Najlepszym źródłem wszelkich witamin jest zawsze natura, a nie suplementy. Dotyczy to również witaminy D3: ta pozyskiwana ze słońca jest najzdrowsza i utrzymuje się w naszej krwi 2-3 razy dłużej niż witamina D3 przyjęta z suplementu (fachowo mówi się, że pozyskana ze słońca witamina D ma dłuższy biologiczny okres półtrwania).
Przy czym przedawkowanie witaminy D pozyskanej ze słońca nie jest możliwe. Jeszcze krótszy biologiczny okres półtrwania ma witamina D2 (zawarta w roślinach, np. leśnych grzybach)
Zimowa pora roku wymusza jednak na nas sięganie po suplement witaminy D3.
Często jesteśmy przy tym straszeni (przez media, a nawet i lekarzy) możliwym (i w opinii wielu ludzi szybkim) przedawkowaniem tej witaminy, a zalecane dzienne dawki są określane niezwykle ostrożnie – maksymalnie 2000 IU (50 mcg) dziennie dla osoby dorosłej (przeciętna masa ciała 70 kg, dla otyłych dwa razy tyle).
Wiele osób w obawie przed przedawkowaniem nieufnie może więc podchodzić do suplementacji lub wręcz uważać, że wystarczającą dawką jest ta znajdująca się zazwyczaj w aptecznym preparacie multiwitaminowym – 5 mcg (czyli 200 IU) z mylącym dopiskiem obok – 100% dziennego zapotrzebowania.
W rezultacie wiele osób kursuje pomiędzy lekarzami różnych specjalności zawracając im głowę, podczas gdy cierpi na klasyczne objawy niedoboru słonecznej witaminy (nasilające się szczególnie w porze zimowej), takich jak:
– osłabiona odporność (infekcja goni infekcję, a stany zapalne w różnych częściach ciała wydają się nigdy nie kończyć),
– zaburzenia pracy układu pokarmowego (zgaga, refluks, wrzody, zapalenie jelit, kiepskie trawienie, helicobacter, nietolerancje pokarmowe np. na produkty zbożowe itp.),
– zaostrzenie lub pojawienie się alergii,
– obniżony nastrój (depresja), a nawet „słyszenie głosów” charakterystyczne dla zaburzeń psychicznych,
– apatia (przewlekłe zmęczenie i znużenie), nudności, senność,
– bezsenność lub kiepski sen w nocy,
– szumy uszne,
– drgania powieki,
– skurcze mięśni łydek (szczególnie nocne),
– bolesne skurcze stóp,
– mrowienia i drętwienia kończyn, ich większa podatność na marznięcie (lodowate stopy lub dłonie),
– objawy zespołu niespokojnych nóg,
– bóle mięśniowo-kostne (kręgosłup, „korzonki”, mięśnie, stawy, ścięgna),
– wzmożone napięcie mięśni (szczególnie karku),
– drżenia mięśni (odczuwane jako wibracje lub fascykulacje),
– objawy ortostatyczne (zawroty głowy, objawy przypominające chorobę Menier’a),
– częste bóle głowy,
– ogólne osłabienie i szybkie męczenie się (aktywność fizyczna wzbudza niechęć),
– słaba koncentracja, roztargnienie, otumanienie, osłabienie pamięci,
– „słabe nerwy” (nerwica, mała odporność na stres)
– problemy z ciśnieniem krwi (za niskie, za wysokie, skaczące),
– problemy z utrzymaniem prawidłowego poziomu cukru we krwi (insulinooporność, stany przedcukrzycowe, w końcu cukrzyca typu 2), problemy z utrzymaniem prawidłowej masy ciała.
Nie wspominając już o takich bardziej „kosmetycznych” przypadłościach jak wzmożona potliwość (również w nocy podczas snu), trądzik i inne problemy ze skórą, wzmożone wypadanie włosów czy też kruche, łamliwe paznokcie.
Oraz oczywiście tzw. „uczulenie na słońce” samo w sobie – to nic innego jak klasyczny objaw przewlekłego niedoboru słonecznej witaminy.
Niestety nie można żyć niczym zombie. To się zemści prędzej czy później.
Wszystko bowiem co zostało obdarzone życiem potrzebuje słońca: rośliny, zwierzęta i my, ludzie – od poczęcia aż do śmierci.
Nie bez powodu natura obdarzyła nas receptorami dla witaminy D w niemal każdej komórce naszego ciała.
A rozmiękanie kości czyli osteomalacja (zwana krzywicą jeśli występuje u dzieci) i u osób starszych osteoporoza?
Owszem, wszyscy wiedzą, że choroby metaboliczne kości też są skutkiem niedoboru witaminy D (i jednocześnie wapnia, który bez niej nie wchłania się jak należy), ale to jedynie wierzchołek góry lodowej spośród wszystkich objawów przewlekłego niedoboru słońca.
Nietrudno zresztą sprawdzić to u siebie nawet samodzielnie: należy kciukiem ucisnąć mostek – duża bolesność w tym miejscu świadczyć może o rozmiękaniu kości, bowiem – jak pisze w swojej książce „Zdrowie w 7 dni. Sukces terapii witaminą D” niemiecki lekarz-praktyk, dr Raimund von Helden – to właśnie mostek i kości czaszki jako pierwsze ulegają rozmiękaniu w przypadku krzywicy (u dzieci) lub osteomalacji (u dorosłych).
Dr von Helden należy do tych nielicznych lekarzy, którzy najpierw każą pacjentowi osiągnąć najszybciej jak to możliwe (w tydzień do dwóch – dzięki megadawkom dopasowanym do masy ciała i aktualnego niedoboru) optymalny poziom witaminy D (co w wielu wypadkach okazuje się wystarczające) i go następnie odpowiednio dobranymi dawkami podtrzymującymi utrzymać w czasie, a dopiero jeśli to nie pomaga (ale najczęściej pomaga – w znacznym stopniu), to dopiero wtedy wyciąga pozostały arsenał broni medyczno-farmaceutycznej.
Jednym słowem najpierw zatankujemy przyzwoicie witaminę D, a potem się zobaczy czy coś jeszcze mamy do zrobienia. 🙂
Obecnie praktykuje w Lennestadt w Niemczech, od 20 lat żaden z jego pacjentów poddanych terapii megadawkami witaminy D według zaproponowanej przez niego metody nie doznał uszczerbku na zdrowiu, za to wielu to zdrowie odzyskało (opisy przypadków w książce, tabelka dawkowania również).
Przy okazji ważna informacja: negatywnie na poziom naszej witaminy D wpływa też palenie papierosów. Palacze szybciej tracą swoją witaminę D, bowiem witamina D jest zużywana do procesów naprawczych w ustroju.
Nie wszystkie objawy niedoboru witaminy D muszą wystąpić naraz i nie wszystkie są identyczne lub tak samo nasilone u każdego.
Część z nich jak nietrudno zauważyć kojarzy się nam z niedoborem magnezu i/lub wapnia. Jednak często nie ustępują po suplementacji magnezu ani wapnia.
W istocie wiele osób ma jednocześnie niedobór zarówno witaminy D jak i wapnia oraz magnezu, a niedobory te nakładają się na siebie.
Co prawda po rozpoczęciu suplementacji wzrost poziomu witaminy D (już od ok. 34 ng/ml) spowoduje zoptymalizowanie przyswajania wapnia z przewodu pokarmowego, lecz wtedy często mogą wystąpić (lub pogłębić się) towarzyszące suplementacji witaminą D objawy niedoboru magnezu.
A bez magnezu ani rusz! Magnez jest potrzebny aby witaminę D3 w każdym przypadku prawidłowo przyswoić (nawet tę ze słońca, bowiem synteza skórna również jest magnezozależna [klik].
Wniosek nasuwa się sam: samo wychodzenie na słońce bez filtrów nie zawsze wystarczy by efektywnie dokonać syntezy witaminy D w skórze, a branie samego suplementu D3 może nie wystarczyć by ją poprawnie nasz ustrój wykorzystał jeśli nie mamy magnezu [klik]).
Często w związku z tym zaleca się łączyć suplementację tych trzech składników odżywczych: witaminy D3, magnezu oraz wit. K2 (spełniającej pozytywną rolę w zapobieganiu ewentualnym zwapnieniom tkanek miękkich).
Obecność kofaktorów pozwala też wyeliminować ewentualne „uboczne skutki” suplementacji witaminą D (np. pojawienie się drgania powiek, skurczów mięśni itp., o licznych objawach niedoboru magnezu i związanych z tym skutkach zdrowotnych pisałam szerzej tutaj: [klik]).
To jak jest naprawdę z tym przedawkowaniem witaminy D?
Prawdziwe przedawkowanie witaminy D to zjawisko niezmiernie rzadkie (gdy poziom jej przekracza 150 ng/ml robi się niebezpiecznie, zaś poziom 200, a w/g innych badaczy 300 ng/ml uważa się za stricte toksyczny).
Rzadkie nawet przy intensywnej (byle prowadzonej z głową) suplementacji. I tylko przy suplementacji.
Nie jest bowiem możliwe przedawkowanie gdy witamina D jest pozyskiwana drogą syntezy skórnej (ekspozycja na słońce), ani też gdy pozyskujemy ją z pokarmów (np. tłuste ryby morskie czy żółtka jaj – zresztą witaminy D jest w pokarmach stosunkowo niewiele).
Można przedawkować witaminę D3 jedynie przyjmując ją w postaci suplementu (doustnie lub jako zastrzyk) i teoretycznie każdy suplementujący może być na to narażony, lecz w tym celu należałoby przyjąć olbrzymią (nieprawdopodobnie wielką, liczoną w milionach IU) dawkę jednorazowo albo też przyjmować w niekontrolowany sposób bardzo duże dawki suplementu przez długi czas – liczony nie w dniach, lecz w tygodniach.
Jak duże dawki i przez jaki długi czas? Infografika poniżej pomoże rozwiać wątpliwości.
Jak widać nawet dzienne dawki rzędu 10 tys. IU podawane przez wiele tygodni nie wykazały toksyczności w badaniach klinicznych (jak wiadomo już pół godziny na słońcu w bikini bez kremów z filtrami potrafi wyprodukować nawet więcej IU).
Zdaniem niektórym naukowców obecnie wyznaczony oficjalnie górny limit bezpiecznej dziennej dawki został ustalony zbyt ostrożnie na 2 tys. IU, sugerują oni podniesienie tego limitu do 10 tys. IU: https://ajcn.nutrition.org/content/85/3/649.full
Oczywiście nie znaczy to, że każdy zawsze i wszędzie będzie potrzebował przez cały rok aż 10 tys. IU, żeby była jasność.
Nie ma jednej optymalnej dawki witaminy D (czy w ogóle żadnej innej) dobrej dla każdego, ponieważ wpływ na indywidualne zapotrzebowanie ma wiele czynników.
Jeśli ktoś ma aktualnie optymalny poziom witaminy D (za optymalny przyjmuje się ten w „środkowej normie”, czyli ok. 50-70 ng/ml), to wystarczą mu dawki mniejsze (2-5 tys. IU zimą, latem mogą być one jeszcze mniejsze).
Jeśli jednak chodzi o bezpieczeństwo witaminy D, to ma ono bardzo szeroki margines: brak obserwowanych efektów ubocznych w badaniach klinicznych stwierdzono przy zastosowaniu:
2 mln IU dziennie przez 1 tydzień,
200,000 IU dziennie przez 10 dni,
150,000 IU dziennie przez 2 tygodnie,
85,000 IU dziennie przez 4 tygodnie,
50,000 IU dziennie przez 5 tygodni.
Odczuwane zaś „skutki uboczne” witaminy D czy też „nadwrażliwość” przy braniu stosunkowo niewielkich dawek przez ludzi ogólnie zdrowych to w rzeczywistości najczęściej skutek nie tyle toksycznego poziomu witaminy D w ustroju, ile niedoboru kofaktorów – czynników współpracujących z witaminą D.
Najważniejsze są jak się wydaje dwa z nich: witamina K2 oraz magnez.
Niektórzy badacze wskazywali też na witaminę A (retinol, nie beta-karoten będący prowitaminą A) jako korzystny kofaktor, jednak okazuje się, że o ile mała ilość wspiera witaminę D, to już większa ilość retinolu nie jest korzystna: konkuruje on z witaminą D przyczepiając się do tych samych receptorów heterodimerycznych zmniejszając przez to korzyści czerpane z witaminy D.
W związku z tym w świetle obecnych ustaleń naukowych specjaliści od witaminy D nie zalecają już na dłuższą metę „staromodnej” metody uzupełniania niedoborów witaminy D tranem (zawierać on może za dużo retinolu).
Reasumując: toksyczność witaminy D jest oczywiście faktem potwierdzonym badaniami naukowymi i przy ekstremalnie wysokich dawkach zachodzi, jednak przy rozsądnej suplementacji nam nie grozi.
Dużo groźniejszy jest zbyt niski poziom witaminy D powodujący opisane wyżej przykre symptomy (ze strony głównie układu mięśniowo-kostnego, nerwowego czy pokarmowego) ciągnące się czasem całymi latami.
Pobierz darmowy fragment mojej książki “10 Najpotężniejszych protokołów witaminowych”, rozdział 3 – protokół doustnego stosowania witaminy C, opracowany przez doktora R. Cathcarta ?
Pomocne linki:
1. Infografika oraz linki do stosownych badań: https://www.vitamindwiki.com/Overview+Toxicity+of+vitamin+D
2. Prezentacja doktora R. von Heldena „Definition of Acute Vitamin D Deficiency Syndrome”: https://www.vitamindelta.de/component/content/article/372-definition-of-acute-vitamin-d-deficiency-syndrome.html
3. Książka „Zdrowie w 7 dni. Sukces terapii witaminą D”, autor dr Raimund von Helden.
Naturoterapeutka i pedagog, autorka książek, e-booków i szkoleń, założycielka Akademii Witalności, niestrudzona edukatorka, promotorka i pasjonatka zdrowego stylu życia. Autorka podcastu „Okiem Naturopaty”. Po informacje odnośnie konsultacji indywidualnych kliknij tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/naturoterapia-konsultacje/
Ava napisał(a):
A jesli chodzi o dr Raimund von Helden „„Zdrowie w 7 dni. Sukces terapii witaminą D” to na tej stronie https://docer.pl/doc/5x0cn5 poniżej okienka z za dużym plikiem jest opcja pobrania dokumentu w pdf.. Taki mały apetizer!!!
Nanib napisał(a):
Jak zwykle świetny tekst. Piszesz wciąż o tym samym, ale mimo to każdy tekst jest wyjątkowo wartościowy, wnosząc cos nowego do tematu.
Nie wiem czy mam racje, ale mnie się wydaje, że bardziej naturalnie jest się niczym nie suplementować, chyba że jesteśmy w momencie wzmożonego zapotrzebowania (np. choroba, operacja). Skoro matka natura daje nie daje nam tyle wit D to być może nie ma potrzeby brać jej tyle bez powodu. Przy zmianie życia na zdrowy kupiłem dużo wit C i D, żeby uzupełnić niedobory, a teraz stawiam na słońce, a zimą przestawiam się na grzyby i ryby.
Sama witamina nie jest toksyczna w odpowiednich dawkach i nie ma się czego bać, ale warto zwracać uwagę (zwłaszcza w tabletkach) na pewno może być wiele śmieci.
Tak samo obawiam się czy codzienne stosowanie wit C do żywności nie uszkodzi szkliwa i zbytni nie zakwasi/podrażni organizmu.
Co myślisz Marleno na ten temat?
Choć nasi przodkowie się nie suplementowali to ostatnio spotkałem się z argumentem, że dzisiejsze owoce i warzywa są kilka razy mniej bogate w substancje niż te z dawnych badań i ciężko jest zaspokoić potrzeby żywnością, co jest jednak mocno przekonującym argumentem. Zastanawiam się czy to nie chwyt marketignowy jak ze szkodliwością owoców przywieziony z zatrutego toksynami zachodu, a u nas nie jest tak źle czy może to jednak prawda. Wiesz coś na ten temat?
Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Wiem coś na ten temat i to z pierwszej ręki, czyli doświadczeń na własnej skórze. Co do opowieści o mało wartych dzisiejszych warzywach i owocach (lub alternatywnych opowieści, iż są strasznie zatrute pestycydami, więc są szkodliwe), to ja zawsze odpowiadam, iż właśnie na takich najtańszych i najzwyklejszych marketowych warzywach i owocach wyzdrowiałam. Na początku nie miałam dostępu do tych ekologicznych ani własnego ogródka.
Pewnie te z własnego ogródka, hodowane na dobrym kompoście itd. zassają więcej z gleby składników mineralnych, ale to jeszcze nie znaczy, że te ze sklepu są już nic nie warte. Albo „zatrute”. Tak po prostu nie jest. Zwykłe najtańsze warzywa i owoce z pobliskiego warzywniaka czy marketu ani mnie nie zabiły ani nie odebrały mi resztek zdrowia, wręcz przeciwnie! 🙂
Więc ja w te opowieści już nie wierzę, natomiast jestem przekonana, iż należy zwyczajnie zjadać warzyw i owoców wystarczająco dużo aby poczuć efekt. Czyli nie w formie przystawki lub ozdoby lecz w formie dania głównego. Gdzieś czytałam, że przeciętnie w Polsce zjada się rocznie ok. 150 kg warzyw i owoców na głowę (głównie pewnie ziemniaków), podczas gdy np. w Grecji ok. 400 kg na głowę. Dlatego oni jedząc 3 razy tyle warzyw i owoców (plus dużo ryb) mają swoją Niebieską Strefę, a my nie. Oprócz ryb mają też zdecydowanie więcej słońca jako źródło witaminy D.
Z tego badania wynika (ale badano tylko kilka wybranych ryb), że bogatą w witaminę D3 rybą (ponad 900 IU w 100 g) jest dziki łosoś: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2698592/
Ryba smażona nie jest przy tym dobrym pomysłem. Smażenie powoduje utratę przeszło połowy witaminy D. Najlepiej jeść na surowo (sushi?) albo na parze gotować, być może też wędzenie na zimno nie powoduje utraty dużych ilości witaminy D.
Myślę też, że zawartość witaminy D może nie być stała przez cały rok w żadnym organizmie żywym, podlegać może sezonowym fluktuacjom, więc pora połowu może również mieć znaczenie, podobnie jak gatunek ryby (są różne gatunki makreli, śledzia, tuńczyka, łososia itd. i różnią się zawartością witaminy D) czy akwen z którego pochodzą. Stąd być może biorą się różnice w przedstawieniu zawartości witaminy D na przykład w śledziach, gdzie jedne źródła podają 800 IU na 100 g , a inne ok. 200.
Jeśli chodzi o witaminę D to mimo wszystko tutaj zrobiłabym wyjątek: obstaję przy suplementach (nie suche tabletki, ale krople lub kapsułki przezroczyste), szczególnie zimą – w naszej szerokości geograficznej. Ryby owszem, ale jako dodatek, skoro nigdy nie wiemy ile tak naprawdę jej stamtąd możemy czerpać.
Witamina C na co dzień ze źródeł naturalnych (7-9 porcji warzyw i owoców dziennie), w przypadku zwiększonego zapotrzebowania dodatkowa suplementacja, natomiast jeśli komuś przeszkadza forma kwasu, to zawsze można ją w domu zbuforować kuchenną sodą by z formy kwasowej zrobić niekwasową.
Ewa napisał(a):
Piszesz, że przestawiłaś się na ryby. Ilości D3 to w nich nie za wiele. Ale za to dużo rtęci.
Poza tym, sprawdź sobie poziom D3 badaniem (25(OH)D3). Przekonasz się, że suplementacja jest w naszym klimacie potrzebna, wręcz niezbędna.
Joanna napisał(a):
Marleno, a wiesz może co będzie powodem zgrzytania zębami w nocy u 11 letniego chłopca? Brak witamin, jakich? Wady zgryzu raczej nie ma, systematycznie chodzimy do stomatologa.
Córka (lat 9) nie ma takich objawów. Dziękuję.
Marlena napisał(a):
Joanno, kiedyś słuchałam wykładu dra Ozimka i on tam mówił, że taki objaw może wskazywać na obecność pasożytów. Zbadaj i zobacz. Witaminę D też dziecku zbadaj – nie zaszkodzi.
Anna napisał(a):
Tez spotkalam sie z opinia pediatry ze zgrzytanie zebami moze wskazywac na pasozyty. Warto to sprawdzic.pozdrawiam
Agnieszka napisał(a):
jaki poziom wit d3 jest toksycczny dla dziecka? 5 lat,dziewczynka ok 23 kg ,witamina oznaczona na 75
Marlena napisał(a):
Nie ma osobnych tabelek toksyczności dla dzieci. I tak jak napisałam w artykule: norma jest do 100 ng/ml, możliwa toksyczność od 150, a powyżej 200 (lub 300, w/g innych badaczy) to już na pewno toksyczność. Natomiast przyjmuje się, iż w granicach do 100 ng/ml jesteśmy w normie, bo ta norma zaczyna się od skromnych 30 (aczkolwiek 30 ng/ml to nie jest nawet poziom umożliwiający optymalne wchłanianie wapnia z przewodu pokarmowego), a kończy się na 100, więc poziom 75 oznacza dobre zaopatrzenie w witaminę D. Poniżej 30 jest niedobór, a od 0-20 ng/ml deficyt.
Zwracajmy też uwagę na jednostki jakie podają nam laboratoria, bo ng/ml to nie jest to samo co nmol/l. Jeśli mieszkamy w UK albo USA to wystąpią te drugie, w Polsce używa się raczej tych pierwszych.
Dorka napisał(a):
Marleno, zgadzam się z objawami braku witaminy D,jeslii chodzi o ból w mostku. Po tym własnie objawie zbadałam poziom tej witaminy i okazało się,że mam po miesiecznej suplementacji poziom…..30. Jako,że ból był dotkliwy, bez naciskania czyli sprawdzania przyjmowałam jej az 30.000 przez 3 miesiące, po tym czasie zbadałam poziom i wynosi on 68. Teraz przyjmuję tylko 2500 i jest ok, ból w mostku minął. Dzięki za wszystkie wskazówki i informacje .Wiem,że nie każdy ma takie samo zapotrzebowanie na witaminy czy minerały,ale ja należę do grupy osób ,które bez supli sobie by nie poradziły. Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Dziękuję, Dorko, za ten komentarz, na pewno będzie użyteczny dla wielu czytelników. Gdy mamy ewidentne objawy niedoboru to nie ma co się bać dawek większych niż zalecane 2000 IU, czy nawet 5 czy 10 tys. IU na dobę. Jeśli mamy głęboki niedobór, to skutkiem ubocznym tak wysokich dawek (rzędu 20 czy 30 tys. IU dziennie) może być szybka tylko poprawa zdrowia! 🙂
A o tym mostku to nie tylko dr von Helden pisał, bo np. dr M. Hollick (ekspert od witaminy D) też pamiętam mówił o tym na wykładzie.
Jan napisał(a):
3 lata temu miałem poziom witaminy D we krwi 10.
Od tamtej pory zażywam Vitrum D3 dwa razy dziennie po 2000 j.
Ostatnie badanie wykazało poziom we krwi 68 – czyli już jest dobrze.
Marlena napisał(a):
Janie, cieszę się. Jak widać gdy chcemy dotrzeć z punktu A do puntu B to możemy wybrać rower lub samolot, rowerem też dojedziemy do celu, ale zabierze nam to baaaardzo dużo czasu. 3 lata to sporo. Dobry poziom można osiągnąć dużo szybciej stosując większe dawki. Nawet 10 tys IU przez wiele tygodni nie czyni krzywdy – mowa o ludziach ogólnie zdrowych, bowiem wyjątkiem mogą być ludzie mający pewne problemy zdrowotne np. z nerkami, wątrobą, gruźlicą, sarkoidozą itp. a wtedy wiadomo, że zarówno leki jak i suplementy przyjmuje się pod okiem swojego lekarza prowadzącego.
user1 napisał(a):
Uwaga, żeby przed badaniem poziomu wit. D nie brać biotyny w suplementach (najlepiej przez 2 dni), bo wyniki mogą być zawyżone. Sporo pieniędzy na badania wit. D wyrzuciłem, zanim się o tym dowiedziałem…
Marlena napisał(a):
Nie znaleziono interakcji pomiędzy biotyną a witaminą D: https://www.drugs.com/drug-interactions/biotin-with-vitamin-d-2926-0-3660-0.html
Czy jednak znaleziono?
Marlena napisał(a):
Tu znalazłam więcej na temat badania wspomnianego przez ConsumerLab: https://www.medpagetoday.com/endocrinology/generalendocrinology/68137, zdaje się jednak, że to było jedno jedyne badanie, nierandomizowane, nie było podwójnie zaślepione i wykonane zostało na zaledwie kilkuosobowej grupce osób.
Dopóki zatem nie ma potwierdzenia innych badaczy (badania randomizowane, z użyciem placebo, podwójnie ślepa próba, na dużych grupach osób, powtarzalne przez inne ekipy badawcze itd.), to można przyjąć, że jest to na razie niedostatecznie udokumentowane, zatem nie ma sensu traktować to jako faktu naukowo dowiedzionego, bo tak nie jest. Póki co.
Gosia napisał(a):
Moja 4 letnia córka poziom wit d3 ma 20,30 ng/ml, jak w miarę szybko mogę podnieść jej ten wynik? Jakie ilości będą rozsądne żeby jej podawać? Po jakim czasie mogę jej znowu sprawdzić czy się podniósł?
Marlena napisał(a):
W książce dra von Heldena znajdziesz całą rozpiskę i instrukcje jak to się oblicza. Musimy mieć takie dane wyjściowe: masa ciała, aktualny poziom witaminy w ustroju. Ewentualnie też bierzemy pod uwagę poziom jak chcemy osiągnąć (zakładamy, że optymalny, czyli ok. 50 ng/ml musi być). Wyliczamy najpierw ile będzie trzeba podawać w fazie terapii intensywnej, a ile potem jako dawka podtrzymująca. Nie ma innych zasad dla dzieci i dla dorosłych – liczy się masa ciała i aktualny poziom witaminy oraz jaki poziom chcemy osiągnąć. Tylko na tej bazie wyliczamy dawki. Ta metoda jest przydatna szczególnie dla kogoś mającego duży deficyt (kilka, kilkanaście ng/ml), ale 20 to wciąż zakres niedoboru.
Luki napisał(a):
Tak jest, witamina D3 bardzo niedoceniana. Dlatego ja codziennie biorę 4000j.m. + K2 i 1000mg (tabletka) witaminy C. W maju pewnie ograniczę witaminę D do 2000j i porzucę witaminę C, bo zaczną sie świeże owoce i warzywa.
Marleno czy znasz jakiś sposób na lekkie przyciemnienie skóry dla faceta? Jesć codziennie np. jedną marchewkę? Bo chciałbym mieć bardziej ciemniejszą karnację, choć ogólnie na cere jem już pestki dyni (cynk), ziarna słonecznika, migdały (wiadomo witamina E) oraz kaszę jaglaną (krzem lub krzemionka). Pozdrawiam zimowo!
Marlena napisał(a):
Luki, jak chcesz mieć „opaleniznę” to spróbuj zatankować porządnie sok z marchwi, tak 3-4 szklaneczki w ciągu dnia. Jak nie masz możliwości picia świeżego soku, to nawet sok typu „Witaminka” marchewkowa z Hortexu zrobi to samo w ciągu kilku dni, choć jest ona pasteryzowanym kartonikowym sokiem i ogólnie zalecam zawsze soki na świeżo w domu w domu wyciskane dla zdrowotności, bo tych nic nie przebije, jednak jeśli zależy nam jedynie na pozyskaniu przejściowej karotenowej opalenizny, to od biedy może być nawet i taki pasteryzowany – sprawdzone wiele lat temu na samej sobie, on też działa i produkuje karotenemię (czyli tę „opaleniznę” – medycznie zjawisko całkowicie nieszkodliwe). Szklaneczka do każdego posiłku (czyli razem 3 szklaneczki, mogą być i 4 skoro kartonik ma pojemność 1 litra) i po paru dniach jesteś opalony jakbyś z Bahamów wrócił! 😉
Jeśli „opalimy” się za mocno albo nam się znudzi, to odstawiamy soczek i kolor skóry wraca do poprzedniego w ciągu kilku dni.
Anna napisał(a):
Witam, mam takie pytanie ile wit. D mozna suplementowac dzieciom. Moja corka wazy 21 kg, cz 1 tabletka dziennie d2000 to nie jest za duzo. Bede bardzo wdzieczna za odpowiedz.
Marlena napisał(a):
To zależy między innymi od aktualnego poziomu witaminy D w ustroju oraz od ilości tkanki tłuszczowej (BMI), bo te 21 kg może być przy różnym wzroście i wtedy jeśli mamy do czynienia z wyższym BMI (nadwaga lub otyłość) to dawki muszą być większe. Przy normalnym BMI i zoptymalizowanym poziomie D dawka będzie mniejsza niż przy otyłości i ostrym niedoborze witaminy D.
Tak czy inaczej dobrze jest monitorować poziom, nawet latem przy ekspozycji na słońce. Bo tak jak napisałam w artykule: niski poziom magnezu może nam nie pozwolić na cieszenie się wysokim poziomem witaminy D nawet latem, skoro synteza skórna jest magnezozależna.
Nasze ciało to cała orkiestra grająca symfonię życia. Nie możemy patrzeć przez pryzmat pojedynczych składników odżywczych.
Iga napisał(a):
Sorry za off topic; bo ja o witaminie C. Czy słyszałaś Marleno o tym, że jednak są bakterie w naszym mikrobiomie które są zdolne produkować wit C!
„For example, there is one species, and forgive me, I don’t remember the name, that actually produces vitamin C. Getting rid of the myth that the human being is crippled, that we cannot make our own vitamin C like other animals can, that we need to take external vitamin C. That’s a complete myth. We have a species of microbes in our gut that actually produces vitamin C out of sugar, and that was a revolution for me when we found out this. ”
A wzięłam to z rozmowy dr Mercoli z Dr. Dietrich Klinghardt z
https://articles.mercola.com/sites/articles/archive/2018/01/03/gut-microbiome-probiotics.aspx i nawet pobrałam transkrypt(poniżej!) dla pewnosci czy się nie przesłyszałam
https://mercola.fileburst.com/PDF/ExpertInterviewTranscripts/Interview-Klinghardt-Sporebiotics-transcript.pdf
To mnie bardzo ciekawi bo jakoś zawsze myślałam, że to chyba nie możliwe aby tak perfekcyjna natura naszego organizmu nie produkowała czegoś tak ważnego dla niego jak witC!? I myślałam że to po prostu nie zostało jeszcze odkryte, tak jak i wiele innych rzeczy! Oczywiscie inna sprawa to czy my mamy w swoim mikrobiomie te rodzaje które wytworzą nam wit C, biorąc pod uwagę zabójczą chemie obecną w żywności…
Marlena napisał(a):
Owszem, nasze mikroby produkują różne rzeczy, ale gdyby taka produkcja witaminy C była dla nas wystarczająca, to marynarze nie umieraliby na szkorbut – dwieście, trzysta i czterysta lat temu (w latach 1600 – 1800 szkorbut był przyczyną śmierci ok. 1 mln. marynarzy). A przecież nie mieli wtedy chemicznego żarcia!
Więc umówmy się: witaminę C pobieramy z owoców i warzyw, zamiast liczyć na enigmatyczne bakterie w jelitach. 😉
Bernadetta napisał(a):
Marleno, czy możesz podać kilka przykładów wit.D3+K2 godnych uwagi, bo sama czuję się bezradna, czytam na forach, ale nie mam zaufania do tego co piszą, pani w aptece też nie ufam. Proszę pomóż!
Marlena napisał(a):
Bernadetto, najlepiej wchłaniane są preparaty w kroplach, które bierzemy pod język i trzymamy chwilę w buzi. Mój ulubiony (o krótkim składzie, bez zbędnych dodatków, GMO i innych „atrakcji”) to witamina D3+K2 w kroplach od dra Jacobsa: https://sklep.akademiawitalnosci.pl/produkt/witamina-d3-k2-krople-20-ml
Na drugim miejscu można postawić kapsułki – te przezroczyste, gdzie witamina zawieszona jest w tłuszczu. Też dobrze się wchłaniają, choć nie tak szybko i dobrze jak preparaty w kropelkach branych pod język. Wybierajmy te o najkrótszym składzie.
I na trzecim miejscu są suche prasowane tabletki/pastylki, których bym unikała – z nimi jest najwięcej kłopotów, bowiem należy brać je z dodatkiem jakiegoś tłuszczu (obie witaminy są rozpuszczalne w tłuszczach, więc biorąc taką suchą tabletkę i popijając ją wodą niewiele skorzystamy).
Jacek napisał(a):
Właśnie dostałem na prezent książkę polecaną przez panią ,, Recepta na leki naturalne”. Przeczytałem dwa rozdziały które mnie interesowały o dnie moczanowej i IBS.Niestety wiedza o autorów o tych chorobach jest nie logiczna.I tak przy IBS zespół rozrostu bakteryjnego jelita na jednej stronie jest napisane aby unikać fruktanów a więc czosnku a na sąsiedniej zalecają jako superreceptę czosnek.Odnośnie dny moczanowej zalecają jako pokarm zapobiegający występowaniu dny jeść sardynki,a przecież to sardynki i szprotki mają najwięcej puryn.Spojrzałem na pokarmy przy cukrzycy zalecają chleby gruboziarniste co jest przez wszystkich negowane.Także aż boję się czytać pozostałe rozdziały aby nie trafić na niekompetencje autorów książki.Już większą wiedzę można uzyskać z miesięcznika ,,O czym lekarz ci nie powie”.Pozdrawiam
Marlena napisał(a):
Ja myślę, aby skupić się na intencjach autorów: chodziło o to by stworzyć poradnik, z którego każdy może wypróbować sposoby, które akurat U NIEGO okażą się skuteczne, a pozostałe ominąć. Bo umówmy się: nie każdy chory na IBS musi koniecznie unikać czosnku (niektórzy trawią go dobrze, a inni nie), tak jak nie każdy cukrzyk MUSI wyłączyć pełnoziarnisty chleb (niektórzy go z powodzeniem jedzą, tylko białe oczyszczone zboża musi wyłączyć KAŻDY, nawet nie-cukrzyk).
Sardynki oprócz puryn mają witaminę D, można po prostu uzupełnić witaminę D z suplementu: w książce dr von Helden podaje też opis przypadku pacjenta któremu dna moczanowa minęła jak tylko porządnie zatankował D.
gajowy napisał(a):
Według publikacji WHO – tak, tam czasami też można znaleźć ciekawe informacje – człowiek fizjologicznie przystosowany jest by głównym źródłem witamny D była jej produkcja przez UV padający na skórę. Źródła dietetyczne (w tym suplementy) są jedynie DOPEŁNIAJĄCE. Stąd brak samoregulacji w poborze przez dietę – dopełniające źródło nie potrzebuje samoregulacji, wystarczy regulacja na głównym. Co więcej, niektórzy ludzie mogą wogóle nie przyswajać witaminy D z diety. I jest to jedyny przypadek gdzie oficjalna medycyna zaleca naświetlanie UV w celu pozyskania tej witaminy. Diagnostyka w tym kierunku jest jednak bardzo rzadko wykonywana.
Ostatnie zdanie to już moja uwaga. Ponadto moim zdaniem, powyższym punkcie widzenia WHO wykazuje pewne sprzeczności między ustaleniami a zaleceniami.
A teraz Pytanie do Marleny:
Czy masz jakiś sposób na miejscowe fotoalergie (wysypka) po naświetlaniu UV?
Ogólnie moja skóra bardzo dobrze reaguje (nie mówiąc o reszcie organizmu) na krótkie, regularne naświetlenia UV z wyjątkiem okolic brzucha (ostatnio je więc zasłaniam).
Marlena napisał(a):
Gajowy, nie mam sposobu na miejscowe fotoalergie, nie miałam z tym nigdy problemu osobiście.
Motylek napisał(a):
To zależy czy opalasz się na słońcu czy w solarium. Alergie słoneczne są do pozbycia się, trzeba oczyścić organizm, np przyjmując chrolellę i witaminy z grupy B-wit B12 czy witaminę C-najlepiej w postaci owoców czy soków owocowych świeżych. Miałam kiedyś wysypkę nawet po kilku minutach na słońcu co było dla mnie okropnie uciążliwe, bo niestety nie mogłam cieszyć się słońcem w lecie ze względu na swędzące krosty głównie dekolt i plecy. Okropność. Ciągle musiałam zasłaniać się chustami, albo nosić T-shirt. Zmieniłam nawyki żywieniowe i w ogóle styl życia i mogę się pochwalić, że będąc w lecie w Grecji nad morzem wreszcie się mogłam cieszyć morzem i cudownym słońcem i piękną opalenizną. A i do tego nie używam żadnych kremów ani do opalania ani do pielęgnacji. Ewentualnie po opalaniu olej kokosowy.
To taki mój przykład. A na solarium to nic nie poradzę, bo nie korzystam 🙂
Ewa napisał(a):
Marleno, tak zupełnie nie w temacie, czym może być spowodowany ból w palcach u stóp i rąk?
Marlena napisał(a):
A może jednak w temacie, bo bóle kostne, stawowe, mięśniowe mogą wynikać z niedoboru witaminy D między innymi.
Jola napisał(a):
Ja z takim zapytaniem bo już nie wiem co mam robić, mąż od kilku lat leczy się na nerwicę lękową która bez przerwy powraca. Psychiatra do którego chodzi moim zdaniem wcale mu nie pomaga, tylko daje prochy, wizyta trwa pięć minut. Czy może kupić mu niacynę i dawkować, proszę o pomoc
Marlena napisał(a):
Może – polecam książkę „Niacyna w leczeniu”, autor dr A. Hoffer, a przy okazji niech sobie sprawdzi poziom witaminy D we krwi, no chyba że pracuje całe lato jako ratownik na plaży albo robotnik na budowie ganiając cały sezon w podkoszulku. 😉
Oprócz tego dieta – niestety ta tradycyjna oparta na oczyszczonych zbożach, nabiale, słodyczach i mięsie jest zwyczajnie chorobotwórcza.
Warzywa i owoce to klucz do zdrowia – polecam świeżo wyciskane w domu soki warzywno-owocowe! Nasz czytelnik Zibi wyszedł dzięki nim z lęków, napadów paniki, depresji i wielu innych niemiłych rzeczy, jego historia tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/zibi-i-jego-historia-powrotu-do-zdrowia-nerwica-ataki-paniki-i-wiele-innych/
nnn napisał(a):
Polecam książkę i film o Sally Pacholok o epidemii niedoborów b12. Materiał na pozwy przeciwko neurologom, psychiatrom, ministrom zdrowia i wielu specjalizacjom lekarskim.
https://www.google.pl/url?q=https://www.amazon.com/Could-Be-B12-Epidemic-Misdiagnoses/dp/1884995691&sa=U&ved=0ahUKEwil_—6sXYAhUIBsAKHSZZBHcQFggcMAA&usg=AOvVaw3kNz-TEtPDICtnhFpfUuqN
nnn napisał(a):
Film po angielsku
https://www.youtube.com/watch?v=OvMxJ6GRBNQ
nnn napisał(a):
Wydanie polskie już dostępne „Niedobór witaminy B12. Ukryta przyczyna wielu poważnych chorób”.
nnn napisał(a):
Strona autorki
https://b12awareness.org/cobalamin-deficiency-criteria-list-risk-score-neurologic-psychiatric-gastrointestinal-hematologic/cobalamin-deficiency-risk-cdr-score/
Marlena napisał(a):
Czytałam swego czasu jej książkę „Could it be B12?”, bardzo dobra!
nnn napisał(a):
Treatment with high dose vitamin B12 been shown to be safe for more than 50 years
Out of fear of overdosing vitamin B12, treatment is often reduced to below the frequency that is needed by the patient, or, even worse, treatment is stopped completely.
As a result, symptoms can reoccur again and again and even become irreversible.
It is very clear this fear of overdosing is based on a misunderstanding. For over 60 years high dose vitamin B12 treatment has been used without any signs of the danger of an overdose.
The Dutch National Health Counsel and the Regional Disciplinary Medical Board of Eindhoven have stated clearly that vitamin B12 is non-toxic.
Clinical research and the treatment for cyanide poisoning have shown that even extremely high doses of vitamin B12 and the serum values that go with it are harmless.
Warto przeczytać całość
https://stichtingb12tekort.nl/wetenschap/stichting-b12-tekort-artikelen/english/treatment-with-high-dose-vitamin-b12-been-shown-to-be-safe-for-more-than-50-years/
i wazny artykuł Carmen Wheatley
A Unified Theory of the Causes of Monoclonal Gammopathy of Unknown Significance (MGUS) and Multiple Myeloma, with a Consequent Treatment Proposal for Long-term Control and Possible Cure
https://orthomolecular.org/library/jom/2002/pdf/2002-v17n01-p007.pdf
Aga napisał(a):
Czy biorąc 5000jm powinnyśmy suplementowac witaminę k? Jeśli tak,to w jakiej dawce?
Marlena napisał(a):
W zasadzie w dowolnej – witamina K2 nie jest toksyczna. W kroplach dra Jacobsa na każdą kroplę 800 IU (20 mcg) witaminy D3 przypada 19 mcg witaminy K2.
Ela napisał(a):
Pani Marleno, mam problem z przyjmowaniem witaminy D3 mimo, że mam jej trochę poniżej polskiej
normy.
Przyjmuję dziennie 1000 jednostek z wit. K2 i wiem , że to jest bardzo mało , jednak gdy tylko podniosę dawkę np do 1500 czy 2000 jednostek po paru dniach podnosi mi się poziom wapnia we krwi i dochodzi do hiperkalcemi.
Mam wtedy sztywnienie mięśni , serce mi się męczy. Jak Pani myśli co jest przyczyną takiego stanu.
Może mi Pani coś doradzi bo na lekarzy raczej nie mogę liczyć.
Marlena napisał(a):
Takie „efekty uboczne” przy witaminie D występują u tych (ogólnie zdrowych) ludzi, którzy mają za małe zapasy magnezu w ustroju. Zatankuj magnez! Bierz razem z witaminą D dużo magnezu (doustnie i w formie przezskórnej). Doustnie unikaj tlenku magnezu bo kiepsko się wchłania, najlepiej brać formy organiczne np. jabłczan, cytrynian.
Ana napisał(a):
Dziękuję za ten artykuł. Od tygodnia przyjmuję 15000 jm Wit D3 Swanson’s + K2 mk7 z natto. Przy 46kg wagi, oznaczenie D3 z krwi na poziomie 15. Dawkę określiłam na podstawie jednego z protokołów opisanych na Pani stronie. Dodatkowo, karmię piersią dwuletnie dziecko 🙂 – czy taka duża dawka D3 może mieć jakikolwiek wpływ na Córeczkę? Ps. Gratuluję przemiany, pasji, bloga i wiedzy! Z wielkim zainteresowaniem czytam Pani bloga! Pozdrawiam!
Marlena napisał(a):
Wzrost poziomu D w ustroju matki spowoduje, że w jej mleku też będzie więcej tej witaminy. Dr von Helden zaleca karmiącym 6400 IU na dobę jako minimum (zakładając, że karmiąca nie ma niedoborów).
Ana napisał(a):
Dziękuję za odpowiedź. Czy poleca Pani jakąś inną szczególną suplementację w trakcie karmienia piersią? Czy są dostępne prace na ten temat, te spoza tzw. mainstreamu? Wg ulotek większości witamin, ich przyjmowanie muszę skonsultować z lekarzem lub jest wręcz niezalecane ;-)!
Marlena napisał(a):
Ano, mogę polecić tę oto książkę: https://sklep.akademiawitalnosci.pl/produkt/ciaza-i-witaminy-przewodnik-ortomolekularny-dla-matki-i-dziecka-helen-saul-case
Jest tu na temat i ciąży, i karmienia i utrzymania zdrowia dziecka.
nnn napisał(a):
FASEB J. 2014 Jun;28(6):2398-413. doi: 10.1096/fj.13-246546. Epub 2014 Feb 20.
Vitamin D hormone regulates serotonin synthesis. Part 1: relevance for autism.
Patrick RP1, Ames BN1.
Author information
Abstract
Serotonin and vitamin D have been proposed to play a role in autism; however, no causal mechanism has been established. Here, we present evidence that vitamin D hormone (calcitriol) activates the transcription of the serotonin-synthesizing gene tryptophan hydroxylase 2 (TPH2) in the brain at a vitamin D response element (VDRE) and represses the transcription of TPH1 in tissues outside the blood-brain barrier at a distinct VDRE.
A więc D3 zwiększa poziom serotoniny w OUN i obniża obciążenie serotoniną poza BBB.
SEROTONINA NIE PRZENIKA BBB, TYLKO TRYPTOFAN. TRANSPORT TRYPTOFANU PRZEZ BBB KONKURUJE Z BCAA. RUCH ( BUDoWANIE MASY MIĘŚNIOWEJ SPRZYJA TRANSPORTOWI TRYPTOFANU DO OUN) – WAŻNA ROLA HYDROKSYLAZ ZALEŻNYCH OD TETRAHYDROBIOPTERYNY(BH4) I B3.
https://selfhacked.com/blog/tetrahydrobiopterin-bh4-role-body-buy/
PRZY NIEDOBORZE D3 BAKTERIE JELITOWE HYDROKSYLUJĄ DUŻĄ CZĘŚĆ TRYPTOFANU DO SEROTONINY, CO NIE JEST DO KOŃCA KORZYSTNE. SEROTONINA JEST ZNANYM CZYNNIKIEM ARYTMICZNYM.
NEUROLOG , CZY PSYCHIATRA SERWUJĄCY SSRI BEZ SPRAWDZENNIA POZIOMU D3 POWINIEN MIEĆ SPRAWĘ KARNĄ O NARAŻENIE ZDROWIA I ŻYCIA PACJENTA.
Jola napisał(a):
Bardzo dziękuje za odpowiedz, pozdrawiam cieplutko i życzę dużo,dużo zdrowia
Marlena napisał(a):
Wzajemnie pozdrowienia, Jolu – dla Ciebie i dla Twoich bliskich! 🙂
Monika napisał(a):
Pani Marleno. Ostatnio dowiedziałam się od witarian że nie trzeba suplementować wit D gdyż po pierwsze nie jest to witamina a hormon po drugie magazynuje się on w naszym organiźmie. I żeby nie chodzić latem w okularach przeciwsłonecznych bo one szkodzą. Nie wiem już co myśleć. Jakie jest Pani zdanie na ten temat?
Marlena napisał(a):
Zgadza się, witamina D jest uznana za witaminę, za składnik odżywczy choć ma działanie hormonopodobne i owszem, magazynuje się w ustroju, jednak również się codziennie zużywa, jest ciągły obrót w organizmie jeśli chodzi o witaminy czy składniki mineralne. Coś wchodzi (o ile wchodzi) i coś wychodzi/zużywa się. To samo tyczy się B12 – też ją magazynujemy (nawet dłużej niż witaminę D), ale jeśli ktoś nie uzupełnia zapasów to w końcu zapasy się kończą.
Chociaż uwielbiam witariańską dietę latem i bardzo mi ona służy (moje ciało wręcz domaga się jej, ale tylko latem), to nie uważam jej za „naszą wrodzoną dietę”: nie ma ani jednej Niebieskiej Strefy, która by była witariańska, spójrzmy prawdzie w oczy.
Można być zatem długowiecznym i zdrowym nie-witarianinem albo… chorującym witarianinem. Na grupie witarian padają bowiem częstokroć prośby o pomoc/poradę jeśli chodzi sposoby na przeziębienie, zawalone zatoki, ciągnący się tygodniami oskrzelowy kaszel itd. Ja myślę, że ideologia ma swoje granice i jest to granica zdrowego rozsądku oraz dostępnej wiedzy naukowej. Mając prawidłowy poziom witaminy D w ustroju po prostu się nie przeziębiamy.
Więc czy trzeba czy nie trzeba zoptymalizować sobie poziom witaminy D? Albo jakiejkolwiek innej witaminy? Niech każdy rozsądzi sam.
Aneta napisał(a):
Witam Marlenko, jestem Twoja duża fanka i od ponad roku uważnie śledzę Twojego bloga. Zapoczątkowałas u mnie zmiany na lepsze, tak jak to wielu znas internautów już pisalo 🙂
Dzięki Tobie jem nabiał,mięso w bardzo ograniczonych ilościach. Odkryłam orzechy i strączkowe 🙂 przeczytałam książki Fuhrmana. Wszystko byłoby super gdyby nie Candida. W ogóle nie mogę sobie z infekcjami intymnymi poradzić. Dobrze się odżywiam , w zasadzie nie jem słodyczy, a jeśli już to mało. Bmi mam 19, ćwiczę, odkąd się lepiej odżywiam wyeliminowałem całkowicie cellulit. Po dwójce dzieci każdy mi zazdrości wyglądu, promiennej cery. Tylko ta candida…. jak przestaje brać globulki od razu wraca. Próbowałam wszystkiego. Jem czosnek, pije aloes, olejek z oregano i zioła : czystek, pokrzywa, macierzanka, rumianek, jeżówka. Biorę vit d3 i C. Próbowałam borasol i jogurt naturalny miejscowo. Od dłuższego czasu nie współżyje, wiec zarażanie się wzajemne tez odpada (choć wcześniej tak myślałam). Marlenka, co jeszcze mogę zrobić? Tylko nie post… próbowałam , ale tylko schudłam i wyglądałam gorzej. Cały czas stosuje ssanie oleju i płukanie ust soda i woda utleniona. Na basen nie chodzę. Probiotyki tez przerobione. Nie mam już pomysłu….Pomóż!!!!
Marlena napisał(a):
Nie wiem czy to pomoże, ale pewna pacjentka od dr Dąbrowskiej pozbyła się wieloletnich infekcji intymnych po prostu codziennie pijąc sok spod domowych kiszonek. Spróbuj! Przepis na sok z kapusty tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/jak-zrobic-domowy-sok-z-kapusty-swiezy-lub-kiszony/
Poziom witaminy D musisz sobie sprawdzić, bo samo „biorę witaminę D” tak naprawdę nic nie znaczy, możesz jej brać mniej niż każdego dnia zużywasz i co wtedy? Podobnie z witaminą C – przypuszczam, że zwyczajnie bierzesz za mało.
Aneta napisał(a):
Dziękuję! Spróbuję!
Agnieszka napisał(a):
Potwierdzam. Będąc w ciąży doskwierały mi infekcje okolic intymnych. Bardzo pomogło mi picie soku z kiszonych ogórków i buraków (ten można robić cały rok i pić też cały rok :)) Dodatkowo po każdym skorzystaniu z toalety i przy porannym i wieczornym myciu, na koniec przemywałam okolice intymne wodą z octem jabłkowym, wymieszane 1:1) – po 2,3 dniach problem znikał. Jednak stosuję tę metodę do dziś, piję soki i podmywam się wodą z octem. Pozdrawiam i życzę zdrowia
Aneta napisał(a):
A ile myślisz powinnam tego wypić? Na czczo?
Marlena napisał(a):
Nie wiem ile piła tamta pacjentka, ale gdybym to ja miała sobie zapodać taką kurację to byłoby to jak myślę ok. 0.5-1 l rozbite na cały dzień (powiedzmy 3 razy dziennie po 0.5-1 szklaneczki). Zakwas buraczany też polecam! Kosztuje grosze, a robi cuda dla zdrowia. 🙂
Agnieszka napisał(a):
Piłam na czczo po 1 szklance soku (z ogórków lub buraków), małymi łyczkami 🙂
Nanib napisał(a):
Dzień dobry Marleno.
Mam pytanie. Byłem dziś u gastrologa ze względu na słabe trawienie (mam też niedowagę). Za miesiąc chce mi zrobić gastroskopie i badania moczu, kału i biopsje, żeby wszystko zbadać. Mówi że mogę mieć problemy z kosmkami jelitowymi, ale że nic póki co nie wiadomo.
Powiedział, że nie ma sensu robić badań teraz, bo jak wyjdzie coś dziwnego to nie będzie wiadomo czy to choroba czy inny czynnik, dlatego żeby wykluczyć wszystko inne, mam przez miesiąc brać 4 leki. Troszkę się przestraszyłem, że tyle leków, ale analizując to wszystko jest tam probiotyk, 2 leki na trawienie (maślan sodu i enzymy trzustkowe), ale również co prawda w najmniejszej dawce (20mg), ale inhibitor pompy protonowej. Powiedział, że od razu po zapachu moim z ust poznaje, że mam lekką nadkwasotę i że sobie pogarszam to dodając dużo kwasu (owoce i kiszonki) i że to co jest zdrowym żywieniem dla zwykłego człowieka nie koniecznie znaczy że jest zdrowie dla mnie. Jak spytałem się czy konieczne jest branie inhibitora to powiedział, że jeśli chce żeby mnie leczył to tak. Szczerze z oporami zgodziłem się na zmniejszenie kwasu żołądkowego na te 4 tygodnie, choć jeśli powie że mam brać to na stałe to chciałbym zaprotestować. Wiem że pisałaś kiedyś że sok z kapusty również dobrze działa w tym celu. Dodam, że lekarz ma opinię świetnego fachowca, choć z dietetyki mam wrażenie że nie jest sową ;), ale dla dalszego badania zgodziłem się na leki.
Tyle jednak pisałaś o nadużywaniu neutralizacji kwasów, a tu przy pierwszej wizycie coś takiego. Co o tym myślisz Marleno? Jesteś wstanie coś podpowiedzieć? Przepraszam za długość, ale gdyby nie ten lek w ogóle nie zawracał bym głowy.
Marlena napisał(a):
Mam wrażenie, że to lekarz raczej z tych kumatych. Inaczej zapisałby Ci tylko inhibitor i kazał nie zawracać głowy, następny proszę. 😉
Na jego miejscu zleciłabym jednak również zbadanie poziomu witaminy D w Twoim ustroju. Ponieważ on tego nie zrobił – zrób to sam. Możesz być nieźle zdziwiony. Problemy bowiem z układem pokarmowym OWSZEM mogą wynikać również z deficytu słońca i produkowanej pod jego wpływem witaminy D.
Na Pubmedzie znajdziemy mnóstwo ciekawych badań na ten temat: a to witamina D pozytywnie modyfikuje naszą mikroflorę jelitową (żyjątka w jelitach też lubią słońce!), a to chorym na chorobę Crohna podano witaminę D i pozyskano remisję, której nie odnotowano w grupie przyjmującej placebo, a to powiązano deficyt witaminy D z refluksem (bo witamina D wpływa na siłę mięśni, również mięśnie zwane zwieraczami jak np. zwieracz przełyku), a to witamina D wpływa na „tight junctions” pomiędzy kosmkami jelitowymi (połączenia) żeby były ścisłe, zamiast rozlazłe… itp. itd. Mechanizmy działania są wielorakie, ale wniosek jest jeden: nie sposób mieć sprawnego układu pokarmowego bez zoptymalizowania poziomu witaminy D w ustroju.
Od tego należy zacząć. Bo co z tego że zrobimy badania i będziemy wiedzieć CO TAKIEGO się dzieje, skoro nie będziemy wiedzieć DLACZEGO? Doprowadzając poziom witaminy do optymalnego (50-70 ng/ml) przynajmniej wykluczamy jeden czynnik ryzyka: deficyt witaminy D. Jeśli przy prawidłowym poziomie witaminy D nadal coś jest nie tak, to dalej szukamy o co chodzi. Poruszyłabym ten temat z lekarzem zwracając jego uwagę na witaminę D i jej rolę w prawidłowym funkcjonowaniu układu pokarmowego (oprócz kilku innych układów bowiem receptory dla witaminy D rozsiane są po całym ustroju, nie tylko w ukł. pokarmowym).
Tak czy inaczej zoptymalizowanie poziomu witaminy D ma wpływ na tak wiele spraw (ta witamina reguluje ekspresję kilkuset genów bezpośrednio i nawet do 2000 genów pośrednio), że zoptymalizowanie jej poziomu w ustroju wyjdzie tylko każdemu na dobre.
Leki są błogosławieństwem używane rozumnie i przekleństwem gdy nadużywane. Czy to dobre posunięcie zmniejszyć na 30 dni poziom kwasów w żołądku za pomocą inhibitora? Niewykluczone. Twoja śluzówka żołądka może być już uszkodzona, podrażniona i w stanie zapalnym. Czy masz nadkwasotę? Owszem, możliwe – nie wszyscy mają niedokwasotę z objawami nadkwasoty. Nadkwasota jest faktem i również może mieć miejsce.
Zaufaj lekarzowi – wydaje się być fachowcem. Nic nie szkodzi, że nie jest wszechwiedzący (tylko Pan Bóg wie wszystko, człowiek ma prawo nie wiedzieć) albo ma jakieś luki w wiedzy (szczególnie dietetycznej). Wiedza medyczna (i dietetyczna zresztą też) idzie tak szybko do przodu, że ciężko jest ogarnąć wszystko, tym bardziej gdy normalnie przyjmuje się pacjentów i czasu na doszkalanie się czy szperanie po Pubmedzie nie zostaje wiele. Na temat witamin czy odżywiania zbyt mało się uczy studentów medycyny: główny przedmiot to niestety farmakologia.
Co do pokarmów: lekarz ma rację, że nie wszystko jest zdrowe dla wszystkich. Dietę należy dostosować pod siebie, a nie pod modę, tradycję czy ideologię. Obiektywnie pokarm zdrowy dla ludzi zdrowych może być dla nas niekorzystny w danym momencie gdy zdrowi nie jesteśmy.
Inna sprawa: leki z grupy IPP powodują zwiększenie niedoborów witamin i minerałów, w tym magnezu (i jeszcze witaminy B12, C, wapnia, żelaza: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC4110863/) dlatego na Twoim miejscu przez ten miesiąc przyjmowania IPP pomoczyłabym sobie profilaktycznie nóżki codziennie w solance magnezowej (siarczan albo chlorek, garść-dwie soli magnezowej na miskę wody).
Zatankuj magnez przez skórę, bo przez układ pokarmowy nie będzie to takie efektywne. A jeśli okaże się, że masz deficyt witaminy D i potrzebna będzie suplementacja, to magnez będzie niezbędny do przetworzenia jej w aktywny biologicznie metabolit (nota bene synteza skórna gdy świeci słońce też jest magnezozależna!).
Witamina B12 jeśli układ pokarmowy szwankuje z jej wchłanianiem, to można dostarczać ją przez śluzówki (spray donosowy B12 np. CureSupport jest do nabycia online, doskonale się wchłania). Nota bene bez witaminy B12 układ pokarmowy też szwankuje, to bardzo ważna witamina i również modulator naszej mikroflory (i podobnie jak wit. D3 ma ona działanie bardziej jak hormon niż witamina, ale pozostańmy przy tradycyjnym nazewnictwie).
Nanib napisał(a):
Dziękuję serdecznie. Jesteś niesamowita. Uspokoiłaś mnie 🙂 Ze względu na opinię o nim, miłą wizytę i jego zapracowanie, chcę się zastosować i usprawiedliwiłem zbywającą odpowiedź, że mam brać i tyle – do niego się dostać jest wyzwaniem (terminy dłuższe niż normalnie na fundusz, a i o ten termin nie łatwo się uprosić 😀 ).
Chodzi mi teraz bardziej jak się przygotować jeśli powie, żebym brał to na stałe? Czy są alternatywy czy lepiej się zgodzić? ? Twoim zdaniem sok z kapusty ma szansę zastąpić lek na obniżenie kwasu? I w takim razie nie może być kiszony sok? Faktycznie mam unikać owoców? zrezygnowałem z kwaśnych (np. cytryny), a pół kwaśne i niekwaśne jem. Nie mam też zgagi ani jakichkolwiek objawów jednoznacznie wskazujących na nadkwasotę poza tym że pan doktor wyczuł, że jest lekka w oddechu, więc to zapewne delikatna przypadłość. Dziękuję jeszcze raz i dłużej nie męczę 🙂
Wit D zasugerowałem – pokazałem stare badanie z niedoborem, ale nie zainteresował się niestety, więc sam się tym zajmę 🙂
Marlena napisał(a):
Jeśli nie zainteresował się poziomem witaminy D to znaczy, że nie jest takim dobrym fachowcem za jakiego go uważają. W ludzkim ustroju wszystko jest ze wszystkim powiązane. Do szczęścia potrzebujemy świeżego pokarmu, czystej wody, słońca, kontaktu bosymi stopami z ziemią i dobrego snu. Oraz świętego spokoju, oczywiście. Bo stres jest czynnikiem chorobotwórczym chyba najgorszym ze wszystkich możliwych.
Ja bym unikała owoców jedynie tych, po których są jakieś „sensacje”. Nie ma sensu jeść czegoś, co tylko wzmaga nasze problemy. Jeśli zaś coś jest dobrze trawione to… czemu nie? Oprócz witaminy D zajmij się też inną rzeczą, która zapewne panu doktorowi do głowy nie wpadła, a mianowicie nietolerancjami pokarmowymi, ponieważ one też się wiążą z dolegliwościami ukł. pokarmowego, pisałam o tym tutaj: https://akademiawitalnosci.pl/ktore-pokarmy-nie-wspolgraja-z-twoim-organizmem-domowy-test/
Dodam, że deficyt witaminy D mocno sprzyja nietolerancjom pokarmowym i wynikającym z nich późniejszym różnym problemom – od łagodnych (jak zaburzenia trawienia) aż do poważnych chorób (np. autoimmunologicznych) włącznie.
Kosmki jelitowe napędzane są kosmicznym paliwem. Słonecznym znaczy się. 🙂 Bez tego paliwa „więdną”.
Proszę, tutaj praca na ten temat o jasnym jak słońce (nomen omen) tytule „Vitamin D and the digestive system”, napisana przez naukowca (prof. Walter Stumpf), który chyba najbardziej przyczynił się do poznania roli witaminy D w ludzkim ustroju (odkrył jej receptory w wielu tkankach): https://www.unc.edu/~stumpfwe/bio/Vitamin%20D%20and%20the%20Digestive%20System.pdf
Przeczytać, obejrzeć rysunki, wydrukować, a nawet w razie potrzeby zanieść panu doktorowi (niech się doszkoli) dzieląc się z nim swoimi wątpliwościami czy aby na pewno zaniedbując rolę witaminy D leczenie idzie w dobrym kierunku.
A czy pan doktor zapytał „jak pan żuje?”. Pytam dlatego, że na poziomie fizjologicznym wydzielanie kwasów żołądkowych regulowane jest odruchem żucia. Gdy żujemy pokarm to wydziela się kwas w żołądku w przygotowaniu na przyjęcie pokarmu – tak to Matka Natura zaprojektowała. Wszystko perfekcyjnie. Jak ktoś coś spieprzył to tylko my, ona na pewno nie. Sęk w tym, że aktualna epidemia „niedokwaszonego żołądka” wynika z tego, że obecnie ludziska lubią wszystko przetworzone, papkowate, nie żują. Jedzą w biegu, byle szybko połknąć i dalej, jazda, bo przecież nie ma czasu, dzisiaj na nic nie ma czasu! Jednak gdy nie żują nie mają kwasu. I często nawet o tym nie wiedzą.
Jeśli lekarz podejrzewa zaś u Ciebie nadkwasotę (co jest dużo rzadsze niż niedokwasota, ale może się zdarzyć), to powinien zalecić Ci przez pewien czas dietę papkowatą, maksymalnie rozdrobnioną, a nawet płynną (genialny jest post na sokach świeżo wyciskanych warzywno-owocowych, szczególnie właśnie z kapusty) – właśnie po to byś nie jadł pokarmu wymagającego żucia (podczas żucia bowiem produkcja kwasów się wzmaga, co powodować może nasilenie symptomów).
Nanib napisał(a):
Fakt nie pytał czy żuję. Tą kwestie Ty mnie nauczyłaś 🙂 Ostatnio przeczytałem w ekspresowym tempie wszystkie Twoje artykuły (tak to mnie wciągnęło) 😀 Dużo pytał o emocje, stresy, a z jedzenia pytał o gluten czy kiedyś był wykluczany, bo to częsty problem, ale jeść mi kazał wszystko i nie wyłączać też teraz glutenu, aby nie zaburzać wyników przyszłych badań.