Mit o wyższości białek zwierzęcych nad roślinnymi jest publicznie bardzo uporczywie podtrzymywany (finansowany) przez przemysł mięsny i nabiałowy, niestety nie ma przełożenia na rzeczywistość (vide zatłoczone, przychodnie, nie nadążające leczyć szpitale i tabuny ciężko schorowanych, nawet nie tak całkiem starych ludzi).

Przy współpracy systemu edukacyjnego dzieci uczą się o tym w szkole, a przy współpracy mediów ten mit jest ciągle żywy i podsycany!

Zastanów się:
❓ czemu jesteśmy bombardowani reklamami produktów zwierzęcych (nabiału, parówek, fast foodów), nafaszerowanych cukrem i chemią słodyczy i napojów gazowanych, czipsów, piwa, kartonowych pseudo-soków i… lekarstw? Czy ludzie spożywają te reklamowane rzeczy z powodu reklamy, czy też może są one jednak dla organizmu ludzkiego uzależniające? Kto tu z nami gra w kulki? 

❓ czemu nie widzimy reklam organicznych jabłek, pełnych białka migdałów albo soli himalajskiej zawierającej 84 niezbędne nam do życia pierwiastki? Czyżby były one aż tak niezdrowe? A może to one uzależniają i należy je tępić i nie wystawiać na widok publiczny?

Znasz kogoś uzależnionego od jabłek? Bo ja nie, ale znam wiele osób uzależnionych od degradujących nasze ciała i umysły słodyczy, kawy, piwa, mięsa i nabiału, coli, leków, fastfoodów i czipsów. Kto tu z nami gra w kulki?

❓ dlaczego jesteśmy poddawani notorycznemu praniu mózgu, że niby wszystko w sklepach jest takie pyszne i zdrowe, a ludzie padają jak muchy na zawały, raka, cukrzycę i wylewy (w skali jeszcze 50 lat temu nie do pomyślenia!), masowo zatykają im się arterie i przestają pracować trzustki, żołądki lub wątroby, masowo psują im się zęby, masowo tyją i z reguły starzeją się ok. 60-tki o ile jej dożyją? Kto tu z nami gra w kulki?

Pytam się – co się takiego wydarzyło przez ostatnie 50 lat, że nas to dotyka, pomimo skoku cywilizacyjnego w postaci rozwoju nauki, techniki i medycyny?

Popsuły nam się nagle nasze genialnie urządzone przez Stwórcę ciała czy powariowały nasze zwitki DNA, że nagle w ciągu raptem półwiecza dotykają nas masowo straszne choroby w coraz to młodszym wieku? 

Otóż nie, MY JESTEŚMY OK. Nasze ciała są takie jak tysiąc lat temu! Tylko że to, co wkładamy teraz do ust już takie nie jest!

Mięso nie jest takie jak 50 lat temu, mleko nie jest takie jak 50 lat temu, woda nie jest taka 50 lat temu! Moja babcia przepadała za skwarkami, co niedzielę zabijała koguta na rosół i dożyła do 79. Ale to było kiedyś, a skwarki czy kogut nie były kupne, tuczone przemysłową paszą.

Teraz mięso i nabiał które są w sklepach nie nadają się do niczego. Zwierzęta są hodowane w ścisku, byle szybciej i taniej, żrą byle co, dostają antybiotyki, aby się nie pochorowały i hormony wzrostu, aby były gotowe do uboju w 6 miesięcy a nie 2 lata jak natura każe.

Pisałam niedawno o Mimi Kirk, lat 73 (słownie: siedemdziesiąt trzy), pod tamtym wpisem znajdziesz link do niej na Fejsa, to nie jest wytwór mediów po liposukcji i liftingach, to jest normalna żywa osoba.

Nie jada tkanek zwierzęcych, pieczywa, słodyczy ani nabiału, a zobacz jak wygląda. Jej pożywienie to w 100% raw food, czyli surowe jarzyny i owoce, kiełki, orzechy i nasiona.

Nie namawiam tu nikogo do skrajnego stylu życia czy fanatycznie eliminacyjnej diety. Surojadek podobnie jak ścisły weganin ma zalecaną suplementację potrzebnej naszemu ciału witaminy B12 zawartej głównie w produktach zwierzęcych.

Potrzebujemy jej co prawda raczej niewiele, lecz skoro Stwórca przewidział iż ta witamina jest nam potrzebna, to  raczej nie miał na myśli, że będziemy ją dostarczać poprzez tabletkę, prawda?

Skoro nie było to zamiarem Stwórcy, to nie jest to zgodne z naturą, podobnie jak nie jest zgodne z naturą opychanie się po kilka razy dziennie produktami zwierzęcymi (zawierającymi B12), ponieważ nie potrzebujemy aż tak dużej ilości tej skądinąd cennej witaminy oraz możemy ją dosyć długo magazynować w naszej wątrobie.

Każda przesada szkodzi! Jednak jestem przekonana, że właśnie to, co zjada Mimi Kirk – jarzyny i owoce, kiełki, orzechy i nasiona – powinno stanowić podstawę piramidy żywieniowej każdej istoty ludzkiej chcącej dożyć w zdrowiu sędziwego wieku.

Biochemik Colin Campbell przeprowadził długoletnie badania na kilku tysiącach osób, aby stwierdzić, że białka zwierzęce najlepiej wykluczyć z diety jeśli chce się żyć zdrowo i długo, wolnym od raka i chorób serca, a przynajmniej nie powinny one przekraczać kilku procent całości menu (polecam gorąco przeczytanie jego napisanej prostym i uczciwym językiem książki „Nowoczesne zasady odżywiania. Przełomowe badania wpływu żywienia na zdrowie”).

I to by się zgadzało z tym jak odżywiają się ludy długowieczne, o czym za chwilę.

W oficjalnej piramidzie żywieniowej prym wiodą tymczasem przetworzone ludzką ręką zboża (chleby, makarony itd.), a stworzone przez Matkę Naturę warzywa i owoce dopiero… na drugim (!) miejscu.

Zaraz potem wskazane są jako niezbędne 1-2 razy dziennie kolejne, podobnie jak zboża zakwaszające  ustrój pokarmy takie jak nabiał, jaja i mięso, a oleje roślinne są na szczycie piramidy, czyli do okazjonalnego spożycia.

Kiełków i orzechów brak, a jako źródło cennych kwasów Omega-3 ludziom podstawia się pod nos szeroko reklamowaną w TV „wzbogaconą o Omega-3” margarynę, czyli utwardzany przemysłowo tłuszcz roślinny, zaś eksperci ustami mediów zalecają nam jeść… ryby, choć siemię lniane i nierafinowany olej lniany zawiera Omega-3  kilkadziesiąt razy więcej niż ryby!

Ktoś tą obecnie obowiązującą piramidę pseudożywieniową wymyślił i ją propaguje jako „zdrową”, mimo dramatycznego stanu zdrowotnego milionów ludzi na tej planecie, które się NIE POPRAWIA, tylko degraduje – dokarmiając tylko nienasycony przemysł farmaceutyczny.

Kto tak sobie igra z naszym życiem i zdrowiem, wciskając ciemnotę na temat tego czym i ile razy dziennie powinniśmy karmić nasze ciała?

Tak wygląda oficjalna piramida żywieniowa, czyli zakwaszający ustrój obraz nędzy i rozpaczy.
? [Aktualizacja styczeń 2016] wchodzi w życie nowa piramida żywieniowa, która (w końcu!) umiejscowiła warzywa i owoce na pierwszym miejscu zamiast produktów zbożowych! HURRA!

Owszem, żyjemy dłużej, ale cierpimy bardziej niż kiedykolwiek, z wyjątkiem pierwszych 30-40 lat życia, kiedy od Natury mamy jeszcze zapas energii witalnych danych nam przy naszym narodzeniu przez Stwórcę, więc jeszcze jest fajnie.

Potem jest już coraz gorzej i większość ludzi ląduje w czarnej d*pie czyli w przychodniach i szpitalach, choć naukowcy mówią, że natura zaprojektowała naszą żywotność do 120 lat, a biblijny Matuzalem dożył 969 lat  – niestety nie wiadomo co jadł, a szkoda!

A może żywił się praną jak indyjscy mnisi?

Czy dalej zatem chcemy – kurczowo trzymając się tradycyjnych, wciskanych nam nachalnie na każdym kroku jako prawdę objawioną wzorców – dalej tak żyć (niby dłużej, ale jednak jakoś jakby bardziej parszywie) – my, a tym bardziej zrodzone z nas następne pokolenia, czy też w końcu, zanim będzie za późno, pójdziemy po rozum do głowy dostrzegając, że czas nareszcie zmienić coś, co jak się okazuje NA DŁUŻSZĄ METĘ NIE DZIAŁA?

Wybór należy do Ciebie. 

Znani z długowieczności Hunzowie, tybetańscy lamowie czy Abchazowie nie odrzucają całkowicie pożywienia pochodzenia zwierzęcego, lecz spożywają bardzo niewielkie ich ilości. Mięso to w ogóle „od święta”, podobnie jak wino.

Najbardziej naturalnym i sprzyjającym długowieczności wydaje się być zatem stosowany przez nich od pokoleń sposób żywienia, oparty na proporcji 80/20 , tzn. 80 % alkalizujących organizm, w miarę możności jak najmniej przetworzonych jarzyn, owoców, orzechów, kiełków i nasion oraz 20 % pozostałych produktów (zbóż, miodów, przypraw ziołowych oraz niewielkiej ilości produktów odzwierzęcych jak mleko, masło czy jogurt, lecz z wyłączeniem cukru i białej mąki). 

Reasumując: komu należy zaufać bardziej – Hunzom z ich pozytywnym stylem życia w zgodzie z naturą, dożywającym w zdrowiu i jasności umysłu 100 lat, czy naszym  lekarzom i dietetykom, wmawiającym nam, że częste spożycie produktów odzwierzęcych jest niezbędne dla naszego zdrowia i jak nie będziemy jeść codziennie białka zwierzęcego (mięso, jaja, nabiał) to czekają nas niechybnie niedobory, bo przecież roślinne białko jest fe, tylko zwierzęce jest cacy?

Doprawdy? Niech to powiedzą jakiemuś Hunzowi, pewnie umarłby ze śmiechu. 🙂