Gdy ktoś jest nadzwyczaj zdrowy to mówi się, że ma żelazne zdrowie. Skąd się wzięło to powiedzenie? Nie wiadomo.

Faktem jest, iż nie sposób żyć bez żelaza: jest ono pierwiastkiem niezbędnym dla wszystkiego co żyje, począwszy od drobnoustrojów, poprzez rośliny, zwierzęta i na ludziach kończąc.

Nie ma wątpliwości, że bez tego pierwiastka nie tylko zdrowie, ale w ogóle życie nie byłoby możliwe. Nadmiar żelaza jest jednak równie szkodliwy jak jego niedobór.

W prawidłowych warunkach jest zachowana równowaga między zużyciem a uzupełnianiem tego pierwiastka. Jednak nie zawsze tak się dzieje.

Niedobór żelaza skutkujący anemią obejmuje ok. 30% ludności na Ziemi lecz jest w tej chwili głównie problemem cierpiących na niedożywienie krajów rozwijających się (jak wynika z raportu WHO ok. 90% populacji cierpiącej na niedokrwistość z niedoboru żelaza to właśnie mieszkańcy krajów rozwijających się, głównie kobiety i dzieci).

Jednocześnie w krajach tych ryzyko zapadnięcia na tzw. choroby cywilizacyjne jest zmniejszone.

W krajach zachodnich zatem jak wynika ze statystyk – anemia to raczej marginalny problem zdrowotny: tu zmagamy się raczej jak się wydaje z długofalowymi następstwami nadmiaru żelaza w diecie w postaci nieszczęsnych chorób cywilizacyjnych.

Może to wynikać z faktu, iż u nas postawiono ten mikroelement na piedestale: w powszechnym mniemaniu im więcej jemy żelaza tym lepiej, bo tym będziemy zdrowsi, a jak jesz go za mało to czeka cię los wychudzonego i bladego anemika, ledwo powłóczącego nogami, więc najlepiej na wszelki wypadek zjadać dużo żelaza, które „daje siłę”.

Specjaliści od marketingu w firmach produkujących żywność dobrze wiedzą, że żelazo ma w tej chwili tak silnie nadmuchany wizerunek, iż jest to dla tej gałęzi przemysłu istna żyła złota: wystarczy na produkcie spożywczym dodać napis typu „bogate/wzbogacone w żelazo” aby produkt od razu lepiej się sprzedawał (podobnie jak „bogate źródło białka” czy też „bogate w wapń” – równie chwytliwe slogany przemysłu spożywczego, wybitnie podnoszące sprzedaż).

Dość rzadko mówi się o tym, że z żelazem (podobnie jak z białkiem i wapniem) jest problem taki, iż jego niedobór owszem jest szkodliwy, ale nadmiar jest jeszcze gorszy.

Żelazo to miecz obosieczny – o czym większość ludzi nie wie.

Mamy jednak obecnie całe mnóstwo danych naukowych, które wskazują na powiązanie zbyt dużych zapasów żelaza (ferrytyny) z praktycznie wszystkimi chorobami określanymi mianem cywilizacyjnych.

Medycznie uznawana jest oficjalnie głównie jedna „choroba z nadmiaru żelaza” czyli hemochromatoza. Sprawa jest tymczasem nieco bardziej skomplikowana.

Z jakimi chorobami cywilizacyjnymi badacze powiązali nadmiar żelaza w ustroju?

Lista jest długa:

  • przyspieszone starzenie się: organizm nadmiernie zażelaziony szybciej „rdzewieje”, ponieważ żelazo jest bardzo reaktywnym pierwiastkiem i sprzyja powstawaniu wolnych rodników.
  • Choroby serca i układu krążenia: zabójca numer jeden w krajach uprzemysłowionych.
  • Choroby nowotworowe: komórki raka kochają żelazo, wysoki poziom żelaza ułatwia im przeżycie i pomnażanie (w zażelazionym ustroju łatwiej dochodzi też do przerzutów).
  • Choroby neurodegeneracyjne, otępienne: od kłopotów z pamięcią aż do Alzheimera i Parkinsona.
  • Insulinooporność, nadwaga i otyłość: żelazo napędza łaknienie, obniża poziom leptyny (ważnego hormonu odpowiedzialnego za regulację metabolizmu i apetytu) oraz adiponektyny (hormonu zwiększającego wrażliwość komórek na insulinę).
  • Cukrzyca: odkryto, że wiążący się ze zmniejszeniem ilości żelaza w ustroju zabieg flebotomii czyli upuszczania krwi,  poprawia u diabetyków wrażliwość na insulinę.
  • Rozmaite infekcje: bakterie, wirusy, pasożyty oraz grzyby uwielbiają żelazo (jest ono przez nie wykorzystywane do namnażania się i rozwoju).
  • Dna moczanowa: odkryto, iż zabiegi flebotomii zmniejszały u pacjentów częstotliwość występowania napadów dny moczanowej aż o 80%.
  • Stwardnienie rozsiane, SM: w uszkodzonych nerwach osób chorych na MS odkryto depozyty żelaza.
  • Przewlekła obturacyjna choroba płuc, POChP: najczęściej spowodowana paleniem, a tytoń jest rośliną zawierającą spore ilości żelaza [1], które każdy palacz czynny lub bierny wdycha razem z dymem tytoniowym (badali to również polscy naukowcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego: jeden papieros zawiera średnio 0,4 mg żelaza [2]).
  • Choroby wątroby: niealkoholowe stłuszczenie wątroby (powszechne w krajach rozwiniętych) reaguje pozytywnie na flebotomię, alkoholowo stłuszczona wątroba również, zaś u pacjentów z wirusowymi zapaleniami tego narządu odnotowano znaczącą redukcję ryzyka raka wątroby gdy zalecono im dietę ubogą w żelazo oraz zabiegi flebotomii.
  • Dolegliwości wieku starczego jak np. sarkopenia (utrata mięśni) czy osteoporoza (utrata tkanki kostnej): nadmiar żelaza zgromadzonego w mięśniach uszkadza mitochondria, co prowadzi do atrofii mięśni poprzez stres oksydacyjny.

Kraje uprzemysłowione wkroczyły jakby w nową „epokę żelaza”, tym razem nie chodzi jednak o materiał do wytwarzania narzędzi lecz żelazo pokarmowe, a raczej jego nadmiar poutykany w tkankach współczesnego mieszkańca krajów zachodnich i przyczyniający się do zwiększonego ryzyka wystąpienia zmian chorobowych w wątrobie, mózgu, stawach, śledzionie, trzustce i innych organach.

Człowiek z żelaza, zamiast żelaznego zdrowia jednym słowem.

Prześledźmy teraz najważniejsze żelazne wątki kolejno.

1. Przedwczesne starzenie się.

Im szybciej się zestarzejemy tym szybciej umrzemy.

Starzenie przyspieszać zaczyna wtedy, gdy nagromadzenie się szkód w komórkach i tkankach przekracza zdolności naprawcze organizmu.

Z wiekiem nagromadzenie „śmieci” w komórkach wzrasta.

Jednym ze składników komórkowego śmietnika może być również żelazo (to ono między innymi jest składnikiem lipofuscyn, barwników odkładających się z wiekiem w komórkach serca, nerek, nadnerczy, tkanki nerwowej i będących wewnątrzkomórkowym markerem starzenia się – gołym okiem można je u seniorów zobaczyć jako starcze „plamy wątrobowe” na skórze).

 

 

W badaniach nad opóźnianiem procesów starzenia się okazało się, że najpotężniejszym naturalnym narzędziem do tego celu są ograniczenia kaloryczne: obniżają się markery stanu zapalnego, poprawia się wrażliwość komórek na insulinę jak również wzrasta poziom procesów autofagii – są to procesy samooczyszczania komórek ze zbędnych lub uszkodzonych elementów (m.in. zniszczone lub nieudane białka, wirusy, bakterie, kawałki membrany komórkowej, zużyte mitochondria), a następnie dokonanie recyklingu składników komórek.

Ograniczenia kaloryczne lub okresowe posty zmniejszają dowóz żelaza jak i poziom jego akumulacji w ustroju.

A co się dzieje gdy trzymamy się współczesnych zaleceń pięciu posiłków dziennie i nigdy nie stosujemy ograniczeń kalorycznych?

Przeciętny mężczyzna w wieku dojrzałym (ok. 45 lat) posiada w swoim ustroju zakumulowane 4-5 razy więcej żelaza niż jak wtedy gdy miał lat 18.

Z kobietami jest nieco inaczej, ponieważ one poprzez comiesięczne krwawienia (a także ciąże, porody i laktację) pozbywają się regularnie żelaza (przeciętnie ok. 420 ml krwi rocznie).

Mężczyźni w przeciwieństwie do kobiet takiego zaworu bezpieczeństwa w postaci „naturalnych upustów krwi” nie posiadają – są bardziej narażeni na przedwczesne starzenie się, żyją też krócej od kobiet.

Niestety kobiety po ustaniu miesiączkowania (menopauza) również zaczynają się starzeć szybciej, na co wpływ może mieć między innymi zbierający się wskutek ustania miesiączkowania nadmiar żelaza.

Na marginesie dodam, że z wysokimi zapasami żelaza badacze powiązali też jedną kobiecą przypadłość wieku rozrodczego, endometriozę – stężenia ferrytyny (głównego białka magazynującego żelazo) oraz transferyny (odpowiedzialnej za jego transport) są zwiększone w płynie otrzewnowym kobiet z endometriozą.

Jak widać nadmiar żelaza jest zagrożeniem nie tylko dla mężczyzn czy kobiet po menopauzie, lecz odbija się na zdrowiu również kobiet w wieku rozrodczym.

Ciekawą rzecz odkryli też japońscy badacze: karmienie szczurów przez dłuższy czas dietą dodatkowo wzbogaconą o jeden aminokwas (metioninę) nie tylko powodowało wzmożoną peroksydację lipidów (a nie ma nic gorszego niż utlenione, zjełczałe tłuszcze w ustroju), ale też skutkowało u nich zwiększoną kumulacją żelaza.

Metionina jest aminokwasem szczególnie obficie występującym w produktach odzwierzęcych (szczególnie czerwonym mięsie i podrobach). To jeszcze jeden powód, dla którego należy kontrolować spożycie tych produktów jeśli chcemy na długo zachować młodość i dożyć (w zdrowiu fizycznym i jasności umysłowej) przysłowiowej setki.

Nie mówiąc o tym, że produkty odzwierzęce zawierają żelazo w łatwo przyswajalnej postaci hemowej, a ludzki ustrój nie ma możliwości wydalenia jego nadmiaru.

A jeśli już mowa o dożyciu setki: pamiętacie gdy pisałam o długowiecznych mieszkańcach Niebieskich Stref?

Gdy zbadano seniorów na Sardynii (jedna ze stref długowieczności) to odkryto, że czcigodni stulatkowie mają ok. 40% mniej żelaza w ustroju niż przeciętni ludzie w średnim wieku [3].

Wszystko wskazuje na to, że kto ma mniej żelaza, ten będzie żył dłużej i starzał się wolniej, zaś kto ma w sobie dużo żelaza ten ma mniejsze szanse na długowieczność – szybciej się zestarzeje i szybciej umrze.

Dotyczy to szczególnie mężczyzn oraz kobiet po wejściu w menopauzę.

Charakterystyczną cechą Niebieskich Stref jest to, że oprócz zdrowej diety (w której produkty odzwierzęce grają rolę drugoplanową) ich mieszkańcy w przeciwieństwie do nas nie mają obsesji na punkcie żelaza, a nawet wręcz przeciwnie – każdego dnia nie szczędzą sobie produktów obfitujących w substancje zmniejszające wchłanianie żelaza: polifenole (bogactwo jarzyn, owoców, jagód, ziół i przypraw, na Okinawie również zielonej herbaty, zaś w śródziemnomorskich Niebieskich Strefach zwyczaj codziennego spożywania czerwonego wina, ziołowych herbat, kawy i bogatej w polifenole lokalnej oliwy), IP6 czyli kwas fitowy (w roślinach strączkowych, orzechach i pestkach, pełnym ziarnie, warzywach) oraz oczywiście błonnik (w mnóstwie roślin jakie zjadają każdego dnia).

W Niebieskich Strefach do tradycji należą też okresowe ograniczenia kaloryczne (posty).

Duńscy naukowcy, autorzy długoletniego badania ryzyka chorób serca The Copenhagen City Heart Study (europejski odpowiednik amerykańskich badań Framingham Study) wykazali, że wzrastające poziomy ferrytyny są powiązane ze wzrastającym ryzykiem przedwczesnej śmierci z wszystkich przyczyn.

Uczestnicy badania z poziomem ferrytyny powyżej 600 (bardzo wysoki) mieli medianę przeżywalności 55 lat (co oznacza, że połowa uczestników mających tak wysoki poziom ferrytyny żegnała się z życiem zanim osiągnęła wiek 55 lat), ci z poziomem ferrytyny 400-599 żyli średnio 72 lata, ci z poziomem 200-399 żyli średnio 76 lat, a przy ferrytynie poniżej 200 żyli średnio 79 lat [4].

W badaniach kopenhaskich poziom ferrytyny powyżej 200 posiadało 26% badanych mężczyzn i tylko 6% kobiet.

Jednym słowem poziom ferrytyny jest biologicznym wskaźnikiem długości życia.

Nie musisz chodzić do wróżki by ze szklanej kuli wywróżyła ci ile będziesz żył – idź lepiej zbadaj sobie poziom ferrytyny, szczególnie jeśli jesteś facetem.

2. Choroby serca i układu krążenia

Każdy kardiolog wie, że zawały serca występują najczęściej w godzinach porannych. Dziwnym trafem zbiega się też to z fizjologicznymi zmianami poziomu żelaza w surowicy, który rano może być nawet 2-3 razy wyższy niż wieczorem czy w nocy.

Mężczyźni wcześniej od kobiet zapadają na choroby serca i układu krążenia, podczas gdy u kobiet ryzyko tych chorób znacząco wzrasta dopiero po wejściu w menopauzę. Dlaczego tak jest?

Utarło się sądzić, że to estrogeny chronią układ krążenia kobiet w wieku rozrodczym i dlatego gdy podczas menopauzy poziom estrogenów spada – ustaje estrogenowa ochrona, a ryzyko zapadnięcia na choroby serca i układu krążenia u kobiet po menopauzie w związku z tym zwiększa się.

Pojawiły się jednak głosy niektórych badaczy, że nie same tylko estrogeny mają znaczenie: u kobiet poddanych zabiegowi  chirurgicznego usunięcia macicy (co rzecz jasna nieodwołalnie wiąże się z utratą raz na zawsze możliwości pozbywania się żelaza podczas miesiączkowania) – występowanie chorób serca i układu krążenia wzrasta, a hormonalna terapia zastępcza nie ma na to wpływu, nawet jeśli poprawia profil lipidowy [5].

Podobnie u kobiet, które stosują pigułkę antykoncepcyjną powodującą skąpe pseudomiesiączki (tzw. „krwawienie z odstawienia”): wzrasta poziom zapasów żelaza w ustroju (wyższe poziomy ferrytyny).

Z kolei im większą liczbę porodów (a więc i okazji do pozbycia się części zapasów żelaza) ma za sobą kobieta, tym mniejsze ma ona poziomy ferrytyny [6].

Stosowanie pigułek podwyższa ryzyko zdarzeń sercowych i chorób układu krążenia (szczególnie gdy kobieta dołoży sobie do kompletu palenie papierosów, czyli zapewni sobie dodatkowe źródło zarówno żelaza jak i stresu oksydacyjnego).

 

 

Honorowi dawcy krwi są bardziej chronieni przed chorobami serca i układu krążenia: w badaniach w których wzięło udział 2862 mężczyzn w wieku 42-60 lat w Finlandii, naukowcy wykazali, że ryzyko zawału serca u dawców krwi jest mniejsze o 88% niż u tych, którzy krwi nie oddają.

W grupie dawców krwi tylko jeden mężczyzna (0,7% badanych) doznał zawału serca przez cały okres trwania badania (trwało ono 9 lat), podczas gdy wśród mężczyzn, którzy nigdy nie oddali krwi – przypadków zawału serca odnotowano aż 316 (12,5% badanych) [7].

W badaniach zaś wykonanych w USA na populacji dawców krwi (mężczyzn i kobiet) wykazano, że że ryzyko zawału serca jest u nich średnio o połowę mniejsze niż u osób, które nigdy nie oddawały krwi [8].

Jeśli chodzi o mężczyzn (którzy jak wiadomo nie miesiączkują), to fińscy badacze ustalili badając niemal 2000 Finów, iż poziom ferrytyny powyżej 200 powoduje wzrost ryzyka zawału serca ponad dwukrotnie: ryzyko to jest 2,2 raza większe niż u mężczyzn mających poziom ferrytyny poniżej 200 [9].

Tymczasem poziom ferrytyny 200 jest uznawany u mężczyzn jako „w normie” (norma dla mężczyzn to 15-400) i żaden lekarz takim poziomem ferrytyny u pacjenta nigdy nie będzie zaniepokojony w najmniejszym stopniu.

A szkoda, bo może właśnie powinien?

W przypadku chorób serca i układu krążenia często przepisuje się statyny. Statyny również przy okazji obniżają poziom ferrytyny, lecz w sposób umiarkowany.

Trwa obecnie pewna debata: czy pozytywne działanie statyn można przypisać bardziej oddziaływaniu leku na poziom cholesterolu czy na poziom ferrytyny?

W  jednym z badań wśród pacjentów poddanych zabiegom flobotomii byli i tacy przyjmujący statyny. Jednak poprawa zdrowia, która nastąpiła po zabiegach była powiązana ze zmniejszeniem się poziomu ferrytyny, a nie z polepszonymi wartościami poziomów HDL i LDL (cholesterolu) [10].

Tymczasem wciąż przy chorobach serca i układu krążenia wskazuje się palcem głównie na cholesterol jako „rzecz do naprawienia”.

A może najpierw w przypadku chorób serca i układu krążenia należałoby „naprawić” żelazo, zmniejszając jego wybujałe zapasy?

Żelazo jest bardzo reaktywnym metalem mogącym uszkadzać delikatną wyściółkę naczyń.

Koncentracja żelaza w uszkodzonej wyściółce jest znacząco wyższa niż w naczyniach zdrowych (żelazo jest też  jednym ze składników blaszki miażdżycowej) [11].

Póki co jednak statyny sprzedają się tak dobrze, że hipoteza żelazowa raczej ciężko się przebija w akademickiej medycynie.

Należy raczej będąc uzbrojonym w wiedzę samemu brać sprawy w swoje ręce (przy czym nie namawiam do krwioupustów, lecz mam na myśli zmianę diety i stylu życia).

3. Choroby nowotworowe

Mężczyźni nie tylko częściej i szybciej doznają zawałów lub wylewów, ale i częściej od kobiet zapadają na nowotwory (średnio ryzyko raka jest o 35% wyższe u mężczyzn niż u kobiet, choć dla niektórych rodzajów raka jest ono aż 3-4 razy wyższe).

Być może wynika to z faktu, że kumulacja żelaza u mężczyzn zaczyna się już ok. 18 roku życia, podczas gdy u kobiet dopiero ok. 50 roku życia (menopauza)?

Bardzo ciekawe światło na związek pomiędzy poziomem ferrytyny a rozwojem raka rzuca randomizowane badanie opublikowane w 2008 roku [12].

Związek ten odkryto niejako przypadkiem: pacjenci cierpiący na chorobę tętnic obwodowych zostali podzieleni na dwie grupy – pierwsza grupa była poddawana terapeutycznym zabiegom flebotomii, a druga (kontrolna) – nie.

Uczestnicy w momencie rozpoczęcia badania byli wszyscy wolni od raka. Badanie trwało ok. 4,5 roku. Konkluzja badania po jego zakończeniu jeśli chodzi o zapadanie na nowotwory?

Pacjenci poddani flebotomii mieli ok. 35% mniejszą zapadalność na raka oraz ok. 60% mniejsze ryzyko śmierci z powodu raka niż pacjenci z grupy kontrolnej, która nie była poddana zabiegom flebotomii.

 

 

I jeszcze wisienka na torcie czyli ferrytyna: u tych, u których wykryto w trakcie trwania badania nowotwór ferrytyna wynosiła średnio 127 ng/ml, podczas gdy u pacjentów, którzy pozostali wolni od raka była jeszcze ok. 40% niższa i wynosiła średnio tylko 76 ng/ml.

To badanie potwierdziło wcześniejsze doniesienia, jeszcze z lat osiemdziesiątych: badanie wykonane na Taiwanie ujawniło, że mężczyźni mający ferrytynę w najwyższych granicach normy mogą liczyć na trzykrotny wzrost ryzyka nowotworów w porównaniu z mężczyznami, u których ferrytyna pozostaje w najniższych granicach normy.

Przypomnijmy, że oficjalnie uznawana przez medycynę akademicką „normalna” ferrytyna dla mężczyzn to przedział 15-400, czyli że za zdrowego człowieka uważany jest medycznie zarówno ten co ma ferrytynę 20, jak i ten co ma 200, jak również i ten co ma nawet 400 – co jak teraz widzimy jest czystym szaleństwem!

Mówimy tutaj teraz głównie o profilaktyce raka polegającej na kontroli poziomu żelaza (skoro już wiemy, iż żelazo niezbędne jest każdej komórce do podziału i wzrostu, a przeładowanie ustroju tym pierwiastkiem sprzyja rozwojowi nowotworu), ale co z tymi, którzy już mają zdiagnozowaną chorobę nowotworową?

Jak wiadomo współczesne sposoby leczenia koncentrują się na usuwaniu jedynie symptomu choroby (guza), podczas gdy nowotworowe komórki macierzyste (które mogą dzielić się i dawać początek nowym guzom) mają takie „leczenie” w nosie, bo pozostają nietknięte: za jakiś czas po odtrąbieniu „zwycięstwa” nad rakiem mamy do czynienia z przerzutami i nawrotami.

Czy żelazo ma  cokolwiek wspólnego z agresywnością nowotworu, jego przerzutami i nawrotami?

Okazuje się, że jak najbardziej: niespełna dwa lata temu (2015) japońscy naukowcy opublikowali badania, w których stwierdzają, że żelazo zdaje się być właśnie kluczowym elementem proliferacji nowotworowych komórek macierzystych i proponują kontrolę poziomu żelaza (w tym chelatację żelaza) jak metodę terapeutyczną celującą w te komórki [13].

Są i tacy naukowcy, również z Japonii, którzy poszli jeszcze dalej: nazwali nowotwory wprost jako „chorobę z ferrotoksyczności”, czyli przewlekłego zatrucia komórek nadmiarem zakumulowanego żelaza [14].

Rak nie żywi się tylko glukozą: do swojego rozwoju (jak wszystko co żyje) potrzebuje również dużych ilości żelaza.

Ponadto nadmiar żelaza w ustroju powoduje jeszcze jedną rzecz: usypia nasz system odpornościowy, który nie może w porę wykryć komórek rakowych, ani też ich unicestwić.

 

 

Coś w tym jest: gdy się starzejemy nasze zapasy żelaza rosną, tym bardziej rośnie też ryzyko rozwoju nowotworu – o ile z naszymi zapasami żelaza nic nie zrobimy w porę.

Być może wydaje nam się, że do tej pory zrobiliśmy już wszystko aby ochronić się przed rakiem: zdrowe odżywianie, odpowiednia aktywność fizyczna, pilnowanie poziomu witaminy D, rzucenie palenia, utrzymywanie spożycia alkoholu na rozsądnym poziomie, kontrola masy ciała i radzenie sobie ze stresem.

Jednak nawet jeśli zrobimy to wszystko, a nasz poziom żelaza pozostaje zbyt duży – to znaczy, że jednego z najważniejszych czynników ryzyka nowotworów wciąż nie mamy pod kontrolą.

4. Choroby neurodegeneracyjne, otępienne

WHO szacuje, że w 2005 roku 0,379% ludzi na świecie cierpiało na otępienie, wartość ta ma wzrosnąć do 0,556% w 2030 roku. To bardzo szybki wzrost.

Jak wskazują badania naukowe nadmiar żelaza oraz wywołany nim stres oksydacyjny ma z tym wiele wspólnego (choć rzecz jasna choroby otępienne są wieloczynnikowe i nie sposób wskazać jednej konkretnej przyczyny).

W chorobie Alzheimera badacze stwierdzili obecność złogów żelaza w mózgu – jest ono składnikiem tzw. blaszki starczej [15].

Wczesne symptomy łagodnych zaburzeń poznawczych (MCI – mild cognitive impairment) również charakteryzują się obecnością złogów żelaza zarówno w korze mózgowej jak i w móżdżku – im złogi większe, tym zaburzenia są głębsze, prowadząc w końcu do klinicznych objawów choroby Alzheimera.

Wielu badaczy zauważa związek między akumulacją żelaza z chorobami otępiennymi i proponuje terapie bazujące na usunięciu nadmiaru żelaza z organizmu, jest to zarówno stara dobra metoda krwioupustów (flebotomia) jak i stosowanie chelatorów żelaza.

Badania z lat 90-tych w których chorym na Alzheimera zaaplikowano dożylnie deferoksaminę (lek chelatujący żelazo) wykazały pozytywny rezultat [klik].

Wiadomo też, że katechiny zielonej herbaty (EGCG) również przekraczają barierę krew-mózg chelatując żelazo i miedź (czyżby to był właśnie sekret Japończyków dożywających setki w jasności umysłu i sprawności fizycznej?) [klik].

 

Z kolei dla chorych na Parkinsona (u nich również wykryto nadmiar żelaza w tkance mózgowej oraz podobnie jak u chorych na Alzheimera zaburzony metabolizm żelaza) proponowanym chelatorem żelaza mógłby być IP6 czyli heksafosforan inozytolu [16], popularnie znany jako kwas fitowy.

Tak, właśnie TEN, „straszny” i przebrzydły kwas fitowy, o którym niesamowite i mrożące krew w żyłach opowieści krążą po internetach, szczególnie na witrynach związanych z dietami ideologicznie opartymi na antyfitynowej propagandzie (zalecenia tego typu diet sugerują by intensywnie  żywić się „najlepszym żelazem” czyli hemowym każdego dnia, skrzętnie omijając przy tym najbogatsze źródła IP6 jak pełne ziarno, niemoczone nasiona i orzechy czy rośliny strączkowe – wszystkie te produkty uważane są za „szkodliwe” z powodu fitynianów).

Nie wiadomo dlaczego, bowiem IP6 oraz inne fosforany inozytolu (jak np. (IP1-5) wchodzą w skład niemal każdej komórki u ssaków: mają działanie antyoksydacyjne, antynowotworowe, antymiażdżycowe, wzmacniające odporność i przeciwdziałające kamicy nerkowej [klik].

Szkodliwy może być jedynie ich nadmiar – jak nadmiar wszystkiego zresztą.

Przypomnę tylko, że czcigodni stulatkowie z Sardynii objadający się całe życie pokarmami bogatymi w IP6 (produkty pełnoziarniste, orzechy, strączki itd.) mieli nie tylko dużo niższy poziom ferrytyny ale i jasność umysłu zachowaną nawet w podeszłym wieku (do którego dotarli bez chorób serca i bez raka) [3].

W innej Niebieskiej Strefie długowieczności (Nicoya w Kostaryce) jada się codziennie fasolę i kukurydzę.

Na kukurydzy i fasoli z dodatkiem orzechów, nasion chia i owoców oparta jest też prosta dieta Indian szczepu Tarahumara (Meksyk): nie znają zawałów serca czy raka, ale za to słyną z tego, że w ramach klanowej rozrywki lubią uprawiać sobie biegi na dystansach 200-300 km [klik].

Tak, istnieją jeszcze na planecie Ziemia takie miejsca. 🙂

5. Insulinooporność, nadwaga, otyłość, cukrzyca, stłuszczenie wątroby

Czy przeładowanie żelazem w krajach zachodnich może mieć coś wspólnego z panującą tam epidemią insulinooporności, nadwagi i otyłości?

W badaniach japońskich (liczba badanych 228, średni wiek badanych mężczyzn oraz kobiet w wieku pomenopauzalnym wynosił 58 lat) poziom ferrytyny był w znaczącym stopniu pozytywnie skorelowany z poziomem tłuszczu trzewnego, tłuszczu podskórnego, otłuszczenia wątroby i insulinooporności [klik].

Podobne wyniki uzyskali naukowcy z Meksyku [klik].

Z wiekiem nasze zapasy żelaza kumulują się i wtedy najczęściej dopada nas nadwaga lub otyłość, insulinooporność, wzrasta też stres oksydacyjny, rosną markery stanu zapalnego (CRP).

Często za epidemię otyłości oskarża się zboża.

Krajami przodującymi w otyłości są obecnie USA i Wielka Brytania – w obydwu krajach ustawowo czyli obowiązkowo fortyfikuje się żelazem mąkę i wszystkie wyroby mączne i zbożowe, w USA również ryż i mąkę kukurydzianą.

Z kolei Włosi jedzący każdego dnia swój ukochany makaron (oraz oczywiście święte poranne cornetto na śniadanie, plus chlebek na kolację) pozostają daleko w tyle za USA pod względem otyłości, ale u nich mąki się żelazem nie fortyfikuje.

Może to więc nie tyle mąka sama w sobie wywołała epidemię otyłości, lecz zawarte w niej żelazo również się przyczyniło?

W Danii mąkę obowiązkowo fortyfikowano żelazem w latach 1954-1987 lecz następnie zakazano całkowicie jakiejkolwiek fortyfikacji tym pierwiastkiem, a nawet importowania fortyfikowanych produktów z zagranicy.

Posunięcie to Duńczycy ocenili jako zdecydowanie rozsądne, ponieważ z czasem okazało się, że poziom ferrytyny u obywateli będących mężczyznami lub kobietami w wieku pomoenopauzalnym ma tak czy inaczej tendencję rosnącą, nawet i bez zjadania dodatkowego żelaza w mące [klik].

Szwecja zakazała fortyfikacji żywności żelazem w roku 1995.

W Polsce fortyfikację żelazem nadal się dopuszcza: należy uważać szczególnie na przetworzone płatki śniadaniowe – są to produkty w większości fortyfikowane żelazem.

 

Drugim winnym epidemii otyłości składnikiem diety jest cukier.

Badacze donoszą, że cukier (oprócz tego, że czyni wiele rozmaitych okrutnych rzeczy w ludzkim organizmie) może podwyższać wchłanianie żelaza w przewodzie pokarmowym (badano żelazo niehemowe, którego w diecie mamy przewagę), a szczególnie aktywnym na tym polu jest cukier prosty, fruktoza, będąca składnikiem zarówno stołowego cukru jak i ukochanego przez przemysł spożywczy syropu fruktozowo-glukozowego. [klik].

Często przy anemii zaleca się spożywanie każdego dnia łyżki melasy trzcinowej (organicznej, niesiarkowanej) – jest nie tylko bogata w żelazo, ale i jest źródłem cukrów prostych.

To może tłumaczyć dlaczego kuracja melasą czyni cuda przy anemii podnosząc status żelaza czasem nawet w „beznadziejnych przypadkach” czyli tam, gdzie zawiodły suplementy.

Z drugiej strony poprawa wchłanialności żelaza przez cukry proste to zła wiadomość dla tych, którzy na anemię nie cierpią, a ich dieta to głównie mięso i słodycze (jeśli zaobserwujecie co ludzie wykładają na taśmę przy kasie w markecie, to wiecie co mam na myśli).

Żelazo jest też regulatorem głodu: niedobór żelaza (anemia) powoduje spadek apetytu, podczas gdy nadmiar żelaza (w diecie lub z suplementów) powoduje zwiększenie apetytu.

A zwiększenie apetytu zazwyczaj skutkuje przejadaniem się i wzrostem masy ciała.

Osoby z większym poziomem ferrytyny mają zazwyczaj większy apetyt, a dzieje się tak dlatego, że żelazo obniża poziom dwóch hormonów wydzielanych przez nasze adipocyty (komórki tłuszczowe): jednego o nazwie leptyna, regulującego uczucie sytości oraz innego hormonu – adiponektyny (hormonu pośrednio zwiększającego wrażliwość komórek na insulinę) [17].

Amator diety wysokomięsnej (czyli ktoś z wysokim zazwyczaj poziomem ferrytyny) nigdy nie zaspokoi głodu sałatką.

Wiem o tym, ponieważ sama do takich osób niegdyś należałam.

Mniej leptyny i adiponektyny oznacza, że ciągle byśmy coś podjadali (najchętniej coś mięsnego lub coś słodkiego) – jesteśmy nienasyceni i mamy napady wilczego głodu.

A to nie my, lecz nasze żelazo przejmuje kontrolę nad naszym głodem i ilością spożywanego pokarmu, prowadząc nas za rączkę wprost w objęcia insulinooporności, nadwagi, otyłości i dalej zespołu X (zespół metaboliczny, którego kryteria podczas badań w 2002 roku spełniało aż 26,2% polskiego społeczeństwa).

 

zespół metaboliczny

 

Jak donieśli w 2012 roku niemieccy badacze [18] – zabiegi flebotomii przeprowadzone na pacjentach ze stwierdzonym zespołem metabolicznym nie tylko spowodowały spadek ferrytyny, ale też poprawiły takie parametry jak ciśnienie krwi, poziom cukru we krwi, poziom HbA1c oraz profil lipidowy.

Pozytywne efekty flebotomii zanotowali również naukowcy u pacjentów ze stłuszczeniem wątroby.

Większe poziomy ferrytyny notuje się u pacjentów cierpiących na alkoholowe stłuszczenie wątroby, bowiem alkohol wydatnie ułatwia przyswajanie żelaza z pożywienia.

Wyjątkiem mogą być napoje alkoholowe zawierające polifenole i taniny w dużych ilościach (np. wytrawne czerwone wino dobrej jakości czy też domowa nalewka z intensywnie wybarwionych owoców jak np. jeżyny, maliny czy wiśnie).

Polifenole i taniny zmniejszają wchłanianie żelaza (z tego powodu odradza się picie czerwonego wina, kakao, kawy i herbaty cierpiącym na anemię).

Kiełbaski z grilla popijane wódeczką lub piwkiem mogą z kolei na dłuższą metę odbić się niestety negatywnie na zdrowiu.

6. Stwardnienie rozsiane

Czy nadmiar żelaza może mieć coś wspólnego ze stwardnieniem rozsianym, uważanym za chorobę autoimmunologiczną?

Całkiem możliwe: włoski chirurg naczyniowy, prof. Paolo Zamboni odkrył, że uszkodzenia nerwów w stwardnieniu rozsianym są przeładowane złogami żelaza [klik], a z danych wynika, że średnio 90% chorych na tę chorobę cierpi jednocześnie na zaburzenia przepływu krwi żył szyjnych.

Do intensywnych prac badawczych w poszukiwaniu sposobu leczenia tej choroby zmusiła go sytuacja rodzinna: jego żona miała zdiagnozowane stwardnienie rozsiane i sytuacja stawała się krytyczna, ponieważ kobieta z powodu choroby niemal straciła wzrok.

Dr Zamboni ulżył cierpieniom żony typowo alopatycznie czyli poprzez zabieg udrożnienia żył szyjnych (balonikowanie i wszczepianie stentów – metody przypominające zabiegi kardiologiczne u chorych na miażdżycę) – nie wiadomo jednak czy zmieniła dietę.

Zupełnie inaczej sposób leczenia SM widział dr Joseph Evers, który powstrzymał u swoich ponad 10 tysięcy pacjentów rozwój tej choroby po prostu aplikując im witariańską dietę sałatkową, o czym pisałam tutaj [klik].

Inną dietą polegającą na odcięciu pokarmów aterogennych oraz bogatych źródeł żelaza jest wegańska dieta skrobiowa dra McDougalla, na której pacjenci również cieszą się zdrowiem osiągając trwałą remisję – nie mają już potrzeby przyjmowania leków farmakologicznych.

7. Skłonności do infekcji

Podczas infekcji pojawia się gorączka: naturalny mechanizm powodujący spadek dostępnego żelaza.

Patogeny bowiem tak jak wszystkie organizmy żywe potrzebują żelaza do wzrostu i namnażania się.

Ustrój gospodarza oferujący bogactwo żelaza jest więc idealnym terenem do zasiedlenia się dla wszelkich wirusów, bakterii, grzybów, drożdżaków, pierwotniaków i różnych pasożytów: im zaś mniej dostępnego żelaza, tym mniejsze ryzyko rozwinięcia się infekcji [19].

Sezonowe ataki grypy zaczynają szaleć z reguły dopiero po nowym roku, kiedy nie tylko nasze zapasy witaminy D maleją, ale i jesteśmy właśnie po okresie świąteczno-noworocznego obżarstwa obfitującego w tradycyjne menu, czyli furę czerwonego mięsa popijanego alkoholem i zagryzanego furą słodkości na deser, co może powodować wzrost dostępnego żelaza i… raj dla patogenów.

Często czytamy w gazetach „atakuje grypa!”, podczas gdy grypa tak naprawdę nie „atakuje” – ona zasiedla się tam, gdzie ma dobre warunki do rozwoju. 🙂

 

W zakażeniach takich jak malaria, salmonella czy sepsa wskazuje się na zasadniczą rolę żelaza w rozwoju zakażenia i ciężkości jego przebiegu.

Badacze stwierdzili też, że pacjenci dializowani łapią dwa razy częściej infekcje gdy im się podaje suplementy żelaza niż ci, którym się tych suplementów nie podaje.

8. Inne nieprzyjemności zdrowotne

U pacjentów chorych na dnę moczanową obniżenie poziomu żelaza drogą zabiegów flebotomii przyniosło ulgę w cierpieniu i redukcję ataków (średnio o 80%) lub kompletną remisję choroby [klik].

Wraz ze starzeniem się organizmu wzrasta zagrożenie rzeszotowieniem kości czyli osteoporozą.

Z wiekiem rośnie nam też kumulacja żelaza w ustroju.

W badaniach na zwierzętach wykazano, że wysokie poziomy żelaza powodowały ubytki w tkance kostnej (osteoporoza), zaś chelatacja żelaza powodowała wzmocnienie kości [klik].

Nie ma jak do tej pory badań tego typu na ludziach: wciąż uważa się, że ostreoporoza to kwestia głównie wapnia i witaminy D, kwestii żelaza raczej nie bierze się pod uwagę.

W badaniach nad osteoporozą wyniki wskazują jednak na większe korzyści z diety wegetariańskiej niż diety wszystkożernej [klik] – czy może to być związane z faktem, że wegetarianie mają z reguły niższe poziomy żelaza od wszystkożernych?

Niewykluczone.

W badaniach młodych mężczyzn cierpiących na przedwczesne siwienie włosów okazało się, że mają oni wyższe poziomy żelaza niż grupa kontrolna [klik].

A co ze zdrowiem oczu?

Przychodzącą z wiekiem przewlekłą i postępującą chorobą jest prowadzące do ślepoty zwyrodnienie plamki żółtej (AMD – Age-related Macular Degeneration): wykazano, iż tkanki siatkówki u chorych na AMD zawierają więcej żelaza niż u ludzi zdrowych [klik].

Z kolei katarakta (zaćma) nie jest jedynie „chorobą ze starości”: występuje również w chorobach wrodzonych, którym towarzyszy przeładowanie ustroju żelazem jak np. wrodzona hemochromatoza czy też bardzo rzadka choroba genetyczna o nazwie zespół dziedzicznej katarakty związanej z hiperferrytynemią (hereditary hyperferritinemia cataract syndrome; HHCS).

Jakie poziomy ferrytyny są optymalne dla przewlekłego zdrowia i długowieczności?

Oficjalne normy ferrytyny są następujące:

– dla mężczyzn – 15-400 µg/l

– dla kobiet dla kobiet – 10-200 µg/l
Jak widać pomiędzy przedziałem najniższym a najwyższym jest ogromna przepaść: mężczyzna będzie uznany za zdrowego zarówno gdy będzie miał ferrytynę 15 jak i wtedy gdy będzie ją miał niemal 27 razy większą (a kobieta 20 razy większą).
Spośród wszystkich badań żadne chyba inne nie ma tak skandalicznego rozziewu pomiędzy najniższą a najwyższą dopuszczalną wartością (np. dla potasu wskaźnik ten wyniesie ok. 1,5, dla kreatyniny 2).
Być może normy ustala się badając ludzi „normalnych” czyli zdrowych (pozornie), jednak żyjemy w czasach kiedy jakieś dwie trzecie populacji Ziemi ma nadwagę lub otyłość, wielu ma nierozpoznane problemy z cukrem we krwi lub inne metaboliczne problemy (np. ocenia się, że w Polsce cukrzycę ma ok. 3 mln obywateli, z czego jedynie 1 mln o tym wie).
Większość „normalnych” nie jest wystarczająco aktywna fizycznie, a przy komponowaniu posiłków i wyborze stylu życia kieruje się nie wiedzą naukową, lecz preferencjami smakowymi, tradycją rodzinną lub aktualną modą na kolejne diety czy sposoby odżywiania, podczas gdy WHO ostrzega, że w najbliższych latach czeka nas prawdziwe tsunami nowotworów.
Wyznaczanie norm w takich warunkach może sprawić, iż normy zostały obliczone na podstawie danych zebranych od nie do końca zdrowych ludzi!
Zgodnie bowiem z najnowszymi doniesieniami naukowymi jak widzimy część ludzi załapujących się na „ferrytynę w normie” jest zagrożonych tak naprawdę chorobami cywilizacyjnymi lub już nosi w sobie zaburzenia nawet nie zdając sobie z nich sprawy.
Pamiętajmy, że rak to nie katar, „nie dostaje się go” z dnia na dzień, tylko własnoręcznie hoduje we własnym wnętrzu przez całe lata niezdrowego trybu życia, a nawet najnowsze i najczulsze metody wykrywania mają możliwość wykrycia go dopiero w stanie mocno już podhodowanym.
Podobnie jest z cukrzycą – nie dostaje się jej z dnia na dzień.
Zapasy żelaza też zresztą z dnia na dzień nie rosną, ustrój buduje je powoli latami jeśli nic z tym nie robimy.
Jak wykazała metaanaliza pięciu badań ryzyko cukrzycy dla kobiety wzrasta  już przy poziomie ferrytyny 86-150 (czyli wciąż „w normie”), a dla mężczyzny przy poziomie ferrytyny 184-300 (również ferrytyna „w normie”) [klik].
Mężczyźni mający ferrytynę powyżej 300 obarczeni są pięciokrotnym wzrostem ryzyka cukrzycy, podczas gdy dla kobiet mających ferrytynę powyżej 150 ryzyko cukrzycy wzrasta prawie czterokrotnie [klik].
Dla mężczyzn ryzyko kalcyfikacji złogów w naczyniach krwionośnych wzrastało przy poziomie ferrytyny większym niż 257, podczas gdy ryzyko udaru u kobiet wzrastało już przy poziomie ferrytyny większym niż 137 [klik].
Jak widać cały czas poruszamy się w granicach poziomów ferrytyny określanych jako „w normie”!
Przy czym przeciętny lekarz nie będzie się niepokoił dopóki wynik ferrytyny u pacjenta jest „w normie”, a pacjent pozornie „na oko” przyszedł do niego przecież cały i zdrowy.
Wychodzi więc taki pacjent z gabinetu lekarskiego szczęśliwy, że u niego wszystko w porządku. „Jest pan zdrowy, wyniki w normie, gratuluję!” – mówi lekarz.
Kogoś obchodzi, że pacjent ma w tym momencie podwyższone ryzyko śmierci sercowej lub raka – dwóch najgroźniejszych zabójców zachodnich społeczeństw?
Ważne, że wyniki badań krwi są „w normie”. ?
Oczywiście ktoś może powiedzieć, że badania wskazują jedynie na powiązanie, na korelację, a nie na związek przyczynowo-skutkowy. Jednak inne dostępne badania wskazują na polepszanie się zdrowia w momencie obniżenia poziomów ferrytyny.
Trudno więc uznać, że wszystko to jest dziełem jedynie przypadku. Nie da się ukryć, że żelazo jest najbardziej niedocenianym i najczęściej pomijanym czynnikiem wpływającym długoterminowo na ludzkie zdrowie, procesy starzenia się i długowieczność.
Jakie poziomy ferrytyny powinniśmy uznać za bezpieczne dla przewlekłego zdrowia biorąc pod uwagę ogrom dostępnych badań naukowych?
Odpowiedź na to pytanie będzie nieco spekulatywna. Ponieważ żelazo jest potrzebne do wzrostu i rozwoju, to na pewno obniżanie poziomu ferrytyny jest nie dla dzieci, nastolatków czy kobiet w ciąży i karmiących.
Kobiety w wieku rozrodczym (miesiączkujące) jak wynika ze statystyk mają poziom ferrytyny średnio 35, co jest poziomem bezpiecznym.
P.D. Mangan, autor książki „Dumping Iron: How to Ditch This Secret Killer and Reclaim Your Health” na podstawie której powstał niniejszy artykuł sugeruje, że w świetle najnowszych doniesień całkowicie bezpieczne pod kątem chorób cywilizacyjnych poziomy ferrytyny byłyby w granicach 20-40 dla kobiet i 50-70 dla mężczyzn.
W tych granicach możemy nie martwić się zarówno o nadmiar jak i o niedobór żelaza. Lekarze zajmujący się medycyną ortomolekularną zalecają regularną kontrolę poziomu ferrytyny.

Co zrobić jeśli zgromadziliśmy w ustroju zbyt dużo żelaza?

Pomijając interwencje medyczne (jak wykonywane pod kontrolą lekarza zabiegi flebotomii czy chelatacji z użyciem dożylnie podanych  środków farmakologicznych) oraz oczywiście honorowe krwiodawstwo (do którego należy się zakwalifikować, a więc dysponować dobrym zdrowiem) jest parę rzeczy, które można zrobić w domu.

Najpierw jednak należy wykonać badanie krwi i upewnić się jakie mamy poziomy tych naszych zapasów żelaza czyli ferrytyny, pamiętając o tym, że czasem ferrytyna może wyjść w badaniu fałszywie wysoka, np. podczas zapalenia, infekcji lub w warunkach tzw. niedokrwistości chorób przewlekłych (czyli np. w chorobach autoimmunologicznych lub niektórych nowotworowych) ferrytyna jest wówczas wysoka podczas gdy żelazo jest niskie, podobnie jak transferyna.

Warto poradzić się (mądrego) lekarza jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości co do analizy i interpretacji naszych wyników badań.

Objawy nadmiaru żelaza są bardzo podobne do anemii: ogólne osłabienie, apatia, szarawy odcień skóry, cienie pod oczami, bóle stawów, uczucie zmęczenia, obniżone libido, często zły stan psychiczny.

W tej sytuacji można dojść do wniosku, że „to pewnie brak żelaza” i samodzielnie zaaplikować sobie suplement dostępny bez recepty. Nigdy tego nie róbcie!

Suplementacja żelazem powinna zawsze i w każdym wypadku odbywać się tylko pod kontrolą lekarza, na podstawie wykonanych badań krwi.

Również wiele multiwitamin zawiera żelazo – należy pilnie czytać etykiety i w razie czego wybrać multiwitaminę bez żelaza.

O domowych sposobach na kontrolowanie żelaza (szczególnie dla mężczyzn oraz kobiet po menopauzie, bo te dwie grupy potrzebują takiej kontroli najbardziej) napiszę dokładniej już wkrótce.

 

Pomocne linki:

1. Weinberg E. D. „Tobacco smoke iron: an initiator/promoter of multiple diseases.”, Biometals. 2009;22:207–210. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/18704272

2. M. Herman, P. Kościelniak „Analytical evaluation of the iron transfer from cigarette tobacco to human body.”, NUKLEONIKA 2004;49 (Supplement 1): S39−S42 [link pdf]

3. Forte G. et al. „Metals in plasma of nonagenarians and centenarians living in a key area of longevity.” , Exp Gerontol. 2014 Dec;60:197-206. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/25446984

4. Ellervik C. et al. „Total and cause-specific mortality by moderately and markedly increased ferritin concentrations: general population study and metaanalysis.”, Clin Chem. 2014 Nov;60(11):1419-28. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/25156997

5. Sullivan J.L. „Are menstruating women protected from heart disease because of, or in spite of, estrogen? Relevance to the iron hypothesis.”, American Heart Journal 2003 Feb;145(2):190-4. [link pdf]

6. Milman N. et al. „Iron Status Markers, Serum Ferritin and Hemoglobin in 1359 Danish Women in Relation to Menstruation, Hormonal Contraception, Parity, and Postmenopausal Hormone Treatment”, Ann Hematol 65 (2), 96-102. 8 1992. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/labs/articles/1511065/

7.  Salonen J.T. et al. „Donation of blood is associated with reduced risk of myocardial infarction. The Kuopio Ischaemic Heart Disease Risk Factor Study.”, Am J Epidemiol. 1998 Sep 1;148(5):445-51. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/9737556. Pełen tekst [link pdf].

8. Meyers D.G.  et al. „Possible association of a reduction in cardiovascular events with blood donation.”, Heart. 1997 Aug; 78(2): 188–193. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC484902/

9. Salonen J.T. et al. „High stored iron levels are associated with excess risk of myocardial infarction in eastern Finnish men.”. Circulation. 1992 Sep;86(3):803-11.

10. Zacharski L.R. „The Statin–Iron Nexus: Anti-Inflammatory Intervention for Arterial Disease Prevention”, Am J Public Health. 2013 April; 103(4): e105–e112. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC3673278/

11. Sullivan J.L.  „Iron in arterial plaque: modifiable risk factor for atherosclerosis.”, Biochim Biophys Acta. 2009 Jul;1790(7):718-23. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/18619522

12. Zacharski L.R. „Decreased Cancer Risk After Iron Reduction in Patients With Peripheral Arterial Disease: Results From a Randomized Trial”, J Natl Cancer Inst (2008) 100 (14): 996-1002. https://academic.oup.com/jnci/article/100/14/996/917996/Decreased-Cancer-Risk-After-Iron-Reduction-in

13. Ohara T. et al. „Iron control is a novel therapeutic target of cancer stem cells”, Cancer Research 75.15 Supplement (2015): 4243-4243. https://cancerres.aacrjournals.org/content/75/15_Supplement/4243

14. Toyokuni S. „Role of iron in carcinogenesis: cancer as a ferrotoxic disease.”, Cancer Sci. 2009 Jan;100(1):9-16. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/19018762

15. Connor J.R.  „A histochemical study of iron, transferrin, and ferritin in Alzheimer’s diseased brains.”, J Neurosci Res. 1992 Jan;31(1):75-83. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/1613823

16. Xu Q. et al. „Neuroprotective effect of the natural iron chelator, phytic acid in a cell culture model of Parkinson’s disease.”, Toxicology. 2008 Mar 12;245(1-2):101-8. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/18255213

17. Gabrielsen J.S. et al. „Adipocyte iron regulates adiponectin and insulin sensitivity.”, J Clin Invest. 2012 Oct;122(10):3529-40. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/22996660

18. Houschyar K.S. et al. „Effects of phlebotomy-induced reduction of body iron stores on metabolic syndrome: results from a randomized clinical trial”, BMC Med. 2012 May 30;10:54. https://bmcmedicine.biomedcentral.com/articles/10.1186/1741-7015-10-54

19. ED Weinberg, „Iron availability and infection.”, Biochim Biophys Acta. 2009 Jul;1790(7):600-5. https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pubmed/18675317