Podobnie jak np. witamina A czy K (witaminy rozpuszczalne w tłuszczach) – witamina E (jeden z najsilniejszych antyoksydantów występujących w przyrodzie) nie jest jednorodną molekułą, lecz grupą związków. Bo w grupie siła 🙂
Zatem gdy mówimy o witaminie E to co tak naprawdę mamy na myśli? Otóż jest to cała związków rodzinka: związki chemiczne o nazwie tokoferole (alfa, beta, gamma, delta) oraz tokotrienole (również oznaczone alfa, beta, gamma i delta).
Jeden z nich rządzi stadem: alfa-tokoferol – ma największą aktywność biologiczną. Ale wszystkie są ważne i potrzebne, bo z kolei taki np. gamma-tokoferol ma największy wpływ na wzrost poziomu dyzmutazy ponadtlenkowej (SOD), czyli ważnego enzymu, chroniącego nas przed przed chorobami powiązanymi z przewlekłymi stanami zapalnymi w ustroju (np. choroby serca, choroba Alzheimera, nowotwory), jak również samym procesem przedwczesnego starzenia się.
Z kolei to tokotrienole jak się okazuje mają głównie wpływ na prawidłowy poziom trójglicerydów we krwi. Witamina E jednym słowem zaiste jest potężnie działającym prozdrowotnym związkiem, który bardzo wiele potrafi dla nas zrobić.
Do czego zatem może nam być niezbędna witamina E?
W zasadzie do wszystkiego. Witamina E jest bowiem przechowywana w ustroju w wielu narządach, które wręcz nie wyobrażają sobie bez niej życia: w wątrobie, sercu, mięśniach, macicy, jądrach, krwi, nadnerczach, przysadce mózgowej i rzecz jasna w tkance tłuszczowej.
W przeciwieństwie jednak do takiej na przykład witaminy A czy D nie jesteśmy w stanie jej magazynować w naszym organizmie długo: raptem kilka dni. Poprawia ona przyswajalność witaminy A. Sama z kolei znacznie wzmacnia swoją moc w obecności selenu (ok. 25 mcg selenu na każde 200 IU witaminy E).
Jej ewentualny nadmiar wydalany jest wraz ze stolcem. Jako aktywny antyutleniacz przeciwdziała utlenianiu się cząsteczek lipidów w naszym ustroju.
Jeśli cierpisz na przewlekłe zmęczenie, szybko odczuwasz zmęczenie mięśni, spadek libido, masz problemy z płodnością, ze zbyt wysokim poziomem złego cholesterolu lub trójglicerydów, cierpisz na zespół napięcia przedmiesiączkowego, endometriozę, rozdrażnienie, osłabienie koncentracji i jasności umysłu, masz anemię, nadciśnienie, obniżoną odporność (wieczne infekcje!), włosy wypadają w przerażającej ilości, skóra usiewa się co rusz to nowymi zmarszczkami, cellulit nie chce się odczepić, masz kłopoty ze wzrokiem (zaćma, starczowzroczność), żylaki lub co gorsza masz symptomy choroby niedokrwiennej serca albo oznaki uszkodzenia systemu nerwowego – to na 99,99% brakuje Ci witaminy E!
Sceptyk zakrzyknie: to niemożliwe! Jedna witamina na tyle dolegliwości? To ma być jakiś żart?
I na serce, i na żylaki, i na skórę, i na bezpłodność, i na padaczkę, i na zaćmę w oczach? Nie-mo-żli-we. A właśnie, że bardzo możliwe jeżeli weźmiemy pod uwagę następujące fakty:
1. Nasz organizm przeprowadza prawdopodobnie miliardy operacji biochemicznych na sekundę w różnych organach całego systemu (dokładnie ile, gdzie, co i jak, to jeszcze sami tak całkiem dokładnie nie wiemy, bo naukowcy jeszcze wszystkiego nie zbadali i każdego dnia odkrywają nowe rzeczy).
2. Jest zmuszony robić to operując na (zaledwie!) niewiele ponad tuzinie witamin. Większość z nich jest niezbędnych jako kofaktory (czynniki konieczne aczkolwiek dodatkowe, biorące udział w przemianach) by dane operacje przeprowadzić. Więc mimo tego, iż medialnie kładzie się taki nacisk na zapotrzebowanie na białka (musimy jeść dużo białka! Kojarzycie mantrę?), to same aminokwasy zdadzą się psu na budę gdy nie będzie kofaktorów czyli witamin i mikroelementów. Amen.
No właśnie – a z pustego i Salomon nie naleje. I dlatego gdy nam brakuje np. witaminy E to (podobnie jak w przypadku innych witamin, które też biorą udział w rozlicznych operacjach biochemicznych, a nie tylko jednej czy dwóch) może nam się to objawić w postaci różnorodnych symptomów, a nie tylko jednego czy dwóch.
Nota bene nikt jakoś nie pyta dlaczego jeden antybiotyk o tzw. szerokim spektrum działania przynosi pozytywne rezultaty w stosunku do tak licznych szczepów drobnoustrojów i łykamy go łapczywie niczym młode pelikany „bo lekarz przepisał”, ale za to każdy patrzy niezwykle podejrzliwie na witaminę taką czy inną: jakże to, taka skromna nic nie znacząca witaminka potrzebna nam w mikro-ilościach ma niby tyle dolegliwości zlikwidować? Oj, lepiej nie brać za dużo bo jeszcze zaszkodzi 😉
Zauważyliście ten trend w myśleniu ludzi?
Tak właśnie jest, tak się nam od dzieciństwa wtłacza do głowy. Że my witamin niby potrzebujemy w tyciutkich-tyciuteńkich, mikroskopijnych ilościach, podobno nawet wszyscy potrzebujemy identyczne ilości (co delikatnie mówiąc jest bardzo dalekie od prawdy) i tak ogólnie to mamy się nimi nie przejmować, bo i tak wystarczy nam zawsze to co mamy w zbilansowanej diecie.
I tu jest błąd, a już na pewno w odniesieniu do witaminy E, która co prawda występuje naturalnie w wielu produktach roślinnych, ale w niemal każdym z nich występuje w bardzo niewielkich ilościach (zaś w pokarmach odzwierzęcych występuje ona w ogóle już w ilościach doprawdy całkiem symbolicznych, więc śmiało można je nawet pominąć).
Z wyjątkiem kiełków pszenicy, nasion słonecznika oraz migdałów, gdzie występuje obficie.
Nieco mniej w orzechach laskowych i oliwie z oliwek, ale też ujdzie w tłoku. O kiełkach pszenicy i wyciskanym z nich oleju opowiem za chwilę.
Ile witaminy E potrzebujemy?
Obecne oficjalne zapotrzebowanie na witaminę E (takie minimalne, potrzebne w ogóle do przeżycia czyli obłudnie nazwane „zalecanym” RDA, dziennym zapotrzebowaniem) to jest w Polsce na dzień dzisiejszy ilość 12 mg.
Przeliczając to na jednostki międzynarodowe wychodzi ok. 18 jednostek międzynarodowych, czyli IU (przelicznik to 1 mg =1,5 j.m.) – jest to śmiesznie mało.
Należy jeszcze wziąć pod uwagę jeden fakt: witamina E nie jest syntetyzowana przez zwierzęta ani ludzi. Musi być ona człowiekowi dostarczona z zewnątrz – podobnie jak dzieje się to w przypadku witaminy C.
Taka przy okazji ciekawostka w jaki sposób organizacje rządowe manipulują cyferkami: początkowo gdy tylko ustalono RDA dla witaminy E (a zrobiono to dopiero w roku 1968, czyli wiele lat po jej odkryciu) zalecane RDA było większe (ok. 30 IU na dobę czyli ok. 20 mg na dobę) ale wkrótce organizacje dietetyków podniosły rwetes, że żaden normalny na umyśle dietetyk za żadne skarby nie jest w stanie przecież skonstruować zbilansowanej diety w której by było 30 IU witaminy E, bo przecież nie sposób codziennie pić szklankami np. oliwy z oliwek lub jeść kostkami masło, prawda?
1 łyżka oliwy ma zaledwie 1,8 mg witaminy E, zaś 100 g masła tylko 1,95 mg. Szybko zatem zmniejszono zalecaną (czyli minimalną) ilość witaminy E do ok. 1/2 tej dawki i… po kłopocie. Tak się dzisiaj wyznacza normy dla ludności 😉
Jeśli palisz lub stosujesz hormonalną antykoncepcję doustną, to podobnie jak w przypadku witaminy C – również zapotrzebowanie na witaminę E będzie większe.
Również przy zwiększonym spożyciu tłuszczu zarówno pochodzenia odzwierzęcego jak i roślinnych olejów zawierających znaczne ilości wielonienasyconych kwasów tłuszczowych Omega-6 jak sojowy, rzepakowy, sezamowy, krokoszowy, z pestek winogron czy kukurydziany zapotrzebowanie na witaminę E zwiększa się.
A to z tego powodu, że witamina E chroni tłuszcze przed utlenianiem.
Nie ma nic gorszego niż utlenione (zjełczałe) tłuszcze w naszym ustroju.
Witamina E dla zdrowych oczu
Nota bene większość ludzi nie spożywa nawet tych nędznych zalecanych jako niezbędne minimum 12 mg dziennie witaminy E, bo nie ma jej (wcale lub prawie wcale) w tym co tzw. „normalni” ludzie jedzą jako podstawę swojej diety: w białym pieczywie, w nabiale, wędlinach, mięsach i słodyczach.
Nie ma jej w kawie, herbacie, red bulach, coli i w mleku też można powiedzieć, że nie (bo co to jest 0,04mg w szklance „zdrowego” krowiego mleka?).
I my się dziwimy, że choroby serca są na tej planecie główną przyczyną zgonów?
Że coraz więcej par nie może mieć dzieci?
Że coraz więcej ludzi cierpi na anemię pomimo panującego dobrobytu i nadmiaru wszelkiego pożywienia w cywilizowanym świecie?
Że w takim stosunkowo niedużym (moim) mieście jak Elbląg (124 tys. mieszkańców) na operację zaćmy czeka się 3 lata, bo w kolejce przed pacjentem jest (bagatela!) 7 tysięcy osób?
A w całym kraju zaćmę ma ponad 800 tysięcy ludzi w wieku ponad 60 lat! To nie są już pojedyncze przypadki, to już jest epidemia zaćmy.
Niektórzy ludzie zanim doczekają się te 3, 4 czy czasem i 6 lat na operację (gdzieniegdzie zapisy są na 2020 rok) to zdążą już po prostu stracić wzrok. Jest tyle pacjentów chętnych do operacji zaćmy, że szpitale już ledwo dyszą.
To wiecie co zamierza się zrobić? Podwyższyć kryteria kwalifikacji do operacji: dopóki nie stracisz 40% zdolności widzenia to nie zapiszą Cię w ogóle na operację zaćmy. To bardzo smutna wiadomość dla wszystkich cierpiących na tę chorobę.
Zauważcie proszę teraz: tyle nieszczęścia z powodu czego? Przywiązania do uświęconych i przekazywanych z pokolenia na pokolenie kulinarnych tradycji (dostarczających witaminy E tyle co kot napłakał), w połączeniu ze zwykłą ignorancją i brakiem świadomości, że gdy witamina E jest codziennie dostarczana do ustroju w przyzwoitych ilościach, to nie masz szans na żadną zaćmę. Ani teraz ani nawet na starość!
Pamiętacie pana Antoniego Huczyńskiego, naszego dziarskiego dziadka? Mając 92 lata ciągle czytał bez okularów 🙂
Tylko że on codziennie (!) jada bogate w witaminę E pokarmy (migdały, orzechy, pestki), których „normalni” nie jedzą – no, chyba że „na święta” czyli raz do roku około Bożego Narodzenia gdy przychodzi czas na „bakalie”, wśród „normalnych” nie uznawane bynajmniej (w przeciwieństwie do takiego np. mięsa) za pełnowartościowy pokarm, lecz za rodzaj odświętnego dodatku smakowego, najchętniej dodanego jako dekoracja do ciasta upichconego z białej oczyszczonej mąki z nieodzownym dodatkiem białego rafinowanego cukru i sztucznej margaryny.
Takich „frykasów” pan Antoni nie jada, bo zamiast tego codziennie zjada bardzo dużo świeżych warzyw i owoców oraz domowe świeżo wyciskane soki warzywne, czego „normalni” też raczej nie robią.
W związku z czym za karę potem na starość czekają np. 6 lat na operację swojej – jakże troskliwie wyhodowanej osobiście – zaćmy.
Na ostatnim webinarze p. Antoni zdradził, iż codziennie wychyla szklaneczkę własnoręcznie wykonanego soku marchwiowego, a tam jest sporo zarówno witaminy E jak też i karotenoidów oraz wit. C, równie ważnych w utrzymaniu dobrego widzenia do późnych lat. [1]
Od siebie dodam, że odkąd zaczęłam regularnie pić soki warzywne (z czego moje carottini jest jednym z najbardziej przeze mnie ulubionych) to poprawił mi się wzrok: nie tylko dostałam receptę na słabsze soczewki (od 40 lat jestem krótkowidzem i zdążyłam się już przyzwyczaić do mojej wady wzroku), ale też pozbyłam się przede wszystkim coraz bardziej dokuczliwych oznak presbyopii (starczowzroczność, kiedy nie możemy czytać z bliska, tylko coraz dalej musimy odsuwać rękę).
Presbyopia, którą zaczęłam odczuwać tuż po przekroczeniu 40-stki „groziła” mi zakupem drogich soczewek dwuogniskowych lub progresywnych, alternatywą zaś była ingerencja w organizm: drogi zabieg laserowy lub równie droga operacja wewnątrzgałkowa.
Takie oto jedynie sposoby na zjawisko starczowzroczności zna okulistyka konwencjonalna.
Podziękowałam 🙂
Po tym jak zmieniłam dietę, zaczęłam pić moje soki, pić moje ulubione mleko migdałowe zamiast dotychczasowego krowiego i codziennie zjadać porządną porcję zieleniny (pokochałam sałatki!) to ta moja presbyopia zaczęła się cofać.
Z radością i zadziwieniem po jakimś czasie zauważyłam, że już nie muszę odsuwać od siebie telefonu komórkowego aby odczytać SMS-Y! 🙂
Ponieważ nie brałam w tym czasie żadnych suplementów czy innych „magicznych” specyfików – tego cudu mogła dokonać tylko jedna rzecz: moje codzienne jedzenie i picie.
Moja pani okulistka nie miała żadnego wytłumaczenia na to. Oficjalnie presbyopia jest zjawiskiem „normalnym” (czyli jak mówi encyklopedia fizjologicznym), w sumie można powiedzieć nieuleczalnym (chyba że operacją), z czasem postępującym i dotyka „musowo” absolutnie każdego człowieka w miarę jak on się starzeje.
Czyli jakby nie ma wyjścia – im jesteś starszy tym coraz dalej musisz odsuwać rękę, aby móc coś przeczytać. Tak mówią źródła oficjalne.
Dzisiaj już wiem, czego nie mówią: że starczowzroczność można cofnąć za pomocą jedzenia naszego powszedniego. I nie, nie jest to pieczywo 🙂
Nie wykluczam, że wpływ mógł mieć u mnie także przeprowadzony post warzywno-owocowy: na wykładzie dr Dąbrowska opowiadała historię pacjenta cierpiącego na zaawansowaną retinopatię, który odzyskał zdolność widzenia po kilku rundach postu Daniela przeplatanych okresami zdrowego żywienia. Więc dieta i post mają niewątpliwie znaczenie dla naszego wzroku.
Retinopatia, zaćma, zwyrodnienie plamki żółtej czy starczowzroczność są schorzeniami degeneracyjnymi, zwyrodnieniowymi, zatem dokonując regeneracji i rewitalizacji całego organizmu również oczy mogą odzyskać sprawność.
Ileż to kasy przemysł zarabiać musi na drogich dwuogniskowych i progresywnych szkłach i soczewkach dla starszych osób (już po 40-stce pojawić się może potrzeba ich zakupu), o tych drogich operacjach nie wspominając – a wystarczy jak się okazuje oczyścić organizm, pić soczek z marchewki (beta-karoten, witamina C), zamienić mleko krowie na migdałowe (witamina E) i pochłaniać codziennie michę smacznie doprawionej zielonej sałatki (kwas foliowy, witamina C) aby tego „fizjologicznego” zjawiska jak starczowzroczność równie fizjologicznie się ze swojego życia w kilka miesięcy pozbyć.
A przynajmniej nie zawadzi spróbować – warzywa jeszcze nikogo nie zabiły, chyba że spadły komuś na głowę z dużej wysokości 😀
Podsumowując: będziesz jadł i żył „normalnie” to będziesz miał „normalne” wymienione w encyklopedii choroby na starość.
Jedząc zwyrodniały pokarm będziesz miał zwyrodniałe ciało. Nie ominie Cię na przykład starczowzroczność i zaćma. Nie ominą Cię inne zwyrodnieniowe choroby cywilizacyjne jak np. miażdżyca.
Na dodatek będziesz święcie przekonany, że skoro tak piszą w encyklopedii i tak powiedział lekarz, to „tak już musi być”, będziesz myślał „po co mam jeść zdrowo, i tak wszystkich nas dopadną te choroby, a poza tym wszystko jest dzisiaj zatrute, nawet ta marchewka”.
Dopóki nie zadasz sobie pytania czy może być inaczej, dopóki nie ośmielisz się spróbować zrobić coś (a może nawet wszystko?) inaczej niż „wszyscy”, ci uznawani za „normalnych”.
Bądź nienormalny! Myśl, pytaj i działaj. Pamiętajmy, że jakość naszego życia wyznaczana jest przez jakość pytań jakie sobie zadajemy, przez jakość działań jakie podejmujemy. Większość osób nie zadaje sobie żadnych pytań. Przez całe życie!
Wolą słuchać tylko – co mają do powiedzenia inni (media, eksperci, lekarze itd.) powielając cudze przekonania, z których najczęściej wynika, że działań podejmować nie warto, bo i tak jest wszystko stracone, więc jedyne co można to podeprzeć się lekami czy zabiegami medycznymi i „jakoś” funkcjonować.
Dlatego osoby te (stanowiące większość społeczeństwa) funkcjonują „jakoś” (wraz z upływem latek coraz gorzej), w związku z czym mamy to co mamy: szpitale nie nadążają, zaś apteki wyrastają na rogu każdej ulicy w naszych miastach jak grzyby po deszczu.
Grupa „normalnych” czyli żyjących „jakoś” jest kołem napędowym wielu gałęzi gospodarki narodowej, więc się o nich dba jak nie przymierzając o grupę trzymającą władzę, szczególnie o to by nie zmienili swoich przekonań, nie zaczęli zadawać pytań i nie podejmowali „nienormalnych” działań.
Będąc przy tym kompletnie zniewoleni cieszą się złudnym poczuciem wolności i radości z życia, które tak naprawdę na końcu okazuje się jedynie kiepską jego imitacją, odbitą w krzywym zwierciadle namiastką.
Czy na pewno chcesz dołączyć do grupy funkcjonujących „jakoś”? To daje poczucie bezpieczeństwa: będziesz „normalny”. Ale nie jestem pewna, czy ogrom cierpienia związany ze znoszeniem chorób cywilizacyjnych jest wart bycia „normalnym”.
Niech każdy to rozważy we własnym sumieniu. Czy woli od życia JAKOŚĆ czy „jakoś”. Ci co chcą od życia JAKOŚĆ są z kolei przez resztę „normalnego” społeczeństwa uważani za nawiedzonych i nienormalnych. Muszą też opuścić swoją dotychczasową strefę komfortu, co bywa bolesne i wymaga sporo wysiłku i pracy nad sobą.
Witamina E dla płodności
Nasi przodkowie mieli fajnie, bo przez całe tysiąclecia nawet nie mieli pojęcia, że coś takiego jak witamina E istnieje. Jedli sobie znaczy się np. orkisz, różne orzechy, dłubali pestki, kiełkowali nasionka i rozmnażali się dzięki temu obficie jak nakazano w Biblii, ale aż do roku 1922 nie mieli przy tym pojęcia co takiego dobrego wcinają (choć wiedzieli, że jest to dla ich zdrowia korzystne, ale jeszcze nie wiedzieli dlaczego).
W roku 1922 dwaj naukowcy (dr Herbert Evans i jego asystentka Katherine Bishop) odkryli witaminę E i od tej pory nic już nie było takie samo. 😉
Evans i Bishop spostrzegli mianowicie, że szczury karmione jedynie słoniną utraciły płodność (nota bene pod żadnym pozorem nie polecam żywienia się samą słoniną i podobnym jadłem). Dodanie do ich diety sałaty oraz kiełków pszenicznych spowodowało przywrócenie płodności!
To było niezwykle ważne odkrycie: oznaczało bowiem, że w tym jakże powszechnie pogardzanym „zielsku” jest coś niezwykle cennego: badacze najpierw nadali „temu czemuś” nazwę „anti-sterility factor” czyli czynnik przeciw-bezpłodnościowy.
Już w roku 1931 duński badacz Phillip Vogt-Moller informował na łamach czasopisma medycznego „Lancet”, że niedobór witaminy E sprzyja skłonności do samoistnych poronień. Do roku 1939 pomógł on kilkuset kobietom utrzymać upragnioną ciążę po prostu podając im olej z kiełków pszenicy.
W istocie potem badania potwierdziły, że witamina E jest niezbędna dla skutecznego zajścia w ciążę i to nie tylko dla kobiet: jeśli mężczyzna chce mieć nasienie zdolne do zapłodnienia to musi również zjadać pokarmy bogate w witaminę E, inaczej może sobie co najwyżej pobudować dom i posadzić drzewo, ale ze spłodzenia potomka będą zwyczajne nici.
Tak, proszę panów, nasienie też podlega zjawisku stresu oksydacyjnego. Jak się okazuje witamina E ma spory wpływ na płodność i na jakość nasienia: w badaniach bezpłodnych mężczyzn podawano im codziennie 400 mg witaminy E oraz 225 mcg selenu i po trzech miesiącach stwierdzono znaczącą poprawę jakości nasienia, w przeciwieństwie do grupy kontrolnej, która dostawała witaminy z grupy B. [2]
Witamina E dla zdrowego układu krążenia
Pionierami badania i klinicznego zastosowania witaminy E w celu przywracania równowagi organizmu zaburzonego rozmaitymi stanami chorobowymi (szczególnie tymi będącymi następstwem stresu oksydacyjnego) byli dwaj kanadyjscy lekarze: bracia Wilfrid i Evan Shute. Evan był specjalistą ginekologiem i położnikiem, zaś Wilfrid był specjalistą chorób serca, kardiologiem.
Oto co udało im się ustalić i dokonać podczas dwudziestu lat praktyki lecząc w tym czasie ponad 30.000 pacjentów dawkami od 400 do nawet 8000 IU witaminy E dziennie:
1936 r: bogaty w witaminę E olej z kiełków pszenicy leczy chorobę niedokrwienną serca
1940 r.: witamina E może być czynnikiem prewencyjnym przy endometriozie u kobiet oraz czynnikiem leczniczym w miażdżycy
1945 r.: witamina E wykazuje działanie w przypadku krwawień skóry i błon śluzowych oraz w zmniejszaniu zapotrzebowania na insulinę u diabetyków
1946 r.: witamina E w znaczący sposób pomaga w gojeniu się ran, w tym wrzodów (wykwitów) skórnych. Wykazuje też skuteczność przy chromaniu przestankowym, ostrych stanach zapalnych nerek, zakrzepicy, marskości wątroby, zapaleniu żył. Witamina E wzmacnia i reguluje pracę serca.
1947 r.: witamina E sprawdziła się użyta przy gangrenie, chorobie Burgera, retinopatii i zapaleniu naczyniówki oka.
1948 r.: witamina E jak się okazało pomaga chorym na toczeń rumieniowaty i tym cierpiącym na „krótki oddech” (astma)
1950 r.: witamina E okazała się być efektywnym środkiem na żylaki jak również na rozległe oparzenia.
1954 r.: bracia Shute publikują podręcznik dla lekarzy („Alpha Tocopherol in Cardiovascular Disease”)
1956 r.: wychodzi książka popularno-naukowa dla pacjentów („Vitamin E for ailing & healthy hearts”)
Robi wrażenie taka spuścizna, prawda? Niestety jak niełatwo się domyślić, prace doktorów Shute na temat witaminy E zostały zrazu przyjęte delikatnie mówiąc wrogo przez establishment medyczny: z miejsca ośmieszone i zaprzeczone badaniami przeciwstawnymi (tzn. że witamina E nie wykazuje żadnych własności zdrowotnych ani terapeutycznych i należy sobie dać z nią spokój).
Sęk w tym, że przeciwnicy albo używali w swoich badaniach witaminy E za mało by wywołać efekt (np. mierne 15 mg czyli tyle co nic), albo zamiast naturalnego D-alfa-tokoferolu używali dużo mniej skutecznej syntetycznej formy czyli DL-alfa-tokoferolu, który człowiek nauczył się syntetyzować na początku lat 40-tych ubiegłego wieku.
Nie dziwota, że im badania „nie wyszły”: postępując w taki sposób można „dowieść” przecież wszystkiego. Przyczyna tej niechęci do prac braci Shute była prozaiczna: witamina E (ta naturalna) jest zwyczajnie za dobra na zbyt wiele rzeczy. 😉
Sprawy się nieco zmieniły dopiero po kilkudziesięciu latach, kiedy to w Harvard School of Public Health w 1992 roku zrobiono badania na sporej grupie osób, które udowodniły, iż dostarczając do ustroju 100 IU witaminy E codziennie zmniejszamy swoje ryzyko zapadnięcia na choroby serca co najmniej o połowę.
Ile osób dostarcza wraz z dietą taką ilość witaminy E do swojego organizmu każdego dnia? Niemal nikt!
Czy można się zatem dziwić, że według statystyk zabójcą numer jeden współczesnych społeczeństw są właśnie choroby serca i krążenia? Nawet nie nowotwory, o których jest tak głośno. Choć jak się okazało witamina E gra rolę także i w zapobieganiu nowotworom.
Również w latach dziewięćdziesiątych miały miejsce badania naukowców Departamentu Rolnictwa USA na Uniwersytecie Wisconsin w Madison (USA), podczas których odkryto, że tokotrienole zawarte w witaminie E powodują spadek poziomów „złego” cholesterolu LDL i czynią to równie skutecznie jak antycholesterolowe leki zawierające statyny (lecz bez skutków ubocznych jakie statyny powodują).
W przeciwieństwie do statyn tokotrienole nie powodują też spadku poziomu innej substancji ważnej dla zdrowia każdej naszej komórki, koenzymu Q10, a wręcz przeciwnie – podnoszą jego poziom. [5]
I co? I pstro – nikt się tymi badaniami zbytnio nie przejął: jak bowiem donosi encyklopedia „Statyny należą do najczęściej sprzedawanych i stosowanych leków, wartość sprzedaży tylko jednego preparatu atorwastatyny firmy Pfizer pod nazwą handlową „Lipitor” wyniosła w 2006 roku 12,9 miliardów dolarów, co czyni z niej najpopularniejszy lek na receptę na świecie”. I dalej czytamy: „W badaniu opublikowanym w roku 2012 stwierdzono, że statyny mają związek z większym o 52% występowaniem blaszek ze zwapnieniami w naczyniach wieńcowych w porównaniu z osobami, które nie przyjmowały tych leków. W badaniu wzięło udział 6 673 osób bez stwierdzonych chorób naczyń wieńcowych”.
Rutynowo lekarze na całym świecie przepisują więc po dziś dzień nie witaminę E czy C, lecz raczej podwyższające ryzyko choroby wieńcowej statyny do których czasami (a i to nie wszyscy) dorzucają suplementy z koenzymem Q10 (bo statyny jak wiadomo blokują wytwarzanie koenzymu Q10, a bez niego nie bardzo da się żyć).
I tak interes się kręci generując miliardy dolarów zysku ze sprzedaży owych statyn: czegoś, co przyczynia się do osiągania korzyści ale nie tyle dla pacjenta, ile dla producenta.
Dr Abram Hoffer pisze, że w dzisiejszych czasach choroby serca są przyczyną zgonu w 40% przypadków. Każdego dnia 2000 osób czyli 750 tysięcy osób rocznie umiera na te choroby tylko w USA. Przyjmijmy nawet, że redukcja ryzyka tych chorób dzięki witaminie E jest przesadzona i będzie dotyczyć tylko 10% przypadków. To oznacza, że można byłoby ocalić życie 200 pacjentów dziennie, 75000 rocznie mniej pogrzebów!
To co wiedzieliśmy dzięki pracom braci Shute już w latach 50-tych doczekało się oficjalnego potwierdzenia przez badania harvadzkie dopiero w 1992 roku, co przypomina jako żywo sytuację z witaminą C, kiedy to Sir James Lind dowiódł, że przyczyną szkorbutu u marynarzy jest brak witaminy C, czemu można zapobiec podając im cytrusy.
Jednak dopiero kilkadziesiąt lat później Marynarka Królewska łaskawie zezwoliła na zabieranie cytrusów na pokład, co w międzyczasie zdążyło zaowocować śmiercią ponad 100 000 marynarzy zmarłych na szkorbut.
Ile dziesięcioleci trzeba będzie czekać zanim lekarze zaczną rutynowo zapisywać odpowiednie do potrzeb ilości witaminy E i C swoim pacjentom cierpiącym na choroby układu krążenia i ile niepotrzebnych ofiar do tego czasu pochłoną te choroby? A może czas wziąć sprawy we własne ręce?
Ani witamina C ani witamina E nie są uznawane za substancje toksyczne. Bo nimi nie są. W przeciwieństwie do statyn. W ciągu ostatnich trzydziestu lat nie odnotowano ani jednego przypadku śmierci spowodowanego tymi witaminami. W przeciwieństwie do statyn. Oczywiście całkowicie legalnie przepisanych przez lekarza na receptę.
Witamina E dla alergików
Lekarze medycyny ortomolekularnej są zgodni co do jednego: w 9 przypadkach na 10 to co nazywamy „alergią” to po prostu oznaka niedożywienia komórkowego i stresu oksydacyjnego. Zdrowy i silny organizm pozbawiony niedoborów ma w normalnych warunkach na tyle wydolny system immunologiczny, że jakiś tam byle kurz, pyłek, wełna czy kocia sierść nie robią na nim żadnego wrażenia.
Zdrowi ludzie jednym słowem zwyczajnie cieszą się życiem zamiast martwić się kontaktem z pyłkami, roztoczami czy innymi „alergenami”, bo od martwienia się o nie mają swojego ochroniarza – układ immunologiczny i to on sprawia, że te wszystkie (bądź co bądź raczej powszechne w otoczeniu) substancje lub mikroorganizmy nie są dla jego właściciela alergenami.
Jednak gdy system jest niedożywiony (otrzymuje za mało mikroskładników odżywczych), to nie może działać poprawnie. To tak jakbyś wlewał do swojego samochodu chrzczone paliwo i oczekiwał, że będzie jeździł jak na paliwie najwyższej jakości: nie ma cudów – nie będzie!
Lekarze ortomolekularni wiedzą, że niedosyt witaminy C objawia się wzmożoną wrażliwością na nawet całkiem średni poziom substancji drażniących, toksyn środowiskowych, zanieczyszczeń różnego typu czy mikroorganizmów.
Z kolei niedobory witamin A, B complex oraz E najczęściej objawiają się jako problemy ze skórą lub nadwrażliwość na pokarmy, stres i zarazki. Więc zanim polecisz do alergologa zawracać mu głowę to najpierw przyjrzyj się swojej diecie (lub diecie swojego cierpiącego na alergię dziecka): czy na pewno jesz zalecane MINIMUM pięć porcji warzyw i owoców dziennie? I nie mam na myśli frytek i keczupu ani czekoladek Mon Cheri z wisienką i likierem w środku 😉
Chodzi o świeże prawdziwe owoce i warzywa, bo tam znajduje się w nietkniętym stanie to co naszemu systemowi odpornościowemu jest potrzebne aby nas chronił. Po to byśmy my mogli w międzyczasie radować się życiem nie zwracając uwagi na jakieś unoszące się w powietrzu pyłki, przechodzące obok nas psy czy koty lub na zjedzone przez nas pokarmy.
Czy to nie zadziwiające, że rozmaite „alergie” pojawiły się na tak masową skalę dopiero w ostatnich kilkudziesięciu latach, odkąd ludzie zamiast prawdziwego jedzenia zaczęli żywić się (i swoje dzieci) przetworzoną i chemicznie „uszlachetnianą” licznymi dodatkami do żywności karmą?
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu osoba cierpiąca na alergię stanowiła rzadkość. U mnie w klasie była jedna dziewczynka z alergią i pamiętam to doskonale, bo się z tą naszą koleżanką obchodziliśmy ostrożnie jak z jajkiem, była prawdziwym ewenementem: alergiczka!
Ale już u mojego syna w klasie musiała się odbyć narada co przygotować na klasową wigilię aby żadnego dzieciaka przypadkowo nie skrzywdzić podanym jedzeniem, bo większość to alergicy na to, na tamto, czy na inne siamto i jest to uważane za „normalne”, dzisiaj niemal każdy ma na coś alergię. Jak to zwykle bywa w takich wypadkach skończyło się na słodyczach (na które rzecz jasna nikt uczulenia nie miał).
Takich czasów dożyliśmy: zagłodziliśmy ochroniarza i się dziwimy, że nas nie chroni, a nawet zaczęliśmy uważać ten fakt za „normalny”. 😉
Duże dawki witamin potrafią „magicznie” cofnąć symptomy alergii. Zresztą nie mówmy tu o „dużych dawkach” bo są to zwyczajnie dawki jakie wygłodniały organizm pochłania z dziką wręcz przyjemnością, odwdzięczając się właścicielowi lepszym samopoczuciem.
Więc to nie dawka jest „duża” tylko niedobory. I tak powinniśmy na to patrzeć. Nie na dawkę, ale na nasze niedobory.
Jak już wiemy witamina C jest najsilniejszym naturalnym antyhistaminikiem, do tego bezpiecznym (w porównaniu z syntetycznymi preparatami aptecznymi) i nie posiadającym objawów ubocznym (z wyjątkiem wzdęcia lub luźnego stolca w razie przesadzenia z dawką).
Podobnie witamina E będąca również silnym antyutleniaczem może być dla alergików pomocna: uzupełnienie jej niedoborów poprawia alergikom samopoczucie i przynosi ulgę w symptomach [7], choć dotychczasowe badania przeprowadzono z użyciem stosunkowo niewielkiej dawki (400-800 j.m. na dobę, w przypadku niektórych badań nie wiadomo czy użyta w badaniu witamina była syntetyczna czy naturalna i czy była mieszanką tokoferoli/tokotrienoli czy też samym tokoferolem).
O tym, że witamina E nałożona na skórę chroni przed szkodliwym działaniem promieni słonecznych i przeciwdziała powstaniu oparzeń słonecznych (jak również szybko przywraca do normy uszkodzoną słońcem skórę pomagając zachować jej integralność czyli przeciwdziałając łuszczeniu się uszkodzonej oparzeniem skóry) to już wiemy – pisałam o tym we wcześniejszym artykule.
Nie tylko jednak przy oparzeniach słonecznych możemy użyć witaminy E by poczuć szybką ulgę: jest ona pomocna także w przypadkach alergicznych zmian na skórze, w tym również typu autoimmunologicznego jak atopowe zapalenie skóry, czyli jakże powszechnie obecnie występujący tak zwany „AZS”.
Nie bez znaczenia jest przede wszystkim poziom witaminy E w naszym organizmie, którą codziennie przyjmujemy wraz z pożywieniem lub suplementami. W roku 2006 w czasopiśmie medycznym „Pediatric Allergy and Immunology” opublikowano badania przeprowadzone na 396 japońskich dzieciach. Naukowcy wyliczyli, że dzieci mające wysokie poziomy tokoferoli we krwi miały 67% mniejsze ryzyko zapadnięcia na alergie takie jak astma lub stany zapalne skóry (AZS) niż dzieci, które te poziomy miały niskie. [8]
Inne z kolei badanie wykazało, że u ludzi cierpiących na AZS już nawet 400 j.m. naturalnej witaminy E dziennie podawanej przez 8 miesięcy robi różnicę: witamina E jako potężny antyoksydant potrafi dać niezłego kopa makrofagom i obniżyć poziom prostaglandyn odpowiedzialnych za reakcję zapalną oraz poziom przeciwciał klasy IgE (immunoglobulin E), a kiedy te wartości spadają to i mijają symptomy. [9] ?
Tymczasem konwencjonalne podejście do alergii jest takie, aby za wszelką cenę ustalić „sprawcę” i usunąć go z pola widzenia.
Zabiera to sporo czasu i generuje sporo kosztów.
Raczej rzadko kiedy szuka się przy tym sprawcy w syntetycznych barwnikach „dziecięcych” kolorowych słodyczy, w syntetycznych aromatach jogurcików, napojów czy lodów „o smaku”. Prędzej szuka się „winnego” w czymś co jest częścią przyrody: kurz, sierść, jakiś pokarm.
Ale my przecież jesteśmy dziećmi Matki Natury i w normalnych warunkach nie jesteśmy atakowani przez współistniejące z nami jej twory jak kurz czy pyłek jakiegoś drzewa.
To nie kurz jest „winien”, ani pyłek. Separowanie się od „alergenu” nie jest tutaj najlepszą strategią działania.
To tak jakby Twoje dziecko dostawało zimne poty i wysypkę za każdym razem gdy dzwoni do swojej ukochanej umówić się z nią na randkę: czy dojdziesz do wniosku, że ma on alergię na dziewczynę, w związku z czym należy młodzieńca od ukochanej odseparować, najlepiej posyłając go do odległego klasztoru? Oczywiście, że nie.
Starałbyś się dowiedzieć co sprawia, że tak reaguje, dodałbyś mu otuchy i postarałbyś się dopomóc mu jak z tego wyjść.
Alergia jest tylko symptomem! Ciało daje nam w ten sposób znać, że nie wszystko jest w porządku. Że powinieneś bardziej się przyjrzeć jak o nie dbasz. Co wkładasz do środka a także czego nie wkładasz, choć powinieneś.
Pierwsza sprawa: przeanalizuj swoją dietę. Ale nie tylko pod kątem obecności alergenów, ile pod kątem również (a może przede wszystkim!) nieobecności składników odżywczych!
Zadawaj sobie pytania i szukaj na nie odpowiedzi. Zrób sobie test buraczkowy: jak szczelne są Twoje jelita? Zrób sobie kalibrację witaminy C: przy jakiej ilości miałeś odpowiedź jelitową?
Zmień dietę, wyrzuć z niej złodziei (biała mąka, biały cukier, biała sól, używki i… stres) jak również żywieniowe miernoty (smażeniny, mrożonki, puszki, dania gotowe, żywność przetworzona), zacznij się wysypiać, pij codziennie szklaneczkę świeżego soku warzywnego, codziennie jedz dużo świeżych warzyw i owoców, nie zapomnij jadać orzechów, nasion, zdrowych kasz i strączków, pełnego ziarna, pokarmów fermentowanych oraz kiełków, zrób sobie nawet kilka tygodni postu Daniela, wyrzuć z lodówki i z łazienki chemiczne śmieci i spokojnie obserwuj zmiany w ciągu nadchodzących tygodni: będzie się działo!
Pogódź się jednak z faktem, że może być konieczna również dodatkowa suplementacja. Możesz zacząć od witaminy C do nasycenia (kilka gram poniżej progu biegunkowego) i od naturalnej witaminy E.
Czy będziesz w stanie pożegnać alergię na zawsze? Nie przekonasz się dopóki nie spróbujesz.
Pięć porcji warzyw i owoców dziennie, a badania mówią, że jeszcze lepiej chroni nasze zdrowie i odporność siedem, a nawet dziewięć porcji.
Porcja to (średnio) tyle ile zmieścisz w garści.
Nie masz nic do stracenia (z wyjątkiem alergii), a wiele do zyskania.
Gdzie znaleźć witaminę E?
Jak wiadomo witaminę E syntetyzują jedynie rośliny, żywe stworzenia tego nie potrafią.
Ponieważ jest to witamina rozpuszczalna w tłuszczach, znajduje się ona w dużej ilości właśnie w tych częściach roślin, które tłuszcze zawierają, a więc głównie w ziarnie, które jest nośnikiem życia.
Z ziaren możemy wykiełkować zarodki lub wycisnąć z nich olej.
Obfitują w witaminę E również orzechy oraz w mniejszym stopniu niektóre tłuste owoce jak awokado czy oliwki. Wielokrotnie wskazuje się na zdrowotne dobrodziejstwa diety śródziemnomorskiej, bogatej w oliwę z oliwek. Zauważmy jednak, że ma ona tak jak pisałam wcześniej zaledwie 1,9 mg witaminy E w 1 łyżce.
W porównaniu z olejem wyciskanym z kiełków pszenicy (20,3 mg witaminy E w 1 łyżce), a nawet nierafinowanym olejem słonecznikowym (5,6 mg w 1 łyżce) to doprawdy niewiele.
Witamina E jest raczej odporna na działanie temperatury, ale tylko do pewnego stopnia, dlatego procesy rafinacji czy smażenia na oleju niszczą większą część witaminy E.
Rafinowane w temperaturze 200 stopni Celsjusza oleje jej w zasadzie już nie zawierają (bez względu na to czy są czy też nie są „z pierwszego tłoczenia” a nawet „filtrowane na zimno” jak np. słynny ze sprzedawania ściemy olej Kujawski).
Dlatego tak ważne jest abyśmy używali tylko oleju nierafinowanego i nie smażyli na dużym ogniu naszych potraw, powodując tym samym przemianę izomerów kwasów tłuszczowych z naturalnej formy -cis na zabójczą dla naszych komórek formę -trans i tracąc przy tym cenną dla nas witaminę E.
Do delikatnego przeszklenia np. cebulki najlepiej użyć oleju kokosowego, klarowanego masła (ghee) lub odrobiny oliwy.
Nie smażymy, nie mrozimy!
Gdyby zamiast rafinowanego „oleju uniwersalnego” każdy miał w domu już nie tylko nawet tak rozreklamowaną choć niezbyt zasobną w witaminę E oliwę z oliwek, ale wyjątkowo w nią obfitujący olej z kiełków pszenicy, a zamiast smażyć na olejach to byśmy nimi jedynie przyprawiali swoją codzienną porcję zdrowej sałatki, to serca mielibyśmy zdrowe jak dzwony do późnej starości, sprawne oczy, narządy płciowe i niepozatykane blaszkami miażdżycowymi naczynia krwionośne.
Nie mówiąc już o tak kosmetycznych korzyściach płynących z witaminy E jak lśniące i gęste włosy oraz zdrowo wyglądająca skóra, pozbawiona zmarszczek i cellulitu.
Podobnie rzecz się ma z kolejnymi kopalniami witaminy E – migdałami czy ziarnem słonecznika: gdyby nie były traktowane jako świąteczny dodatek do ciasta albo minimalny dodatek do pieczywa, to sprawy by się miały zapewne inaczej. Bo podobnie jak witaminę C tak i witaminę E należy zjadać codziennie.
Mimo tego, że witamina E jest witaminą rozpuszczalną w tłuszczu, to w przeciwieństwie do takiej np. witaminy A czy D jej zapasów ustrój długo nie przechowuje: dr Shute stwierdzał, że kilka dni przerwy w dostawie witaminy E powoduje znaczący spadek jej poziomów we krwi.
Oto niektóre źródła witaminy E [6]:
– olej z kiełków pszenicy (1 łyżka) – 20,3 mg – absolutny rekordzista! Jednak może być problematyczny jeśli masz silną nadwrażliwość na pszenicę (mimo tego, że jest to olej, czyli wyciśnięty tłuszcz, to jednak może zawierać śladowe ilości białek pszenicy)
– ziarno słonecznika łuskane (porcja 30 g – ok. dwie garście) – 7,4 mg
– migdały (porcja 30 g – jedna garść) – 6,8 mg
– olej słonecznikowy nierafinowany (1 łyżka) – 5,6 mg
– orzechy laskowe (porcja 30 g – jedna garść) – 4,3 mg
– awokado 1 średnie – 4,16 mg
– olej rzepakowy nierafinowany 1 łyżka – 2,44 mg
– mango 1 średnie – 2,3 mg
– szpinak gotowany 1/2 szkl. – 1,9 mg
– papryka czerwona 1 średnia – 1,88 mg
– brokuły gotowane 1/2 szkl – 1,2 mg
– owoc kiwi jeden średni – 1,1 mg
– pomidor 1 średni – 0,7 mg
Witamina E oprócz ciepła i tlenu jest wrażliwa również na niskie temperatury czyli mrożenie: mrożonki jej w związku z tym niemal nie zawierają.
Jeśli masz wybór pomiędzy np. brokułem świeżym a mrożonym, czy szpinakiem świeżym a mrożonym – zawsze wybieraj produkty świeże.
Traktuj mrożonki jako ostateczność, a jeśli już nie ma innego wyjścia to chociaż dodaj do przygotowanej z mrożonki potrawy (ale nie do gorącej!) choćby łyżkę oleju z kiełków pszenicy czy też posyp ją nasionkami słonecznika aby uzupełnić utraconą witaminę E.
I niczego nie smaż! Potrawy smażone zarezerwuj sobie na „od święta”, na pewno nie na co dzień.
Czym innym jest np. delikatne przeszklenie cebulki na maciupeńkim ogniu, a czym innym smażenie na silnie rozgrzanej patelni czy grillu (w szczególności smażenie w tzw. głębokim tłuszczu).
Niestety potrawy typu placuszki, racuszki, naleśniki, krokiety, kotlety itd. to NIE są potrawy wybitnie sprzyjające zdrowiu! Mimo to portale kulinarne wręcz kipią od takich przepisów, są one ulubionymi potrawami nawet wśród wegetarian i wegan.
To właśnie dlatego nawet oni nie są chronieni przed chorobami serca i układu krążenia czy nowotworami (choć statystycznie chorują mniej).
Zawsze starajmy się spożywać nasze pożywienie w postaci możliwie jak najbardziej zbliżonej do stworzonego ręką natury oryginału i jak najmniej poddanej procesom przetwórczym. To nam tylko wyjdzie na zdrowie. 🙂
A jeśli suplementy to jakie?
Mimo wszystko pamiętajmy zawsze o jednej zasadzie: najpierw wszystko czego nam potrzeba czerpmy w miarę możności z naszej diety, a dopiero potem z suplementów. Żaden suplement tak naprawdę nie zastąpi darów Matki Natury, gdzie wszystko dla nas zostało umieszczone w odpowiednich proporcjach, „skrętnościach”, w odpowiednim towarzystwie itd.
Dlatego naprawdę lepiej będzie zajadać w przypadku chęci uzupełnienia niedoborów witaminy E skiełkowane ziarenka pszenicy lub orkiszu, słonecznika czy dyni, dodawać do sałatek nierafinowane tłoczone na zimno oleje bogate w witaminę E, pić soki warzywne wyciskane itd. niż ZAMIAST tego stosować same tylko suplementy witaminy E, które nawet gdy są pochodzenia naturalnego, to wciąż w porównaniu z darami natury są jedynie nieudolnym tworem niedoskonałego człowieka, który próbuje odtworzyć to co natura stworzyła.
Tak jak dziecko, które próbowałoby ugotować obiad za swoją mamę.
Suplementy mogą być pomocne, jednak niech nigdy nie będą pretekstem do zaniedbywania podstawowej sprawy czyli dobrej i naturalnej diety opartej głównie na nieprzetworzonych produktach roślinnych mających wysoki indeks wartości odżywczych (ANDI).
Jeśli jednak zaistnieje potrzeba sięgnięcia po suplement witaminy E, to na pewno w przypadku tej akurat witaminy należy zadbać o jej formę pochodzącą z naturalnych źródeł.
W przeciwieństwie do witaminy C, która jest prostą molekułą, pochodną glukozy, witamina E jest bowiem nieco bardziej „skomplikowana” – pod tą nazwą kryje się aż osiem związków, a nie tylko jeden. Mamy więc 4 tokoferole i 4 tokotrienole. W naturze występują jako izomery d- (dextro, „prawoskrętne”) dlatego na suplemencie szukajmy określenia np. D-alfa-tokoferol lub zamiennie używanego określenia RRR-alfa-tokoferol.
Jeśli zaś na opakowaniu zobaczymy określenie DL-alfa-tokoferol to oznacza iż mamy do czynienia z syntetyczną witaminą E.
Izomery DL pozyskane drogą syntezy mają aktywność biologiczną mniejszą o około połowę. Są jednak sporo tańsze od tych pozyskanych z natury.
Większość multiwitamin z apteki zawiera więc DL-alfa-tokoferol: niedrogi, ale też i niezbyt skuteczny. Jeśli chcesz widzieć efekty stawiaj zatem na D-izomery witaminy E.
Niestety natura pilnie strzeże w tym wypadku swoich tajemnic: D-alfa-tokoferolu człowiek nie potrafi pozyskiwać drogą syntezy. Jedyne co mu się udało to pozyskanie mieszanki racemicznej, oznaczanej właśnie jako DL (dextro-levo). A to nie to samo dla naszego organizmu.
Najbardziej aktywnym biologicznie jest D-alfa-tokoferol, jednak im nasz suplement bogatszy tym lepiej: taki, który będzie zawierał mieszankę tokoferoli będzie lepszy od takiego, który zawiera tylko sam D-alfa-tokoferol, zaś taki, który zawiera mieszankę tokoferoli ORAZ tokotrienoli będzie jeszcze lepszy (choć też i zapewne najdroższy).
W aptekach dostępny jest preparat o nazwie TOKOVIT, można dostać go bez recepty, kosztuje niewiele (ok. 10-15 zł za 60 kaps., 100 IU, 200 IU lub nieco droższy i mocniejszy400 IU) i zawiera naturalny d-alfa-tokoferol. Sprawdza się znakomicie do celów kosmetycznych, np. jako zamiennik kremu z filtrem na słońce – doskonale chroni przed oparzeniami słonecznymi.
Jeśli chcemy mieszanki tokoferoli to musimy sięgnąć po droższe preparaty, np. Solgar (200 IU, 50 kaps. ok. 55 zł). Najwięcej zapłacimy za mieszanki naturalnych tokoferoli i tokotrienoli (np. Swanson Ultra Full Spectrum Vitamin E, cena ok. 130 zł)
Bracia Shute podkreślali w swoich pracach ponadto, aby budować powoli suplementację witaminy E: zaczynać od niewielkich dawek i sukcesywnie je zwiększać tak, aby w ciągu kilku tygodni dojść do dawki docelowej (najlepiej gdy ustalonej wspólnie z lekarzem, aczkolwiek dawki średnio kształtują się w okolicach pomiędzy 200-800 IU na dobę).
Jednorazowe wzięcie dużej dawki nie jest wskazane i może spowodować palpitacje serca i chwilowe podniesienie ciśnienia krwi, ponieważ witamina E wzmacnia pracę mięśnia sercowego, rozrzedza też krew.
Dlatego tak ważne jest powolne budowanie dawek – tak jak robi się to z niacyną by uniknąć „flusha”.
Na koniec garść badań mogących dać ogólne pojęcie na temat tego co potrafi witamina E (szczególnie wtedy gdy podana w odpowiednich do zapotrzebowania dawkach):
1. Witamina E zmniejsza śmiertelność o 24 % wśród osób w wieku 71 lat i powyżej: https://ageing.oxfordjournals.org/content/40/2/215.short
2. Przyjmowanie 300 IU witaminy E dziennie zmniejsza ryzyko raka płuc o 61%:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/18546288
3. Witamina E jest skuteczna w przypadku miażdżycy: https://jama.jamanetwork.com/article.aspx?articleid=388928
4. Dawka 400-800 IU witaminy E dziennie zmniejsza ryzyko ataku serca o 77%:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/8622332
5. Zwiększenie podaży witaminy E w suplementacji zapobiega przewlekłemu nieżytowi oskrzeli: https://www.thoracic.org/newsroom/press-releases/conference/articles/2010/vitamine-e.pdf
6. Dawka 800 IU witaminy E dziennie jako skuteczny sposób leczenia stłuszczenia wątroby (skuteczniejszy i bezpieczniejszy niż stosowane farmaceutyki): https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/20427778
7. Pacjenci z chorobą Alzheimera biorący 2000 IU witaminy E dziennie żyją dłużej:
https://www.medicalnewstoday.com/articles/270708.php
8. Suplementacja witaminą E pomaga zapobiegać stwardnieniu zanikowemu bocznemu (ALS): https://aje.oxfordjournals.org/content/173/6/595.short
Jeżeli dodamy do tego zaćmę, żylaki, zmarszczki, cellulit, nadciśnienie, wysoki cholesterol, endometriozę, alergie, choroby stawów oraz autoimmunologiczne, cukrzycę, raka, anemię, bezpłodność i szereg innych dolegliwości, to nie pozostaje nam nic innego jak uznać, że bez witaminy E nie sposób się obejść jeśli chcemy być przewlekle zdrowi.
Czego Wam wszystkim serdecznie życzę!
Jedzcie swoje warzywa i owoce minimum pięć porcji dziennie, dodawajcie olej z kiełków pszenicy do sałatek i pijcie mleko migdałowe. 🙂
Pobierz darmowy fragment mojej książki “10 Najpotężniejszych protokołów witaminowych”, rozdział 3 – protokół doustnego stosowania witaminy C, opracowany przez doktora R. Cathcarta ?
1. Cataracts and Vitamins: The Real Story https://orthomolecular.org/resources/omns/v09n06.shtml
2. Sperm oxidative stress and the effect of an oral vitamin E and selenium supplement on semen quality in infertile men. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/12623744
3. https://orthomolecular.org/hof/2004/ewshute.html
4. https://www.doctoryourself.com/estory.htm
5. https://www.totalhealthmagazine.com/articles/vitamins-and-supplements/the-tocotrienols-going-way-beyond-vitamin-e.html
6. https://ods.od.nih.gov/factsheets/VitaminE-HealthProfessional/
7. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/15237767
8. https://www.livestrong.com/article/496789-vitamin-e-for-eczema/
9. „Evaluation of dietary intake of vitamin E in the treatment of atopic dermatitis: a study of the clinical course and evaluation of the immunoglobulin E serum levels.” https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/12010339

Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Mirek napisał(a):
…ale się Pani rozpisała 🙂
Jak zwykle świetny tekst, kopalnia ważnych informacji.
Mroczarka napisał(a):
A już się zastanawiałam kiedy umieścisz coś nowego 🙂 Bardzo dobry i wyczerpujący artykuł, dziękuję za kolejna dawkę rzetelnej wiedzy 🙂 co do bycia „nienormalnym”, daleko mi do witarianizmu, a już niektórzy patrzą na mnie jak na dziwaczkę 😛 No trudno wolę być zdrową dziwaczką, niż chorą „normalna” osobą:P
Serdecznie pozdrawiam!
Beata napisał(a):
Ile ja się od Pani uczę:)dziękuję i proszę o więcej cennych rad i informacji.Pozdrawiam:)Beata
moni napisał(a):
Witam. Ponieważ mam żylaki (na szczęście jeszcze nie takie duże) bardzo zainteresował mnie artukuł o witaminie E , a ściślej mówiąc Wit.E w kontekście żylaków. Czy oprócz zjadania tych wymienionych produktów zawierających duże ilości wit E i picia oleju z kiełków pszenicy warto łykać Tokovit w ilośći 1 kapsułka dziennie tak jak jest polecane na opakowaniu? Pozdrawiam i gratuluję świetnego bloga.
Marlena napisał(a):
Jeśli ilości podawane w diecie nie będą wystarczające to wtedy można sięgnąć po suplement.
Jadwiga napisał(a):
Co jest lepiej przyjmować Tokovit czy olej z kiełków pszenicy?
Marlena napisał(a):
Olej z kiełków pszenicy ma wszystkie 8 związków, a Tokovit tylko 1, więc to co z natury brane przyniesie zawsze więcej korzyści.
Jula napisał(a):
Jakiś czas temu czytałam o „zbawiennym” wpływie witaminy E na nasz organizm i byłam w szoku, że jej niedobór jest odpowiedzialny za tyle rzeczy w organizmie. Poszperałam trochę na temat moich dolegliwości, głównie przemęczenie i brzydka cera i zaczęłam łykać tabletki z witaminą A+E i czuję się o niebo lepiej!
Monika napisał(a):
Dziękuję Pani za ten artykuł. Wywołał u mnie bardzo silne emocje, bo w ubiegły poniedziałek straciłam ukochanego Dziadka, z powodu trzeciego zawału serca i silnej miażdżycy…
Rodzina nie chce mnie słuchać w kwestiach zdrowotno-żywieniowych. Sama staram się robić tyle, na ile pozwala mi dość ubogi studencki budżet. Od pewnego czasu rozważam suplementację, choć jestem jeszcze trochę zagubiona w tym temacie. Biorę codziennie witaminę C, ale nadal nie jestem zadowolona ze swojego samopoczucia. Czy według Pani używanie preparatu typu Vitamin Plus Olimp Labs ma sens (jest to skład w okolicach 100% RDA + chelatowane pierwiastki w różnych ilościach), czy lepiej wykosztować się i kupić przez internet coś z większymi dawkami? Bardzo proszę o poradę.
Marlena napisał(a):
Jeśli preparaty zawierające RDA nie przynoszą poprawy samopoczucia, to znak że dawki witamin są za małe w stosunku do zapotrzebowania. Dr Andrew Saul zaleca „zwykłą” multi brać po 1 do każdego posiłku, a nie marną 1 sztukę dziennie jak piszą na opakowaniu (piszą bo muszą, bo takie są uregulowania prawne dla producentów suplementów, że nie wolno sugerować przyjmowania dawek większych niż RDA). Poza tym jak wspomniałam w artykule: najlepsza suplementacja to nasze jedzenie powszednie (głównie świeżo wyciskane soki warzywne będące witaminową bombą, sałatki, zmiksowane koktajle, surówki). I nie sposób przedawkować, zaś wszystko znajduje się w odpowiednim towarzystwie by móc zostać optymalnie przyswojone.
Monika napisał(a):
Marleno, cóż moge powiedzieć? Kocham Twój mózg 🙂 i chciałabym być tak mądra jak Ty 🙂
Marleno czy wit c tą co Ty stosujesz moge podawać swojemu 3-letniemu synkowi? Jesli tak to w jakich ilosciach? Czy dziecku wystarczy jak „wciskam” mu (na szczescie lubi) warzywa i owoce + soki z sokowyciskarki + kiszonki?
I ja równiez chce zaczac zażywać wit c- ale nie wiem jak dawkowac? Proszę Cię o pomoc…. 🙂
Marlena napisał(a):
Na temat dawkowania C dla dorosłych i dla dzieci pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/qa-001-najczestsze-pytania-na-temat-witaminy-c/
Ivy napisał(a):
Czytalam, ze rowniez olej kokosowy zawiera duzo witaminy E. Czy to prawda?
Marlena napisał(a):
Nie, akurat kokosowy ma bardzo mało witaminy E (zaledwie 0,2 mg na 100 g).
paulina napisał(a):
Witam 😀
A jaką ilość witaminy E zawierają same kiełki pszenicy?
Marlena napisał(a):
Tu jest artykuł na ten temat: https://diety.wieszjak.polki.pl/dieta-strukturalna/218842,Zarodki-pszenne.html – ok. 25 mg/100 g
Beata napisał(a):
Dziękuję za ten artykuł.Bardzo cenne informacje.Pozdrawiam 🙂
Karol napisał(a):
Może Pani podać książki na podstawie, których powstał wpis?
Marlena napisał(a):
Po artykułem podałam linki. Ponadto na temat witaminy E obszernie pisze dr Hoffer w „Orthomolecular Medicine for Everyone” oraz dr Andrew Saul w „Doctor Yourself”, obie książki polecam jako wartościową lekturę.
Damian napisał(a):
Marleno, a co jesli chodzi o dosc mocno juz posunieta modyfikacje pszenicy ? Czy sugerowalabys korzystanie mimo to z oleju na codzien ? Pozdrawiam serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Nowoczesna pszenica była od lat 50-tych XX w. stopniowo modyfikowana drogą krzyżówek, aby uzyskać wyższe i bardziej odporne na czynniki środowiskowe zbiory oraz szybszy wzrost przy jak najwyższej zawartości glutenu w ziarnie, co było też bardzo na rękę piekarzom – dzięki temu bialutkie jak śnieg bułeczki kajzerki mogły być jeszcze bardziej cesarskie, delikatne i puszyste (i fakt: „tępe” bułki jakie pamiętam z dzieciństwa mało przypominają dzisiejsze). 😉
Jednym słowem modyfikacje dotyczyły białek Triticum vulgare, nie sądzę aby miały wpływ na zawarty tłuszcz. Olej otrzymywany jest z zarodków ziaren pszenicy, które zawierają do 17% oleju i tutaj się chyba nic nie zmieniło od tysiącleci. Nie mam żadnych informacji na temat krzyżowania odmian w celu uzyskania ziaren o odmiennym profilu kwasów tłuszczowych czy zawartości witaminy E. Pomiary zawartości E w oleju dotyczą współczesnej pszenicy, raczej nie starych odmian samopszy, płaskurki czy orkiszu, tylko zwyczajnej Triticum vulgare.
Ania napisał(a):
Marlena, w lecie nie ma problemu, aby jeść dużo zieleniny, gorzej teraz w zimie… Jaką zieleninę najlepiej jeść w okresie zimowym? Czasem kupuję w supermarkecie rukolę czy roszponkę (potem oczywiście obowiązkowo płuczę w wodzie z octem i w sodzie oczyszczonej), ale nie mam przekonania co do jakości zieleniny z supermarketu. Jak sobie z tym radzisz? Co jest bazą Twoich sałatek w zimie?
Marlena napisał(a):
W zimie jem dużo więcej kiszonek, warzyw korzeniowych (marchew, buraki) i hoduję dużo więcej kiełków. Nie rezygnuję jednak całkiem z sałat, szpinaku, pekinki, warzyw krzyżowych itd., choć smak w sezonie oczywiście jest w wielu wypadkach nieco lepszy (rukolę to w ogóle mam swoją z ogródka w sezonie) a i cena przystępniejsza. W sumie zieleniny hodowane w systemie hydroponicznym (bez użycia gleby, jedynie z użyciem deszczówki) nie są wcale złe, nawet pryskane pestycydami nie są (stosuje się ochronę biologiczną zamiast chemii rolniczej), jedyna ich wada to cena, a z kolei zaleta – że można je kupić przez okrągły rok.
Daria napisał(a):
Pani Marleno, czy migdały, z których robi Pani mleko migdałowe są blanszowane, czy w skórce? Które też Pani zajada?
Marlena napisał(a):
Dario, ja używam migdałów jak je Bozia stworzyła: w skórce, niepasteryzowane (czyli pochodzące z Europy, a nie z USA gdzie pasteryzacja jest wymuszona ustawą) i z upraw ekologicznych.
Mirek napisał(a):
Oj głupi ja człowiek, niemądry. Dzisiaj nonszalancko i nieświadomie wstąpiłem na grząski grunt niewiedzy i przede wszystkim nieświadomości; zaraz też zostałem rażony pociskiem typu – nawiedzony. Szybko również dano mi do zrozumienia, żebym więcej nie wyskakiwał z takimi bzdurami. A o co chodziło…?
Moja przyjaciółka jest chora na zwyrodnienia plamki żółtej (AMD), pomyślałem, że opowiem jej na temat możliwości leczenia, podleczenia takiej choroby dietą warzywno-owocową, witaminą E, itp. Zaraz zostałem – jak pisałem – „sprowadzony na ziemię”. Nie żywię urazy, a nawet dobrze to rozumiem; jeszcze parę miesięcy temu, delikwenta z takimi „radami” odesłałbym do wszystkich diabłów. 🙂 Teraz myślę inaczej, nie wiem oczywiście czy to o czym mówiłem, a o czym Pani pisze z takim entuzjazmem, pomogłoby na dane schorzenie, ale jest to niezwykle frapująca alternatywa. Czasami człowiek myśli czy wszyscy są obłąkami, czy to może ja wariuje 😉
Anna napisał(a):
Hej Marlena,
Zwracam się z nieśmiałą prośbą o dołączenie opcji/możliwości drukowania Twoich artykułów. Czy istnieje taka możliwość?
Serdecznie pozdrawiam Anna
Marlena napisał(a):
Po prawej stronie pod tytułem każdego artykułu jest taka mała ikonka służąca drukowaniu.
Barbara napisał(a):
Marleno, często widzę olej z kiełków pszenicy nie w lodówce tylko na półkach. W sumie witamina E jest silnym antyoksydantem więc na pewno chroni sam olej. Czy rzeczywiście tak jest , czy jednak powinien być zimnotłoczony?
Marlena napisał(a):
Jak najbardziej powinien być tłoczony na zimno. Dopiero po otwarciu zaleca się przechowywać w lodówce.
Luka napisał(a):
Wspaniały artykuł, taki w stylu Pani Marleny – czyli od serca!
Wydaje mi się, że dobrym rozwiązaniem będzie spożycie dziennie 100g słonecznika łuskanego. Ale…
Czy należy moczyć słonecznik? Gdzieś czytałem, że pestki dynii należy moczyć 8h, słonecznika 2h. Orzechy zależnie od rodzaju…
Moczyć 2h ten słonecznik czy nie trzeba? Ponoć woda uwalnia z nich jakieś enzymy przez co jest lepiej przyswajalny.
Luka napisał(a):
https://img2.stylowi.pl//images/items/xl/201308/stylowi_pl_diy-zrob-to-sam_11173100.jpg
4-6 h moczyc, kielkowanie kilka dni?
jesc po samym moczeniu czy czekac az puszcza kielki? o ile puszcza…
Marlena napisał(a):
Jeśli chcę mieć kiełki to moczę, a jak chcę mieć radość z chrupania słonecznika to nie moczę.
Luka napisał(a):
„Jeśli zjemy nie moczony orzech, będzie on zdrowy, ale te wartości odżywcze wchłoniemy jedynie w 40%, moczenie uwalnia pozostałe 60% enzymów. Tak samo jest z nasionami na mleko witariańskie (czyt. zdrowe), czy nasionami na kiełkowanie, najpierw je moczymy dobę, a potem przystępujemy do kiełkowania i z nasionami. ”
hmm
Marlena napisał(a):
Na pewno moczenie poprawia strawność, przyswajalność, wyzwala enzymy itd., jednak czasem mam ochotę po prostu… pochrupać. Oczywiście w innych wypadkach moczę (na mleko, na kiełki itp.).
Daria napisał(a):
1. Pani Marleno, a czy pasteryzacja w USA tyczy się również produktów Solgara, chodzi mi o naturalne wyciągi np. z natto (wyciąg K2 MK-7). Czy jest sens brania pod uwagę tabletek – wyciągów naturalnych z USA – patrząc pod kątem pasteryzacji wcześniej tego natto? Czy to raczej nie ma znaczenia, bo to w końcu tabletka, więc jakąś obróbkę i tak musiała przejść.
2. Czy Kanada również ma taką ustawę o pasteryzacji (ryż dziki ekologiczny stamtąd pochodzi, niektóre orzechy)?
Marlena napisał(a):
Nie wiem, złóż w celu uzyskania informacji zapytanie w firmie Solgar. Ja niestety nie mam pojęcia czy natto jest pasteryzowane czy nie. Nie znam też przepisów kanadyjskich, może Google Ci coś podpowie?
bluebru nete napisał(a):
Witam serdecznie. Ja mam pytania nie związane z tym tematem, ale bardzo zależy mi na odpowiedzi. Czy w tym dezodorancie na który Pani podawała przepis można zastąpić wodę destylowaną na demineralizowaną? Bo innej nie znalazłam na stacji. Czy podczas ciąży można pić czystek i stosować dezodorant i pastę na które podawała Pani przepisy? Zaczytuję się w Pani blogu i jestem pod wrażeniem wiedzy. Wydawało mi się, że wiem dużo o zdrowiu, ale się bardzo myliłam. Pozdrawiam serdecznie i życzę dalszych ciekawych wpisów na blogu.
Marlena napisał(a):
Można użyć nawet wody kranowej jak się nie ma tej oczyszczonej pod ręką.
O czystku pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/10-powodow-dla-ktorych-warto-pic-herbatke-z-czystka/
Domowa pasta do zębów nie ma przeciwwskazań, nie ma tam przecież ani jednego składnika szkodliwego.
Barbara napisał(a):
Co do olejów zimnotłoczonych to mam jednak duże wątpliwości do tych z półek i zaleceniu trzymania ich po otwarciu dopiero w lodówce. Firma [wyedytowano] tłoczy oleje systemem 10-stopniowym i na każdym etapie jest tylko 10 stopni temperatury. Korzystam z ich produktów od 8 lat i zawsze tak było. Mają też najkrótszy termin przydatności. Przysyłają oleje w styropianie i trzeba od razu trzymać olej w lodówce. W sam raz nie mają oleju z kiełków… Inne firmy podają ,że olej był tłoczony do 40 stopni a to już dla kwasów omega pomyłka…
Marlena napisał(a):
Olej wyciskany z kiełków pszenicy ma inny skład niż olej wyciskany z ziarna lnu – nie ma co porównywać.
Ponadto zdaj sobie sprawę jaka temperatura panuje we wnętrzu Twojego ciała? O parę stopni jest wyższa niż temperatury skóry, która już ma 36,6 u zdrowego. I co ma się niby dziać z olejem lnianym który połkniesz i trafi do środka? Musiałby Cię otruć, skoro momentalnie by się w Twoim wnętrzu rozłożył i zjełczał tam w temperaturze dochodzącej do 40 stopni. Tymczasem nic takiego nie ma miejsca. Czy nie sądzisz więc, że owa firma po prostu ucieka się do bełkotu marketingowego po to tylko aby sprzedać swój produkt, ponoć dużo lepszy niż produkowany przez inne tłocznie? Co do terminu ważności oleju wyciskanego z nasion lnu to wynosi on zawsze 2 miesiące pod warunkiem trzymania w lodówce i nie sądzę by tutaj ta akurat firma czymś się różniła od konkurencji. Firmy konkurencyjne także przesyłają oleje lniane w termoopakowaniu, jest to normalne i niczego nadzwyczajnego również w tym nie widzę 😉
moni napisał(a):
Pani Marleno , skoro 1 łyżka oleju z kiełków pszenicy zawiera 20,3 mg wit E, to wystarczyłoby wypijać 2 łyżki tego oleju dziennie aby zaspokoić dzienne zapotrzebowanie organizmu na wit E, czy tak?
Marlena napisał(a):
To zależy jakie kto ma niedobory, jaki prowadzi styl życia, jaką ma dietę itd. W przypadku witamin nie ma bowiem jednej dawki dobrej dla każdego jak leci. Możemy określić minimum poniżej którego nie da się żyć (to jest to słynne RDA), ale nikt nie określił ile konkretnie indywidualnie potrzebujemy, ponieważ zbyt wiele zmiennych wchodzi w rachubę.
Daria napisał(a):
Pani Marleno, który konkretnie olej z kiełków pszenicy Pani używa doustnie? Noszę się zamiarem kupna takiego oleju, jednak w opisach widzę głównie kosmetyczne zastosowania
Marlena napisał(a):
Olej z kiełków pszenicy jaki możemy używać do sałatek nie może być olejem kosmetycznym. To musi być czysty olej, nierafinowany, wyciskany na zimno, spożywczy. Ja używam z Olvity.
Omega 6 napisał(a):
Chyba zawsze musi byc jakies ale , trzeba tez uwazac na ten olej z kielkow bo zdecydowanie omega 6 jest wiecej i moze to zaburzyc stosunek O3:O6 co takze nie bedzie dla nas korzyste ;> Mam racji troche ;)?
Marlena napisał(a):
Niekoniecznie. Omega-6 są nam też potrzebne i lepiej czerpać je ze źródła bogatego w witaminę E (olej z kiełków pszenicy) niż w nią ubogiego (jakiś inny olej).
anna22 napisał(a):
Pani Marleno,
a czy w oleju konopnym jest dużo witaminy E? Przeczytałam gdzieś, że pod względem jej zawartości jest na drugim miejscu po oleju z kiełków pszenicy.
Marlena napisał(a):
Nie, olej konopny nie należy do bogatych w witaminę E, tutaj są dane: https://www.thehia.org/faq5.html
Barbara napisał(a):
W żołądku nie zachodzi jełczenie tłuszczu. Im więcej kwasów nienasyconych w oleju , który przyjmuje się zupełnie w innym celu niż jedzenie pestek i nasion , jest bardzo ważne. Myślę, więc , ze to nie żaden chwyt marketingowy. Im jest ich więcej na początku , tym lepiej, skoro ktoś chce suplementować NNKT w takiej formie. Kiedyś nie było to potrzebne.
tomekprusik napisał(a):
a czy olej z kiełków pszenicy zawiera gluten, niestety moja żona i syn mają celiakię więc nie mogą w ogóle jeść glutenu
Marlena napisał(a):
Uważnie przeczytaj jeszcze raz artykuł, a znajdziesz odpowiedź.
katka napisał(a):
Wspaniały wpis i kopalnia wiedzy jak zawsze. Zawsze wychodzisz na przeciw naszym potrzebom :). Ja jeszcze czekam na szerszy artykuł na temat wiesiołka.
Chciałabym poprosić Cię Marleno o komentarz w następującej kwestii:
– Od jakiego wieku można dziecku podawać surowe warzywa i owoce (zamiast gotowanych na parze i gniecionych na papkę)?
– Czy rocznemu dziecku z AZS lepiej dodawać olej z kiełków pszenicy do jedzenia czy aplikować na zmiany skórne? Czy jedno i drugie?
Marlena napisał(a):
Z tego co mi wiadomo to owoce i warzywa np. tarte jabłko zaleca się wprowadzać pomiędzy 17 a 26 tygodniem życia. Moim dzieciom dawałam gdzieś tak właśnie od 5-tego miesiąca. A olej z kiełków pszenicy można stosować zarówno zewnętrznie do smarowania skóry jak i do przyprawiania sałatek, o czym pisałam w artykule.
gosia napisał(a):
Pani Marleno,
Chciałabym spytać czy można przyjmować jednocześnie witaminę E np. Tokovit oraz witaminę K2. Będę bardzo wdzięczna za odpowiedź. Pozdrawiam ciepło
Marlena napisał(a):
Nie mogę odpowiedzieć na takie pytanie – nie jestem Twoim lekarzem.
Maria napisał(a):
Od jakiej dawki witaminy E najlepiej zacząć i co ile czasu zwiększać i o ile do pożądanej wartości?
Marlena napisał(a):
Można zacząć od 200 j.m. i dołożyć kolejną kapsułkę 200 j.m. np. po dwóch tygodniach. Potem po kolejnych dwóch dołożyć kolejną itd. i zatrzymać się na ilości jaka powoduje wyraźne polepszenie samopoczucia (z reguły jest to ok. 800 j.m.). Więcej szczegółów w artykule dra Saula: https://www.doctoryourself.com/vitamin_e.html
Większa ostrożność była przez braci Shute zalecana jedynie w przypadku osób cierpiących na reumatyczne zmiany w sercu, wtedy aplikowali oni jeszcze mniejsze dawki na początek, poniżej 100. Pod nadzorem lekarza powinny też używać witaminy E osoby biorące leki rozrzedzające krew (zawierające warfarynę) ponieważ działanie leku i witaminy nakłada się na siebie co nie jest wskazane.
gosia napisał(a):
Chodziło mi tylko o połączenie tych obu witamin E i K2, czy one się nie wykluczają..? Od lekarzy, niestety, zbyt wiele się nie dowiem, wiec do nich nie chodzę( od wielkich dzwonów tylko). Podejście, które Pani prezentuje, a mi jest bliskie to nie jest temat na wizyte u lekarza dlatego staram się sama dbać o zdrowie swoje i rodziny. Chciałabym jeszcze spytać jak i czy należy badać poziom witaminy E ? Niedawno zrobiłam sobie badanie wit. D3, wynik 27 i zaczęłam sobie suplementować chela calcium d3(olimp), 3x na dzień plus Tokovit 200 3x dzień i wit K2- MK4 2x dzień i wit C Calvita 1000mg x dzień. Tak wyglądał mój 1szy tydzień. W następnym tygodniu zeszłam z dawki o jedną porcję. Kiedy któregoś dnia skończył mi się właśnie calcium d3, użyłam devikapu (jednorazowo)2500, a na następny dzień solgar 1000 IU. I właśnie w tym drugim dniu,źle się poczułam bo po ok 4 godzinach od przyjęcia witamin dostałam lekkich palpitacji serca, skoczyło mi ciśnienie, czułam się jak „na haju „, było mi na zmianę gorąco i zimno…Przeszło mi samoistnie, po ok 3 godzinach, ale do dzisiaj nie wiem czy to „wina” wit D3 czy może wit.E? Z jednej strony w stosunku do dawek jakie Pani podaje odnośnie wit D3 to w moim przypadku powinnam brać dużo więcej, z drugiej strony trochę się wystraszyłam bo nie było to przyjemne:-( Dodam tylko, że dnia poprzedzającego owe zdarzenie mocno mnie bolał kręgosłup( mam zrośnięte kręgi szyjne), po prostu mocno się przepracowałam fizycznie i w dniu kiedy to się wydarzyło, po tych 3 godzinach( raz poty, raz zimno) minął mi ból kręgosłupa. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie doświadczyłam – ból kręgosłupa zredukował się o min 80%. Wcześniej, w podobnej sytuacji musiałam korzystać albo z leków np diclo duo albo nastawień u kręglarza, a najczęściej jedno i drugie. a tu przeszło samo tylko, że „z atrakcjami”. Co Pani o tym sądzi ? Zalecenia dostałam od naturoterapeuty, który wykonał mi badanie z dłoni( jakieś japońskie urządzenie nie znam nazwy) i które wykazało różne braki.
Marlena napisał(a):
Gosiu, generalnie E i K uważa się, że mają działanie antagonistyczne. Dlatego jeśli ktoś bierze leki (np. rozrzedzające krew czy mające wpływ na krzepliwość krwi), to powinien skonsultować z lekarzem przyjmowanie tych witamin, ponieważ działanie witaminy i leku nałoży się na siebie co nie jest wskazane.
Alina napisał(a):
Witamina K2 nie wpływa na krzepliwość krwi, więc nie ma powodu, żeby była antagonistyczna wobec wit. E. Na krzepliwość krwi wpływa wit. K. Te dwie witaminy często są mylone, ich działanie łączone, zwłaszcza widać to w internecie. Tymczasem ich działanie jest całkiem różne. Wit. K2 jest bardzo potrzebna, bo przekierowuje wapń tam, gdzie jego miejsce, czyli do kości i zębów zamiast do tkanek miękkich, naczyń krwionośnych (zwapnienie żył, tętnic). Bardzo obszernie o wit. K2 pisze Jerzy Zięba w „Ukrytych terapiach”.
gosia napisał(a):
Pani Marleno, co w moim komentarzu było nie tak skoro nie został opublikowany..? Jestem Pani fanką i bardzo cenię sobie Pani uwagi, stąd pozwoliłam sobie na głębsze wynurzenie. Bardzo mnie to zmartwiło i nie wiem co o tym myśleć…
Marlena napisał(a):
Nie został usunięty, po prostu nie siedzę przy komputerze 24 na dobę – na komentarze odpowiadam tak szybko jak to możliwe. Witrynę prowadzę jednak hobbystycznie w tzw. wolnym czasie – tu nie ma dyżurów całodobowych jak w szpitalu na R-ce 😉
gosia napisał(a):
Bardzo dziękuję Pani za ten komentarz :-)Naprawdę jestem wdzięczna i doceniam to wszystko co Pani robi i czym się dzieli na swojej stronie. Przepraszam również za zbyt pochopne wnioski, które wyciągnęłam. Mam nadzieję, że mi Pani wybaczy:-)
Marlena napisał(a):
Nie ma problemu 🙂
Gosia napisał(a):
Witam. Mam pytanie o endometriozę wspomnianą w artykule.
Czy mogłabym prosić o źródła informacji o pozytywnym wpływie witaminy E na zahamowanie rozwoju endometriozy?
Lekarze zalecają jedynie tabletki antykoncepcyjne gdy już nie planuje się dzieci a ja po prostu nie chce się truć (pomimo ich zażywania był postęp choroby wiec moim zdaniem zalecają hormony z niewiedzy i bezradności). Dzięki pewnym splotom życiowym zaczęłam szukać i zmieniać życie …i trafiłam na Pani stronę, która jest skarbnicą wiedzy.
Pozdrawiam i…podziwiam.
Marlena napisał(a):
Lekarze nie są nauczani zbyt wiele na temat substancji odżywczych, lecz na temat maskujących symptomy leków jakie należy wypisać po zdiagnozowaniu. Nie ma co więc lekarzom się dziwić, że nie mają zbyt wielkiej wiedzy na temat substancji odżywczych, a skoro nie wiedzą co można z nimi zrobić to ich nie przepisują.
W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat mamy jednak bardzo dużo badań na temat wpływu substancji odżywczych (a raczej ich braku w ustroju) na endometriozę. Ciekawy artykuł wraz ze źródłami znajduje się tutaj: https://www.lef.org/Protocols/Female-Reproductive/Endometriosis/Page-09
Na ten temat pisał również A. Saul https://www.doctoryourself.com/endometriosis.html
Najczęściej badacze wskazują, iż brakuje witamin E i C, kwasu foliowego a także minerałów: selenu i cynku oraz kwasów Omega-3.
Gosia napisał(a):
Dziękuje za szybka odpowiedz. zastosuje się i przekaże dalej.
maria napisał(a):
Pani Marleno, co pani sadzi o suplementach firmy LR.
Kupilam wit e Omega Pharma, jest na niej napisane,all-rac-alfa-tokoferyl octanu.Czy jest to ta „dobra”?
Ciekawam pani opinii o produktach LR.Maja podobno llewoskretna witC.
Pozdrawiam serdecznie
Marlena napisał(a):
Mario, nie znam tej firmy. To nie jest dobra witamina E (mieszanka racemiczna oznacza, że są tam izomery d oraz L, czyli jest to słabo przyswajalna syntetyczna forma alfa-tokoferolu). Wskazówki jakiej witaminy E szukać i na co zwracać uwagę przy zakupie zamieściłam w artykule.
maria napisał(a):
Dziękuje, zastosuje ja zewnętrznie 🙂
LR bardzo ladnie pisza o swoich produktach, jednak wole takie które pani poleca 🙂
Od pewnego czasu jem placuszki dyniowe z cynamonem, gryze laski
Cynamonu cejlonskiego,jem moczone migdaly. Przstalam zupelnie mieć ochotę na slodycze oraz nie wypadają mi w losy, a jedno i drugie dzialo się „garściami”:-)
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, że „to działa”, Mario!
Pozdrawiam wzajemnie bardzo serdecznie 🙂
mariola napisał(a):
Czy olej z kiełków pszenicy można spożywać i w jakich ilościach dziennie?, czy przeznaczony jest tylko do użytku zewnętrznego?
Marlena napisał(a):
Tak, na zimno – jak każdy spożywczy olej czy oliwę, np. do sałatki. Tylko na gorąco go nie używaj.
Wiola Lublin napisał(a):
Wow, ale wyczerpujący artykuł!!! Z pewnością będę do niego wracać;) Nie wiedziałam, że witamina E odpowiada za płodność…
Lidia napisał(a):
A czy olej z lnianki – rydzowy nie jest dobrą alternatywą oleju z kiełków pszenicy? Zwłaszcza, że jest również bardzo bogaty w kwasy Omega 3.
Marlena napisał(a):
Olej z lnianki też może być niezłym źródłem witaminy E, ale zależy to też w dużej mierze od pochodzenia ziarna. Na Uniwersytecie w Minesocie badano (również pod kątem zawartości tokoferoli i tokotrienoli) olej wyciśnięty z lnianki pochodzącej z ziaren z trzech krajów: Bułgarii, Niemiec i byłego ZSRR, wyniki są tutaj: https://link.springer.com/article/10.1007/BF02541088#page-1 jak widać olej mógł mieć: alfa-tokoferolu od 0,66-2,38 mg/100 g, beta-tokoferolu od 0,38-1,45 mg/100g, gamma-tokoferolu/beta-tokotrienolu od 4,37-18,68 mg/100 g, a tokotrienole też różnie – alfa-tokotrienol od 0.00 do 0.79 mg/100g, gamma-tokotrienol 0,00-0,00 mg/100 – warto poczytać, bardzo ciekawe.
Gdzieś „po internecie” 😉 krążą liczby typu 110 mg tokoferoli/100 g oleju z lnianki – podawane za Różańskim https://rozanski.li/?p=3222 ale z badania w Minesocie wynika, że jednak nie mają one za bardzo przełożenia na rzeczywistość. Skąd Różański wziął te tokoferole 110 mg/100g – niestety nie ujawnił. Generalnie jednak olej rydzowy jest mega zdrowy, nawet lepszy pod kilkoma względami od lnianego, ma może nieco mniej Omega-3 niż lniany, ale za to więcej wit. E 🙂
Lidia napisał(a):
Może polskie ziarenka są szczególnie bogate w tokoferole. A jeśli to są dane z Rozanskiego to duże prawdopodobieństwo, że to wiarygodna informacja. Miałam przyjemność uczestniczyć w warsztatach zielarskich prowadzonych przez dra Różańskiego i mogę tylko powiedzieć, że jego wiedza na temat substancji zawartych w różnych roślinach jest imponująca. Jeśli uda mi się jeszcze kiedyś z nim spotkać podpytam o źródło.
Marlena napisał(a):
Nie mam pojęcia, być może wziął dane z anglojęzycznej Wikipedii https://en.wikipedia.org/wiki/Camelina_sativa tam też tak podają ale nie powołując się na żadne źródło. Należy brać pod uwagę, że jest to internetowa encyklopedia redagowana przez internautów i z jej wiarygodnością różnie bywa, jak też i mogło dojść do zwykłego błędu: zamiast 11 mg/100 g (co jest bardziej prawdopodobne) to ktoś wpisał 110 i tak już zostało. Podobny zresztą błąd kiedyś spotkał szpinak, który długie lata uchodził za wybitne źródło żelaza „dzięki” pomyłce w cyferkach po przecinku.
Tutaj strona producenta oleju rydzowego i w tabelce podał on dla swojego produktu 11,6 mg/100 ml witaminy E: https://www.newgrangegold.ie/our-products/camelina-oil
Kamila napisał(a):
Marleno. kupiłam Tokovit w dawce 400j.m ale się boję wziąć bo to duża dawka. Czy mogą wystąpić objawy niepożądane o których pisałaś?. Mąż ma lekkie nadciśnienie, nie chciałabym mu zaszkodzić.
Marlena napisał(a):
Duża jak dla kogo: dla potrzebującego będzie ona w sam raz lub nawet za mała. Nawet zdrowe osoby mogą bez szkody, a wręcz z pożytkiem dla zdrowia brać profilaktycznie do 800 j.m. na dobę, zaczynając od ilości mniejszych i powoli przechodząc do coraz większych. Rzecz nie tkwi w samej dawce, lecz w tym aby jej nie dostarczyć całej na jeden raz na początek, bo będzie to dużym zaskoczeniem dla ustroju. Tutaj całkiem podobnie jak z niacyną: gdy na początek zapodamy sobie większą dawkę to będziemy musieli niestety odpękać „flusha”, a gdy powoli powiększamy dawki to go unikamy, bo przyzwyczajamy organizm powoli.
Tokovit 400 jest tylko na receptę: jeśli go zakupiłaś to na pewno z przepisu lekarza, który wiedział co robi – zaufaj mu. Natomiast jeśli nabyłaś go „półlegalnie” (bez recepty gdzieś „po znajomości”) to dokup jeszcze dostępne bez recepty Tokovit 100 czy Tokovit 200 i stosuj najpierw te mniejsze kapsułki stopniowo przechodząc na większe. Z pewnością też „od zaraz” możesz do dressingu sałatkowego dodawać olej z kiełków pszenicy (lub z lnianki) – prawdziwe jedzenie jest zawsze lepsze niż suplementy, ponieważ w nim mamy do czynienia z pełniejszym spektrum witaminy E niż sam tylko alfa-tokoferol występujący w suplemencie. Więc najpierw dobre odżywcze jedzenie i od tego trzeba zacząć. Pamiętać też należy o tym, że zapotrzebowanie dobowe organizmu ludzkiego na pokarmy rafinowane, wynaturzone, oczyszczone, przetworzone, zwyrodniałe oraz używki – wynosi dokładnie 0 (zero) gram na dobę. U każdego, niezależnie od wieku i stanu zdrowia. 😉
Bartek napisał(a):
Jeśli chodzi o stosowanie witaminy K2 to u naszych lekarzy zbyt wiele dowiedzieć się nie można ta witamina dopiero teraz zaczyna zdobywać szersze kręgi popularności. Z jej dostepnością również jest krucho
gosia napisał(a):
„Gosiu, generalnie E i K uważa się, że mają działanie antagonistyczne. Dlatego jeśli ktoś bierze leki (np. rozrzedzające krew czy mające wpływ na krzepliwość krwi), to powinien skonsultować z lekarzem przyjmowanie tych witamin, ponieważ działanie witaminy i leku nałoży się na siebie co nie jest wskazane.”
Pani Marleno, ale co to dokładnie oznacza, że mają działanie antagonistyczne? Chodzi mi o to, że mam niedobory witaminy D3, a z tego co Pani pisze wynika,że muszę również przyjmować witaminę K2 żeby to miało sens. Jednocześnie chciałabym przyjmować witaminę E. I jak to pogodzić, żeby sobie nie narobić problemu…?
Marlena napisał(a):
Nie narobisz sobie problemu pod warunkiem, że nie przyjmujesz leków. Normalnie przecież nawet w pożywieniu występują te witaminy razem i żadnego problemu w związku z ich spożywaniem nie mamy. Podobnie jak razem w pożywieniu występuje np. miedź i cynk (antagoniści), wapń i magnez (antagoniści) itd.
Kasia napisał(a):
Witam
P.Marleno od jakiegoś czasu jestem miłośniczka Pani strony. Mam pytanie czy byłaby mi Pani w stanie poradzić jak mogłabym zlikwidować lub chociaż zminimalizowac alergię skórną u dziecka 5 latki (Pojawia jej się pod kolanem czerwona zaogniona plama, swędząca). Próbowałam różnych sposobów ale niestety działaja tylko masci sterydowe.
Nadmienię że mieszkamy na wsi odżywiamy się bardzo zdrowo, moje dzieci piją 2 razy dziennie soki owocowe i owocowo warzywne. Jemy dużo warzyw, kiełków i owoców. Mleko pijemy w małych ilosciach i takie prosto od krowy czy kozy. Mamy mięso wyhodowane przez siebie, jajka od zielononóżek, warzywa ze swojego ogródka bez chemi i oprysków, miód z własnego ula. Dzieci jedzą słodycze okazjonalnie piją poza sokami wodę. Nie jedzą chipsów, mało smazonego itd. Czy jest cos co mogłabym jeszcze zrobić. Każda rada będzie dla mnie na wagę złota. Z góry dziękuję za odpowiedz. Pozdrawiam Kasia.
Marlena napisał(a):
Kasiu, maści działają na symptomy, a nie na przyczynę. A jakaś przyczyna musi być, że ustrój sygnalizuje niedomaganie. Więc przyczyny należy uparcie szukać metodą eliminacji. Może coś z pokarmów (można wyeliminować na 2 tygodnie np. nabiał czy gluten jako dwa najczęstsze alergeny i zobaczyć reakcję czy coś się zmienia). Może jakieś kosmetyki, proszki – też czasem uczulają. Można też zrobić test wykrywający nietolerancje pokarmowe (Food Detective). Może należy zwrócić też uwagę na florę jelit, na przepuszczalność jelit (test buraczkowy w warunkach domowych pozwoli zorientować się mniej więcej jaki jest stan flory jelit).
Zamiast maści stosuj duże ilości witaminy C podawane w małych, ale częstych dawkach w ciągu całego dnia: witamina C jest najlepszym antyhistaminikiem, a alergicy mają bardzo często duże niedobory tej witaminy. Sprawdź też poziom witaminy D – jej niski poziom we krwi zwiększa skłonność do alergii.
Kasia napisał(a):
Marlenko
Bardzo Ci dziękuję za szybką odpowiedź. Będę próbowała znaleźć przyczynę. Test buraczkowy przechodzimy codziennie pijąc soki mix ( jabłka marchew burak) :).
Pozdrawiam i jeszcze raz dzięki za Akademię Witalności tak wspaniałą i pełną pozytywnej wiedzy na życie.
mario napisał(a):
jak ten artykuł ma się do tego co proponuje Jerzy Zięba? wręcz odradza stosowanie alfa tokoferoli, a zalecając przy tym tokotrienole…
Marlena napisał(a):
Nie wiem dlaczego, skoro w naturze nie występują same tokotrienole ani same tokoferole. Dlatego najlepiej przyjmować E w formie naturalnej czyli z pożywienia (np. olej z kiełków pszenicy lub same kiełki) albo w formie mieszanych tokoferoli i tokotrienoli jeśli chodzi o suplementy. Można w przypadku kłopotów z budżetem co prawda uciec się do jednej formy, najbardziej aktywnej biologicznie czyli samego alfa-tokoferolu, który jest owszem tani i dostępny bez recepty, ale należy pamiętać, iż nadmiar jednej formy może nam utrudnić wchłanianie pozostałych. Bo w naturze zawsze panuje harmonia, piękno i równowaga. Dlatego ze wszech miar polecam NAJPIERW źródła naturalne, a suplementy na drugim dopiero miejscu – najlepiej jeśli składem zbliżone do tego co występuje w naturze (czyli mieszanina tokoferoli i tokotrienoli). Takie zalecenia znajdziemy również w literaturze ortomolekularnej.
Alina napisał(a):
Do Mario: Jerzy Zięba nie odradza stosowania alfa-tokoferoli, tylko pisze, że ważne są też tokotriennole. Że alfa-tokoferol to nie jest CAŁA wit. E.
Już któryś raz widzę, ze forumowicze słowa Zięby lekko „modyfikują”. Tak było też w kwestii parówek. On powiedział tylko tyle, że DOBRZE zrobione parówki czy salceson mają dużo kolagenu. I on czasem jada (pewnie ma dostęp do sprawdzonych). I mówił to z lekkim dystansem. Wykład był o kolagenie i o tym, jak jest potrzebny w organizmie.
olunio napisał(a):
Może trochę nie w temacie, ale jaki suplement kwasu foliowego mogłaby Pani polecić dla kobiet które chcą zajść w ciążę ?
Oczywiście oprócz zdrowych warzyw i owoców ? 🙂
P.S
Świetny blog. Polecam wszystkim znajomym! 🙂
Marlena napisał(a):
Jeść trzy razy tyle zieleniny (ile się da – na surowo) 🙂
Co do suplementu to niestety nie wiem, nie jestem w ciąży i nie używam suplementów kwasu foliowego.
TakiJedenStarszyPan napisał(a):
Czesc Marlenko.
Nie chce tu zrzedzic ale znalazlem dwa dosyc powazne bledy w Twoim artykule.
witamina E ma spory wpływ na płodność i na jakość nasienia: w badaniach bezpłodnych mężczyzn podawano im codziennie 400 IU witaminy E oraz 225 mg selenu
Podalas odnosnik do publikacji. Sprawdzilem to i coz znalazlem?
Prosze:
Twenty-eight men were supplemented daily by vitamin E (400 mg) and selenium (225 microg)
Jak widac mamy tutaj nie 400IU tylo 400mg roznica jest doysc duza bo az 33%
Jesli zas chodzi o selen to roznica jest trzech rzedow. Zamiast micro jest mili. Podalas ilosc tysiac razy wieksza anizeli podana w artykule. Przyznasz chyba sama ze jesli ktos by sie zastosowal do Twoich informacji to moglo by sie skonczyc roznie.
Marlena napisał(a):
Poprawione! 🙂 Dziękuję za zwrócenie uwagi.
TakiJedenStarszyPan napisał(a):
Cieszę się ze mogłem pomóc 🙂
Marlena napisał(a):
To ja dziękuję za pomoc! Uściski i serdeczności przesyłam 🙂
Jadwiga napisał(a):
Jak jest z tym olejem z kiełków pszenicy, pytam bo znajduje na stronach, że należy go unikać bo jest mało odżywczy i ma omega 6.
Ile można go używać tzn jaka dawka jest rozsądna?
Marlena napisał(a):
To co, że ma Omega-6? Przecież my potrzebujemy Omega-6 w równym stopniu jak Omega-3. Jedyne czego nie potrzebujemy to nadmiaru Omega-6 (nadmiaru Omega-3 też zresztą nie), o tłuszczach trans nie wspominając.
Olej z kiełków pszenicy jest jednym z najbardziej odżywczych z uwagi na obecność bardzo dużej ilości witaminy młodości czyli wit. E. Zarówno doustnie jako pokarm jak i w celach kosmetycznych na skórę zewnętrznie potrafi czynić prawdziwe cuda.
Sylwia napisał(a):
Witam ponownie 🙂
ja z krótkim pytaniem – jest może jakiś dobry preparat z wit E, ale żeby nie zawierał oleju sojowego? Solgar, Swanson, Tokovit – wszystko jest z soją, problem taki, że mam prawie najwyższą nietolerancję pokarmową na soję, i na wszystko co z soi – oleje, mleka itd i takie preparaty u mnie odpadają niestety a z jedzenia takich dawek to chyba zaspokoić się nie da…
Z góry dziękuję za pomoc i pozdrawiam :), Sylwia
Piotrek napisał(a):
Witam
Moj lekaarz urolog wykryl u mnie plytki peyroniego. Jako leczenie przepisal mi witamine E 400mg (all-rac-o-tokoferylu octan) i selen + E (ekwiwalent alfa-tokoferolu), czy ta witamina „E” do czegos sie nadaje? Juz wiem o co musze uzupelnic swoja diete i dziekuje za otworzenie oczu. Prosze o odpowiedz czy suplementy ktore zostaly mi przepisane maja jakas wartosc czy lepiej zastapic je czyms innym? Bede bardzo wdzieczny za pomoc pozdrawiam
Radek napisał(a):
Witam,
Mam podobny problem. Możemy się jakoś skontaktować ? Poza forum?
greg napisał(a):
Witam,mam ten sam problem z płytkami peyroniego, moge prosić o kontakt
wanda napisał(a):
Marlen – mam trochę nietypowe pytanie- jeśli chciałabym zajść w ciążę,to powinnam zażywać ok 200IU wit.E/dobę, tj. ok.150mg, oraz 25mcg selenu. Tzn. powinnam pić olej z kiełków pszenicy ok.10łyżek w ciągu doby?? czy dobrze sobie to wszystko policzyłam???czy też czegoś nie zrozumiałam. Proszę pomóż mi Marleno……..
Marlena napisał(a):
Wando, nie wiem w czym dokładnie leży Twój problem z zajściem w ciążę, ale jeśli jest to niedobór witaminy E, to przecież możesz czerpać ją z rozmaitych źródeł. Pokarmy roślinne zawierają ją w mniejszej lub większej ilości, a najbardziej w nią bogate są tak jak napisałam kiełki pszenicy (i wyciskany z nich olej), ziarno słonecznika (i wyciskany z niego olej, byle nierafinowany), migdały (nieprażone, nieblanszowane i najlepiej też niepasteryzowane czyli pochodzące z Europy, a nie USA gdzie pasteryzacja jest wymuszonym ustawą obowiązkiem) i orzechy (brazylijskie są przy tym dodatkowo dobrym źródłem selenu).
Jeśli ponadto potrzebujesz dużo witaminy E (dawki terapeutyczne, a nie profilaktyczne) to spożywając sam olej dostarczysz pod postacią tłuszczu bardzo dużo kalorii (1 łyżka to ok. 90 kcal). Czyli prawie połowa dziennego zapotrzebowania musiałaby pochodzić z oleju, a to nie jest zdrowe. Najlepiej w takim przypadku jest zatem równocześnie z dobrą dietą naturalnie bogatą w witaminę E sięgnąć po uzupełniające ją suplementy.
Aga Espana napisał(a):
witam ponownie i tym razem zapytuje jak dlugo pani,Pani Marleno czekala aby zauwazyc pierwsze objawy poprawy wzroku? Ja mniej wiecej od poltora miesiaca jestem na” wysoko surowej” diecie,podpartej suplementacja : Vit e ,vit d3,vit.c ,multivitamina,niacyna i to wszystko w konskich dawkach,wysoce przekraczajacych dawki rekomendowane przez lekarzy i wzrok to kakby mi sie pogorszyl…tez jestem krotkowidzem od ponad 40 lat i ciagle,czytajac, musze oddalac reke coraz bardziej. troche sie tym martwie… serdecznie pozdrawiam…
Marlena napisał(a):
Tak mniej więcej po pół roku. Nie wiem co zaważyło w moim przypadku, może codzienna porcja świeżego soku z marchwi (prowitamina A) lub zieleniny (zeaksantyna)? Nie mam pojęcia i nie chce mi się tego rozkminiać – grunt, że już mogę SMS-y na komórce odczytać bez oddalania ręki. 😉
marioti napisał(a):
witam
Zauważyłem nieścisłości w artykule.
Na chwilę obecną Pani Marleno, uprzejmie proszę nieco zrewidować wiedzę w tym zakresie np. o informacje zawarte w książce Jerzy Zięba, Ukryte terapie. W razie potrzeby mogę zeskanować cały rozdział o wit. E.
Największa, myślę, nieścisłość to informacja o suplementacji alfa-tokoferolu. Niestety niezależnie czy sztuczna czy naturalna, substancja ta nie przynosi żadnych efektów przy suplementacji. Konkretne badania przytacza ww. autor.
Oczywiście najlepiej jest, tak jak Pani pisze, dostarczać organizmowi pełnej mieszanki składników wit. E i to najlepiej pochodzenia naturalnego. Ale jeżeli już chcemy suplementować to szukajmy mieszankę delta-, -gamma tokotrienoli (wiele badań przytacza ww. autor). Przy substancjach naturalnych nie wspomina Pani o oleju z nasion palmy, który jest bardzo bogaty w wit E. Nie znalazłem też info, że najbardziej naturalną wit. E (przy suplementacji) jest ta pozyskiwana z krzewu achiote (arnota właściwa).
pozdrawiam
Mariusz
Marlena napisał(a):
Czyżby? Alfa-tokoferol „nie przynosi żadnych efektów przy suplementacji”? Trudno mi polemizować z użytkownikiem, który przeczytał jedną książkę zdrowotną i uważa, że jej autor jest nieomylny i wszechwiedzący. Gdyby przyjąć za prawdę to co na temat alfa-tokoferolu piszesz („bo tak mówi pan Zięba i nawet badania podaje”), to należałoby wywalić do śmieci 40 lat badań doktorów Shute i dziesiątki tysięcy skutecznie wyleczonych przez nich w tym czasie głównie alfa-tokoferolem (właśnie!) pacjentów. Otóż w tych pionierskich czasach nie umiano jeszcze izolować innych postaci witaminy E jak tylko ten jeden: alfa-tokoferol (izolowano go z kiełków pszenicy, zanim to się stało używano zwyczajnie olejku z kiełków pszenicy, o czym pisałam tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/10-najpotezniejszych-protokolow-witaminowych-cz-6-cud-naturalnej-witaminy-e-dr-wilfrid-i-evan-shute/). Zatem naturalnym alfa-tokoferolem bracia Shute leczyli ludzi z chorób serca i innych chorób już od lat 40-tych ubiegłego wieku. Potem próbowali syntetycznym, produkcji koncernu Hoffman-LaRoche, który był dużo tańszy, lecz efekty lecznicze były mierne w porównaniu z naturalnym, co nie przeszkodziło adwersarzom braci Shute zastosować syntetyczny alfa-tokoferol w celu wykazania, że „witamina E nie działa”. Bracia Shute napisali na ten temat podręcznik dla lekarzy „Alpha Tocopherol in Cardiovascular Disease”, do dzisiaj archiwalne egzemplarze tego podręcznika można nabyć w księgarni Amazon https://www.amazon.com/Alpha-Tocopherol-Vitamin-Cardiovascular-Disease/dp/B000KKG6LW
Dwa lata później wyszła książka napisana bardziej przystępnym językiem dla każdego z nas czyli pacjentów „Vitamin E for ailing & healthy hearts” https://www.amazon.com/Vitamin-E-ailing-healthy-hearts/dp/0515075124
Ale po co czytać starą medyczną literaturę, skoro można można sobie poczytać „Ukryte terapie” i już pożarliśmy wszystkie rozumy, prawda? 😉
Olej z palmy nie jest wcale jakimś bogatym źródłem witaminy E (ma jej ok. 10 razy mniej niż olejek z kiełków pszenicy, bo w jednej łyżce ma zaledwie 2,2 mg https://www.wolframalpha.com/input/?i=witamin+E+in+palm+oil), aczkolwiek w postaci nierafinowanej zawiera sporo bo aż 63% tokotrienoli (pozostałe frakcje witaminy E z tego oleju -tokoferole, zajmują pozostałe 37%) jak również karotenoidy (które nadają mu czerwonawy odcień).
Ten najpowszechniej z uwagi na niską cenę olej spożywczy używany dzisiaj w wyrobach przemysłu spożywczego jest rafinowany, pozbawiony w procesach przetwórczych wartości odżywczych i dla ustroju bezużyteczny, a nawet być może szkodliwy (a już na pewno dla środowiska: w/g Programu Narodów Zjednoczonych ds. Ochrony Środowiska, jeśli utrzyma się obecne tempo produkcji oleju palmowego to w 2022 roku zostanie zniszczonych 98 proc. lasów Sumatry i Borneo).
Mrożonki, batoniki, ciasteczka, przekąski, gotowe zupy, płatki śniadaniowe, pożywienie dla niemowląt, kremy „czekoladowe” do smarowania pieczywa, czipsy, gotowe frytki i rozmaite inne smakołyki – niemal wszystko co dzisiaj proponuje korporacyjny przemysł spożywczy zawiera nic innego jak olej palmowy (czasem oznaczony enigmatycznie na etykiecie jako „roślinny”) a to dlatego, że jest śmiesznie tani i można go długo przechowywać, jest też idealny do obróbki w wysokich temperaturach (czipsy, gotowe panierowane przetwory rybne i warzywne wstępnie przed zamrożeniem podsmażane itd.) – zawiera bowiem bardzo dużo nasyconych kwasów tłuszczowych.
Gdyby zatem olej palmowy stosowany tak powszechnie w produkcji żywności był dla nas taki dobroczynny, to przynajmniej w jakimś stopniu chroniłby przed chorobami serca i rakiem. Jednak jest akurat odwrotnie – to są dwie najczęstsze przyczyny śmierci obecnie. Mimo tego, że ludziska się stadnie futrują tym olejem palmowym przy okazji niemal każdego posiłku, a często i pomiędzy nimi. Tylko że niestety olej palmowy rafinowany stosowany w przetworzonej żywności nie posiada już własności takich jak nierafinowany oryginał.
Jak by nie było ani palmy ani achiote nie rosną w naszej strefie klimatycznej. Dlatego jako codzienne źródło witaminy E polecam olej z kiełków pszenicy lub olej rydzowy czyli z naszej polskiej lnianki (dawniej w Polsce bardzo popularny). Nierafinowane oczywiście.
WWCieszyn napisał(a):
Przede wszystkim pozdrowienia dla Pani – Marleno,jestem pod wrażeniem logicznego dystansu do p. Zięby. Proszę mnie poprawić, jeśli moje rozumowanie jest błędne. Leczę swoją miażdżycę: niacyną, a konkretnie kwasem nikotynowym. Dr Lewi, w swej pracy naukowej opisuje blokowanie przez w.w. niacynę, dostępu do krwiobiegu tłuszczów. Czy moja teza, że w związku z powyższym, wszystkie witaminy rozpuszczalne w tłuszczach, np. K2, E, D, A – nie będą przyswojone do organizmu ? Będę wdzięczny, za pomoc w zrozumieniu tego istotnego dla mnie dylematu.
Marlena napisał(a):
Nie, niacyna nie zakłóca przyswajania witamin A, D E czy K.
Sławomir napisał(a):
Pani Marleno jeszcze raz pytam Panią bardzo poważnie co jeść zdrowego na śniadanie , obiad i kolację. Jestem 2 miesiące po usunięciu pęcherzyka żółciowego i właściwie po każdym posiłku mnie boli, czasem mocno czasem słabiej
Marlena napisał(a):
Sławomirze, nie jestem dietetykiem i nie układam diet. Mogę jednak polecić Ci książkę, która może być dla Ciebie przydatna: „Jak w sposób naturalny zachować swój pęcherzyk żółciowy oraz jak postępować gdy został usunięty”, autorki dr Sandra Cabot i Margaret Jasinska.
stella napisał(a):
Wzrok na zdrowej diecie poprawia sie bardzo szybko ! Mam krotkowzrocznosc i stożek rogówki , jakies moze 3 tygodnie odzywiam sie w przewadze owocami i warzywami , 0 slodyczy . Przed moim biurkiem mam tablice informacyjną i nareszcie wiem co tam jest napisane 🙂 .
Marlena napisał(a):
Bardzo się cieszę, Stella, gratulacje! Pozdrawiam cieplutko życząc dalszej poprawy 🙂
Sylwia napisał(a):
Witam
Kupuję Tran wzbogacony o wit E+A+D i w skladzie jest napisane: Ekwiwalent alfa-tokoferolu , Ekwiwalent , witamina D Czy to oznacza ze są to witaminy pochodzenia naturalnego?
Dziękuję z góry za wyjaśnienie
Marlena napisał(a):
Wydaje mi się, że są to oznaczenia dla jednostek witaminy, stosowane dla witamin rozp. w tłuszczach.
Sylwia napisał(a):
Poprawiam: ekwiwalent alfa tokoferolu, ekwiwalent retinolu, witamina D
Beata napisał(a):
Nurtuje mnie pewna kwestia (mam nadzieję że się nie powtarzam) skoro oleje z siemienia lnianego, z orzechów wyciskane na zimno są zdrowe a te rafinowane w wysokich temperaturach są szkodliwe dla naszego zdrowia to jak to jest kiedy np pieczemy chleb z siemieniem lnianym, pestkami słonecznika a nawet z orzechami? czy nie podgrzewamy olejów zawartych w nasionach do wysokiej temperatury 180-200 stopni i nie zabijamy cennych właściwości w nich zawartych ? nie tworzymy tłuszczów trans ?
Marlena napisał(a):
W środku chleba temperatura nigdy nie osiąga 180-200 stopni, zawsze jest niższa.
witaminka napisał(a):
Witam,
chcialam skierowac do Pani pytanie dotyczace suplementacji witaminami,chodzi mi tu o rozne witaminy E,A,D3,K2 dla DZIECI(nie zupelnie malutkich,ale 10 lat i powyzej).
Czy w takim wieku u dzieci mozna juz stosowac dawki podane dla osoby doroslej czy jednak dzielic ja na pol lub jakim kryterium sie kierowac?
Podaje swojemu dziecku witaminy,poniewaz jest upartym niejadkiem,ale nigdy nie mam tej pewnosci czy nie przesadzam…
Serdecznie dziekuje za porade,
Marlena napisał(a):
To zależy od stanu zdrowia danej osoby – bez względu na wiek (np. chore dziecko może mieć dużo większe zapotrzebowanie na witaminy niż jego dorosły zdrowy rodzic). Dawki przy których jakakolwiek witamina staje się dla nas toksyczna są tak olbrzymie, że należałoby się naprawdę mocno (w sensie: bezrozumnie) suplementować aby „przesadzić”. W ciągu ostatnich 30 lat w statystykach nie odnotowano ani jednego przypadku śmierci spowodowanego witaminami, więc raczej możesz spać spokojnie 🙂
Jeśli dziecko jest niejadkiem to nic nie szkodzi: jeśli nie chce jeść, to może chce mu się pić? Większość dzieci lubi świeżo wyciskane soki (np. marchew z jabłkiem) oraz kolorowe fantazyjnie podane koktajle (zielone, czerwone, fioletowe itp.), gdzie można przemycić całkiem niezłą ilość zieleniny i wszelkiego innego roślinnego dobra (nie, nic nie czuć!). Zielsko można też śmiało przemycać w lodach na patyku (zamrozić te koktajle i soki) – nie znam dziecka, które odmówiłoby zjedzenia lodów na deser. 😉
sandra napisał(a):
Mam 59 lat, lekką niedoczynność tarczycy czasem zawroty głowy (pomaga mi na to betaserc ). Stosuję wiele suplementów i boję się, czy nie przesadzam : otóż K2Mk7 z wit. D3-8000j.m., tokotrienols-100mg , Omega 3, selen, wit.A, kelp, CoQ10, L-karnozyna, kwas L-askorbinowy-8g. Zamierzam brać jeszcze B-complex lub witaminy i minerały (zbilansowane w 1 tabletce). Czy wskazane są jakieś przerwy, czy już do końca życia?, bo rodzina dziwnie na mnie patrzy….Będę wdzięczna za odpowiedź !,
Marlena napisał(a):
Rozważ czy nie lepiej zmienić dietę na taką, w której cała ta suplementacja okaże się z czasem niepotrzebna na co dzień. Inaczej będziesz całe życie przywiązana do kapsułek i tabletek, a zdrowia nie czerpiemy w normalnych warunkach z kapsułki, lecz z tego co nam przyroda dała jako pokarm.
Anonimowy napisał(a):
Dzień dobry Pani Marleno
Cudowne artykuły i niesamowita wiedza, zazdroszczę i dziękuję za informacje, jest Pani WIELKA.
Mam zwyrodnienie plamki żółtej AMD od dzieciństwa od 8 roku życia. To nieuleczalne schorzenie – tak mówią lekarze. W walce z chorobą chcę wykorzystać Pani porady z artykułów. Bardzo gorąco proszę o o dokładniejsze wskazówki, jakie witaminy i w jakich ilościach powinnam brać zważywszy na 30 letni staż schorzenia i to w bardzo zaawansowanym stopniu. Wiem, że to indywidualna sprawa co i ile wit. Ale nie biorę innych leków i jestem zmotywowana.
Błagam o pomoc lub linki. Chciałabym się dowiedzieć, że nadzieja istnieje. Proszę napisać czy olej z kiełków pszenicy przeznaczony do spożycia warto stosować na zewnątrz ciała czy lepiej kupić kosmetyczny?
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Wszystko co można zjeść można też bezpiecznie stosować na skórę. Odnośnie chorób zwyrodnieniowych to bardzo duże znaczenie ma opanowanie tlącego się w ustroju przewlekłego stanu zapalnego i nadmiernej produkcji wolnych rodników. Pomocne mogą być te artykuły: https://akademiawitalnosci.pl/tag/przewlekly-stan-zapalny/
Schorzenia te są nieuleczalne medycznymi farmaceutykami, natomiast nie znaczy to, że nasz ustrój nie potrafi sobie z nimi poradzić. Nigdy nie wiadomo co komu pisane. Stosując na przykład metodę dr Dąbrowskiej jeden z pacjentów nawet odzyskał wzrok (retinopatia cukrzycowa, niemal kompletna ślepota). Doktor który go badał powiedział, że to świetnie, że pacjent widzi i że widocznie tak cudownie zadziałały leki, które dostawał 😉 Tylko że on nie brał już żadnych leków, on po prostu zrobił sobie parę razy post Daniela. Dla lekarzy to nie jest żaden lek taki post Daniela, dlatego lekarz nie chciał przyjąć do wiadomości, że to nie farmaceutyk spowodował odzyskanie utraconego wzroku. Wykład dr Dąbrowskiej na którym podzieliła się ona historią tego pacjenta jest tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/5-mitow-na-temat-postu-i-cenny-wyklad-fachowca-dr-ewy-dabrowskiej/
Najważniejsze to nigdy nie tracić nadziei i po prostu robić swoje, to co nam pomaga! 🙂
Anonimowy napisał(a):
Zdaję sobie sprawę, że na mnie mogą zadziałać tylko mega duże dawkiwitamin. Czy dobrze myślę, że powinnam stosować w pierwszej kolejności wit.E (selen)i C i D (k 2) i jakiej firmy, Myśli Pani, że powinnam prosić lekarza o receptę na dożylną wit C, bo wit E chyba tylko można doustnie czy tak? Proszę o odpowiedżź może na e – meila. Bardzo proszę, zależy mi. Jest Pani dla mnie ostatnią deską ratunku.
Pozdrawiam
Anonimowy napisał(a):
Jestem bardzo wdzięczna za odpowiedź. Słowo dziękuję nie wystarczy. Na zbliżające się wielkimi krokami Święta Bożego Narodzenia życzę Pani dużo zdrowia, miłości oraz wytrwałości.
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Bardzo dziękuję i z całego serca wzajemnie życzę Tobie i Twoim bliskim! 🙂
Jusia napisał(a):
Witam, dziękuję za tak wspaniałe informacje 🙂 wprowadziłam już wiele dobrego dzięki Tobie 🙂 , teraz przyszła kolej na witaminę E , kupiłam olej z kiełków pszenicy i mam pytanie 2 łyżki dziennie , czy większa ilość tego cudeńka pokryje zapotrzebowanie ? wiadomo chciałabym naturalnie wspomagać organizm, pijemy swieże soki sami wyciskamy z marchewki, buraka, pokrzywy i jabłek no i teraz do tego dorzucimy olej z kiełków. Mam też w apteczce Tokovit 200 , jeśli to możliwe to proszę o Twój głos 🙂
Od jakiegoś miesiąca zaczeliśmy też wspomagać organizm wit. b 12, kwasem foliowym i wit.b6 , witamina d3 w dawce 4000 j , witamina k2 z natto oraz naturalna witamina C w postaci soku z rokitnika i aceroli, dziś zamówiłam witaminę C syntetyczną caluteńki kg 🙂 i jeszcze BioMarine 1140 i tak się zastanawiam, czy mogę go zastąpić innym olejem z rekina? chodzi mi oczywiście o niższe koszty 🙂 i podobne działanie , możesz mi coś polecić ? pijemy też codziennie pół łyżeczki oleju z wiesiołka , mam w planach jeszcze olej z czarnuszki , póki , co na razie czarnuszki używamy zamiast pieprzu.
Mam pytanie , czy spożywanie codziennie oleju z czarnuszki i wiesiołka oraz z kiełków pszenicy będzie ok ? Nie za dużego tego dobrego ? Jeśli możesz to proszę o wskazówki , czy aby dobrze robię z tymi olejami i witaminkami .
Mąż na stawy zresztą ja też bierzemy kolagen Colafit i Boswellia serrata z żywica…
pozdrawiam i życzę zdrowia i pomyślności w Nowym Roku !
Marlena napisał(a):
Trudno mi polecić jakiś konkretny suplement, głównie moje pożywienie jest dla mnie obecnie źródłem tego co mi potrzeba do budowania zdrowia (również świeżo wyciskane soki warzywne), po suplementy „kapsułkowe” sięgam w razie potrzeby np. jakiś stres, wyjazd, gorsze jedzenie, zmiana sezonu itp. (najczęściej wit. C, B-complex, D+K, magnez, cynk, selen). Na stawy pomocny jest ekstrakt z zielonej małży jak również niektórym osobom pomaga astaksantyna. Olej z kiełków pszenicy można stosować do sałatek jak najbardziej, bardzo dobry jest też olej od dra Jacobsa TOCOPROTECT (zawiera mix tokoferoli i tokotrienoli). Tokovit (naturalny alfa-tokoferol) jest ok, ale tak jak napisałam w artykule lepsze są preparaty będące mieszanką tokoferoli, a jeszcze lepiej tokoferoli i toktrienoli.
Wzajemnie wszelkiej pomyślności w Nowym Roku życzę dla Ciebie i Twoich bliskich! 🙂
dawid napisał(a):
Witam pisała pani ze miała pani pogorszony wzrok musiała nosic okulary a po suplementacji witaminą e wzrok wrocil do normalnosci,to w moim przypadku jak pogarsza mi sie wzrok od komputera to suplementując witaminę e moge liczyc na naprawe wzroku?Ile trzeba dziennie przyjmowac witaminy e 20mg?
Marlena napisał(a):
Na stan mojego wzroku wpływ miało głównie jak mi się wydaje codzienne picie świeżo wyciskanego soku marchwiowego.
Dawid napisał(a):
To nie była to witamina e tyle dobre zostało o niej napisane w kontekscie dobrego wzroku i działania na nasze oczy?
Marlena napisał(a):
Witamina E ma również wpływ na dobre widzenie – szczególnie w kontekście zaćmy.
Karol napisał(a):
Pani Marleno pytanie – czym np. jakimi olejami nierafinowanymi, tłoczonymi na zimno, zapewnić sobie codzienną dawkę witaminy A + E oraz OMEGA?
Wyczytałem, że najwięcej witaminy E ma olej z kiełków pszenicy, zakupiłem. Oczywiście olej słonecznikowy też ale ma znacznie mniej wit. E. Najwięcej witaminy A (karotenów) ma podobno czerwony olej palmowy, zakupiłem. Za namową J.Zięby celem dostarczenia sobie kwasów omega, zakupiłem też olej z lnu oraz słonecznika. Pisze on na str. 303 Ukryte terapie, że wystarczy 1-2 łyżeczki/łyżki dziennie (zweryfikować bo piszę z pamięci) oleju z lnu i słonecznikowego w proporcji 1:3, żeby uzupełnić niedobory.
W związku z tym, przy takim wyborze olejów, czy mogę z którego z czasem zrezygnować jednocześnie zapewniając sobie optymalną suplementację wit. A + E + OMEGA o co pytam na początku?
Marlena napisał(a):
Nie wiem – nie mam tego problemu, ponieważ potrzebne mi kwasy tłuszczowe czerpię z całościowych pokarmów naturalnych, a nie z izolatów w postaci oleju.
Karol napisał(a):
Pani Marleno, co w takim razie Pani je, żeby dostarczyć sobie odpowiedniej ilości witaminy A i E oraz kwasów omega?
Wyczytałem już na blogu, że wątróbki nie są najlepszym (zwierzęcym) źródłem witaminy A. Wiele warzyw i owoców nie jest dostępnych w zimie. Zamiast łykać suplementy w postaci tabletek i omega 3 z ryb, opierając się o film „Omega 3 czyim kosztem”, uznałem że w tym wypadku najlepszym źródłem będą olej.
Marlena napisał(a):
Witaminę A produkują wszystkie zwierzęta (w tym człowiek) pod warunkiem dostarczenia prowitaminy A, z czego najlepiej przebadano beta-karoten. Mając dietę bogatą w źródła beta-karotenu (szpinak, marchew, bataty, dynia) nie mamy co się martwić o niedobór witaminy A. Nie mamy też problemu z jej przedawkowaniem, bowiem ustrój z prowitaminy wyprodukuje sobie tylko tyle docelowej witaminy A, ile aktualnie potrzebuje.
Również kwasy Omega-3 (ALA) są w warzywach zielonolistnych (np. szpinaku, sałacie, jarmużu), orzechach włoskich, nasionach chia czy lnu. Tylko ALA jest niezbędnym kwasem z rodziny Omega-3, DHA i EPA (długołańcuchowe) zdrowy człowiek potrafi produkować sobie sam – tak jak czyni to ryba. Dostępne są też suplementy EPA/DHA otrzymywane z alg (np. dr Jacobs) – niekoniecznie otrzymuje się je z ryb. Witamina E jest z kolei w zarodkach pszennych, migdałach, orzechach, nasionach słonecznika (i wielu innych nasionach), warzywach i owocach (brokuły, kiwi, awokado, dynia, wiele innych).
Ania napisał(a):
Rewelacyjny artykuł, zazdroszczę wiedzy i tak łatwej umiejętności przekazywania jej w sposób przejrzysty i przystępny. Zmagam się z dziwnymi „wypryskami” na twarzy + szyja (od dwóch lat), które rogowacieją i są takimi w fazie początkowej bolącymi, grubymi, podskórnymi gulami. Przeszłam już tyle badań, dermatolog przepisywał mi tylko antybiotyki, które pomagały na miesiąc, potem wszystko wracało. Odżywiam się w miarę zdrowo, ale nic nie pomaga. Kupię sobie dziś wit. e, może to coś da. Jest Pani kopalnią wiedzy. Chyba kiedyś już trafiłam na Pani stronę, tylko nie pamiętam, czego dotyczył artykuł i też byłam zachwycona. Teraz dałam do ULUBIONYCH. Serdecznie pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Spróbuj odżywiać się zdrowo, a nie w miarę zdrowo. Pij świeżo wyciskane soki warzywne, oczyść organizm, doładuj go dużą ilością warzyw i owoców, popracuj nad mikrobiomem jelitowym i sprawdź czy masz wystarczający poziom witaminy D we krwi. Też miałam kiedyś (w moim „starym życiu”) ten problem z bolącymi i długo gojącymi się wypryskami: przypuszczam, że wynikał on ze zbyt dużej ilości toksyn w moim ustroju, a za małej ilości równoważących te toksyny dobrych rzeczy. Zdrowa skóra to sygnał, że naprawdę zdrowo żyjemy – dzieje się tak dlatego, że skóra jako ostatnia dostaje składniki odżywcze (po nakarmieniu dużo ważniejszych do przeżycia narządów) i jako pierwsza toksyny wyrzuca (organizm pozbywa się trucizn czterema drogami: poprzez jelita jako stolec, poprzez drogi moczowe jako mocz, poprzez płuca jako oddech oraz poprzez skórę właśnie jako różne zaburzenia).
Ania napisał(a):
Święta prawda, zmieniam nawyki żywieniowe i zbadam poziom witaminy d, wszystko poczytałam u Pani na stronie na jej temat, mam nadzieję, że będzie lepiej, choć są momenty, że te dziwne wypryski przytłaczają człowieka tak bardzo, że nie warto nawet pisać jakie się ma myśli czasem…dzięki i życzę dalszych „owocnych” artykułów…są świetne…
Hanna napisał(a):
Marleno właśnie dałam się namówić w aptece na Vitaminum E Medana (int-rac-alfa-tocopherylis acetas) co to za wit. E?
Marlena napisał(a):
To jest racemat, DL-alfa-tokoferol: niedrogi, ale też i niezbyt skuteczny, natomiast najbardziej wydajna i przyswajalna jest naturalna witamina E, stawiaj zatem na D-izomery witaminy E.
Mariusz napisał(a):
Zanim trafiłem na ten blog, w sklepie zielarskim zakupiłem olej pod nazwą Toco Protect. Zwróciłem się z prośbą o „poprawę samopoczucia i eliminacje zmęczenia”, min. polecono mi ten olej. Byłem zdziwiony ale spróbowałem. Naturalne tokoferole. Czas kontynuować, chyba pani miała rację……..:)
Bogusia Nagueszewska napisał(a):
Mam pytanie odnośnie cery naczynkowej. Mam rumień na twarzy od zawsze i zalecenie używania faktora 30. Próbowałam olejku z pestek malin ale skóra przestała produkować sebum i zrobiła się przesuszona. Co mogłabym używać zamiast kremu do opalania? Używam kremu do cery naczynkowej Iwostin z faktorem 15, ale dermatolog mówi, że ma być faktor 30. Czy krem z vit e firmy Swanson byłby lepszy? Staram się ograniczać chemię do minimum. Co mogłaby mi Pani doradzić. Mieszkam w UK więc mam dobry dostęp zarówno do polskich jak i zachodnich preparatów. Pozdrawiam serdecznie Bogusia
Marlena napisał(a):
Nie wiem co doradzić ponieważ nie mam problemów tego typu z moją skórą. Myślę jednak, że witamina E (aplikowana bezpośrednio z kapsułki lub rozpuszczona w jakimś oleju nośnikowym) powinna się sprawdzić. Nie wiem – po prostu spróbuj.
Monika napisał(a):
Witam.
Pani Marleno, choruję na RZS i tarczycze Hashimoto niedoczynność.
Moje pytanie jest następujące?
Jaką by mi Pani poleciła wit E, dla nie i moich dzieci,5 i 15 tal i w jakich dawkach? wcześniej nie brałam tej witaminy ani D… dopiero teraz po przeczytaniu tego posta, zrozumiałam że te bóle które mnie dręczą od pięciu lat, są między innymi z braku ty witamin.
Nie znam się na zdrowym żywieniu, nie mam dostępu do zdrowych warzyw tylko hipermarkety. Dużo też czytałam, że najmocniej są skażone właśnie owoce i warzywa. Więc, sama już nie wiem w co wierzyć… Banany nie zdrowe, pomarańcze jeszcze gorsze,bo pryskają taką chemią, więc co jeść???
Marlena napisał(a):
Ja też miałam dostęp jedynie do marketowych warzyw, a mimo to odzyskałam zdrowie, więc te wszystkie bajki na temat niezdrowych warzyw i owoców można sobie darować. Bo nawet zwykłe warzywa z marketu są ZAWSZE lepsze niż żadne. Pisałam na ten temat tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/dlaczego-warto-jesc-warzywa-nawet-z-marketu-zamiast-zadnych/
Jedz mnóstwo różnych warzyw, pij świeżo wyciskane warzywne soki (np. z marchwi, marchwi i jabłka, z zielonych części roślin) nie przejmując się bezpodstawnymi plotami na temat ich rzekomej „szkodliwości”. Organiczne banany i pomarańcze są w razie czego dostępne choćby w Lidlu, jakby ktoś chciał. 😉
Sylwia napisał(a):
Nie mogę znaleźć w sprzedaży witaminy E dla dzieci (sześciolatek, nie połknie tabletki, musiałoby być w płynie). Czy można wycisnąć z kapsułki na łyżeczkę i mu podać?
Marlena napisał(a):
Ależ tak, można dodać mu do jedzenia nawet, nawet się nie zorientuje co zjadł. 😉
ALina napisał(a):
Pani Marleno mam olej lniany z Oleofarm i jest na nim termin przydatności 4 m-ce a nie 2 jak Pani pisze we wcześniejszym komentarzu. Czy coś nie tak z tym olejem?
Marlena napisał(a):
Nie wiem, musisz zapytać producenta.
ALina napisał(a):
Dziękuję za odpowiedz.
Przy okazji chciałam powiedzieć, że od lat męczyłam się z alergią na pyłki. O tej porze roku, gdy koszą trawę musiałam chodzić z maską na twarzy a nawet chwilowy bezpośredni kontakt z trawą powodował wysypkę, baa wielkie bąble na skórze. Z dniem gdy przeczytałam pierwszego posta tego bloga pamiętam jak dziś 18.11.2015- był przełomowy, nie mam od tego dnia żadnego kontaktu z cukrem. Codziennie robię soki, odrzuciłam chemię, porzuciłam na zawsze strefę bezpieczeństwa i komfortu 🙂
I po alergii w to lato ani śladu!
DZIĘKUJĘ PANI MARLENO !!! KOCHAM TEN BLOG!!! (cud że jeszcze go nie zamknęli, bo jak wszyscy będą czytać to kto będzie chodził do lekarzy? )
Pozdrawiam
Alina
Marlena napisał(a):
Niesamowicie się cieszę, Alino, i składam szczere gratulacje! Nie ma to jak wziąć swoje zdrowotne sprawy we własne ręce 🙂
Na łamach naszej witryny wielu już użytkowników donosiło o odzyskaniu zdrowia właśnie takimi prostymi metodami jakie opisujesz: rezygnacja z cukru, wdrożenie picia świeżo wyciskanych warzywnych soków, pożegnanie wszechobecnej chemii w pożywieniu czy kosmetykach. Twoje świadectwo jest kolejnym potwierdzeniem starej prawdy: zdrowie jest tanie (a na pewno tańsze niż choroba) i powszechne dostępne (każdy może je mieć, ponieważ jest naszym przyrodzonym prawem), ale musimy wyjść ze swojej strefy komfortu i… zacząć konkretnie i systematycznie działać! 🙂
Pozdrawiam serdecznie wzajemnie.
Dagmara napisał(a):
Chce zakupic jakis suplement witaminy E.W wiekszosci jednak producenci wykorzystuja olej sojowy…Wydaje mi sie,ze ciezko znalesc teraz nie GMO soje.Czy nie myle sie???Lepiej nie ryzykowac?
Marlena napisał(a):
Z tego co mi wiadomo głównymi konsumentami soi modyfikowanej genetycznie są zwierzęta rzeźne. Pisałam o tym tutaj https://akademiawitalnosci.pl/co-z-ta-pszenica/
W przypadku suplementu raczej nie sądzę, ale najlepiej upewnić się u sprzedawcy.
Monika napisał(a):
Marleno, kolejny znakomity artykuł! Baardzo ci dziękuję.
Zakupiłam już wit. E firmy Trophic Canada d- alpha tocopheryl acetate. Kropla zawiera 7,37 mgAT (11IU). Proszę poradź mi od ilu kropli mam zacząć.
Pozdrawiam.
Marlena napisał(a):
Zależy w jakim celu chcesz suplementować. Można zaczynać od budowania dawek poczynając od 50 IU czy 100 IU czy nieco więcej, wszystko zależy od stanu zdrowia i naszego celu jaki chcemy osiągnąć. Najlepiej gdy suplement będzie zawierał mieszankę tokoferoli i tokotrienoli, choć doktorzy Shute uzyskiwali skuteczność stosując sam alfa-tokoferol, jednak dzisiaj już wiadomo, że stosowanie przez dłuższy czas tylko jednej formy witaminy E może z biegiem czasu spowodować zaburzenia w przyswajaniu innych (ma ona 8 form). Dlatego zaleca się optymalnie stosować mieszanki wszystkich form, szczególnie jeśli mamy na myśli dłuższą suplementację.
Monika napisał(a):
Bardzo dziękuję za tak szybką odpowiedź.
Chętnie bym opisała co mi dolega, ale nie chcę zanudzać „forumowiczów”. Nie ukrywam, że bardzo zależy mi na Twojej radzie.
Pozdrawiam
Meg napisał(a):
Po pierwsze jeśli przyjąć, że dzienne zapotrzebowanie na witaminę E wynosi około 15 mg, to szklanka soku z marchwi pokrywa tylko około 10% tego zapotrzebowania. Jeśli przyjmiemy wyższe wartości, które podajesz, to ta szklanka będzie tylko nic nieznaczącym ułamkiem procenta. Po drugie skoro jest to witamina rozpuszczalna w tłuszczach, a sok z marchwi zbyt wiele tłuszczu nie zawiera, to ile z tej witaminy przyswoimy?
Natomiast jeśli postawić na słonecznik/migdały, trzeba by dziennie zjadać przynajmniej 60 g. A przecież zbyt duża ilość orzechów w diecie doprowadzi do zbyt dużej podaży omega 6 i tym samym zachwieje równowagę z omega 3.
Czy tym samym stwierdzenie „Żaden suplement tak naprawdę nie zastąpi darów Matki Natury, gdzie wszystko dla nas zostało umieszczone w odpowiednich proporcjach, „skrętnościach”, w odpowiednim towarzystwie itd.” nie jest całkowicie błędne?
Marlena napisał(a):
Meg, my naprawdę nie musimy naprawiać natury, jest ona dużo inteligentniejsza niż nam się wydaje, a nasze ciało to już w ogóle majstersztyk! Niech Cię nie martwi rozpuszczalność witaminy E w tłuszczu, bowiem wszędzie tam, gdzie natura ją umieściła – również umieściła WYSTARCZAJĄCĄ całkowicie do jej rozpuszczenia ilość odpowiednich kwasów tłuszczowych. Marchewka ma mniej E to i zawiera mniej kwasów tłuszczowych, a słonecznik czy migdał mają od groma E, w związku z czym dostały więcej kwasów tłuszczowych. Po prostu jedz prawdziwe jedzenie, niech będzie ono urozmaicone i barwne i nie zajmuj głowy takimi sprawami, ktoś już dużo mądrzejszy niż my wszyscy razem wzięci o tym pomyślał za nas, żeby wszystko miało ręce i nogi. My mamy tylko żyć i cieszyć się życiem na tej pięknej planecie, a nie martwić się takimi głupotami, serio! 🙂
Małgośka napisał(a):
Pomocy, proszę…
Właśnie wyczytałam, że przy rzs nalezy suplementowac vit E (około 1000 j.m. dziennie) – jaki lek lub preparat jest godny polecenia?
Nie będę dostarczać odpowiedniej dawki vit E w jedzeniu bo mam straszną nadwagę, a wyszło mi, że gdybym chciała dostarczać wszystkie potrzebne organizmowi substancje, to musiałabym zżerać 4300 kcal dziennie.
Choruję od kilku lat na rzs – seropozytywny. Immunosupresanty zlecane przez reumatologów, poczyniły w moim organizmie ogromne spustoszenie więc teraz ich nie dostaję.
Aby funkcjonować w miarę sprawnie, wyeliminowałam z diety nabiał, psiankowate, fasole, mięso i większość zbóż. Wiem, że pracuję tym sposobem na niedobory, ale pozwala to żyć z takim bólem, jaki jeszcze się da (przeważnie) wytrzymać.
Mogę liczyć na wsparcie?
pozdrawiam ciepło!
Jusia napisał(a):
Marleno, zakupiłam selen postać L-selenometionina, dawka 110 mcg , na opakowaniu pisze stosować jedną dziennie, jednak chciałabym stosować 2x dziennie , czy do każdej dawki selenu zawsze brać wit. E ? – mam TOKOVIT 200 i 400 , pozdrawiam serdecznie
betta napisał(a):
Kochana napisz mi co to za forma wit E , all-rac-a-tokoferyl octanu
BArdzo dziękuję i pozdrawiam cię serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Napisałam w artykule przecież jaka forma jest pożądana (naturalna).
Opisana przez Ciebie to syntetyczny racemat.
siwa napisał(a):
Dzień dobry mam pytanie odnośnie wit E niby zalecą się na endometriozę ale jesli się obficie miesiączkuje to z pewnością należy uważac bo może spowodować jeszcze większe krwawienie czy dobrze rozumiem?
Marlena napisał(a):
Witaj,
w swojej książce „Doctor Yourself” Andrew Saul pisał, że przyczyną dla której występuje endometrioza jest brak w diecie witaminy E oraz selenu: zaleca suplementację witaminy E w połączeniu z 200 mcg L-selenometioniny dziennie. Inne pomocne i działające synergicznie suplementy to witamina C, kwas foliowy, B-complex, niezbędne kwasy tłuszczowe zawarte w lecytynie oraz oleju z wiesiołka oraz kwasy Omega-3, żelazo, magnez, jod, cynk oraz wapń. To są właśnie najczęstsze niedobory występujące u kobiet cierpiących na endometriozę. Ale kluczowe znaczenie ma witamina E i selen.
Obszerne materiały wraz z podaniem źródeł do badań zawiera witryna organizacji pozarządowej Life Extension: https://www.lef.org/Protocols/Female-Reproductive/Endometriosis/Page-01
Proponowany przez nich protokół suplementacji przy endometriozie jest tutaj: https://www.lef.org/Protocols/Female-Reproductive/Endometriosis/Page-les
Z kolei zielarz Sławomir Gromadzki proponuje taki (dosyć podobny) zestaw suplementów:
– olej z wiesiołka lub ogórecznika lekarskiego – łyżeczka dziennie (można wmieszać do dressingu naszej sałatki
– Lecytyna 1-2 łyż. dziennie
– Cynk (najlepiej glukonian lub chelat) – po jedzeniu (łącznie nie więcej cynku niż 100 mg dziennie).
– Magnez (koniecznie z wit. B6, która jest też niezbędna do wchłaniania cynku, chelat lub cytrynian) – 1000 mg dziennie (najlepiej po kolacji).
Dodatkowo, oddzielnie wit. B6 – 100 mg dziennie.
Wit. E – ok. 500 do 1000 jednostek dziennie, powoli zwiększając dawki.
Kelp, Spirulina lub Alfalfa (lucerna w tabletkach) – 3 razy dziennie po 3 tabletki po posiłkach.
Żelazo w większych ilościach należy zażywać tylko wówczas, jeśli stwierdzono anemię.
Należy stosować dietę wegetariańską, szczególnie bogatą w owoce i warzywa, strączki, kaszę jaglaną, czosnek, cebulę, szczypior, nać pietruszki, sałatki z pokrzywy itp.
Całkowity zakaz: białego pieczywa, cukru rafinowanego, ostrych przypraw, octu, tłuszczów zwierzęcych, margaryny, słodyczy, czekolady, serów żółtych, mięsa, kawy, alkoholu oraz wszelkich innych używek. Wskazane jest unikanie pokarmów mięsnych i nabiałowych, gdyż one w szczególności odpowiedzialne są za zachwianie równowagi hormonalnej w organizmie.
Z tłuszczów można stosować oliwę, olej z kiełków pszenicy lub z lnianki (mają wit. E i Omega3) a zamiast mleka krowiego można spożywać mleko roślinne – kokosowe, migdałowe lub owsiane.
W tym schorzeniu ma miejsce wadliwe wchłanianie Ca, do czego przyczynił się bez wątpienia nadmiar białka zwierzęcego w diecie (mięsa i nabiału), cukru, kawy oraz brak ruchu.
Auwkaktusek napisał(a):
Witam, mam problem ponieważ mój narzeczony jest strasznie uparty jeżeli chodzi o „zdrowa żywność”. Jego zdaniem nie ma czegoś takiego i on zjada codziennie po 7 parówek o 23:00 i do tego kanapki z mielonka, a pózniej sie dziwi, ze nie mogę zajść w ciąże. On nie lubi warzyw, sałaty, orzechów No po prostu niczego, jadłby tylko mięso i chleb tostowy i najlepiej wszystko smażone. Ma Pani dla mnie jakaś radę jak mogłabym go przekonać do tego zeby odżywiał sie normalnie? Ja juz nie mam pomysłu, jak przychodzi ten temat to sie zaczyna awantura, a ja sie denerwuje bo mowię jak do słupa.
I jeszcze jedno pytanie, co Pani uważa o żywieniu zgodnie z grupa krwi? Przesada czy jednak jest w tym trochę prawdy?
Pozdrawiam Serdecznie 🙂
Marlena napisał(a):
Na siłę nie przekonasz, to musi wyjść od zainteresowanego. Najczęściej wychodzi wtedy gdy piękna, inteligentnie zaprojektowana ludzka maszyneria zaczyna osobnikowi łamiącemu prawa natury odmawiać posłuszeństwa. Co najczęściej ma miejsce koło czterdziestki.
Dieta zgodna z grupą krwi nie została przez jego twórcę (P. D’Adamo) nigdy udowodniona badaniami klinicznymi, choć wiele lat obiecywał publicznie, iż takowe wykona. Więc czekamy.
Ewa napisał(a):
A propos wzroku, czy dietą można wyleczyć również astygmatyzm? U mojej córki podobno powodem astygmatyzmu jest podwyższone ciśnienie w przednim płacie mózgu i nie wiem czy można ją z tego jakoś naturalnie wyprowadzić.
Marlena napisał(a):
Należałoby dojść najpierw do tego co jest przyczyną podwyższonego ciśnienia w przednim płacie mózgu.
Ewa napisał(a):
Astygmatyzm wyszedł u okulisty, a „diagnoza” podwyższonego ciśnienia w płacie mózgowym niby wyszła z badania irydologicznego, więc nie wiem czy to w ogóle prawda. Ale czy słyszałaś, że sama dieta może mieć wpływ na wadę wzroku jaką jest astygmatyzm?
Marlena napisał(a):
Na Twoim miejscu potwierdziłabym tę diagnozę również badaniem u konwencjonalnego medyka. Dobrze jest w sprawach zdrowotnych nie opierać się na pojedynczej opinii.
mysza13 napisał(a):
Dzień dobry,
proszę o pomoc w rozwianiu wątpliwości: kierując się wskazówkami co do tego, jaka witamina E jest najlepsza, kupiłam w sklepie internetowym ECOSPA buteleczkę wit. E w płynie (krople zalecił lekarz). Z opisu: jest to „miks naturalnych tokoferoli T70 zawiera 70% stężenie tokoferoli: D-alpha-tocopherol, beta-tocopherol, gamma-tocopherol, delta-tocopherol”. I to wszystko. Żadnych informacji o dodatkowych składnikach.
Dopiero gdy buteleczka przyszła do domu zobaczyłam na etykiecie napis: do użytku zewnętrznego. To znaczy, że absolutnie nie można jej spożywać? Kosztowała niemało, a teraz jestem w kropce. Zaryzykować? Ale jak to brać? W ilości, wskazanej przez lekarza (5 kropli na łyżeczkę)? Producent zaleca stosowanie 1-5% – ale pewnie do jakichś produktów kosmetycznych. Butelka nie ma dozownika. Proszę o radę.
Marlena napisał(a):
Jest to naturalna witamina E, natomiast powinnaś spytać lekarza co z tym fantem zrobić, skoro zalecana jest do użytku zewnętrznego.
Małgorzata napisał(a):
Dzień dobry,
mój mąż ma ogromny problem ze świądem odbytu, zwłaszcza w nocy. Czy mogłaby Pani doradzić jak temu zapobiec, bo przyjmowana przez Niego witamina E (d-alfa tokoferol) w ilości 1200UI na dobę nie pomaga, twierdzi nawet że jest coraz gorzej. Nie wiem jak Mu mogę pomóc. Proszę o radę. Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Małgorzato, świąd odbytnicy wskazuje na grzybicę lub pasożyty, tutaj łykanie doustnie witaminy E nie pomoże. Trzeba się zabrać za odkwaszenie organizmu i jego odgrzybienie, zmienić styl życia i dietę.
Witamina E pomocna jest ZEWNĘTRZNIE przy hemoroidach (smaruje się nią odbyt), ale jeśli świąd wywołany jest zagrzybieniem czy pasożytami to nie pomoże przyjmowanie witaminy E doustnie i przypuszczalnie zewnętrznie też nie na wiele się zda.
Małgorzata napisał(a):
Dzień dobry Pani Marleno!
Bardzo proszę o poradę. Mój mąż ma ogromny świąd odbytu, ktory nasila się głównie w nocy. Od ok. 2 mcy zażywa witaminę E 1200Ul na dobę, ale jak twierdzi nic mu nie pomaga, a wręcz jest coraz gorzej. Nie wiem jak mogę mu pomóc, bo On już nie może znieść tego świądu, a skórę ma w opłakanym stanie. Proszę o pomoc.
Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Jeśli świąd nasila się w nocy to mogą być owsiki lub inne pasożyty. Tutaj łykanie witaminy E nie pomoże. Należy dojść przyczyny cierpienia i usunąć przyczynę, a w tym wypadku nie jest nią brak witaminy E w ustroju.
Małgorzata napisał(a):
Bardzo dziękuję za wskazówki!
Pozdrawiam!
Małgorzata napisał(a):
Pani Marleno proszę mi jeszcze powiedzieć czy to, że mąż miał kilka razy zakrzepy odbytu to nie ma wpływu na ten świąd?
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Masz zapewne na myśli hemoroidy czyli guzki krwawnicze odbytu – w tym wypadku aplikowana zewnętrznie na bolesne miejsca witamina E wyciśnięta z kapsułki przyniesie ulgę i obniży poziom stanu zapalnego.
Jednak aby na dobre i JUŻ NA ZAWSZE pozbyć się bolesnego problemu (zamiast działać tylko doraźnie na symptomy) potrzebne są głębsze życiowe zmiany, ponieważ choroba ta jest wywołana złą dietą i stylem życia. Należy pierwsza rzecz zacząć jeść dużo pokarmów naturalnie bogatych w błonnik czyli warzyw i owoców, pełnego ziarna, orzechów, nasion i roślin strączkowych, a mało (lub nawet wcale jak kto woli) pokarmów pozbawionych błonnika czyli mięsa, cukru, nabiału, białej mąki i używek – bez wszystkich tych rzeczy można żyć, ale bez warzyw i owoców nie da rady. Kiszeczki nasze kochane muszą dostać każdego dnia odpowiedniego „błonnikowego kopa” aby miały co przerabiać, inaczej niestety grozi im zastój i zgnilizna. 😉
Należy też więcej pić wody, bo błonnik bez wody zamiast do szczęśliwych łatwych wypróżnień doprowadzi do sytuacji odwrotnej, czyli do zatwardzenia. Więc pokarmy bogate w błonnik + odpowiednia ilość wypijanej wody = recepta na sukces. Podkreślam: wody, nie kawy czy herbaty ani redbulla czy coli, tylko wody, bo musimy się nawodnić. Nie nakawić czy naherbacić, tylko nawodnić. 🙂 Można dodać sok z cytryny do smaku, przy okazji cytryna delikatnie odkwasza organizm (choć jest kwaskowata w smaku, to taki paradoks). Można dodać listek mięty do tej cytrynki, bardzo fajnie smakuje. Byle nie cukru – cukier zakwasza człowieka i sprzyja zagrzybieniu.
Więcej się też trzeba ruszać, a mniej siedzieć. Zastój to śmierć, ruch to życie – takie są prawa wszechświata: wszystko co żyje jest w ruchu. Nasz kiszeczki muszą być w ruchu i całe nasze ciało też.
Mój małżonek całe życie uważał, że u niego hemoroidy są „rodzinne”, ale okazało się, że rodzinne to były tylko złe nawyki żywieniowe i uwielbienie siedzącego trybu życia wyniesione z domu, natomiast teraz już od lat nie ma on z przeklętymi hemoroidami żadnego problemu, po prostu poszły sobie precz i nigdy nie wróciły – a wystarczyła zmiana diety i zwiększenie ruchu (nawet stanie czy chodzenie, byle nie siedzenie, jak najmniej siedzenia!). Warto też zbadać poziom witaminy D we krwi.
Małgorzata napisał(a):
Mężowi właśnie po dużym wysiłku się pojawiały, np. po dźwiganiu, czy intensywnym pływaniu na basenie, wody też dużo pije, natomiast z dietą to już gorzej:) dziękuję za wyczerpującą odpowiedź.
Kamcia napisał(a):
Marleno. A co powiesz na temat tej witaminy E
https://www.iherb.com/pr/Carlson-Labs-E-Gems-Elite-Natural-Vitamin-E-400-IU-240-Soft-Gels/12908
Mój partner ma problemy z żylakami a wiem że witamina E robi piękna robotę. Zmiana stylu życia nie wchodzi w grę bo to upary osioł jest. Martwi mnie trochę soja w składzie. Proszę poleć coś godnego bez syfu.
Z pozdrowieniami Kamial
Marlena napisał(a):
Ten suplement ma jak się wydaje pełne spektrum witaminy E, co jest dobre.
Tam nie ma soi w składzie, tylko 3 rodzaju oleju (w tym sojowy).
Coś godnego bez syfu to tylko natura produkuje, człowiek nie potrafi: migdały, pestki słonecznika i dyni, orzechy, warzywa zielonolistne (np. szpinak, pietruszka, sałaty rozmaite, kiełki), awokado, bataty, papryka, dynia, fasola, szparagi, brokuły, seler, groszek, pełnoziarnisty (brązowy, czarny lub czerwony) ryż i wiele innych naturalnych pokarmów roślinnych (tylko rośliny produkują tę witaminę, więc mięsko niestety odpada jako jej bogate źródło, podobnie jak używki, biała mąka i cukier).
Jak nie chce chłopina tych warzyw i owoców jeść, to zrób mu je tak, jak się dla dzieci robi, czyli podaje się te warzywa i owoce w formie do picia – koktajl z owocami i dodatkiem różnych superfoodsów czy ziaren doskonale zamaskuje smak zieleniny, smakuje wybornie, można też go zamrozić i zrobić lody na patyku na upały. Do koktajlu dodajemy banana lub połówkę awokado by konsystencja była nieziemsko kremowa – nikt nie może się jej oprzeć! 😉
Warto to zrobić, bo dzisiaj żylaki, a jutro coś gorszego, niestety w miarę starzenia się nie będzie lepiej tylko gorzej jeśli nic się z tym nie zrobi i nie dostarczy do środka odpowiedniego surowca w wystarczającej ilości. Suplementy diety jak sama nazwa wskazuje mają dietę uzupełniać, a nie ją zastępować. Nie ma takiego suplementu, który mógłby zastąpić prawdziwe jedzenie.
ZbiRadość napisał(a):
Masa informacji, dwa dni mi zeszły żeby to wszystko „ogarnąć”.
Dzięki wielkie za poświęcenie czasu na pisanie tego Dzieła!
Anna napisał(a):
Witam, proszę o informację, czy uprażony słonecznik pozbawiony jest witaminy E?
Dziękuję
Marlena napisał(a):
Witamina E jest dosyć stabilna w wysokich temperaturach, jednak tak czy inaczej prażenie nasion powoduje najmniejsze straty składników odżywczych gdy odbywa się w średnich temperaturach i trwa jak najkrócej (kilkanaście sekund w przypadku malutkich nasion, do minuty w przypadku orzechów). W wyniku prażenia powstają też wolne rodniki, więc najzdrowiej jeść jednak nieprażone.
Jerzy 3944 napisał(a):
no dobrze , wszystko to b. mądre ale jeżeli pozostało już tylko łykanie kapsułek miękkich 100-300 mg / all – rac-tokoferylu octanu/ to ile tego by nie zwariować?
Anna napisał(a):
witam, chcę zwiększyć zażywanie wit E, biorę 200IU czy następne 200iU mam wziąć o innej porze dnia czy razem 2 kapsułki? apotem trzecią jak?
pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Z posiłkami razem bierz i tyle.
Pani Iksińska napisał(a):
Bardzo profesjonalnie napisane, witamina E w teoretycznej pigułce ; ) dużo informacji, przyswoję je wszystkie, w szczególności rozdział o wpływie wit. E na płodność, na pewno nawiąże do Twojego wpisu na swoim blogu i z pewnością jeszcze tu powrócę. Pozdrawiam serdecznie!
Iza napisał(a):
Dawka terapeutyczna witaminy E wynosi przypuszczalnie 800 JU. CZYLI ok 533 mg. Lyzka oleju z kielkow to 20.3 mg wiec ok 26 lyzek to 800JU. Dobrze rozumuje? Wiem, ze to niemozliwe pic tyle oleju co dziennie, ale glownie chodzi mi tu o wyobrazenie, zeby wiedziec po prostu, jak dziala. Jeszcze jedno: jesli bede smarowac witamina E zylaki, rozstepy oraz blizny to jest szansa, ze skora sie w tym miejscu poprawi? Jestem zdesperowana, bo mam ogromne problemy ze skora i nic nie pomaga…
Marlena napisał(a):
Izo, jeśli potrzebne są duże dawki terapeutyczne JAKIEJKOLWIEK witaminy, to nie ma wyjścia jak suplementy. Witamina E nie jest tutaj żadnym wyjątkiem. Tak samo jak powinniśmy jeść warzywa i owoce + suplementacja witaminy C przy zwiększonym zapotrzebowaniu na witaminę C, tak samo i dobrze jest dodać do diety w ramach terapii również olej z kiełków pszenicy gdy potrzebujemy witaminy E. W końcu na samym początku (gdy suplementy jeszcze nie istniały) lekarze (jak wspomniany w artykule dr Phillip Vogt-Moller) korzystali właśnie z oleju z kiełków pszenicy i dzięki temu kobietom od lat bezpłodnym udawało się zajść w ciążę, a ciąże zagrożone utrzymać. Więc i olej z kiełków pszenicy jest cenny. Dzisiaj oczywiście chętniej sięgniemy po suplement witaminy E, ale kiedyś tego po prostu nie było.
Blizny itd. znikają na poście Daniela, a przynajmniej jest duża szansa, że mocno zbledną.
papilio napisał(a):
Chciałabym w celu poprawy wzroku pić szklankę soku z marchwi z wyciskarki. Jak ma się do tego stan przedcukrzycowy? Pozdrawiam Marzena.
Marlena napisał(a):
Nie łącz węglowodanów z tłuszczami, bo stan przedcukrzycowy właśnie w takich warunkach ma większe szanse powstawania. Ponadto nie należy patrzeć jedynie na Indeks Glikemiczny pokarmów, bo jest to bardzo zwodnicze. O wiele ważniejsze są Ładunek Glikemiczny oraz Indeks Insulinowy czyli ile insuliny organizm musi naprodukować po spożyciu danego pokarmu nawet gdy NIE zawiera on żadnych węglowodanów (wtedy wychodzi na jaw, że np. zjedzenie pokarmów odzwierzęcych bardziej obciąża trzustkę bowiem skutkuje większą produkcją insuliny niż zjedzenie tej samej ilości kalorii pod postacią… makaronu, nawet białego), pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/cud-diety-kempnera/
Z tego artykułu wynika też jeden cenny wniosek: cukrzycy NIE dostaje się tylko „od cukru”, wręcz przeciwnie – jedząc praktycznie same węglowodany, w tym dużo prostych (cukier z owocami i białym ryżem!) pacjenci dra Kempnera pozbywali się magicznie cukrzycy. To były jednak czasy gdy Indeksem Glikemicznym jeszcze nikt nie zawracał sobie głowy, bo go po prostu jeszcze nikt nie wymyślił. 🙂
Natomiast o tym, że węglowodany nie pogarszają lecz wręcz przeciwnie polepszają wrażliwość insulinową naszych komórek, o czym informował na łamach „The Lancet” jeszcze w latach 20-tych ubiegłego wieku brytyjski diabetolog Harold Percival Himsworth (jemu też zawdzięczamy podział na dwa typy cukrzycy). Jak do tej pory nikt tego stwierdzenia nie był w stanie obalić (nota bene dieta Kempnera znacząco POPRAWIAŁA wrażliwość insulinową u pacjentów, a to dlatego, że nie było w niej wystarczającej ilości tłuszczu, mogącej przyblokować receptory insuliny znajdujące się na powierzchni każdej praktycznie komórki naszego ciała: natura wie co robi gdy produkuje dla nas żywność albo bogatą w tłuszcz, albo bogatą w węglowodany, ale nigdy w obydwie rzeczy jednocześnie).
papilio napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. Zapomniałam o ŁG. Artykuł o diecie Kempnera też przeczytałam. Może nie doczytałam ale jak długo powinien trwać pierwszy etap diety (zapewne zleży to od dolegliwości . Ja mam tylko podwyższony cholesterol i nieco żylaków . Z leków przepisanych na receptę zażywam tylko Sifor 850 2xdoba , suplementacja Mg (tabletki i woda magnezowa, D3 – 4000jm, K2Mk7, Wit C, Q 10, B complex i Niacyna 500 1 na dobę.
Piszesz że -” Jedli węglowodany, niesamowicie dużo węglowodanów…” , a w jego diecie, nie wiem czy dobrze zrozumiałam, jest tylko biały ryż ( czy może być brązowy, czerwony lub czarny), owoce, i cukier. Specjalnie nie chce chudnąć, choć mam nadwagę 158cm i 65 kg, ale też 61 lat, z tą wagą czuję się dobrze lecz jeśli trzeba to schudnięcie nie jest dla mnie problemem. Mięso mnie prawie nie interesuje. Za to niestety nie odmawiam sobie odrobiny majonezu do smaku, Staram się go sama robić.
Może jeszcze jakieś przydatne wskazówki, jeśli będziesz miała czas. Serdecznie pozdrawiam.
Marzena
Marlena napisał(a):
Lek o którym piszesz to chemioterapeutyk, metformina, a dawki jej przyjmujesz wcale nie takie małe. Metformina zostaje przepisana z marszu każdemu w momencie stwierdzenia nieprawidłowości glikemii w ramach „prewencji farmakologicznej”, bo tak zaleca Polskie Towarzystwo Diabetologiczne (PTD) zalecając każdemu jak leci dawkę 850 mg x 2 dziennie, chociaż takie stosowanie tego leku (w prewencji, a nie w leczeniu cukrzycy) jest wskazaniem pozarejestracyjnym. Metformina łapczywie „pożera” nasze zapasy witaminy B12, niestety rzadko który lekarz razem z metforminą zaleci suplementację B12. A niedobór B12 to same kłopoty, jak nie teraz to w przyszłości (m.in. zwiększone ryzyko demencji).
Jednak żadne zaburzenie metaboliczne NIE zostało wywołane brakiem metforminy w ustroju, zatem nie ma co liczyć na to, że jej dostarczanie spowoduje magiczne ustąpienie nieprawidłowości, skoro tak naprawdę powstały one z powodu błędów stylu życia, głównie żywieniowych (bo przecież nie rodzimy się z tym stanem, więc nie jest to stan wrodzony, tylko nabyty).
Jeżeli nic nie zrobisz ze swoimi nawykami żywieniowymi, to ze stanu przedcukrzycowego choroba przejdzie z czasem w regularną cukrzycę typu 2, pomimo brania leku. Natury nie da się oszukać. Gdybyś jednak zmieniła nawyki żywieniowe i parametry glikemii w związku z tym wróciłyby do normy, to lekarz odstawiłby chemioterapeutyk jako już zbędny.
Leki jak wiadomo potrzebne są tylko ludziom chorym, zdrowi ich do niczego nie potrzebują.
Dieta Kempnera (ryż z owocami) nie jest zalecana do samodzielnego stosowania w domu (a z jakich względów to opisałam w artykule), więc jej nie polecam.
Aby ustąpił stan wywołany nieprawidłowym żywieniem należy po prostu zmienić nawyki żywieniowe na zgodne z naturą. Nie chodzi nawet o rezygnację z ulubionych dodatków smakowych, lecz o wiedzę: trzeba wiedzieć co tak naprawdę wkładamy do ust.
Polecam książkę „Wylecz cukrzycę. Rewolucyjny program żywieniowy zapobiegający chorobie i cofający jej skutki”, której autorem jest lekarz, dr Joel Fuhrman: https://akademiawitalnosci.pl/wyleczcukrzyce
Nie jest ważne czy majonez robisz sama, ważne co on sobą reprezentuje i jakie daje korzyści. Jeśli go robisz to wiesz, że majonez składa się z fury czystego izolatu tłuszczowego czyli oleju oraz żółtka kurzego jaja służącego jako emulgator.
Czy to ma samo w sobie smak? Nie ma i bez przypraw nie da się „tego czegoś” w ogóle zjeść: musimy dodać czegoś kwaskowatego (ocet, sok z cytryny), soli, pieprzu, musztardy itd. Czyli jemy tak naprawdę olej z przyprawami smakowymi, zemulgowany za pomocą żółtka.
To przyprawy się liczą. A skoro już jesteśmy tego świadomi, to zamiast będącego wymysłem człowieka izolatu (oleju) ubogiego w składniki odżywcze (to puste kalorie i bomba kaloryczna), do miksera zamiast tego dziwactwa włóżmy prawdziwe jedzenie stworzone ręką natury (np. orzechy nerkowca – mają neutralny, lekko „śmietankowy” smak), dodajemy trochę płynu (woda, niesłodzone mleko migdałowe) i te same przyprawy.
Po zmiksowaniu mamy w kilka chwil świetny dressing smakujący dokładnie tak jak majonez, ale o niebo bogatszy w składniki odżywcze, w tym witaminy, minerały oraz błonnik (którego „tradycyjny” majonez nie zawiera w ogóle).
Owszem, tekstura jest nieco bardziej „szorstka” (nieco przypomina hummus z cieciorki), ale to mała cena jak za tyle wartości prozdrowotnych i idzie się do tej tekstury przyzwyczaić. Smak i gęstość można regulować dowolnie za pomocą przypraw i płynu.
Majonez można też zrobić na podobnej zasadzie z miliona innych rzeczy np. fasoli, ryżu, tofu, ziaren słonecznika i wszystkiego w sumie co ma neutralny smak (końcowy smak majonezowy nadają przyprawy – dokładnie tak jak w olejowym majonezie).
W tę Wielkanoc miałam w gościach rodzinę odżywiającą się „tradycyjnie”, wszyscy jedli i chwalili i nikt nawet nie zorientował się, że w sałatkach i innych daniach nie było ani grama „tradycyjnego” olejowego majonezu tylko roślinne jego wersje wykonane na bazie całościowych darów natury. 😉
Z majonezem to jedynie przykład, ale z książki dra Fuhrmana dowiesz się dużo więcej (co jeść aby czerpać maksymalne korzyści z każdej wkładanej do ust kalorii, bez rezygnacji ze smaku) i jak wyzdrowieć dzięki prawidłowej diecie.
Są też przepisy kulinarne jako źródło inspiracji. Polecam lekturę!
Iza napisał(a):
Dziękuję za cenne rady. Piję już dłuższy czas olej z kiełków ok 2 nawet do 3 łyżek dziennie, ale zdałam sobie sprawę czytając Twoje informacje, że to po prostu ZA MAŁO. Pójdę do rodzinnego po tokovit 400JU i nadal bd pić olej. Tylko….no właśnie. Zmiana diety? Zmieniona, ale jeszcze nie tak radykalnie. Bezskuteczne starania o dziecko, siwiejące wypadające wlosy (mam 30 lat i pół siwej głowy!), pocenie w szczególności na twarzy, nie-gojenie się ran, niemożność opanowania stresu, biegunki nerwowe. czy to aby na pewno brak witaminy E ? Proszę pomóż, bo mój świat się sypie, ciągle jakieś nowe przypadłości
Marlena napisał(a):
Jeśli masz rozsypany cały system to nie jest jedynie brak jednej witaminy. Kiedy potrzebne są duże dawki E to suplement jest lepszy, olej z kiełków wspomagająco.
Zmiany w samopoczuciu czy wyglądzie są wprost proporcjonalne do stopnia poczynionych zmian w diecie i stylu życia. Jeśli robimy małe zmiany to i różnica samopoczucia czy wyglądy też będzie niewielka. Nie wiem jakie zmiany w diecie udało się już wprowadzić, ale jeśli jeszcze nie zaczęłaś to od ręki zacznij regularnie pić świeżo wyciskane soki warzywne, zjadaj codziennie jako danie główne wielką michę sałatki złożonej z warzyw zielonolistnych (sałata, jarmuż, szpinak, szczypiorek, natka) i warzyw kolorowych (papryka, pomidor, ogórek) oraz kiełków. Soki warto witaminizować dodatkiem witaminy C.
Jak długo to potrwa? Bóg jeden raczy wiedzieć. Ale jeśli chcemy uzyskać efekty, to nasze działania nie mogą być naznaczone presją czasu ani strachem, lecz miłością do siebie. Nie posypało się z dnia na dzień to i tak hop-siup się nie naprawi, ten fakt należy zaakceptować i z radością (a nie strachem lub złością) czynić wszelkie starania: niech każdy posiłek i każda spędzona chwila będzie okazją do tego, by dla swojego organizmu zrobić coś dobrego. Dieta, umiarkowana aktywność fizyczna oraz nauka radzenia sobie ze stresem – jest z pewnością wiele rzeczy nad którymi warto popracować.
Jeśli jeszcze mogę coś doradzić: przestań myśleć o tym co jest nie tak, o tym co Ci dolega. Zacznij zamiast tego myśleć o zdrowiu, o jego budowaniu każdego dnia. Na tym się koncentruj. Przebywając mentalnie w strefie budowania zdrowia spostrzeżemy, że faktycznie nasze wysiłki przynoszą efekty. Dobrze jest też prowadzić dziennik zdrowia (posiłki, suplementy, sen, stres, aktywność fizyczna itd.), bo pamięć jest zawodna. Czasami okazuje się, że nasze „zdrowe odżywianie” to tak naprawdę jedynie iluzja, bo tu i tam coś „skubnęliśmy” (jednego dnia to, drugiego tamto i tak od rzemyczka do koniczka i… już nie jest tak zdrowo jak miało być), albo niby mieliśmy brać witaminę C, pić soki i medytować, ale robiliśmy to nieregularnie itd. Bardzo ważna jest koncentracja na tym co robimy i spójność naszych działań. Żarówka jest źródłem światła i laser też jest, ale tylko laser potrafi precyzyjnie ciąć nawet nawet bardzo twarde przedmioty, podczas gdy żarówką tego nie zrobimy – jej światło jest zbyt rozproszone (niespójne, niekoherentne), laser zaś skupiony (spójny, koherentny) i na tym polega jego siła. Warto więc skupić całą swoją uwagę na budowaniu zdrowia, zamiast koncentrować się na chorobach. To na czym się koncentrujemy rośnie! 🙂
Iza napisał(a):
Mam ogromną słabość do słodyczy, dotąd żaden sposób na panowanie nad tym, nie pomógł. Żyję w dużym stresie, często właśnie zajadam stres (nie, nie jestem gruba, ważę 55kg przy wzroście 169cm). 3-5 razy w tyg jem mięso. To tyle z moich grzechów (aż tyle).
Uwielbiam owoce, warzywa, orzechy, piję tylko wodę. Alkoholu nie używam. Stosuję naturalne proste kosmetyki (olej kokosowy etc). Jem pestki dyni (cynk), piję olej z kiełków, wszystko co jem, posypuję pietruszką, szczypiorkiem.
Są ludzie, którzy jedzą „byle co” a wyglądają i czują się o wiele lepiej. Masz rację, że zmiany muszą być radykalne, ale…właśnie, dlaczego jednemu szkodzi wszystko a innemu nic?
Ciągle jestem zmęczona, mam wzdęcia, biegunki. W tamtym roku miałam anemię – lekarz stwierdził wtedy, że takiej anemii to on jeszcze nie widział. Rany mi się zwyczajnie nie chcą goić, zostają paskudne blizny nawet po lekkich skaleczeniach. Skórę mam wysuszoną a piję dużo wody.
Być może to stres, frustracja, sytuacja życiowa a może…alergia na gluten? Coś innego? Choroba?
Dziękuję, że zainteresowałaś się moim postem, bardzo brakuje mi otuchy i tzw „kopa”.
Pisząc poprzedniego posta straciłam nadzieję, może to kwestia braku konsekwencji w działaniu z mojej strony, ale po raz kolejny spróbuję. Od teraz. Od jutra rzucam mięso i po raz milionowy słodycze.
Czytałam w książce A.Saula „wylecz się sam”, że przy problemach z płodnością pomaga wit C. Jednak, jeśli dobrze zrozumiałam, to witamina C pomaga tylko mężczyznom w tej kwestii?
Marlena napisał(a):
Kto je byle co, to może czuć się dobrze, ale wszystko do czasu – nie uda nam się oszukać ani przechytrzyć natury. 😉
Nie planuj zmian „od jutra” tylko rób je TERAZ. Każda decyzja jaką podejmujemy ma miejsce TERAZ. Każda chwila naszego życia jest teraz, nie jutro. „Zacznę jutro” jest projekcją umysłu, taką małą manipulacją. Planowanie „od jutra” to wybieg umysłu aby nic nie zmieniać. To strach umysłu przed tym „ale jak to będzie bez słodyczy,/mięsa,/fajek,/piwa,/czekokolwiek?”. Zważ jednak, że ludzie nie jedzący słodyczy nie odczuwają strachu przed ich brakiem. Palacz boi się rzucić palenie bo boi się „jak to będzie bez papierosa”, ale przecież ludzie niepalący nie mają tego typu dylematów ani obaw.
Jedzenie słodyczy (mięsa, nabiału), picie alkoholu, kawy lub palenie jeśli odbywa się na drodze świadomego wyboru, to nie prowadzi do uzależnienia (traktujemy te rzeczy jako okazjonalne wydarzenie np. aby coś uczcić czy pobyć z innymi – robimy to świadomie i czerpiemy z tego radość), jeśli jednak wyłączymy świadomość, to dochodzi do wzrostu spożycia, a to prowadzi do fizycznego uzależnienia. Byłam w tym miejscu i wiem co mówię (wszystko opisałam w moim e-booku „Cukrowy detoks czyli jak skutecznie odzwyczaić się od słodyczy” – pomógł on wielu naszym użytkownikom uwolnić się od cukrowego nałogu).
Jeśli zajadasz stres, to znaczy, że to on ma nad Tobą władzę, a nie Ty nad nim. Jedzenie ma nad Tobą władzę, a nie Ty nad nim. To umysł rządzi Tobą, a nie odwrotnie, bowiem nie potrafisz obserwować jego poczynań, lecz identyfikując się z nim poddajesz się jego wytworom i momentalnie w nie wierzysz.
W takich warunkach nie ma miejsca na świadome jedzenie. Zmiany nie przychodzą wtedy łatwo i samoistnie („dzieje się samo”), nie przynoszą też radości, lecz są wymuszane i „kontrolowane” za pomocą „siły woli” (która zawsze zawodzi, bo wola jest wolna, nie sposób używać jej siłą). Nie przestaniesz w ten sposób jeść ciastek – fajnie to tłumaczy dr David R. Hawkins (polecam książki tego znakomitego psychiatry!): https://www.youtube.com/watch?v=VVWo7NvSBOs
Iza napisał(a):
Drugi dzień bez słodyczy, wstyd przed Tobą zadziałał 🙂 Nie pamiętam kiedy ostatnio był chociaż jeden dzień bez tego paskudztwa a tu taka niespodzianka i czuję się z tym świetnie ! Dziękuję za bardzo mądre słowa. Będzie ciężko, ale dam radę.
Zrobiłam morfologię, FT4, FT3, TSH – w normie, potas, sód, fosfor – ok, magnez wyszedł trochę poniżej normy laboratoryjnej, ale faktycznie, nie suplementuję go. Pozostałe hormony też zrobię. Uważasz, że można traktować te normy jako „do przyjęcia”? Wspominałaś, że np żelazo im niższe tym lepiej a normy są przesadzone. Orientujesz się, poziom jakich witamin jest sens zrobić z krwi i czy robi to każde laboratorium? W tym co byłam wczoraj, robili tylko potas, sód, fosfor, magnez.
Marlena napisał(a):
Izo, bardzo się cieszę! Cukier jest podstępnym złodziejem zdrowia: w białych rękawiczkach ograbi nas zanim się zdążymy spostrzec. Po upojnej nocy budzimy się bez portfela, oszczędności i biżuterii. 😀 Nie wpuszcza się złodzieja do domu, choćby nie wiem jak był przystojny, elegancko ubrany i jak cudowne doznania i złote góry obiecywał. Nie opłaca się! 😉
Niech miłość do samej siebie będzie motorem wszelkich działań, a nie wstyd. Zasługujesz na to co najlepsze. Twoje ciało zasługuje na to co najlepsze i najbardziej wartościowe. Jeśli to otrzyma – odwdzięczy się witalnością i zdrowiem. Jeśli nie – przejdzie w „tryb awaryjny” i będzie funkcjonować kiepsko, bo innego wyjścia mu nie dajemy.
Jeśli chodzi o żelazo, to jest ono niezbędne do życia, więc to nie do końca jest tak, że im niższe tym lepiej bo gdyby zeszło do zera to umrzemy. 😉 Jak donoszą badacze pewnym zagrożeniem i zwiększeniem ryzyka wielu chorób są jednak jego wybujałe zapasy widoczne w badaniach krwi jako poziom ferrytyny. Nie należy mylić ferrytyny z poziomem żelaza w surowicy, to są dwie różne rzeczy.
Pierwiastki dobrze jest też zmierzyć badając włosy, ponieważ z badań surowicy nie dowiemy się wszystkiego. Wpisz w wyszukiwarkę „badanie pierwiastkowe włosa” – wysyła się włosy kurierem do laboratorium i wyniki dostaje na maila lub pocztą tradycyjną.
Jeśli chodzi o badania poziomu witamin, to owszem, takie się wykonuje.
Jednak nie są one tanie: np. badanie poziomu witaminy D (które zawsze warto sobie na dzień dobry wykonać!) to koszt ok. 60-100 zł. Nie wiem jak inne witaminy, ale ogólnie takie badania tanie nie są. Zamiast badać wszystkie witaminy jak leci – lepiej sprawić sobie za te pieniądze wyciskarkę do soków i codziennie pić warzywno-owocowe soki, na pewno wszystkie witaminy wrócą do normy. 😉
Oczywiście D i B12 są pozyskiwane z innych źródeł niż rośliny, więc albo należy suplementować albo iść na słońce (D) i zamiast tkanek zwierząt lądowych czy fruwających jeść ryby i owoce morza (najbogatsze źródła witaminy B12, oprócz wątróbki zwierząt lądowych).
Iza napisał(a):
Droga Marleno,
to bardzo ważne dla mnie słowa, przelewane przez taką osobę jak Ty na papier. Jesteś dla mnie autorytetem. Mam „swój rozum” i do każdej informacji podchodzę z dystansem, jednak Twoje posty wydają się trafiać w moje serce i sedno problemu, jakim jest zły (okropny) tryb życia.
Zwiększam co dziennie ilość przyjmowanych owoców i warzyw. Szukam właśnie kogoś z naturalnymi marchewkami i jabłkami na zimę. Ze swojego ogrodu też jeszcze korzystam a na zimę zastawię parapet zieleniną i otworzę zamrażarkę malin, truskawek i jeżyn oraz warzyw, które uda mi się jeszcze zmieścić.
Ok, masz rację, chodziło o ferrytynę i tę zrobię, robiąc hormony, bo – co mnie znów dobiło, to okres, znów się nie powiodło.,, Witamin nie robię, będę działać z jedzeniem. Jest moc! Nie poddawać się – tego życzę wszystkim czytającym bloga.
Moim słodyczem jest miód, dodawany do porannej kawy (wiem, bezwartościowy w takiej sytuacji, ale miód to nie cukier a czytałam, że traci on dość wolno i to nie wszystkie wartości w wyższej temperaturze), której nie uważam za grzech i nie chcę po prostu rzucić. Na wszystko się zgodzę – tylko nie to 😉
Marlena napisał(a):
Palacz albo pijak też powie, że na wszystko się zgodzi, byle nie na rzucenie „tego”. 😉 Kawa uzależnia równie silnie jak cukier, ale tak naprawdę do niczego nie jest nam potrzebna każdego ranka. To jedynie głupi wymysł cywilizacji: jak żyli bowiem kiedyś ludzie gdy jeszcze kawa nie była odkryta i przeniesiona do Europy? No jakżesz to, dawali sobie rano radę każdego bożego dnia… BEZ KAWUSI?? Niewiarygodne, a jednak… 🙂
Już nie wspomnę o tym co ludzie robią z ziarnami kawowca i jaki biznes robią wielkie korporacje na uzależnieniu ludzi od kofeiny, jak napędzane żądzą pieniądza pryskają wielkie uprawy kawowca rakotwórczym glifosatem itd.
Owszem, jak mam potrzebę np. jechać w nocy to kawa może być przydatna, ale w roli codziennego porannego narkotyku z dodatkiem pestycydów? Nie, dziękuję! ?
A jak już okazjonalnie dla przyjemności z przyjaciółmi, to tylko organiczna. Poranny zielony koktajl stawia na nogi o niebo lepiej niż kawa, choć może nie pachnie tak kusząco. Zresztą gdy już odtrujemy się z zalegających toksyn (w tym kofeiny), to niczego nam nie potrzeba by stanąć rano na nogi – po prostu otwiera się oczy i jest się w pełni witalnym od pierwszych chwil, nasze mitochondria powinny produkować ATP w naturalny sposób. I to jest normalne. Picie stymulantów w tym celu normalne nie jest.
Iza napisał(a):
Zgodzę się z Tobą, mój poranek to zero chęci do czegokolwiek. Teraz mnie zaskoczyłaś, dotąd nie czytałam o kawie, temat omijany szerokim łukiem, poszukam go u Ciebie po pracy.
Chodzę do pracy na 6:00, więc robienie koktajlu rano to chyba…Robić wieczorem? Sens…?
Przerażasz mnie czasem prawdą, którą tu przekazujesz.
Biorę większe dawki witaminy E i teraz jeszcze jedno: mam co raz więcej siniaków, na nogach pojawiają mi się non-stop. Wczoraj się przeraziłam, strasznie. Witamina E rozrzedza krew…czy to ma jakiś wpływ?
Ewa napisał(a):
Marleno, mam (m.in.) żylaki, mąż miażdżycę, dzieci alergie wziewne i pokarmowe i astmę. Od pół roku czytam Twojego bloga i wprowadzam w życie Twoje rady, ale efektów nie widać. Kupowałam kiełki, często były spleśniałe. Robiłam w słoikach i kiełkownicy- pleśniały. Myślę, że trzeba się posiłkować suplementacją wit. E w dawce terapeutycznej, ale na full spectrum nas nie stać, jeśli wszyscy mamy brać duże dawki. Czy w takim razie możemy suplementować Tokovit, czy to tylko strata czasu i pieniędzy? Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Full spectrum jest opcją: najlepszą, ale też najbardziej kosztowną. Pionierscy doktorzy Shute używali alfa-tokoferolu, była to jedna znana wtedy forma. Uzyskiwali pozytywne rezultaty.
Ewa napisał(a):
Piszesz, że długotrwałe stosowanie samego alfa-tokoferolu zaburzy wchłanianie innych składników wit. E. W związku z tym jak poważnych skutków ubocznych możemy się spodziewać?
Marlena napisał(a):
Nie wiem niestety jakich i nie wiem jak długotrwałe musi być stosowanie samego alfa aby cokolwiek zaczęło się dziać. Nie zgłębiałam tego tematu – bardzo rzadko sięgam po suplementy, wolę pokarmem świeżym traktować wszystko i wtedy wiem, że niczym sobie nie zaszkodzę.
Ewa napisał(a):
A jak uważasz, czy możemy np. co drugi dzień stosować Tokovit, a co drugi full spectrum? Finansowo by się wypośrodkowało 😉 Czy raczej tak jak z omega, muszą być zachowane proporcje?
Marlena napisał(a):
Pojęcia nie mam, po prostu spróbuj i zobacz jak się będziesz czuła.
Ewa napisał(a):
Spytam inaczej: jeśli będziemy co drugi dzień stosować Tokovit, a co drugi full spectrum, to czy proporcjonalny nadmiar alfa-tokoferolu może zaburzyć wchłanianie pozostałych składników wit. E? Bo dopiero wtedy kupowanie full spectrum byłoby wyrzucaniem pieniędzy w błoto.
Marlena napisał(a):
Ewo, pojęcia nie mam jak duży musi być ten „nadmiar” samego alfa aby zaburzyć wchłanianie pozostałych form.
Kinga napisał(a):
Zawsze miałem problem przekonać się do witamin. Problemy zaczęły się po 30 razem kiedy to pierwszy raz miałem wizytę u urologa i problemy z płodnością. Witamina E jak i selen, który przepisał mi urolog poprawiły znacząco jakość mojego nasienia, ale też poprawiły odporność mojego organizmu. Polecam, wspiera równiez układ immunologiczny. Witaminy to bardzo ważny element diety, nie warto tego lekceważyć. Lepiej brać je na wszelki wypadek niż poźniej uzupełniać jak pojawią się braki.
T napisał(a):
Czyli to prawda. Witaminy mogą zdziałać cuda. Kobiety stają się męskie i poprawia się jakość nasienia :))
Marlena napisał(a):
😀 Użytkownik Kinga chciał(a) głównie zareklamować pewne suplementy (nazwy wymoderowałam).
Monika71 napisał(a):
Witaminę E stosuję już ok. roku i zdrowa dieta + inne specyfiki żeby wyleczyć się z żylaków. Taka kopalnia wiedzy jak na tym blogu bardzo mi pomaga i bardzo poprawiła moje zdrowie, ale żyła jak Nil została i poprawy nie widać. Jakie jest Twoje zdanie Marleno na temat hirudoterapii?Czytałam że pijawki są alternatywą dla zabiegów skleroterapii. Czy warto zastosować? Może ktoś ma jakieś doświadczenia 🙂
Marlena napisał(a):
Moniko, witamina E działa, ale działa baaaardzo powoli, dlatego, że jest to witamina rozpuszczalna w tłuszczach. To tak trochę podobnie jak z witaminą D: efektów nie zobaczymy z dnia na dzień. A może po prostu bierzesz jej za mało i dlatego tyle czasu zajmuje by podbić jej poziom w ustroju.
Stokrotka napisał(a):
Dzieki za swietny artykul.A czy bezpiecznie jest jesli taki suplement z wit E jest na bazie oleju sojowego?Bo jest to zapewne GMO i olej rafinowany.Inaczej producent by zaznaczyl co i jak.A czesto tez pisza :vegetable oil.Nie wiem czy tak trudno dac nam wszystkie informacje na ktore zaslugujemy?B6 tez nie moge znalezc dobrej jakosci.A mam niedobor.A moze by kupowac takie witaminy w proszku i dodawac do soku,zeby oszukac nature?Ze ta nieladnie powiem.Robie tak zjedynie z wit C.Najlepiej by bylo ,zeby baza takiej witaminy E byl olej kokosowy lub oliwa,ale to chyba nieoplacalne.
Mam jeszcze 1 pytanie.Gdzies powiedzialas ze buraki sa GMO.Juz na calym swiecie?Bo ja eko burakow jeszcze nie spotkalam.A to moj ulubiony smakolyk :-)Taki rarytas,tu za granica.:-)
Marlena napisał(a):
Soja GMO jest uprawiana na paszę dla zwierząt głównie, natomiast problem rafinowania oleju też bym sobie darowała z uwagi na to, że w takiej kapsułce jest zaledwie kilka kropel tego oleju – potrzebny tylko po to, aby w czymś rozpuścić tę witaminę E.
Przy zakupie witaminy E głównie należy patrzeć czy jest ona naturalna (DL odpada).
Genetycznie modyfikowane są buraki cukrowe, a nie zwykłe czerwone buraczki. Buraki ekologiczne widziałam w Lidlu, jeśli tam gdzie mieszkasz jest sieć marketów Lidl, to być może je tam znajdziesz.
Stokrotka napisał(a):
Dzieki za odpowiedz.
Katastrofa jakas.Ja nawet nie wiedzialam jak buraki cukrowe wygladaja .
Mieszkam za granica.Burak tu na wage zlota.16zl z groszami za kg.Wiec to dla mnie zawsze rarytas.JAk przyjezdzam do Pl to chce mi sie burakow w kazdej postaci.
Damian napisał(a):
Witam
Marleno mam pytanie czy suplementacja jedną kapsułką 400IU D alfa tokeferol raz dziennie na początek będzie ok?
Marlena napisał(a):
Zależy po co Ci to i do czego. Generalnie zaleca się zaczynać od małych dawek i powiększać je stopniowo.
Agnieszk napisał(a):
Dzień dobry Pani Marleno,
Najpierw chciałabym bardzo podziękować za Pani stronę i ogrom wiedzy. Dzięki Pani stronie podczas leczenia choroby nowotworowej, zbadałam poziom wit D3 i miałam 3 ng/ml i zaczęłam suplementować ją w dawce najpierw 15000 j.m a potem 20000 j.m wraz z K2 i magnezem. Dzięki Pani artykułom o witaminie D3, wróciły mi siły i pomyślnie przeszłam całe leczenie.
Obecnie czytając artykuł o wit E, chciałabym zapytać co Pani myśli o wit E (jest to suplement dla zwierząt. Z tego sklepu kupowałam i brałam wit. D3 w dawce 20000 j.m).Z opisu wygląda że zawiera on mieszankę tokoferoli i tokotrienoli, o których Pani pisze, tyle tylko że jest on w tabletkach.
Poniżej wklejam jego skład:
Naturalna Witamina E kompleks tabletki 600 mg – Nowa ulepszona formuła!
Pełny kompleks naturalnej witaminy E pozyskany z oleju z kiełków pszenicy. Składający się z czterech tokoferoli i czterech tokotrienoli, skomponowanych w odpowiednich proporcjach, z dodatkiem organicznego selenu w postaci drożdży selenowych.
Dodatki dietetyczne skład w 1 tabletce;
* 3a700 Witamina E (z oleju z kiełków pszenicy)- 600 mg
w tym;
d-alpha tocopherol ≤ 38% d-alpha tocotrienol ≤ 2,5%
d-beta tocopherol ≤ 8% d-beta i tocotrienol ≤ 1,5%
d-gamma tocopherol ≤ 19% d-gamma tocotrienol ≤ 3%
d-delta tocopherol ≤ 16% d- delta tokotrienol ≤ 2%
* 3b810 Selen (z drożdży selenowych) – 25 mcg
Skład otoczka;
7.8.2 celuloza, 13.3.1 skrobia, 551b krzemionka.
Skład analityczny; włókno surowe 2%, skrobia 0,2%
Produkt wolny od stearynianu magnezu i dwutlenku tytanu
Dawkowanie – Profilaktyczna dawka dzienna 1 tabletka na 50-80kg wagi ciała dziennie.
Opakowanie: Flakon 60 szt. tabletek a’ 600 mg
Bardzo bym prosiła o odpowiedź, co Pani myśli o tym preparacie.
Marlena napisał(a):
Przede wszystkim końska dawka w 1 tabletce. 15 IU witaminy E = 10 mg. Tutaj w 1 tabl. jest aż 600 mg. Budowanie dawek wit. E zaleca się zaczynać od 100 IU i powoli podnosić.
Agnieszka napisał(a):
Dziękuję bardzo za odpowiedź!!!!!!!!? Pani Marleno jest też w tym sklepie wit. E 300mg. Stąd pomyślałam, że tak jak Pani napisała zacznę od 100IU, biorąc Tokovit, a potem po 2 tyg. jeśli zaczęłabym brać pół tabletki ww. suplementu to byłoby 225IU. Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego co najlepsze ????
Marlena napisał(a):
Zgadza się, tak właśnie zrób – w przypadku wit. E dawki budujemy powoli. Zdrówka przewlekłego życzę! ❤️
Agnieszka napisał(a):
Dziękuję jeszcze raz!!!!!!!!!. Jest Pani nieoceniona ?❤️???????❤️
Luci napisał(a):
Witam,
Agnieszko czy mogę prosić link do tego preparatu z wit. E?