomniane metody (są inne?) jak i medycynę akademicką.
Antonina napisał(a):
Wiem, że pytanie jest do Marleny;-) Ale ja właśnie niedawno robiłam „kwantową analizę składu ciała” i jestem bardzo zadowolona. Za 50 zł wiem ile mam witamin,minerałów, enzymów, jak pracuje mój żołądek, wątroba i jelito grube, układ krążenia itp. Wiem, jakie witaminy muszę suplementować, a jakich mam dość;-) Za pół roku sprawdzę, czy moje działania dały efekty. Polecam i pozdrawiam.
To badanie pokazało też, że Marlena jak zwykle ma rację!!!!!!dzięki po raz kolejny!!!!
Paweł napisał(a):
> ” pisarze kompletnie nieposiadający kwalifikacji medycznych (typu Gary Taubes czy Nina Teicholz, a u nas autorzy Maslanky czy Zięba)”
Rozumiem, że Pani jest pisarzem posiadającym kwalifikacje medyczne? A może się Pani pochwalić powszechnie akceptowalnym dokumentem potwierdzającym Pani wiedzę medyczną? Może dyplom lekarza uzyskany w Akademii Medycznej? Jeśli nie to mam odczucie, że jest Pani takim samym pisarzem jak Ci wymienieni.
P.S. W Pani regulaminie jest napisane tak: ” Administratorem Serwisu jest firma Avanti z siedzibą w Elblągu przy ul. St. Wyspiańskiego 16 A-B (zwana dalej Administratorem).” Ponieważ Pani prowadzi działalność gospodarczą, sprzedaje Pani produkty przez internet to przetwarza Pani dane osobowe. Korzystając z wyszukiwarki https://egiodo.giodo.gov.pl nie mogę znaleźć zarejestrowanego na Pani firmę zbioru danych osobowych. Może Pani wskazać odpowiedni zgłoszenie do GIODO? Ewentualnie swojego ABI.
P.S.2. W Pani regulaminie jest napisane tak: „3. Każdemu Użytkownikowi zamawiającemu produkt przysługuje prawo do zwrotu w terminie 10 dni bez podania przyczyny”. Jest to zapis niezgodny z aktualnym stanem prawnym.
Dalej „. Dla skuteczności takiego zawiadomienia, koniecznym jest wysłanie emaila ze skrzynki pocztowej, która podana została przez Użytkownika przy składaniu zamówienia.” Na podstawie jakiego przepisu zawęża Pani możliwość zgłaszania chęci odstąpienia od umowy zawartej na odległość?
Marlena napisał(a):
Przyszedłeś sobie pohejtować i dlatego skrywasz się za fałszywym mailem pawel@example.com?
Paweł napisał(a):
Droga Pani, cenzuruje”my” nieprzychylne komentarze, to nie buduje wiarygodności Pani blogu.
Marlena napisał(a):
Niech czytelnicy tej witryny ocenią jak buduje Twoją z kolei wiarygodność ukrywanie się pod fałszywym mailem (pawel@example.com).
Asia napisał(a):
Witaj droga Marleno ponownie. Mam prośbę o radę odnośnie alergii córki. Chodzi o to, że od jakiegoś czasu zaczęła mieć alergię na mięso drobiowe (od znajomej pani, która choduje kurczaki) i wieprzowe ( ze sklepu). Od razu po zjedzeniu ma wysypkę na brodzie i wokół ust, drapanie w gardle. Jednak , gdy jej np. zamówiłam z restauracji mielonego steka wieprzowego , roladki drobiowe ze szpinakiem – nic jej nie było ! Nie rozumiem , jak to możliwe. Czy znasz jakieś prawidła, od czego to zależy. I drugie pytanko : córka ma 11 lat, jak uzupełniać jej dietę w białko, skoro nie smakują jej w ogóle takie rzeczy, jak ja jem, czyli: ciecierzyca, soczewica, żadne fasole oprócz szparagowej. Bo z powodu mięsa się wcale nie zmartwiłam – ja i syn (dorosły) jesteśmy na diecie roślinnej od lutego tego roku, ale jemy strączkowe, itd . Ona lubi jedynie hummus z takich rzeczy. Dlatego na kanapki głównie spożywa serek grani, i inne sery, awokado, kiełki, bardzo rzadko wędliny, widzi że ja nie jem, więc wie, że niezdrowe. Nie wiem jednak, co na obiad oprócz kaszy, warzyw jej dać, tym bardziej, że raz w tygodniu jadła mięso w postaci duszonej lub pieczonej, a teraz ma uczulenie. Pozdrawiam i czekam na radę i odniesienie się do tej ciekawej dla mnie sprawy z mięsem. Dodam ,że ma alergię na orzechy – wszystkie. Codziennie daję jej olej lniany 1-2 łyżeczki.
Miki napisał(a):
Asiu , niech dzieczyna je to , co jej nie szkodzi . Mięso , które jej nie szkodzi też !
Jak dziewczyna rośnie , powinna mieć pełnowartościowe białko z MIĘSA i takiż tłuszcz . Są potrzebne do sytetyzowania hormonów .
Uważaj , abyś nie wyhodowała kaleki , bo Ci potem może i powinna wytoczyć proces za zmarnowanie życia !
Teraz sobie wyobraż , jesteś kobietą pierwotną . Idziesz ze swym samcem w listopadzie po lesie . Chłód , głód , zimno jak cholera . Słaniacie się na nogach . Raptem Twój samiec trafił patykiem wronę / wiewiórkę lub tp.
WIĘC ŻYJECIE !
A teraz pomyśl , co da Ci garść zielska albo polecanej na forum jako żrodlo białka fasoli/grochu .
ŚMIERĆ !
Baj co k…a zrobicie z garścią wyłuskanego suchego grochu ? Nic , zdechniecie ! Bo jak wiesz trzeba to g…o namoczyć , ugotować itp . Więc trzeba wody , GARNKA i OGNIA !
A skąd macie to wziąć ?
Wieiewiórkę / wronę zjecie nawet na surowo !
Więc MYŚL kobieto i nie karm córki TYLKO zielskiem . Jak będzie po klimaksie , z oponkami – może . Czasowo i stopniowo , ale nie w młodości !
Przy okazji , Marleno , każda pliszka swój ogonek chwali . Nie jestem trollem , ale co do Zięby i inn. zgadzam się całkowicie z Pawłem !
To , że Dąbrowska jest lekarzem niczego nie oznacza . Lekarze to ludzie . Idiotów tyle co wśrod „zwyklaków” . Zięba jest za to inżynierem , i nie jest „wyznawcą ” , tylko logicznym ODKRYWCĄ tego , co inni wykryli / napisali , a co jest często skrywane przez konowałów i Big Pharmę !
I nie ujawniaj mojego „falszywego” maila , bo jest całkowicie prawdziwy i zastrzegam sobie jego niebublikowanie !
Blog jest fajny , ale ZNAJ PROPORCJĄ ( jak mawiał ktoś tam ).
Przykład z pierwotnymi miał coś udowdnić . Bo często sięgasz do „dobrych starych naturalnych czasów ” , które wybitnie nie sprzyjały jedzeniu zielska . Wszystkie rysunki naskalne zawierają sceny POLOWANIA , jako czynnika upragnionego !
Nie spotyka się , poza Egiptem z jego zbiorami udomowionych zbóż rysunków ZIELSKA , jako żarcia upragnionego !
A fasola , jako głowne żródło białka jest wysoce niekompletna w stos. do mięsa . Poza tym blokuje enzymy trawienne i : ” najdał się grochu , pierdział po trochu . Najadł się fasoli , pierdział do woli ” . Pozdrawiam i życzę umiaru !
Marlena napisał(a):
No cóż, Miki alias Vicki czy jak Cię tam zwą… Bardzo chaotycznie piszesz i nie wiem od czego zacząć. Oczywiście trollem nie jesteś – pomijając fakt, że wysłałeś z tego samego adresu IP dwa bardzo podobne do siebie komentarze podpisane dwoma różnymi imionami, jednak być może to miał być taki żarcik, a być może to oznaka schizofrenii, ale nie mnie osądzać.
Przede wszystkim podziwiam Cię za zjadanie wron i wiewiórek, i to na surowo – jestem pod wrażeniem, serio. Nie wiem jak na to wpadłeś, ale pomysł przedni. Marna ze mnie witarianka, muszę faktycznie opanować sztukę chodzenia po lesie w listopadzie i zjadania surowych wron i wiewiórek! I w ogóle wrócić do jaskini razem z samcem, aby poczuć się tak jakoś bardziej naturalnie, bo chyba mi się w tyłku od tego dobrobytu poprzewracało 😀
A teraz na poważnie: nie wiem odkrywcą czego jest pan Zięba, ale jego książka wyszła z tego co kojarzę jesienią zeszłego roku, a tutaj na tej witrynie użytkownicy już od dawna byli zaznajomieni z obszerną wiedzą na temat witaminy C (o której piszę nieprzerwanie od 2012 roku do dzisiaj) czy witaminy D (o której piszę od 2013 roku do dzisiaj). Ja mam poza tym dziwne wrażenie, że na pana Ziębę NIE WOLNO powiedzieć nawet pół krytycznego słowa, bo jego wyznawcy (to już niemal kult) rzucają się z pazurami w obronie swojego guru, a w tym momencie umiera jakakolwiek szansa na konstruktywną dyskusję, która mogłaby przynieść użytkownikom korzyści.
Na koniec chciałam wyrazić wyrazy współczucia z powodu Twoich gazów po grochu czy fasolce. Zdradzę Ci jeden sekret: nie będziesz miał gazów jeśli będziesz jadał rośliny strączkowe wystarczająco często. Gdy je zjadamy wystarczająco często, to w jelitach hodujemy sobie odpowiedni mikrobiom bakteryjny i to on dba o to, by gazów nie było – po prostu ZERO gazów po fasolce. Czyż świat nie jest piękny? 🙂
hajduczek napisał(a):
„Jak dziewczyna rośnie , powinna mieć pełnowartościowe białko z MIĘSA i takiż tłuszcz . Są potrzebne do sytetyzowania hormonów .” Czy to zdanie dotyczy tylko dorastającej dziewczyny, czy może chłopaka również?
Bo jeśli i chłopaka – to to twierdzenie jest całkowicie KŁAMLIWE! Mój syn ma teraz 26 lat, od ponad 20 lat jest wegetarianinem, jako i my – rodzice. Dorastał, dojrzewał w normie, uprawiał sporty. NIE CHOROWAŁ, prawie sie nie przeziębiał, mimo kontaktów z chorymi rówieśnikami. Nie zastępowliśmy mięsa w diecie innymi białkami zwierzęcymi, jaka, sery i fermentowane produkty mleczne jemy z umiarem (nigdy „zamiast” mięsa).
Co do Zięby – to częściowo się zgadzam, nie można przekreślać jego dobrego i inspirującego wpływu na rodaków choćby w zakresie suplementacji (ale z tym niezbędnym rzekomo kolagenem w parówkach to już przesadził).
I nie mówi się „ZNAJ PROPORCJĄ ( jak mawiał ktoś tam )”. Mówi się ZNAJ PROPORCJUM, MOCIUM PANIE, to Aleksander Hrabia Fredro w nieśmiertelnej „Zemście”, pisanej zresztą pod wpływem oczarowania zamkiem Kamieniec w Korczynie-Odrzykoniu, otrzymanym w żoninym posagu. To okolice Jasła, jakby ktoś nie wiedział i szukał.
Miki, na przyszłość przeczytaj przed opublikowaniem swoje komentarze, czy na pewno są poprawne pod względem językowym i merytorycznym. Co do poglądów – „się nie wypowiadam, bom tolerancyjna” :-)))
Kasia napisał(a):
Witaj,
Czy dobrze rozumiem, że jeżeli CRP jest w normie, to oznacza, że w organizmie nie ma żadnego tlącego się stanu zapalnego?
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Ogólnie brane są pod uwagę 2 rodzaje parametrów: OB (odczyn Biernackiego) oraz CRP (tzw. białko C-reaktywne) to wskaźniki stanu zapalnego.
Amelia napisał(a):
Witam ciepło!
Co byś polecała przy zwalczeniu zespołu jelita drażliwego?
Moja córka ma 18 lat i cały czas czuje się zle. Jak najlepiej zwalczyć stan zapalny? Czy stosowanie witaminy C cos pomoże? Albo D?
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Wyrzucić z menu wszystkie prozapalne śmieciochy, uzupełnić niedobory (witamin, minerałów, enzymów, kwasów tłuszczowych) i zadbać o mikroflorę jelit (probiotyki i prebiotyki) – to tak na szybko. Jeśli będzie natomiast niezbędny „remont generalny” w bebechach, to – jak donosi pani doktor Ewa Dąbrowska – zniszczony przewód pokarmowy skutecznie naprawia post Daniela (dieta warzywno-owocowa), rozpoczęty dniami sokowymi (sok z marchwi), tak jak opisano w książce „Ciało i ducha ratować żywieniem” na str. 132 – organizm pozbywa się starych, zniszczonych komórek (wydala je jako biegunkę) i wytwarza następnie nowe i zdrowe w ciągu kilku kolejnych dni. Po odbyciu kuracji mamy znowu perfekcyjnie działający, zdrowiutki przewód pokarmowy. 🙂
barbara napisał(a):
witam,
Moja 2 letnia coreczka ma zdiagnozowane MIZS, szukam wiec pomocy w internecie i tak odkrylam Pani strone. Bardzo dziekuje, za tyle wiadomosci. Jestem zalamana ta choroba i chce dzialac, bo wiem ze leki to nie wszystko. Na szczescie, moja coreczka lubi jesc wszystko, wiec mam pole do popisu potrzebuje „tylko” wiedzy – bede ja czerpala z Pani artykulow.
Dariusz napisał(a):
Witam,
Naukowcy są pewni – naturalna żywność może przedłużyć życie. Zawarte w niej substancje odżywcze są w stanie zwiększyć antyoksydacyjny potencjał komórek i poprawić ich zdolność do regeneracji. Do substancji tych należą m.in. tłuszcze nasycone i polifenole, m.in. kurkumina. Wiele rodzajów naturalnej żywności może pomóc zaktywizować nasze geny, co pozwala wydłużyć życie. Klasycznym przykładem polifenolu przedłużającego aktywność jest kurkumina. Kiedy wchodzi w reakcję z komórką, ta natychmiast zaczyna produkować antyutleniacze w swoim wnętrzu i staje się superkomórką. W tym momencie bardzo trudno jest zniszczyć taką komórkę – mówi prof. Giovanni Scapagnini, profesor medycyny oraz biochemii klinicznej.
pozdrawiam,
Darek M.
Marlena napisał(a):
Kurkumina jest bardzo słabo przyswajalna, a co do kwasów nasyconych to nie byłabym tego taka pewna. Więcej niż 1/3 składu ludzkiej tkanki tłuszczowej to nasycone kwasy tłuszczowe, więc gdyby miały one przedłużać nam życie, to ten wyścig po trzycyfrowe urodziny wygrywaliby ludzie otyli. Tymczasem otyli żyją krócej. Stówki dożywają ludzie szczupli, a więc nie noszący w sobie dużo nasyconego tłuszczu jak też i raczej tłuszczami nasyconymi się nie obżerający za bardzo (Niebieskie Strefy długowieczności jedzą produkty odzwierzęce rzadko i okazjonalnie a czasem wcale: https://en.wikipedia.org/wiki/Blue_Zone).
Dariusz napisał(a):
Zapomniałem dodać, że powyższy ,,kawałek danych” pochodzi z artykułu upublikowanego na WP w dniu 26.08.2016
Marlena napisał(a):
To dużo wyjaśnia 😉
dawid napisał(a):
Witam jakies dwa lata temu przeziebilem z wlasnej winy i teraz pytanie albo pecherz,albo cewka albo zapalenie prostaty.Moje problemy do czeste oddawanie moczu szczypanie penisa po wytrysku ciagle uczucie ze chce sie siusiu.Teraz nawet nie moznosc oddania do konca moczu tzn przy koncu nie moge tych resztek wysikac raz sie zdarza ze moge raz nie.Moje pytanie jest najstepujace z racji tego ze nie wiem czy to jest zapalenie bakteryjne czy inne bo goraczki nie mam,co mam stosowac jak to calkowicie wyleczy,bo do konowałow nie chce isc,duzo witaminy c i w jakich ilosciach oraz co jeszcze zeby mi to przeszlo calkowicie?Bo w ciagu tych dwoch lat bylo ze problem zanikal i powracal.
Marta napisał(a):
Dzień dobry! pani Marleno mam taki pytanie czy artykuł ten mógłby się również odnosić do choroby EB? czy cukier i nabiał mogą nasilać jej objawy a nawet utrudniać leczenie? czy posiada Pani moze na ten temat jakies informacje?
Marlena napisał(a):